6 czerwca 1654 roku na zamku w Uppsali rozegrała się niezwykła scena. Krystyna, królowa Szwecji, po 22 latach rządów oficjalnie zrzekła się tronu i abdykowała na rzecz swego kuzyna, księcia Karola Gustawa. W czasie uroczystości ubrana w skromną białą suknię i królewski płaszcz monarchini po kolei oddawała doradcom insygnia. Gdy nadszedł moment zdjęcia z jej głowy korony, Per Brahe, dostojnik, który miał tego dokonać, mimo kilkakrotnych ponagleń nie ruszył się z miejsca. Królowa musiała zrobić to sama…
Opuszczając salę, była już władczyni wykonała ceremonialny ukłon przed następcą, a następnie – jak zanotował angielski ambasador Bulstrode Whitelocke – „udała się do swoich komnat nie wykazując żadnego smutku ani nie pokazując w najmniejszym stopniu, by miała żałować [tego co się stało]”. Tego samego wieczoru wraz ze skromnym orszakiem wyruszyła na południe…
Lustereczko, powiedz przecie
Czymś, co niemal od razu przykuwało w Krystynie uwagę, był jej wygląd i sposób bycia. Większość źródeł pisanych i jej portretów potwierdza, że nie była pięknością, a dokładniej – nie była nawet ładna. W roku 1654 jeden z podróżników, którzy mieli okazję spotkać tę 28-letnią kobietę, stwierdzał: „Jest wzrostu średniego, z wysokimi ramionami, oczy żywe, nos lekko garbaty. Nic w niej nie ma kobiecego prócz samej płci, jej zachowanie, sposób poruszania się, a nawet głos są całkowicie męskie”. Inny pisał: „Ciemna skóra pokryta włoskami, wyraźny, niemal ostry profil, zbyt mocno zarysowane brwi, nos za długi, usta szerokie, gwałtowność gestów”.
Co więcej, monarchini nie robiła nic, by stać się bardziej kobieca. Jej niechęć do dbania o siebie i brak zainteresowania modą były wręcz legendarne. Podobnie zresztą jak jej upodobanie do męskiego stroju. W epoce nowożytnej kobieta, zwłaszcza tak wysoko urodzona, mogła niekiedy ubrać się po męsku, ale musiały zaistnieć ku temu szczególne okoliczności. Przebranie mogło być metodą na zapewnienie sobie bezpieczeństwa w podróży, ale żeby dama, a co dopiero królowa, paradowała na co dzień w spodniach?!
Ponadto królowa z pasją oddawała się typowo męskim rozrywkom, takim jak wyścigi konne czy fechtunek i polowanie, a wszelkie „kobiece” aktywności nudziły ją śmiertelnie. „Ćwiczenia na wolnym powietrzu i jej domowe zajęcia tak bardzo różnią się od konwersacji dam, że rzadko z damami rozmawia, chyba że wymaga tego jakaś wyjątkowa okazja” – pisał francuski ambasador w Szwecji Chanaut. Nie wzbudzało to oczywiście entuzjazmu wśród jej poddanych, także dlatego, że prowokowało plotki. Sprawa stała się na tyle poważna, że w 1651 r. na szafot trafił młody uczony Arnold Messenius, który oskarżył Krystynę o niemoralne prowadzenie i sianie zgorszenia.
Wygląda więc na to, że Krystyna nie do końca dobrze czuła się ze swoim kobiecym „ja”. Dlaczego? Wyjaśnień może być wiele. Choćby traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa – jej ojciec Gustaw Adolf zginął, gdy Krystyna miała zaledwie 6 lat. Matka Maria Eleonora Brandenburska po śmierci męża popadła w depresję, nie chciała zezwolić na pogrzeb i spędzała całe dni przy jego otwartej trumnie. Córkę bardzo szybko od niej odseparowano. Władczyni Szwecji nie mogła przecież wychowywać się pod opieką rozhisteryzowanej królowej wdowy i jej dworek!
Ni chłopiec, ni dziewczynka
Krystynie zapewne często przypominano, że co prawda jest dziedziczką tronu, ale jednak „tylko” dziewczynką. Rozczarowanie związane z jej płcią musiało być tym większe, że początkowo myślano, że Gustaw Adolf doczekał się syna. Królowa sama stwierdzała bowiem: „Urodziłam się w czepku. (…) Całe ciało miałam owłosione, głos mocny i gruby, wszystko to sprawiło, że położne, które odbierały poród, sądziły, że jestem chłopcem”. Jak dodała, gdy prawda wyszła na jaw, nikt na dworze nie miał odwagi poinformować o tym króla. W końcu zdecydowała się to zrobić jego siostra. Reakcja monarchy zaskoczyła wszystkich – przyjął wiadomość z całkowitym spokojem.
