Wskazówki dla królewskiej kochanki! Syfilis – jak rozpoznać objawy! Pora-dy seksualne dla kobiet i mężczyzn. W łóżku z królem – czy to najlepsze posunięcie dla ambitnej kobiety? Zapomnijcie o »Cioci dobra rada«, zapytajcie Chiffincha!”. To nie nagłówek nowego działu porad w XVII-wiecznym magazynie lifestylowym (bo takie jeszcze nie istniały), ale współczesnego oficjalnego komunikatu prasowego szacownej królewskiej rezydencji, podlondyńskiego Pałacu Hampton Court, zapowiadającego wystawę poświęconą sekretom królewskich sypialni. Dlaczego jej organizatorzy uznali, że niejaki William Chiffinch doskonale nadaje się na głównego bohatera współczesnej kampanii reklamowej?
Nieoficjalny tytuł „Naczelnego Rajfura Jego Królewskiej Mości” nie przynosił chwały nawet na słynącym z mocnego rozluźnienia wszelkich norm obyczajowych angielskim dworze czasów Karola II. Chiffincha, czyli człowieka, który go nosił, znali jednak wszyscy. I wszyscy mu zazdrościli. Choć złośliwie wytykano mu, że jego głównym zadaniem było czuwanie, by w królewskim łożu pojawiały się kolejne kochanki, w rzeczywistości miał wiele innych obowiązków – często nader zaskakujących, biorąc pod uwagę nadany mu przez złośliwców przydomek. W efekcie jego kariera to doskonała ilustracja tego, jak w drugiej połowie XVII wieku funkcjonował londyński dwór, oraz jak osoba bez szlachetnego pochodzenia, tytułów i piastująca niewiele znaczące stanowisko w rzeczywistości mogła bardzo dużo.
SWÓJ CHŁOP W KORONIE
To, że William Chiffinch „wypłynął” na szersze wody, było rezultatem wielu, często połączonych ze sobą czynników. Duże znaczenie miała z pewnością jego relacja z Karolem II. Najstarszy syn Karola I – jedynego angielskiego władcy, który skończył na szafocie – był całkowitym przeciwieństwem ojca. Odzyskał tron nie ze względu na osobiste przymioty, lecz z powodu zaskakująco korzystnego dla Stuartów rozwoju wypadków. Jednak – ku zdumieniu wielu obserwatorów – jako król Karol II okazał się całkiem skuteczny. Prowadził sensowną politykę zagraniczną, umiał radzić sobie z kryzysami wewnętrznymi, a także nawiązać dość dobre relacje z poddanymi. Pomagały mu w tym z pewnością bezpośredniość i poczucie humoru – w przeciwieństwie do swego młodszego brata księcia Yorku, uważanego za sztywnego bufona, Karol cieszył się opinią „swojego chłopa”, który nie stroni od wina i dobrej zabawy oraz z każdym potrafi znaleźć wspólny język. Jego panowanie przyniosło zmiany – odeszła ciężka i ponura atmosfera poprzedniej dekady. Po latach wojen domowych i rządów Republiki oraz Cromwella była to dla Anglików, a zwłaszcza londyńczyków, miła odmiana.
Z punktu widzenia Karola sprawa była bardziej skomplikowana. Król wiedział, że Stuartów nie stać, by ponownie ryzykować kolejny otwarty konflikt z poddanymi. Wizerunek „wesołego monarchy” pomagał mu w osiąganiu celów, ale tak naprawdę historia ojca oraz gorzkie doświadczenia z czasów emigracji wywarły na nim wyraźne piętno. Darzył zaufaniem jedynie nieliczną grupę współpracowników i często korzystał z usług osób, które towarzyszyły mu jeszcze na wygnaniu.
