Królewskie metresy. Ich władza rozciągała się daleko poza sypialnię

Królewskie metresy nie ograniczały się do umilania władcom czasu w łóżku. Kochanki potrafiły sobie owinąć monarchów wokół palca, a nawet zdobyć wpływ na politykę państwową

We wrześniu 1745 roku prezentacja przyszłej maîtresse-en-titre, czyli tytularnej, oficjalnej, królewskiej metresy (patrz: Pani nauczycielka) zgromadziła w Wersalu tłumy szlachetnie urodzonych gapiów. Jeanne-Antoinette d’Etioles, kandydatka na faworytę Ludwika XV, dźwigała atłasową haftowaną suknię, ważącą prawie 20 kg. Musiała w niej dygnąć, najpierw przed królem, a potem przed królową Marią Leszczyńską, i tyłem wycofać się sprzed ich oblicza.

 

ZMIANA WARTY W SYPIALNI

Metresa zgodnie z dworskim protokołem musiała zostać przedstawiona parze królewskiej przez księżniczkę krwi. Król poprosił o to księżnę Conti. Arystokratka zgodziła się w zamian za obietnicę spłaty karcianych długów. Wcześniej monarcha przyznał Jeanne-Antoinette – z pochodzenia mieszczce – tytuł markizy de Pompadour.

Teraz metresa musiała jeszcze tylko zamienić z każdą z Ich Wysokości kilka słów. Maria Leszczyńska, mimo upokorzenia, zachowała się z klasą. Zapytała markizę o wspólną znajomą i wymieniła z nią więcej niż kilka zdawkowych zdań, czym zaskarbiła sobie – przynajmniej według biografów Pompadour – jej dozgonną wdzięczność. Królowa z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, że jej stosunki z władcą zależały od sposobu potraktowania jego kochanki. Ta zasada obowiązywała od wieków. Przekonała się o tym niemal sto lat wcześniej portugalska księżniczka Katarzyna Bragança, która została żoną Karola II Stuarta, króla Anglii. Długo walczyła z jego rudowłosą faworytą lady Castlemaine, aż zaniedbywana przez męża poddała się i poprosiła o przebaczenie. W końcu przyjęła lady Castlemaine na swój dwór.

Maria Leszczyńska również zgodziła się, aby Pompadour została jej damą dworu. Zresztą po urodzeniu siedem lat młodszemu Ludwikowi dziesięciorga dzieci Maria była – jak sama przyznawała – zmęczona małżeńskimi obowiązkami. Rozumiała równocześnie, że utrzymywanie metresy uchodzi za dowód męskości władcy i buduje jego prestiż, a celem każdego dynastycznego małżeństwa jest nie miłość, ale spłodzenie następcy tronu.

Być może Maria myślała o tym wszystkim, kiedy zgodnie ze zwyczajem markiza Pompadour całowała skraj jej sukni. Oficjalna prezentacja nowej zachwycającej faworyty Ludwika dobiegła końca. I tak zaczęła się rekordowo długa, 19-letnia kariera królewskiej metresy, która zdołała wejść do świata polityki nie będąc królową i została w Wersalu aż do śmierci.

 

CHUSTECZKA ZOSTAŁA RZUCONA

Jak to możliwe, że udało jej się pełnić rolę faworyty tak długo? Oczywiście, gdyby nie było między nią a królem choć krzty prawdziwego uczucia, ich związek nie trwałby pewnie kilkunastu lat. Nie ulega jednak wątpliwości, że swą pozycję markiza zawdzięczała przede wszystkim inteligencji. Według Eleanor Herman, autorki książki „W łóżku z królem…”, rola faworyty była wówczas jednym z nielicznych dostępnych dla kobiet zawodów, a Pompadour świetnie się do niego przygotowała.

