Przestępcę może zdradzić najmniejszy detal znaleziony na miejscu zbrodni – jedna nitka z ubrania, jeden włos, jedna komórka naskórka. Metody śledcze pozostawiają sprawcom coraz mniej szans na bezkarność
Nie trzeba jednak oglądać „Kryminalnych zagadek…”, żeby zetknąć się z najbardziej zadziwiającymi metodami kryminalistycznymi. Okazuje się, że wiele z najnowocześniejszych technik stosuje Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji, a bez wielkiej przesady można powiedzieć, że w dziedzinie identyfikacji nietypowych śladów polscy kryminalistycy są w światowej czołówce.
Pokaż mi usta
Norweska policja miała twardy orzech do zgryzienia. Z niejasnych powodów zmarło czwarte dziecko pewnej kobiety, a śledczy byli niemal pewni, że to ona przyłożyła do tego rękę. Problem w tym, że jeśli tak było, nie pozostawiła śladów. Detektywi znaleźli jedynie w koszu na śmieci plastikową torebkę, która mogła posłużyć do uśmiercenia trzytygodniowego noworodka. Sekcja dziecka nie wykazała jednak zmian fizjologicznych właściwych uduszeniu. Chłopczyk zmarł z niedotlenienia, a lekarz sądowy oszacował, że proces ten zachodził przez ponad 20 godzin. Trudno pojąć, jak matka mogła coś takiego zrobić swojemu dziecku, jednak trzeba było sprawdzić i taką ewentualność.
Poproszony o pomoc Scotland Yard zabezpieczył ślady z torebki metodą metalizacji próżniowej, wykorzystywanej również przy zdejmowaniu odcisków palców. Polega ona na tym, że powierzchnię ze śladami pozostawionymi przez ludzkie ciało umieszcza się w komorze próżniowej, do której wpuszcza się opary złota, a potem cynku.
Złoto, osiadając, wydobywa na światło dzienne ślady wilgoci pozostawione przez ludzkie ciało. Cynk kondensuje się na powierzchni już powleczonej złotem, co zwiększa kontrast pomiędzy odciskami a tłem. Teraz należało porównać wydobyte ślady z odciskiem ust nieżyjącego chłopca, aby ustalić, czy torebka faktycznie została użyta do powolnego duszenia dziecka. To jednak przerosło możliwości policji norweskiej i brytyjskiej.
Niespodziewanie z pomocą przybyli polscy specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego (CLK) Komendy Głównej Policji, którzy wykonali ekspertyzę. Wynik: pozytywny. Wyrodna matka – u której wykryto tzw. zastępczy zespół Münchhausena, polegający na silnej potrzebie skupiania na sobie uwagi i współczucia otoczenia – została skazana na więzienie. Dlaczego norweska policja nie poradziła sobie z tym zadaniem? Bo nie znała metodyki badania śladów ust, zwanej inaczej cheiloskopią. Technikę porównywania takich odcisków stworzył pracujący wówczas w CLK polski kryminalistyk prof. Jerzy Kasprzak. W latach 80. opracował katalog możliwych cech indywidualnych czerwieni wargowej, a więc rozrysował i opisał charakterystyczne układy linii zagłębień i wypukłości, które mogą się pojawić na ludzkich ustach.
Podobnym narzędziem dysponują specjaliści daktyloskopii, którzy posługują się katalogiem tego typu podczas identyfikowania odcisków palców. „Na opuszce palca występuje około stu cech indywidualnych, natomiast na odbitce ust można ich znaleźć około 1,2 tys. Możliwości w śladzie czerwieni wargowej jest więc znacznie więcej niż w daktyloskopii” – mówi prof. Kasprzak. Cheiloskopia to wciąż jeszcze niedoceniana metoda identyfikacji przestępców – polscy kryminolodzy ujawniają około stu śladów ust rocznie, z czego ok. 20 podlega dalszym ekspertyzom, a więc jest porównywane z odciskiem ust podejrzanego bądź ofiary przestępstwa. Śledczy uznaje identyfikację za kompletną, kiedy znajdzie siedem cech wspólnych (poza Polską – dziewięć).