Jedną z nich był Thomas Chiffinch, starszy brat Williama. To dzięki niemu ten drugi trafił po restauracji Stuartów na dwór. Tak rozpoczęła się relacja władcy i służącego, która z czasem przerodziła się w coś, co można nazwać wręcz przyjaźnią. O tym, jak wielkim zaufaniem darzył go Karol II, świadczy zapewne fakt, że to właśnie on był pośrednikiem w sprawach finansowych pomiędzy królem a Francuza-mi. Niezbyt majętny król Anglii regularnie przyjmował bowiem wsparcie finansowe od Ludwika XIV, z którego szczodrobliwości korzystał zresztą także przed restauracją monarchii. Zachowane źródła sugerują również, że Chiffinch był zaangażowany w różnego rodzaju działalność wywiadowczą [czyt. Eliksir prawdy]. Wiadomo, że przez jego ręce przechodziły ogromne sumy przeznaczone na tajne służby, a on sam otrzymał kilkadziesiąt wypłat z tego właśnie funduszu.
KRÓLEWSCY
O wygodę króla dbało kilkadziesiąt osób należących do tzw. sypialni (Bedchamber), czyli części dworu zajmującej się bezpośrednią obsługą monarchy. Najwyżej w hierarchii znajdowali się gentlemani – zazwyczaj przedstawiciele rodzin arystokratycznych, dla których stanowisko to było synekurą, gwarantującą jednak regularny kontakt z królem. Kolejną grupę stanowili paziowie, którzy strzegli dostępu do władcy, a z czasem stali się odpowiedzialni m.in. za dostarczenie posiłków i wykonywanie królewskich zleceń, np. przywoływanie kolejnych interesantów lub przekazywanie poczty. Jeden z nich otrzymywał tytuł „strażnika gabinetu” (keeper of the Closet) i kierował pracą pozostałych. Prywatna praczka, szwaczka oraz krochmalarka (i ich asystenci, bo każda z nich nadzorowała po kilka osób) zajmowali się z kolei królewską garderobą i bielizną. Miejsce na samym dole przypadało ekipie porządkowej – osobistej królewskiej sprzątaczce (tzw. necessary woman) i jej pomocnikom, do których obowiązków należało utrzymywanie czystości w apartamencie oraz opróżnianie królewskiego nocnika.
Szczególny charakter relacji obu mężczyzn podkreślają dwa wydarzenia. To właśnie Chiffinch był osobą, która uświadomiła królowi, że jego oficjalna metresa Barbara Villiers, lady Castelmaine, nie jest mu wierna. Więc Karol raczej nie jest ojcem dziecka, którego właśnie się spodziewała. Pewnie dla każdego innego dworzanina oznaczałoby to koniec kariery (przecież nikt nie lubi dowiadywać się od własnego sługi o tym, że jest rogaczem), ale Chiffinch poradził sobie w tej „kryzysowej” sytuacji.
I to on zajmował się Karolem w ostatnich dniach życia. Gdy po wieczornym spotkaniu przy karcianym stoliku, które odbyło się 1 lutego 1685 r., władca poczuł się źle, Chiffinch pomógł mu przejść do sypialni i wezwał lekarzy. Nie zdołał jednak najwyraźniej zapobiec zaproponowanej przez nich „kuracji”: puszczaniu krwi, ziołowym okładom, podawaniu osłabionemu pacjentowi środków przeczyszczających i przedziwnych farmaceutyków. Gdy stało się jasne, że królowi zostało niewiele czasu, Chif-finch wykonał jego ostatni rozkaz – sprowadził do królewskiej sypialni ojca Johna Huddlestone’a, benedyktyna, którego Karol znał jeszcze z czasów wygnania, by ten przyjął katolickie wyznanie wiary umierającego monarchy.