 

Kilka lat przed pojawieniem się na wersalskim dworze poślubiła Charles’a Guillaume’a Le Normanta de Tournehema. W prezencie otrzymali majątek Étiolles w okolicach lasu, gdzie król miał zwyczaj polować. I właśnie tam markiza zaplanowała swoje łowy na Ludwika. Na pozornie przypadkowych spotkaniach z monarchą pojawiała się w błękitach i w różu, w których było jej najbardziej do twarzy, i oczarowała go wdziękiem. Podczas jednego z balów, w którym występowała jako pasterka, upadła jej chusteczka. Dworzanie mieli skomentować tę najwyraźniej zaaranżowaną sytuację słowami: „Chusteczka została rzucona”.

Wprawdzie markiza uchodziła za najpiękniejszą kobietę w Wersalu, swoją pozycję na dworze zbudowała jednak przede wszystkim na umiejętności dotrzymywania towarzystwa szybko nudzącemu się królowi. Umiała śpiewać i występowała w teatrze, jeszcze zanim pojawiła się na dworze. Miała też świetny gust, bo choć oficjalnie była tylko córką François Poissona, zarabiającego na dostawach dla armii, otrzymała staranną edukację.

Na jej wychowanie łożył kochanek mat-ki Paul de Normant de Tournehem (stryj jej męża) – prawdopodobnie jej biologiczny oj-ciec. Markiza już jako nastolatka często gościła w popularnym w Paryżu salonie artystycznym Madame du Tencin (równocześnie znanej wówczas pisarki i przyjaciółki matki markizy), a po jej śmierci w salonie Madame Geoffrin. U tej ostatniej bywał zresztą w młodości przyszły król Polski Stanisław August. Jeanne-Antoinette poznała tam najwybitniejszych artystów epoki i zdobyła ogładę literacką i artystyczną. Dlatego na królewskim dworze mogła szybko stać się wytrawnym mecenasem sztuki i zasłużyć na miano królowej rokoka (czytaj wywiad z dr Agnieszką Rosales Rodriguez).

Markiza potrafiła też jak nikt inny zabawiać króla rozmową, ale i uważnie słuchać. Trudno się więc dziwić, że kiedy ich namiętność wygasła i markiza ostentacyjnie opuściła komnaty znajdujące się w sąsiedztwie tzw. małych apartamentów Ludwika XV, pozostała jego oficjalną metresą. Musiała tylko pilnować, by w łaski króla nie wkradła się jakaś atrakcyjna szlachcianka. Jej wielkość polegała jednak przede wszystkim na tym, że choć nie była już seksualną partnerką króla, stała się jednym z jego głównych powierników i doradców. Król ufał jej intuicji do tego stopnia, że od 1752 roku mogła brać udział w naradach z ministrem spraw zagranicznych markizem de Puisieux. Pompadour weszła więc triumfalnie do świata polityki. „Mogła za pośrednictwem Ludwika XV mianować ambasadorów, generałów i ministrów, podczas gdy większość monarchów nigdy nie pozwalała kochankom na wtrącanie się do rządzenia – tłumaczy Eleanor Herman. – Markiza była bez wątpienia najbardziej wpływową królewską kochanką wszech czasów”.

 

RZĄDY HALEK

Fryderyk Wielki, król Prus, często powtarzał, że prześladują go „trzy spódniczki”: Pompadour, caryca Rosji Elżbieta i cesarzowa Austrii Maria Teresa. Podobno nazwał nawet swoje trzy psy Halką I, II i III. Markiza Pompadour rzeczywiście dała mu się we znaki. Odegrała kluczową rolę w jednym z najważniejszych wydarzeń XVIII-wiecznej dyplomacji europejskiej, doprowadzając do zbliżenia Francji z odwiecznym wrogiem Austrią i zerwania sojuszu z Prusami. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez udziału zawodowego dyplomaty hrabiego Wenzela Kaunitza-Rittberga. Był nowym ambasadorem Habsburgów w Paryżu i szybko docenił wpływ, jaki na króla wywierała jego metresa.