Narodzinom królewskiego dziecka, gdy władca nie miał jeszcze prawowitego następcy, zawsze towarzyszyły ogromne oczekiwania i napięcie, ale czy może to tłumaczyć taką pomyłkę? Zdaniem niektórych historyków to zdarzenie, w połączeniu z tym, co wiemy o zachowaniu, wyglądzie i upodobaniach Krystyny, potwierdza, że mogła cierpieć na pseudoher-mafrodytyzm, czyli zaburzenie różnicowania płci, wywoływane przez wrodzony przerost nadnerczy płodu lub nierównowagę hormonalną u matki we wczesnym okresie ciąży. Niestety nie da się potwierdzić tej tezy. Gdy w 1965 roku otwarto sarkofag Krystyny w Bazylice św. Piotra w Rzymie (królowa jest jedną z czterech kobiet, które tam pochowano), oględziny jej szczątków nie pozwoliły na jakiekolwiek ustalenia w tej sprawie.
Z trumny wyjęto jednak fragmenty odzieży i pukiel włosów. Część z nich przekazano do Szwecji, gdzie ślad po nich zaginął. W końcu w 1999 roku pewna wielbicielka królowej ustaliła, że znajdują się w pudle w magazynie Królewskiej Zbrojowni w Sztokholmie. Zdołała również przekonać jedno ze szwedzkich stowarzyszeń feministycznych, by sfinansowało dokładną analizę próbek, która notabene nie przyniosła nic ciekawego.
Co z tym seksem?
Nie mniej skomplikowane i trudne do przyjęcia dla jej współczesnych było życie osobiste i uczuciowe Krystyny. Zdaniem większości poddanych jednym z jej podstawowych obowiązków jako kobiety i władczyni było oczywiście wyjście za mąż i zapewnienie sukcesji, czyli urodzenie dziecka. Poszukiwania właściwego pretendenta do jej ręki prowadzono od dzieciństwa – Krystyna nie miała jeszcze 10 lat, gdy swatano ją z jednym z Hohenzollernów; w pewnym momencie pojawił się też pomysł, by wyszła za swego kuzyna, polskiego królewicza Jana Kazimierza, co miało przyczynić się do zakończenia waśni pomiędzy dwiema liniami Wazów. Najpoważniejszym kandydatem niemal „od zawsze” był jednak jej inny krewny i późniejszy następca na szwedzkim tronie – syn jej ciotki i przedstawiciel bocznej linii Wittelsbachów Karol Gustaw. Krystyna znała go doskonale, ponieważ starszy od niej o cztery lata książę wychowywał się w Szwecji. Z całą pewnością darzyła go też ciepłymi uczuciami. Z adresowanych do niego listów wynika, że nie szczędziła mu serdeczności i wysoko ceniła sobie jego oddanie. Perspektywa zostania jego żoną niespecjalnie jej jednak odpowiadała.
Dokładniej mówiąc, wizja bycia czyjąkolwiek żoną napawała królową niechęcią, jeśli nie odrazą. Jak wyjaśniała swoim doradcom: „Mówię wyraźnie, że nie jest możliwe, bym kogoś poślubiła. Tak się rzecz ma. Nie mam ku temu skłonności. Gorąco Boga prosiłam, by mnie taką skłonnością obdarzył, ale nigdy jej nie miałam”.
Krystyna nie była oczywiście pierwszą władczynią, która nie planowała wyjścia za mąż. Sto lat wcześniej z podobnym problemem zmagali się Anglicy, którzy bezskutecznie starali się skłonić do małżeństwa Elżbietę I. O ile jednak Elżbieta dawała im, co prawda złudne, ale jednak nadzieje na to, że w końcu zdecyduje się na ślub, i wykorzystywała zręcznie kwestie matrymonialne w grze politycznej, o tyle Krystyna stawiała sprawę jasno. Nie zamierzała w ogóle zostać mężatką, i tyle!
Co mogło kryć się za tym uporem? Czyżby królowa nie cierpiała lub bała się mężczyzn? A może była lesbijką? Wiadomo, że wolała spędzać czas w męskim towarzystwie i gdy tylko mogła, unikała przedstawicielek swojej płci, o których miała nie najlepszą opinię. Szczególnie nie znosiła ciężarnych, żywiła do nich wręcz obsesyjną niechęć. Kobiety spodziewające się dziecka usuwano z dworu, a gdy z jakichś powodów nadal musiały pełnić swe obowiązki, mogły spodziewać się, że Krystyna będzie zwracać się do nich per „ty krowo”! Równocześnie jednak pozostała w bardzo bliskiej przyjaźni z jedną z dam, hrabiną Ebbą Sparre. Jak wynika z ich korespondencji, była nią wręcz obsesyjnie zafascynowana. Już po abdykacji Krystyna pisała czule: „Jakżebym była szczęśliwa, gdyby dane mi było Was spotkać, Belle, lecz skazana jestem na to, by wiecznie Was kochać i czcić bez możliwości spotkania Was”.