SEKRET TYLNYCH SCHODÓW
O szczególnej roli, jaką Chiffinchowi przy-szło odgrywać w życiu Karola II, decydował jednak także – co może dziś nieco zaskakiwać – układ pomieszczeń w królewskim pałacu! Podobnie jak na większości innych dworów, również w Londynie każdy (!) znośnie wyglądający przybysz miał okazję ujrzeć króla w czasie, gdy przemieszczał się z jednej części rezydencji do drugiej, gdy wyjeżdżał z pałacu lub spożywał posiłek w swych oficjalnych apartamentach. Dostęp do dalszych pomieszczeń, takich jak sala zebrań rady królewskiej czy większość prywatnych komnat władcy, miała już mniejsza grupa dworzan i urzędników. Do serca królewskiego apartamentu bez specjalnego zaproszenia wejść mogli jedynie wybrani – głównie prywatni służący monarchy [patrz: Królewscy].
Chiffinch zaczynał karierę jako paź, ale szybko awansował. W 1666 r., po śmierci starszego brata, przejął po nim stanowisko „strażnika gabinetu” – osoby kontrolującej dostęp do królewskiego apartamentu. W ten sposób zyskał nieograniczony kontakt z władcą.
William musiał być z tego bardzo dumny i niekiedy nieco nadużywał swych przywilejów. W sierpniu 1667 r. pamiętnikarz Samuel Pepys zanotował, że przy okazji wizyty w Whitehall on i jego towarzysz natknęli się przypadkowo na Chiffincha. Ten, spostrzegłszy, że zainteresowały ich obrazy zdobiące jeden z pałacowych korytarzy, „z własnej inicjatywy zabrał nas do królewskiego gabinetu, by pokazać nam zebrane tam arcydzieła. Jest to zaprawdę wyjątkowe pomieszczenie i zdobi je ogromna liczba pięknych obrazów, które wyszły spod pędzla największych mistrzów. Spędziliśmy tam trzy czy nawet cztery godziny, swobodnie je oglądając, a Chiffinch wydawał się znajdować wielką przyjemność w pokazywaniu nam i komentowaniu widocznych tam płócien”.
SCHADZKI PO SĄSIEDZKU
Zwyczaj oddawania władcom lub członkom rodziny królewskiej do dyspozycji prywatnych wiejskich rezydencji tak, by mogli umówić się tam na romantyczne spotkanie, przetrwał długo. Edward VII, jeszcze jako książę Walii, dokonywał miłosnych podbojów w czasie weekendów w domach przyjaciół. Gospodarzy informował po prostu, którą damę należy umieścić w pokoju sąsiadującym z jego kwaterą. Już w XX wieku przy okazji różnego rodzaju skandali obyczajowych z udziałem przedstawicieli Windsorów okazywało się, że najczęściej spotykali się ze swoimi kochankami właśnie w domach znajomych lub krewnych. Po wybuchu tzw. Camillagate i ujawnieniu romansu księcia Karola i Camilli Parker-Bowles okazało się, że wielokrotnie korzystali nie tylko z rezydencji Glyn Celyn House w Powys w Walii, ale także z domu siostry Camilli w Dorset.
Co więcej, król i służący spędzali większość czasu blisko siebie, bo Chiffinch zamieszkał w apartamencie sąsiadującym z królewską sypialnią i gabinetem. Wiązało się to z tym, że Karol II powierzył mu też inne, wydawałoby się mało znaczące, zadanie: pilnowanie ruchu na tylnej klatce schodowej prowadzącej bez-pośrednio do królewskiego gabinetu i sypialni. Jako „paź tylnych schodów” (page of the backstairs), bo taki zabawny tytuł otrzymał, w pełni kontrolował teraz dostęp do króla.
Ale przede wszystkim był osobą, która pomagała władcy, kiedy ten chciał wymknąć się z pałacu. Tylne schody prowadziły bezpośrednio nad Tamizę i umożliwiały potajemne spotkania z osobami, z którymi król oficjalnie nie mógł lub nie powinien być kojarzony. Wystarczyło mieć łódź, podpłynąć do pałacowej przystani, no i oczywiście znać Chiffincha!
To właśnie w komnatach służącego regularnie zbierali się też przedstawiciele stronnictwa królewskiego. Takie potajemne narady z królem były szczególnie istotne ze względu na komplikującą się sytuację polityczną i wyznaniową – Karol i jego zwolennicy skłaniali się ku katolicyzmowi, następca tronu Jakub, książę Yorku, w zasadzie przestał kryć się z faktem, że wrócił na łono Rzymu, zaś duża część społeczeństwa pałała szczerą odrazą do „papizmu”.