 

Za namową ambasadora arcykatolicka cesarzowa Austrii miała nawet napisać do Pompadour list, zaczynający się słowami „Droga Kuzynko”. Jednak biograf Pompadour Jacques Levron był przekonany, że plotki o korespondencji między paniami rozpuszczał król Fryderyk. W każdym razie markiza przekonała Ludwika, aby zgodził się na spotkanie królewskiego wysłannika z ambasadorem Austrii. Tajne rozmowy odbyły się w jednej z rezydencji markizy, w pałacu Bellevue, zresztą w jej obecności. Austria w zamian za pomoc w finansowaniu ewentualnej wojny z Prusami zaoferowała Francji Niderlandy. 

W maju 1756 roku zawarto francusko-austriackie porozumienie zwane traktatem wersalskim, które w tajnej części miało gwarantować pomoc w wypadku ataku trzeciego mocarstwa. Kiedy zaczęła się wojna siedmioletnia, Pompadour zaangażowała się w jej przebieg całym sercem. Francja stanęła po jednej stronie z Austrią, Rosją, Saksonią i Szwecją przeciw m.in. Prusom i Anglii. Niestety, nie wyszło jej to na dobre. Po kilku latach skarbiec był pusty, zginęły dziesiątki tysięcy żołnierzy, a żeby doprowadzić do zawieszenia broni, Ludwik musiał zrezygnować z Kanady. Winą za katastrofalną politykę obarczono przede wszystkim markizę, co prawdopodobnie przyczyniło się do jej przedwczesnej śmierci w 1764 roku. Zgodnie z dworską etykietą nikt poza rodziną królewską nie miał prawa umierać w dworskich komnatach, ale dla markizy Ludwik uczynił wyjątek. Zmarła w Wersalu. Dopiero wtedy jej zwłoki wyniesiono do Palais Reservoir. To był ostatni triumf markizy.

O podobnej roli w polityce i na królewskim dworze, jaka przypadła markizie, marzyła też kochanka Augusta Mocnego hrabina Cosel, słynąca ze spiętrzonych upudrowanych na biało loków. Jej historia pokazuje jednak, że awans królewskiej nałożnicy wymagał wyjątkowych kwalifikacji, a nie tylko wygórowanych ambicji. „Cosel chciała królować nie tylko w łożu monarchy, ale i u jego boku, dlatego wymogła na nim podpisanie zobowiązania, że ten poślubi ją po śmierci swojej prawowitej małżonki – mówi Iwona Kienzler, autorka „Pocztu kochanek i metres władców Polski”. – Równocześnie hrabina dosłownie stawała na głowie, by usunąć z życia kochliwego monarchy inne kobiety i zniechęciła go tym do siebie”.

Co ciekawe, bywało, że polityczne sznurki same wpadały metresom w ręce, choć o to nie zabiegały. Elżbieta Grabowska, kochanka ostatniego króla Polski Stanisława Augusta, wywierała na monarchę olbrzymi wpływ, chociaż była po prostu głupia. Wykorzystywali to m.in. posłowie rosyjscy, przekupując ją cenną biżuterią. „Król Staś miał do niej jednak zadziwiającą słabość, której jego biografowie po dziś dzień nie mogą zrozumieć – mówi Kienzler. – Ona wręcz razi na tle innych kobiet, które gościły w łożu monarchy. Zupełnie tak, jakby wytrawny kolekcjoner malarstwa zawiesił na jednej ścianie – obok dzieł Moneta i Rubensa – jelenia na rykowisku”.

Większość najsławniejszych metres miała jednak więcej oleju w głowie niż Grabowska. Nie wystarczał im luksus i królewskie prezenty. Pragnęły prawdziwej władzy, a do niej prowadziło małżeństwo z władcą.