Laserowy ślad
W przypadku odcisków palców w Polsce za wystarczające uznaje się 12 cech wspólnych, a na Zachodzie – 15. Tutaj kryminolodzy mają ułatwione zadanie: przy CLK działa Centralna Registratura Daktyloskopijna. Od czasów powojennych gromadzi ona odciski palców rąk i dłoni osób podejrzanych o popełnienie przestępstw. Do przeszukiwania tej bazy służy działający od lat 90. komputerowy system automatycznej identyfikacji. Dzięki temu można szybko sprawdzić, czy znaleziony ślad nie należy przypadkiem do osoby, która była już notowana w policyjnych kartotekach.
Takie bazy istnieją na całym świecie. Dzięki tej technologii policji amerykańskiej udało się zidentyfikować seryjnego mordercę Richarda Ramireza, któremu udowodniono popełnienie m.in. 13 morderstw i sześciu gwałtów. Ramirez, wcześniej notowany za posiadanie narkotyków, wpadł przez odcisk palca pozostawiony na lusterku skradzionego i porzuconego potem samochodu. Szkło to idealny materiał dla kryminologów, linie papilarne są na nim widoczne gołym okiem. Gorzej, gdy trafi się powierzchnia wchłaniająca wilgoć, np. gładko wyprawiona skóra. Wówczas nie wystarczy standardowe nałożenie sproszkowanego aluminium i zdjęcie odcisku za pomocą folii daktyloskopijnej. Jednym z bardziej wyrafinowanych sposobów uwidoczniania śladów linii papilarnych jest wykorzystanie kamery z modułem luminescencji opóźnionej, której się używa po nałożeniu na ślady substancji fosforyzujących. Luminescencję śladów linii papilarnych można też wzbudzić za pomocą lasera.
Kryminalistycy sięgnęli również po nanotechnologię, pozwalającą na wyciągnięcie śladów na światło dzienne za pomocą cząstek złota i srebra rozdrobnionych do średnicy kilku nanometrów (nanometr to miliardowa część metra). Zupełną nowością jest udoskonalenie tej metody przez izraelskich naukowców, tak by stosowana zawiesina złota była zdecydowanie bardziej stabilna, a ostateczne wyniki całkowicie powtarzalne. Badacze ci stworzyli też metodę wykrywania odcisków palców na powierzchniach nieporowatych. Tutaj zamiast nanocząstek złota na pierwszym etapie nanosi się na interesujący element zawiesinę nanocząstek selenku kadmu oraz siarczku cynku. Ślady pozostawione przez przestępcę staną się widoczne, kiedy potraktujemy je światłem ultrafioletowym, np. przenośną latarką UV.
Złapany za ucho
W zasadzie dowolna część ciała może wskazać trop śledczym. Przestępców identyfikuje się na podstawie odcisku wewnętrznej powierzchni dłoni (cheiroskopia) czy nieobutej stopy (podoskopia, zajmująca się również badaniem śladów zwierząt), czoła i części przyległych (frontoskopia), a także każdego innego fragmentu odcisku ludzkiej skóry, którą na potrzeby badań dzieli się na tzw. poletka skórne (dermatoskopia).
Ta ostatnia metoda przydała się waszyngtońskiej policji, kiedy w 1995 roku zatrzymała mężczyznę, od którego nie dało się pobrać odcisków palców. Jego opuszki były zupełnie gładkie, nawet na zgięciach stawów nie istniały charakterystyczne linie zgięć (człowiek ten najprawdopodobniej cierpiał na dermatopatię barwnikową lub syndrom Naegeliego, które skutkują brakiem charakterystycznych bruzd i żłobień na opuszkach palców). Odcisk próbowano bezskutecznie pobrać również ze stóp i lewej dłoni zatrzymanego. Dopiero u nasady palca prawej ręki udało się znaleźć ledwie widoczne linie, które wystarczyły do identyfikacji. Aby przyszpilić przestępcę, można też wykorzystać wszelkiego rodzaju zmiany na jego skórze. „W sprawie o gwałt zdarzyło mi się identyfikować człowieka na podstawie dość charakterystycznej blizny po wyrostku robaczkowym. Zdjęcie zrobione na miejscu przestępstwa obejmowało tylko dolną część ciała. To wystarczyło” – wspomina prof. Kasprzak.
