Nie ma co się oszukiwać, najważniejszy jest sprzęt i rzeczywiste osiągnięcia, które przybliżają nas do pierwszego w tym wieku lądowania na Księżycu. Nie zmienia to jednak faktu, że dobrze by było, aby opinia publiczna wiedziała, do czego to wszystko zmierza. Zarówno Amerykanie w ramach programu Artemis, jak i Chińczycy w ramach swojego własnego programu księżycowego, mają obecnie plany znacznie wykraczające poza samo lądowanie na Księżycu, zebranie z powierzchni paru kamieni i przywiezienie ich na Ziemię. Obie agencje bowiem planują nie tylko regularne loty załogowe na Księżyc, ale także budowę własnych baz załogowych, w których badacze będą mogli przebywać na Księżycu i realizować swoje programy badawcze.
Czytaj także: Rosja i Chiny zbudują wspólną bazę na Księżycu. Nie chcą oddać pola NASA
Ze względu na obecność sporych ilości lodu wodnego, obie agencje skupiają się na planach budowy bazy księżycowej w okolicach południowego bieguna naszego satelity. To tam znajdują się kratery, do których nigdy nie zagląda Słońce. Na ich dnie panuje zatem nie tylko wieczna ciemność, ale i ekstremalnie niska temperatura. Jakakolwiek cząsteczka wody, która tam wyląduje, już tam zostaje. To w ten sposób miała tam na przestrzeni miliardów lat gromadzić się woda w formie lodu. Teraz ta woda może się przydać zarówno do picia dla astronautów, jak i do produkcji paliwa rakietowego bezpośrednio na Księżycu.
Skoro jednak na razie jesteśmy jeszcze 5-6 lat przed lądowaniem, to plany budowy bazy księżycowej wydają się wciąż odległe.
Chińska agencja kosmiczna CNSA (China National Space Administration) opublikowała właśnie wizualizację tego, jak może wyglądać przyszła chińska stacja księżycowa znana pod nazwą Międzynarodowej Księżycowej Stacji Badawczej (ILRS, International Lunar Research Station).
Według planów stacja nie będzie dziełem samych Chin. Główny partnerem Państwa Środka przy budowie stacji będzie Rosja. Oprócz tego zainteresowanie budową stacji księżycowej z tym duetem wyraziły także takie kraje jak Wenezuela, Pakistan, Białoruś, Azerbejdżan, RPA, Egipt, Tajlandia i Nikaragua.
Wizualizacja przedstawiona przez CNSA wskazuje wyraźnie na to, że Chiny nie chcą się ograniczać do kilku modułów mieszkalnych. Widać na niej bowiem zarówno misje wysyłające próbki na Ziemię, lądownik, łaziki, liczne satelity i sporo infrastruktury w obrębie samej bazy. Wiele z tych komponentów ma trafić na Księżyc w latach 2027-2028 w ramach misji Chang’e-6, 7 oraz 8. Po nich w stronę Księżyca polecą systemy komunikacyjne, zapewniające energię elektryczną i pierwsze moduły mieszkalne.
Czytaj także: Szturm chińskiego przemysłu kosmicznego na Księżyc trwa. Czy tym razem także wyprzedzą resztę świata?
Mamy tutaj — przynajmniej w warstwie planów — z niezwykle ambitnym projektem, jakiego człowiek jeszcze nie widział. Według zamierzeń, w bazie będą prowadzone jednocześnie liczne, niezależne od siebie projekty badawcze, z których część będzie skupiała się na eksploracji i wykorzystaniu zasobów księżycowych dostępnych na miejscu.
Podstawowa część bazy pozwalająca na korzystanie z jej powinna powstać do 2035 roku. Następnie w ciągu kolejnych dziesięciu lat zostanie ona znacząco rozbudowana tak, aby mogła umożliwić korzystanie z niej przez długi czas niezależnie od zapasów z Ziemi.
Zaraz, zaraz. A co to jest?
Jak zwracają uwagę komentatorzy, nagranie przedstawione przez chińską administrację kosmiczną zaskakuje. W pobliżu bazy bowiem widzimy startujący… amerykański wahadłowiec kosmiczny. To akurat zdumiewający element całego nagrania. O ile bowiem można sobie wyobrazić sytuację, w której Stany Zjednoczone powracają do współpracy kosmicznej z Chinami, to ciężko sobie wyobrazić, aby promy, które zakończyły swój żywot w 2011 roku, powróciły do pracy niczym feniks z popiołów. Chyba jednak kogoś fantazja za bardzo poniosła.