W tym roku komary zapewne znów dadzą nam się we znaki. Problem polega na tym, że naukowcy wciąż
nie wiedzą, jakie gatunki tych owadów występują w Polsce i jakie choroby mogą przenosić.
Sama tylko malaria zabiła więcej ludzi niż wszystkie wojny w historii ludzkości. Dziś choruje na nią ok. 200 mln mieszkańców Ziemi, z których co roku umiera kilkaset tysięcy. Z badań wynika, że czasami znowu dociera ona do Europy. Nowe gatunki komarów zawleczone na nasz kontynent z różnych stron świata sprawiły, że jesteśmy zagrożeni także innymi chorobami tropikalnymi, takimi jak denga czy chikungunya. Problem ten dotyczy głównie krajów położonych na południu kontynentu, ale nie znaczy to, że Polacy mogą spać spokojnie. „Tak naprawę nie wiemy dokładnie, jakie gatunki komarów występują w Polsce. A to oznacza, że nie wiemy także, jakie choroby nam grożą” – mówi dr Gliniewicz. Do tej pory bowiem nie przeprowadzono w Polsce dokładnych badań nad komarami.
Uzbrojone w sztylety
Malaria na razie nam nie zagraża. Kiedyś przenosił ją w Polsce komar widliszek (Anopheles aculipennis). Zastosowanie środka owadobójczego DDT w latach 50. i 60. ubiegłego wieku doprowadziło do zagłady części komarzej populacji odpowiedzialnej za tę chorobę. Dziś widliszek kłuje Polaków w najlepsze, powodując u swych ofiar co najwyżej swędzenie. Drugim najpopularniejszym komarem w Polsce jest komar pospolity, zwany również brzęczącym (Culex pipens), występujący w dwóch podgatunkach. Pierwszy z nich preferuje sielskie wiejskie życie, drugi to mieszczuch. Na terenach zalesionych króluje za to komar leśny – doskwierz (Aedes). W sumie w Polsce można spotkać co najmniej 47 gatunków komarów. Trudno je jednak rozpoznać „na oko”. Mają zaledwie 3–6 mm długości i są bardzo delikatne. Mimo tak wątłej budowy potrafią przysporzyć nam niemało cierpień. Samice komarów żywią się krwią i zostały do tego doskonale przystosowane przez ewolucję. Ich kłujka składa się z sześciu niezwykle ostrych sztylecików.
Po nakłuciu skóry owad wpuszcza do znajdującego się w niej naczynia krwionośnego odrobinę własnej śliny. Znajdujące się w niej enzymy mają za zadanie m.in. znieczulenie ofiary i zapobiegnięcie krzepnięciu krwi. Samica musi wypić jej na tyle dużo, by mogła potem złożyć jaja.
Jak piszą prof. Jan Boczek z Katedry Entomologii Stosowanej SGGW w Warszawie oraz dr Grzegorz Pruszyński z Instytutu Ochrony Roślin – Państwowego Instytutu Badawczego w Poznaniu, w ślinie komara znajduje się ponad 20 białek. Wiele z nich silnie uczula, dlatego w miejscu ugryzienia może pojawić się swędzenie czy opuchlizna. Reakcja na te substancje może być jednak silniejsza. Niekiedy jedno małe ugryzienie powoduje objawy grypopodobne: gorączkę, katar czy kaszel.
Mazurska zagadka
Jednak w ślinie komarów oprócz uczulających białek mogą też znaleźć się groźne wirusy albo bakterie. Naukowcy podejrzewają, że owady te mogą przenosić nawet boreliozę – chorobę bakteryjną kojarzoną przede wszystkim z kleszczami. „Może się zdarzyć, że samica pożywi się krwią gryzonia zakażonego bakteriami Borrelia, a potem »brudną« kłujką zaatakuje człowieka. Potrzeba jednak badań, żeby tę hipotezę zweryfikować” – mówi dr Gliniewicz. A badań brakuje. Naukowcy mają jedynie fragmentaryczne dane dotyczące występowania komarów w Polsce.
Dobrym tego przykładem jest praca Beaty Kowalskiej-Ulczyńskiej i Wojciecha Giłki z Katedry Zoologii Bezkręgowców Uniwersytetu Gdańskiego. Badacze opisali gatunki komarów występujące w niewielkiej miejscowości Wyskok na Mazurach. Dwa gatunki uważane za najpopularniejsze w Polsce – komara pospolitego i widliszka – stanowiły tam zaledwie 13 proc. komarzej populacji. Dominował (ok. 47 proc.) dość rzadki gatunek Coquillettidia richiardii, który uwielbia stojącą wodę. Być może jego siedliskiem było pobliskie płytkie jezioro. Jak różne mogą być lokalnie występujące gatunki komarów, najlepiej świadczy fakt, że w odległych o kilkadziesiąt kilometrów Mikołajkach Coquillettidia richiardii w ogóle nie zaobserwowano! „W ciągu ostatnich 30 lat badania nad komarami były w Polsce prowadzone wyrywkowo i nie obejmowały obszaru całego kraju. Tymczasem od końca lat 70. w Europie pojawiło się wiele nowych gatunków” – mówi dr Gliniewicz.