Do śladów często widywanych na miejscu przestępstwa należą… odciski małżowiny usznej. Budowa ucha każdego człowieka jest tak indywidualna jak linie papilarne, dlatego pozwala na jednoznaczne określenie tożsamości. W Polsce identyfikuje się tym sposobem około 30 osób rocznie. Skąd odciski ucha na miejscu przestępstwa? Zostawiają je podsłuchujący złodzieje. Chcąc okraść czyjeś mieszkanie, przestępcy zadziwiająco często upewniają się w ten sposób, czy w środku nikogo nie ma. Niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że ucho musnęło drzwi czy szybę balkonową. Ale to muśnięcie wystarczy śledczym jako materiał dowodowy.
Właśnie przez takie niedopatrzenie wpadła trzyosobowa szajka wrocławskich złodziei sprzętu RTV. Działali w sposób planowy, ze sporą znajomością technik kryminalistycznych. Aby nie pozostawić po sobie najmniejszego włoska, podczas włamań nosili kominiarki, a użyte podczas skoku rękawiczki później palili. Rutyna sprawiła, że wreszcie popełnili błąd: jeden z nich chciał się upewnić, że w mieszkaniu nikogo nie ma i przytknął ucho do drzwi, a drugi, obserwując przez okno ulicę, dotknął twarzą szyby, pozostawiając na niej ślady czubka nosa, ust i brody. Po piętnastym włamaniu policja wreszcie ich dopadła. Jeszcze śmielej poczynał sobie szwajcarski złodziej części komputerowych, który na przestrzeni 10 lat pozostawił ślady swojej małżowiny usznej w ponad stu miejscach. Kiedy przypadkiem odkryto u niego skład skradzionego sprzętu, dzięki odciskowi ucha prędko powiązano go z serią kradzieży.
Genetyczny odcisk palca
Za najtwardszy dowód w sądzie uchodzi znalezione na miejscu przestępstwa lub ciele ofiary DNA sprawcy, zwane też molekularnym odciskiem palca. Kod genetyczny każdego człowieka jest niepowtarzalny, dlatego policja tworzy bazy genetyczne osób podejrzanych o popełnienie przestępstw. Dotyczy to również Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego. „Możemy wydobyć DNA z mimimalnych śladów: jednego włosa, ustnika niedopałka, plamki krwi, a nawet jednorazowego ręcznika, w który wytarto ręce” – wyjaśnia podinspektor Małgorzata Kwietniewska z CLK. „Wszystko zostawia jakiś ślad” – mawiał Edmund Locard, jeden z prekursorów kryminalistyki. Tak było w przypadku „Szklarza” – gwałciciela, którego zdołano zidentyfikować właśnie dzięki zebranemu z ciał napadniętych kobiet materiałowi genetycznemu. Również w śledztwie po dwukrotnym napadzie na raciborski Kredyt Bank ważną wskazówkę stanowiło DNA zdjęte z rękawiczek i czapki kominiarki pewnego 29-latka, które znaleziono na pobliskim śmietniku. Mężczyzna okazał się sprawcą obu napadów.
Bywa i tak, że na jednym przedmiocie pozostawiają swoje autografy i zabójca, i ofiara. Małgorzata Kwietniewska badała wełnianą czapkę, którą niczego niepodejrzewający przestępca wyrzucił do śmietnika. Z wierzchu czapka pobrudzona była krwią ofiary, a od wewnątrz eksperci zebrali materiał pozwalający ustalić profil DNA osoby, która czapkę tę miała na głowie w chwili zbrodni. Zebranie owego materiału samo w sobie jest sztuką. Do najnowocześniejszych metod należy użycie opracowanego przez amerykańskich naukowców specjalnego „odkurzacza wodnego” (trace evidence concentrator, czyli koncentrator śladów), sprawdzającego się przy poszukiwaniu włosów. Jego działanie przypomina pracę domowych odkurzaczy z opcją prania, choć oczywiście jest subtelniejsze. Materiały zebrane na miejscu przestępstwa trafiają do pojemnika, w którym wytwarzany jest wir ze strumyczków wody. Próbki o różnej gęstości poruszają się tam w rozmaity sposób. Dodatkowe filtry dokonują selekcji włosów, włókien czy odprysków farby, dzięki czemu pobrany materiał jest gotowy do analizy w ciągu minut.
