Kilka dekad później badacze natrafili na pozostałości masywnego fundamentu nabrzeża. Jak przekonuje Håvard Hegdal, najnowsze dokonania na obszarze położonym niedaleko stolicy Norwegii są szczególnie intrygujące, a planowane tam wykopaliska były wyjątkowo wyczekiwane. Archeolodzy mówią wręcz o zidentyfikowaniu czegoś, co dawniej mogło być nazywane królewskim nabrzeżem.
Czytaj też: To tam padły pierwsze strzały w XVIII-wiecznej wojnie. Francuski dowódca padł ofiarą brutalnego morderstwa
O skali sukcesu najlepiej świadczy fakt, iż mowa o znalezieniu ośmiu metrów fundamentów w zasadzie nienaruszonym stanie. Na powiązania tego miejsca z królem wskazuje bliskość nabrzeża względem posiadłości władcy z XII i XIII wieku. Gdy do okolicznych portów przypływały łodzie z całego świata, na brzegu kwitło życie, ponieważ funkcjonowały tam stragany, gospody czy magazyny.
W obrębie Bjørvika wydobyto jak do tej pory ponad 40 łodzi pochodzących z okresu od średniowiecza do XVIII wieku. Miały one zazwyczaj od dziesięciu do dwunastu metrów długości, choć zdarzyły się też nieco mniejsze jednostki, krótsze niż siedem metrów. Z kolei obecność sporych rozmiarów kotwic wskazywała na scenariusz, w którym do portu przybijały znacznie większe statki.
Wydaje się, że królewskie nabrzeże mogło powstać około XII wieku, choć potrzebne będzie dokładniejsze datowanie próbek drewna
Kłody, na które archeolodzy trafili tym razem, są dwa razy grubsze niż wydobyte w latach 90. ubiegłego wieku. Drewno było pokryte warstwą niebieskiej gliny stanowiącej pamiątkę po osuwisku z końca XIV lub początku XV wieku, dlatego nabrzeże musiało powstać przed tymi wydarzeniami. Dzięki dokładnemu datowaniu próbek powinna pojawić się możliwość określenia, na polecenie którego króla powstało nabrzeże.
Czytaj też: Przez lata tkwiliśmy w błędzie. Człowiek potrafił gotować obiad na ogniu 50 tys. lat wcześniej
Niestety, Norwegowie mają nieco problemów z zabezpieczeniem i konserwacją wszystkiego, co zostało lub zostanie znalezione na nabrzeżu. Artefaktów jest wiele, szczególnie drewnianych, które są wyjątkowo trudne do ochrony. A jeśli coś zostanie przeznaczone na stracenie, to najpierw trzeba to odratować wirtualnie: robiąc zdjęcia i nagrywając filmy, a następnie tworząc trójwymiarowe modele poszczególnych obiektów. W wielu przypadkach okazuje się, że koszt całego przedsięwzięcia jest wyższy aniżeli wartość odzyskanych przedmiotów.