Z czasem spotkania stały się tajemnicą poliszynela. Przyczynili się do tego nie tylko sami uczestnicy, ale także król, który zdał się całkowicie na pomoc Chiffincha w prowadzeniu swego „tajemnego” grafiku spotkań. „Miałem tak dużo zajęć przez ostatnie dwa dni, że nie miałem czasu by porozmawiać z twoim człowiekiem – pisał do jednego ze swoich współpracowników – ale teraz, jeśli przyślesz go do mieszkania Willa Chiffincha o siódmej wieczorem, ten przyprowadzi go potajemnie do mnie”.
Król lubił zresztą, gdy Chiffinch znajdował się w jego pobliżu nie tylko w Londynie, ale także poza stolicą. W efekcie służący utrzymywał również dom w Newmarket, gdzie dwór udawał się regularnie, by brać udział w polowaniach, oraz w Bray w pobliżu Windsoru. Ten drugi, wydzierżawiony od jednego z windsorskich duchownych, Chiffinch bardzo często udostępniał Karolowi jako miejsce potajemnych schadzek z kolejnymi kochankami [patrz: Schadzki po sąsiedzku].
SPRAWCA WIELU CIĄŻ
I to właśnie ta „część” działalności Chiffincha przyniosła mu największą sławę. Nie ulega wątpliwości, że w czasach Karola II angielski dwór nie był miejscem, w którym dobrze po-czułaby się osoba o pruderyjnym podejściu do życia. Hazard, różnego, nie zawsze wysokiego lotu rozrywki i piękne damy niemające oporów przed nawiązywaniem dłuższych czy krótszych romansów – tak mniej więcej można opisać panujące tam zwyczaje. Wśród dworzan nie brakowało prawdziwych rozpustników – na czele z Johnem Wilmotem, hrabią Rochester, zdolnym poetą, ale niepoprawnym utracjuszem i autorem obscenicznych poematów i sztuk teatralnych. Na porządku dziennym były poza-małżeńskie ciąże (zdarzało się, że do ojcostwa dziecka przyznawało się dwóch lub nawet więcej potencjalnych „tatusiów”), choroby weneryczne, skandale obyczajowe i pijatyki.
ELIKSIR PRAWDY
Chiffinch słynął z wyjątkowo mocnej głowy. Na dworze krążyły legendy o tym, że po wielogodzinnych pijatykach, gdy ich inni uczestnicy dawno tracili świadomość, on pozostawał nadal przytomny. Co więcej, miał wykorzystywać takie okazje do zdobywania informacji, którymi w innych okolicznościach jego koledzy od kieliszka z pewnością by się z nim nie podzielili, a następnie przekazywać je królowi. Kilka z jego „ofiar” sugerowało, że pomagał mu w tym specjalny eliksir – tzw. królewskie krople, zawierające sproszkowane kości ludzkiej czaszki. Ich wyrobem miał podobno zajmować się sam Karol II, który interesował się nauką i chętnie przeprowadzał różnego rodzaju eksperymenty, a ich wynikami dzielił się ze swym zaufanym sługą. Jak działał ów specyfik, opisał prawnik i polityk Richard North, który po jednej z pijatyk z Chiffinchem w Winsorze wspominał, że „był on wyjątkowo uszczęśliwiony mogąc przechytrzyć swoich gości, zaprawiając ich wino owymi kroplami. Wypiłem bardzo niewiele – pisał – ale mimo to dużo kosztowało mnie by utrzymać się na nogach. Udało mi się przejść przez taras i park, ale w końcu zległem na ziemi wśród krzaków na kraju skarpy. Leżałem tam sześć godzin, i nie wiem, czy ktoś mnie widział w takim stanie czy nie…”.