Najbliżej celu była pod koniec XVI wieku jasnowłosa piękność Gabrielle d’Estrées, kochanka króla Francji Henryka IV. Należała do metres, które za zgodą monarchy mieszały się do polityki. Towarzyszyła Henrykowi nawet na wojnach. Spała w wojskowych namiotach, dbała o jedzenie i ubranie króla, a w wolnej chwili pisała mu polityczne przemówienia. To ona zredagowała edykt z Nantes, gwarantujący wolność religijną protestantom i przekonała Henryka do przejścia na katolicyzm. Król obiecał Gabrielle ślub po unieważnieniu poprzedniego małżeństwa. Miał się odbyć w Wielkanoc, niestety dzień wcześniej będąca w piątym miesiącu ciąży Gabrielle niespodziewanie zmarła. Współcześni podejrzewali nawet otrucie, ale lekarze orzekli, że zabiło ją zakażenie krwi spowodowane śmiercią płodu.

 

Dwa wieki wcześniej wymarzonego celu dopięła za to Leonor Teles, która należała chyba do najbardziej okrutnych kochanek królewskich w historii. Doprowadziła do zabójstwa własnej siostry, żeby pozbyć się konkurentów do władzy. Udało jej się też nie tylko poślubić słabowitego króla Portugalii Ferdynanda I, ale w jego imieniu rządzić krajem. Po śmierci króla, choć na krótko, została regentką i zdobyła upragnioną pełnię władzy.

PANI NAUCZYCIELKA

Termin metresa narodził się i rozpowszechnił we Francji i oznaczał „mistrzynię”, „panią”, „nauczycielkę”. Zaczęto nim określać kochanki królewskie, które nie tylko były nałożnicami, ale też towarzyszyły monarsze w wolnym czasie. Nierzadko stawały się również królewskimi doradcami i wywierały wielki wpływ na politykę. Dworzanie, chcąc zyskać przychylność monarchy, często zwracali się do jego metresy, traktując ją niemal jak ministra. Pierwszą metresą była Agnès Sorel, faworyta króla Francji Karola VII, która w wojnie stuletniej odegrała nie mniejszą rolę niż Joanna d’Arc, patronka Francji, kanonizowana w 1920 roku. Prawdopodobnie to właśnie Agnès Sorel została przedstawiona jako Madonna na piętnastowiecznym obrazie Jeana Fouqueta.

 

POMPADOUR Z TROPIKÓW

Europejski zwyczaj utrzymywania na dworze królewskich metres zaszczepiono także w Nowym Świecie. Jedną z najbardziej znanych faworyt Ameryki Południowej była Domitila de Castro Canto e Melo, ulubiona kochanka cesarza Brazylii Piotra I. Brazylijczycy nazywają ją markizą Pompadour z tropików. Ona także wywarła niemały wpływ na politykę swojego kraju. Domitila nie dorównywała wprawdzie markizie urodą, ale potrafiła uwieść cesarza swoją niezależnością i temperamentem. Pochodziła z São Paulo, gdzie kobiety stanowiły wówczas ponad 60 proc. mieszkańców i często same musiały zadbać o swoją przyszłość. Domitila, podobnie jak większość królewskich kochanek w historii, nie była szlachcianką, dlatego Piotr – wzorem Ludwików, w których historii miał się podobno rozczytywać – nadał kochance tytuł markizy de Santos. Ich znajomość rozkwitła na krótko przed ogłoszeniem niepodległości Brazylii (Piotr był regentem pozostawionym w Brazylii przez ojca Jana VI, króla Portugalii). Co ciekawe, w pertraktacjach z królem Portugalii, które mały doprowadzić do uniezależnienia się Brazylii od Lizbony, uczestniczyła także markiza de Santos.

Jak wspomina brazylijska historyk Isabel Lustosa, markiza miała na Piotra olbrzymi wpływ, wtrącała się do rządzenia, a nawet współdecydowała o dymisjach i nominacjach. Dlatego kiedy do Rio de Janeiro przybył angielski negocjator Charles Stuart, który pośredniczył w rozmowach Piotra z ojcem (Anglię łączył z Portugalią tradycyjny sojusz), pierwsze kroki skierował właśnie do niej, kompletnie ignorując pochodzącą z Austrii cesarzową Leopoldynę. Romans Domitili z Piotrem I trwał nawet wtedy, kiedy ten związał się z jej starszą siostrą Marią Benditą. Markizę i Piotra podejrzewano nawet o uknucie spisku i zamordowanie Leopoldyny. Ten rozpowszechniony w Brazylii mit podważyła dopiero ekshumacja zwłok cesarzowej prze-prowadzona w 2012 roku.