Bardziej subtelne nośniki ludzkiego DNA – takie jak fragmenty naskórka czy pot znajdujący się na kierownicy – zdejmowane są ręcznie przez techników kryminalistycznych. Z ubrań wycina się fragmenty zawierające cząstki organiczne, a z twardych powierzchni przenosi się je na specjalne wyjałowione płótno. Następny etap – wyizolowanie DNA z zebranych próbek – należy do najtrudniejszych w całym procesie. Robi się to na rozmaite sposoby. Metodą tradycyjnie stosowaną w policji od lat 80. jest powielanie materiału genetycznego (w materiale dowodowym znajduje się zazwyczaj jego minimalna ilość), a następnie poddanie go elektroforezie, czyli rozdzieleniu fragmentów DNA i uwidocznieniu ich w formie pasków pojawiających się na specjalnym żelu. Taki charakterystyczny dla człowieka zestaw pasków to jakby fotografia jego DNA.
Centralne Laboratorium Kryminalistyczne do badania tego typu dowodów używa specjalnego urządzenia – sekwencera wykorzystującego kamery CCD, laser oraz filtry wirtualne. Jednak i w tej dziedzinie nie brak nowości. Tańszym rozwiązaniem jest metoda wykorzystująca złote mikrogranulki „naładowane” fragmentami DNA. Stosowany w niej skaner kosztuje 60 dolarów, podczas gdy tradycyjny sprzęt to wydatek liczony w dziesiątkach tysięcy dolarów. Technika ta nie wymaga powielania DNA, a mimo to jest sto razy czulsza i ponad 100 tys. razy dokładniejsza niż klasyczne metody wykrywania materiału genetycznego. Podobne wyniki daje jeszcze nowocześniejsza elektryczna metoda detekcji DNA, wykorzystująca złote nanocząstki oraz srebro. Obie techniki zostały opracowane przez amerykańskich naukowców z Northwestern University.
Jeszcze prostszym rozwiązaniem byłoby użycie miniaturowego urządzenia, automatycznie przeprowadzającego proces izolacji DNA z komórek. Maszyna ta składa się z mikrokomór i mikroprzewodów, które zastępują wirówkę i ręce technika. Pozwala na pełną izolację materiału genetycznego z pojedynczej komórki (dla porównania: człowiek w każdej minucie gubi około 50 tysięcy komórek naskórka), co nie tylko ułatwia pracę, ale też znacznie ją przyspiesza. Cała maszyna jest nie większa od jednogroszowej monety, a jej autorami są badacze z Institute of Technology w Pasadenie. Czas pokaże, czy ten mikroaparat znajdzie się na wyposażeniu policji.
Raport prywatności
Przy tak zaawansowanej technice przestępcom będzie coraz trudniej ukryć się przed organami ścigania. „Zdolny technik kryminalistyki jest w stanie wydobyć na światło dzienne niemal wszystko, co sprawca po sobie pozostawił” – uważa prof. Kasprzak. A od tego już tylko krok do metod tropienia przestępców rodem z filmu „Raport mniejszości”. Co prawda policja nie zatrudnia jasnowidzów przewidujących, kto i kiedy dokona zbrodni, ale wizja świata naszpikowanego urządzeniami śledzącymi obywateli może zostać zrealizowana już za kilka lat. Obecnie w wielu krajach powstają komputerowe bazy głosów osób podejrzewanych o łamanie prawa czy banki zapachów odnalezionych na miejscu przestępstwa. „To może być zasadniczym, przyszłym zagrożeniem naszej prywatności – nie nieproszony zamach Wielkiego Brata na naszą prywatność, ale dobrowolna z niej rezygnacja na rzecz bezpieczeństwa” – pisze Robert Wright w książce „Nonzero”. W dobie przestępców, którzy też pilnie oglądają „Kryminalne zagadki…”, takie poświęcenie może być konieczne.