Taka sytuacja niespecjalnie oburzała króla, który sam czerpał z życia pełnymi garściami. Oczywiście, nie po raz pierwszy na angielskim tronie zasiadał człowiek ze słabością do urodziwych kobiet. Henryk VIII miał – oprócz słynnych sześciu żon – liczne kochanki i kil-koro nieślubnych dzieci, ale zazwyczaj trzymał je poza dworem. Karol postępował zupełnie inaczej – wzorował się tu raczej na swym ciotecznym bracie, królu Francji Ludwiku XIV.
Monarcha afiszował się kolejnymi podbojami, obdarzał swoje metresy cennymi prezentami, nadawał im arystokratyczne tytuły, kupował domy… Wszyscy wiedzieli, z którą, a często z którymi – ponieważ Karol ciągnął zazwyczaj kilka romansów równolegle – aktualnie sypia. Nic dziwnego, że potrzebował kogoś, kto zadba o szczegóły techniczne i logistykę. I tu właśnie niezastąpiony okazał się Chiffinch… Ponieważ łatwo było się domyślić, kto służy Karolowi pomocą, William z czasem stał się bohaterem przeróżnych historyjek, a nawet złośliwego kupletu: „Działo się to gdy zmierzch zapadał/ I Anglii król już się pokładał/Gdy jako zdobycz Chiffinch mu niewiastę składał”.
PROTESTANCKA DZIWKA I KATOLICKA LAFIRYNDA
Trzeba przyznać, że Chiffinch miał pełne ręce roboty nie tylko ze względu na ilość przygód swego pana. Problem stanowiło bowiem najczęściej to, z kim król romansował. Otóż Karol nie był wybredny, jeśli chodzi o pochodzenie czy inne „pozacielesne” atrybuty kochanek. Zdarzało mu się zapałać namiętnością zarówno do kurtyzan, jak i arystokratek, do rodowitych Angielek, ale także do Francuzki i Włoszki.
Wbrew obiegowym opiniom król zazwyczaj wyszukiwał je sam – Nell Gwyn i Moll Davis wypatrzył w teatrze – nie gardził jednak i podsuwanymi mu atrakcyjnymi młódkami. Nic dziwnego, że zdarzało się, iż różne stronnictwa polityczne próbowały wykorzystać słabość króla do kobiet. I tak Louise Renée de Kérouaille, późniejsza księżna Portsmouth (znana również jako Fubby, czyli Tłuścioszek), miała być prezentem od Ludwika XIV, który liczył, że jako metresa zdoła skłonić Karola do prowadzenia dogodniejszej dla Francji polityki zagranicznej. Inni uważali, że jej romans z królem to efekt katolickiego spisku – podejrzewano, że Francuzka spróbuje skłonić króla do zmiany wyznania. Pewnego dnia tłum chciał ją nawet zlinczować! Na jednej z londyńskich ulic zatrzymano powóz, sądząc, że podróżuje nim właśnie Louise. Okazało się jednak, że w środku znajduje się inna królewska kochanka Nell Gwyn. Kobieta opanowała sytuację, żądając zdecydowanie, by zostawiono ją w spokoju, ponieważ jest „protestancką dziwką”!
KOCHANKI NA WOJNIE
Z kolei Hortensję Mancini – dawną miłość króla z czasów wygnania, której Karol miał się wtedy nawet podobno oświadczyć – ściągnął do Londynu lord Montague, który liczył, że za jej pośrednictwem poprawi swoje notowania u władcy. Plan udał się jedynie częściowo – Hortensja „wygryzła” Louise de Kérouaille ze stanowiska oficjalnej kochanki, ale sama straciła je, gdy okazało się, że… wdała się w romans z nieślubną córką Karola, zaledwie 15-letnią hrabiną Sussex.