Gdy była władczyni opuszczała Szwecję, okazało się, że jej orszak składa się prawie wyłącznie z mężczyzn. Wywołało to sensację oraz pogłoski o niestosownych relacjach, jakie miały łączyć ją z męską służbą i towarzyszącymi jej przyjaciółmi. A że abdykacja i podróż Krystyny do Włoch, prowadząca przez Niemcy, Niderlandy i Austrię, a także późniejsza wizyta we Francji, spowodowały, że stała się ona prawdziwą „celebrytką”, o domniemanym rozpasaniu seksualnym ekskrólowej zaczęto szeptać w całej Europie.
Wcale nie lepiej było, gdy królowa pojawiła się w Rzymie w grudniu 1655 roku. Przez kolejne lata podejrzewano ją o liczne romanse, zarówno z artystami, którym patronowała, jak i z niektórymi z kardynałów. Nie ma wątpliwości, że z jednym z tych ostatnich, Dezio Azzolino, łączył Krystynę silny emocjonalny związek. Wiele wskazuje na to, że była to jednak jednostronna fascynacja, a ich relacja pozostała czysto platoniczna. Jak wynika z ich korespondencji, królowa za wszelką cenę starała się pozyskać uczucie i uwagę kardynała, który zachowywał jednak pewien dystans. Wiadomo np., że w czasie jednego z konklawe Krystyna przeniosła się ze swej rezydencji Palazzo Riario do innego domu tylko po to, by być bliżej Azzolina. Gdy pod koniec lat 60. przebywała w Hamburgu, zasypywała go listami, w których zdarzało jej się błagać go o to, by pozwolił jej być swą niewolnicą! W pewnym momencie pogłoski o ich związku stały się na tyle kłopotliwe, że duchowny musiał tłumaczyć się z nich papieżowi. Biorąc pod uwagę nie najbardziej restrykcyjne normy moralności obowiązujące w XVII-wiecznym Rzymie, konieczność składania takich wyjaśnień była nie lada „osiągnięciem”…
Wypalona
Co jednak w ogóle skłoniło królową do porzucenia korony i przybycia do Rzymu? Krystyna żyła przecież w czasach, gdy wierzono, że wszelka władza pochodzi od Boga, władca ma nie tylko liczne prawa, ale też obowiązek wypełnienia swego powołania. Skoro ktoś urodził się, aby zasiąść na tronie, to było to nie kwestią przypadku, ale przeznaczenia!
Krystyna przez lata przygotowywała się do wypełnienia swej roli, a przygotowania te rozciągały się niemal na każdy aspekt jej życia. Od wczesnego dzieciństwa uczono ją wszystkiego, co mogło się przydać po rozpoczęciu samodzielnych rządów. Program edukacji obejmował wiedzę z zakresu historii, filozofii, prawa, a nawet taktyki wojennej oraz nauk przyrodniczych, którymi szczególnie się interesowała. Nacisk kładziono też na naukę języków: oprócz szwedzkiego Krystyna władała łaciną, francuskim, włoskim, niemieckim, duńskim i niderlandzkim, a dla rozrywki zaczęła uczyć się greki. Wiele czasu spędzała w towarzystwie jednego z najbardziej doświadczonych polityków ówczesnych czasów, kanclerza Axela Oxenstierny…
I teraz to wszystko miało się zmarnować! Królowa stwierdziła, że jest zmęczona licznymi obowiązkami, marzy o spokojnym życiu i doszła do wniosku, że jako kobieta nie nadaje się do sprawowania władzy królewskiej! Dziś pewnie uznalibyśmy, że Krystyna cierpiała na „syndrom wypalenia zawodowego”, co w sumie nie powinno dziwić. W końcu niemal codziennie ciężko pracowała, najpierw przygotowując się do objęcia rządów, a później sprawując władzę, była zawsze obserwowana i oceniana… Przy czym w XVII wieku nikt nie słyszał o „wypaleniu”. Krystyna była jednak uparta…
Co ciekawe, gdy w końcu dopięła swego, córka Gustawa Adolfa szybko stwierdziła, że bycie ekswładczynią wcale nie jest tak wspaniałe, jak to sobie wyobrażała. W 1660 roku postanowiła wrócić na tron, który zwolnił się po przedwczesnej śmierci Karola Gustawa. Szwedzi podeszli jednak do tego pomysłu z dużą rezerwą. Co prawda alternatywą były rządy pięcioletniego chłopca (syna zmarłego króla), ale przecież kraj poradził sobie w czasie małoletniości Krystyny, więc nie było powodu, by tym razem miało być inaczej. Zresztą wszyscy zdawali sobie wówczas sprawę z tego, że Krystyna chce po prostu zdobyć jakąkolwiek koronę! W roku 1656 (czyli ledwie dwa lata po abdykacji!) próbowała przekonać Ludwika XIV, by zdobył dla niej rządzony przez Hiszpanów Neapol. Pod koniec lat 60. zaczęto z kolei przebąkiwać o jej możliwym udziale w polskiej elekcji. Sprawa ta pojawiała się choćby w korespondencji papieskich dyplomatów, którzy starali się wybadać w Polsce, czy kandydatura Krystyny miałaby jakiekolwiek szanse. Nic z tego jednak nie wyszło.