Polowanie na tygrysy
Sprawa jest poważna przynajmniej w przypadku jednego z inwazyjnych owadów. Azjatycki komar tygrysi (Aedes albopictus) pojawił się w Niemczech w 2007 roku i z miejsca został okrzyknięty „komarem rodem z horrorów”. Dlaczego jest tak niebezpieczny? Może przenosić aż 22 różne patogeny, w tym wirusy tropikalnej gorączki krwotocznej zwanej dengą, wirusa chikungunya wywołującego długotrwale bóle stawów oraz wirusa Zika, który prawdopodobnie odpowiada za ciężkie wady rozwojowe u dzieci (małogłowie) i schorzenia neurologiczne u dorosłych.
Na podstawie danych udostępnianych przez inne kraje Europy wiemy, że komara tygrysiego można dziś spotkać nie tylko w Niemczech, ale także w Holandii, Belgii, Francji, Szwajcarii, a nawet Czechach. Polska prowadzi z tymi krajami intensywną wymianę handlową. „Wcześniej nie interesowałam się handlem używanymi oponami, a jak się okazuje, są w nich małe zbiorniki wody, w których mogą znajdować się jaja komarów. Transport opon, roślin egzotycznych, warzyw – każdą z tych dróg jaja i larwy komara tygrysiego mogły już dostać się do Polski. Dlatego chcemy uruchomić społeczny projekt monitorowania komarów na terenie naszego kraju” – mówi dr Gliniewicz. Inicjatywie nazwanej „Polowanie na tygrysy” patronują naukowcy z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu
Higieny. Wkrótce ma powstać strona internetowa ze szczegółowymi instrukcjami, jak łowić komary, zabezpieczać je i wysyłać do ośrodka, gdzie zostaną przebadane. Uczeni liczą na to, że w ciągu dwóch najbliższych lat zbiorą próbki z całego kraju, które pozwolą na ustalenie, jakie komary i choroby nam zagrażają. Niezależnie od wyników tych badań możemy i powinniśmy chronić się przed dokuczliwymi owadami.
Nadchodzi kłujące lato
Najlepszą metodą jest ubranie zakrywające ciało. Ponieważ komary są najbardziej aktywne tuż przed i po zmroku, warto na wieczorne ognisko włożyć długie spodnie i kurtkę. Innym dobrym sposobem są chemiczne repelenty – najlepiej w formie sprejów, którymi można popsikać ubranie, skórę i włosy. Niektóre zawierają olejki roślinne – eukaliptusowy, geraniowy, miętowy. Są one skuteczne, ale działają krócej niż syntetyczne substancje chemiczne, np. DEET (N,N-dietylo-m-toluamid) lub IR 3535 (ester etylowy kwasu 3-(N-acetylo-N-butylo)aminopropionowego). Zdaniem dr Gliniewicz, która zajmuje się badaniem dostępnych w Polsce preparatów, większość z nich jest bardzo skuteczna. „Każdy z nas powinien znaleźć odpowiedni dla siebie repelent. To wyjątkowo indywidualna sprawa. Dziś robi się np. specjalne środki dla sportowców, bo niektóre substancje zawarte w pocie wyjątkowo mocno przyciągają te owady” – dodaje uczona. Warto się przygotować, bo tego lata komary prawdopodobnie dadzą nam się we znaki. Rok temu było ich bardzo niewiele z powodu dość chłodnej wiosny i panującej potem suszy. Tym razem jednak warunki pogodowe sprzyjają małym krwiopijcom, którzy już zaczęli dobierać się nam do skóry.
Kogo komary lubią najbardziej?
Te owady naprawdę atakują jednych ludzi częściej niż innych. Ale nie dlatego, że ktoś jest cukrzykiem i ma „słodką krew” albo z powodu specyficznej grupy krwi. Komary posługują się termodetekcją – wyczuwają osoby mające podwyższoną temperaturę ciała. Stąd na ich ukłucia najbardziej narażone są kobiety w trakcie owulacji, chorzy i małe dzieci. Wyczuwają również kwas mlekowy obecny w ludzkim pocie, dlatego spoceni biegacze czy turyści na szlaku nie mogą się opędzić od komarów. Przyciąga je też dwutlenek węgla obecny w wydychanym powietrzu. Spożywanie niektórych potraw może sprawić, że przez pewien czas będziemy pachnieć dla komarów zachęcająco. Piwo i banany zdają się je przyciągać, natomiast mięta, wanilia, eukaliptus czy goździki działają odstraszająco.