Oczywiście wszystkie te pa-nie darzyły się szczerą antypatią i były zazdrosne o swą pozycję. Dochodziło do spięć i nieprzyjemnych sytuacji. Nell Gwyn, wiedząc, że król zapowiedział się z wieczorną wizytą u Moll Davis, zaprosiła dawną koleżankę ze sceny na podwieczorek i podała jej placek nafaszerowany środkami przeczyszczającymi. Z kolei Lady Castelmaine, chcąc zniechęcić Karola, który w 1666 roku zapałał uczuciem do młodej dwórki Frances Stewart, do dalszych prób jej uwiedzenia, zawiązała prawdziwy spisek. Skłoniła monarchę, by niezapowiedziany zjawił się w apartamencie „La belle Stewart”, jak nazywano na dworze Frances, by nakryć ją in flagranti z księciem Richmond. Chiffinch brał udział w tym ostatnim zdarzeniu – to on miał wprowadzić nie-umówioną wcześniej z królem hrabinę do królewskiego gabinetu i skłonić władcę, by ten jej wysłuchał.
To wszystko pokazuje, po jak grząskim gruncie stąpał Chiffinch. Niełatwo było przecież kontrolować nieobliczalne kochanki, równocześnie ich nie obrażając i dbając, by ich wybryki nie absorbowały zanadto króla. To niewdzięczna praca, ale ktoś musiał ją wykonywać…
RAJFUR FILANTROPEM
Chiffinch nigdy nie nadużył zaufania, jakim obdarzał go Karol II. Znając jego najskrytsze sekrety, pozostał dyskretny. W ramach ostatniej przysługi zajął się nieślubnym synem Karola księciem Monmouth, który stanął na czele rebelii przeciwko Jakubowi II i zgłosił pretensje do korony. Gdy książę został pojmany i uwięziony w Whitehall (skąd jednak wyekspediowano go następnie do Tower, z której czekała go już jedynie droga na szafot), Chiffinch przygotował dla niego kwaterę i podjął kolacją. Mimo to nie stracił swej pozycji na dworze. Najwyraźniej nowy władca uznał, że „królewski rajfur” wie na tyle dużo, że lepiej mieć go w pobliżu. Co więcej, w tym samym okresie Chiffinch został szacownym członkiem parlamentu oraz zajął się zarządzaniem swym całkiem już wtedy sporym majątkiem (gdy zmarł w 1691 r., okazało się, że te zasoby oceniano na 20 tys. funtów – w dzisiejszych czasach należałby do multimilionerów).
Jak wynika z wielu współczesnych relacji, William, nawet gdy znajdował się u szczytu swej nieoficjalnej potęgi, zachowywał się wobec wszystkich przyjaźnie i z dużym taktem. Bardzo dobrze wypowiadał się o nim choćby Pepys, który kilkakrotnie miał okazję spędzić z Chiffinchem nieco czasu, zajadając pieczone kurczęta i wędzone śledzie. Nawet gdy Chiffinchowi zdarzyło się wejść z kimś w konflikt, uważano zazwyczaj, że to bardziej efekt tego, iż sumiennie wypełnia swe obowiązki wobec króla, niż jego złej woli. Kilku wrogów musiał chyba jednak mieć, bo ktoś w końcu wymyślił jego niewybredny przydomek…
Zdając sobie z niego sprawę, William dość szybko zaczął inwestować w naprawę swego wizerunku. Już w latach 70. został jednym z dobroczyńców szpitala w Salisbury, któremu przekazał znaczącą darowiznę. Do dziś ścianę szpitalnego budynku zdobi tablica upamiętniająca ten zapis i jego samego.
Zadbał też o przyszłość swego jedyne-go dziecka – w 1681 r. wydał córkę Barbarę za Edwarda Villiersa, późniejszego hrabiego Jersey. Małżeństwo to oznaczało dla rodziny Chiffincha istotny awans i z całą pewnością było znaczącym sukcesem dla kogoś, kto zaczynał karierę jako paź. Potwierdzało też, że chociaż tytuł królewskiego rajfura nie był powodem do dumy, to nie był aż tak wielkim piętnem. Tym bardziej że z tej roli Chiffinch wywiązywał się naprawdę dobrze…