Watykańska ruletka
Dyplomaci papiescy interesowali się sprawami Krystyny nie bez przyczyny. W nieco ponad rok po abdykacji Europę obiegła wieść, że ekskrólowa złożyła katolickie wyznanie wiary. Ona, do niedawna władczyni luterańskiej Szwecji i córka największego przywódcy protestantyzmu Gustawa Adolfa, który oddał życie w obronie prawdziwej wiary!
Już w czasie panowania u Krystyny pojawiały się wątpliwości natury religijno-duchowej. Nie do końca odnajdowała się w luteranizmie, a dodatkowo pociągały ją nowe trendy filozoficzne, często propagowane przez katolickich intelektualistów. Królowa nawiązała więc kontakty z jezuitami. Jeden z nich, ojciec Antonio Macedo, korzystając z przyjaznych stosunków, jakie łączyły królową z portugalskim ambasadorem José Pinto Pereirą, i podając się za urzędnika ambasady, uzyskał dostęp do jej dworu. By uzasadnić jego obecność podczas prywatnych audiencji, Pereira wyjaśnił, że nie włada żadnym językiem obcym i dlatego potrzebuje tłumacza. Dziwnym zrządzeniem losu nikogo nie zastanowił fakt, iż doskonale wykształcony dyplomata, który spędził wiele lat na dworze w Paryżu, mówi podobno jedynie po portugalsku…
Królowa, która szybko odkryła prawdziwą tożsamość portugalskiego „tłumacza”, nie zdemaskowała go jednak przed swoimi dworzanami. Wręcz przeciwnie! Zaczęła spotykać się z nim, by dyskutować o teologii, filozofii i naukach przyrodniczych. W końcu w sierpniu 1651 roku (3 lata przed abdykacją!) w liście do generała zakonu jezuitów wyznała, że rozważa konwersję na katolicyzm. Ten natychmiast wysłał do Szwecji dwóch swoich przedstawicieli. Zgodnie z życzeniem królowej mieli ją wprowadzić w naukę Kościoła katolickiego i wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Do akcji wkroczył też ambasador Hiszpanii Antonio Piamantel, który oferował królowej usługi swego kapelana i zasugerował, że jego władca może wspierać Krystynę w jej zamiarach…
Tuż po abdykacji, w czasie pobytu w hiszpańskich Niderlandach, ekswładczyni rzeczywiście potajemnie zmieniła wyznanie. Oficjalnie uczyniła to dopiero tuż przed wyruszeniem do Italii, w której zamierzała osiąść. Przypadek? Raczej kwestia właściwego PR-u, zarówno ze strony królowej, jak i papieża, który chciał przecież pochwalić się tak cenną „wygraną”.
Niefeministka
Dziś Krystyna stawiana jest jako wzór niezależnej, rozbudzonej intelektualnie i odrzucającej konwenanse kobiety, która miała odwagę żyć po swojemu w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Nie da się zaprzeczyć, że tak właśnie do pewnego stopnia było. Pytanie tylko, co sama Krystyna powiedziałaby na wiadomość, że stała się symbolem walki o równouprawnienie kobiet. O ile bowiem źródła nie kłamią, sama uważała kobiety w zdecydowanej większości za nudne, męczące i niewarte poświęcania im czasu. Może zatem pora postawić królową Krystynę z powrotem na ziemi, przestać traktować jak siedemnastowieczną prekursorkę aktywistek FEMEN-u i pozwolić, by ona sama i jej życie nadal pozostały jedną z nierozwiązanych zagadek historii?