Osiągnięcia Świętosławy można by wyliczać bez końca. Ta córka Mieszka i Dobrawy była podobno żoną nie jednego, ale dwóch różnych skandynawskich królów. Najpierw panowała w Szwecji, a gdy jej mąż – Eryk Zwycięski – umarł, doprowadziła do zawarcia pokoju z jego największym wrogiem: władcą Danii Swenem Widłobrodym. W efekcie sama została żoną Swena, po czym pomogła mu podbić Norwegię. Potem urodziła czwórkę dzieci, w tym dwóch przyszłych monarchów: władającego Danią Haralda I oraz Kanuta Wielkiego, króla Danii, Anglii i Norwegii. Na szwedzkim tronie zasiadał też jej syn z pierwszego małżeństwa Olof Skötkonung. Trudno więc się dziwić, że historycy nadali Świętosławie miano „matki królów”. Cała Skandynawia znalazła się przecież pod jej butem, a Bałtyk stał się niemal jej prywatnym jeziorem. Zyskała też nieśmiertelność jako bohaterka sag i legend. W opowieściach powtarzanych przy biesiadnych stołach i na pokładach wikińskich łodzi występowała jako budząca grozę femme fatale. Kobieta, której zdarzyło się nawet spalić żywcem nieodpowiadającego jej kandydata na męża, by odstraszyć także innych pretendentów do korony.
Życie Świętosławy zdaje się tak przeładowane faktami, że dałoby się nimi obdarzyć kilka różnych postaci. I chyba właśnie tak należałoby postąpić. Już kilkadziesiąt lat temu Gerard Labuda podał w wątpliwość różne detale biogramu Piastówny. W 2004 r. poznański genealog Rafał Prinke poszedł dalej: stwierdził, że życiorys księżniczki nie tylko trzeszczy w szwach, ale należałoby go zupełnie wykreślić z podręczników i encyklopedii.
Bzdurą jest po pierwsze imię Świętosławy. Nie pada w żadnych źródle, a upowszechniło się w literaturze właściwie tylko dlatego, że… dobrze brzmi. Oparto je na mało przekonującej i dawno obalonej dedukcji. Problem sięga jednak znacznie głębiej. W zachowanych tekstach z epoki jako małżonki Eryka i Swena pojawiają się dwie panie: Sygryda i Gunhilda. W Polsce przyjęło się twierdzić, że mowa o tej samej postaci, być może noszącej dwa (a biorąc pod uwagę Świętosławę – nawet trzy) różne imiona. Tymczasem za taką interpretacją niewiele przemawia. Przez cały XX w. podważali ją szwedzcy historycy. Budziła też wątpliwości niemieckich naukowców. Tylko w Polsce się upierano: wszystkie interesujące wydarzenia w Skandynawii na przełomie X i XI w. miały wiązać się nierozerwalnie z córką Mieszka. Rzecz wyglądała jednak zupełnie inaczej.
Eryk Zwycięski wprawdzie poślubił kobietę o imieniu Sygryda, ale… nie miała nic wspólnego z Polską. Zgodnie z pewną islandzką sagą była córką szwedzkiego wikinga Skoglara Toste. Istnieje też tradycja, wedle której na starość Sygryda osiadła na Gotlandii. Na wyspie tej rzeczywiście znajdowały się dobra zwane „Sighridha leff”. Nawet w średniowieczu Sygrydy nie wiązano z Polską. Za Piastównę uważał ją tylko Adam z Bremy, tworzący u schyłku XI w. Jego relację trudno jednak traktować poważnie, bo mieszał wszystkie możliwe fakty związane z Polską, a o pokrewieństwie pomiędzy żoną Eryka i Bolesławem Chrobrym wspomniał wyłącznie w komentarzu na marginesie księgi. Najwidoczniej nawet on nie był pewny tego, o czym pisał.
Po odrzuceniu relacji Adama z Bremy wyłania się nowy obraz rzeczywistości. Mieszko miał córkę o nieznanym imieniu, która została żoną skandynawskiego władcy – ale tylko jednego. W 995 r. wydano ją za mąż za Swena Widłobrodego. Na jej imieniu mąż i jego otoczenie łamali sobie język, więc otrzymała nowe, swojskie dla wikingów. Odtąd mówiono na nią Gunhilda. Związek Piastówny z władcą Danii był burzliwy i krótki. Swen okazał się zwyczajnym popychadłem i już po kilku latach chwiejnych rządów zgodził się przepędzić Gunhildę, byle tylko dogodzić królowi Szwecji Olofowi. Za nową partnerkę wziął sobie… posuniętą w latach matkę sąsiada, wdowę po Eryku Sygrydę. Władczyni imieniem Sygryda nie była więc polską księżniczką, ale kobietą, która zwichnęła życie Piastównie!
Za taką wersją historii przemawia znacznie więcej argumentów niż za tradycyjnym, cokolwiek megalomańskim portretem „matki królów”. Scenariusz oddzielający Sygrydę od Gunhildy przydaje też sporo realizmu postaci Mieszkowej córki: z przejaskrawionej supermenki czyni kobietę z krwi i kości.