Po śmierci Leopoldyny cesarz najprawdopodobniej chciał nadać ulubionej metresie tytuł książęcy, aby móc się z nią ożenić. Markiza de Santos wspominała nawet o przyjęciu herbu po Inês de Castro, nieszczęśliwej kochance króla Portugalii, nomen omen Piotra I,którą z rozkazu jego ojca zgładzono w 1355 roku. Ostatecznie jednak cesarz nie zdecydował się na ten krok, odprawił Domitilę, tak jak mieli to w zwyczaju monarchowie, i znalazł szlachetnie urodzoną żonę. W 1829 roku, po 7 latach burzliwego romansu z władcą, de Santos wyjechała do Rio de Janeiro i wyszła za mąż. Zdążyła urodzić jeszcze szóstkę dzieci. Dożyła 70 lat i w swoim rodzinnym mieście dorobiła się nawet sławy świętej. W São Paulo żywa jest wciąż tradycja, według której markiza patronuje prostytutkom marzącym o dobrym małżeństwie. W synkretycznej Brazylii takie wierzenia nie dziwią. Na nagrobku Domitili znajduje się nawet tabliczka z podziękowaniem za wyproszone łaski.


KRÓLOWA FRANCUSKIEGO ROKOKA

O roli, jaką markiza Pompadour odgrywała na dworze i o artystycznym guście metresy Ludwika XV, opowiada dr Agnieszka Rosales Rodriguez.

 

Focus Historia: Jaki wpływ wywarła markiza de Pompadour na sztukę swoich czasów?

dr Agnieszka Rosales Rodriguez: Nie można oczywiście porównywać Pompadour z wielkimi kolekcjonerami dzieł sztuki XVIII wieku, na przykład z Pierre’em Crozat, jednym z najbogatszych ludzi we Francji za czasów panowania Ludwika XIV, czy z księżną de Fleury. Pompadour wykorzystywała malarstwo i rzeźbę do urządzania swoich licznych rezydencji (było ich około 15, m.in. jej apartamenty dworskie, Cressi, Bellevue, Palais de Reservoir na terenie Wersalu czy dzisiejszy Pałac Elizejski). Sztuka pełniła więc według niej przede wszystkim funkcję dekoracyjną. 

Miała jednak nosa do znakomitych artystów. Wyłuskała z tłumu ówczesnych malarzy, m.in. François Bouchera…

– Boucher, malarz, grafik, rysownik, projektant tapiserii był jednym z najbardziej utalentowanych artystów swojej epoki. Już na początku lat 40., a więc zanim w Wersalu pojawiła się markiza, za-uważano go na dworze, nie można więc powiedzieć, że zawdzięczał jej swoją karierę. Jednak gdyby nie zamówienia Pompadour, nie zabłysnąłby takim talentem portrecisty. Otrzymał od markizy co najmniej osiem zleceń na portrety, w tym na jego najwspanialszy portret Pompadour w okazałej zielonej sukni.

Pompadour była snobką?

– Trudno ocenić, czy jej zainteresowanie sztuką wynikało z autentycznych osobistych potrzeb, czy chodziło tylko o prestiż. Niewątpliwie jednak już w młodości spotykała najwybitniejszych artystów epoki i zdobyła odpowiednią ogładę. Kiedy więc znalazła się w Wersalu, mogła się wykazać inteligencją, wyczuciem i wykwintnym smakiem, a jej artystyczne wybory okazały się niezwykle trafne. Jest taki piękny portret markizy autorstwa Maurice’a Quentine de la Toura, zresztą mój ulubiony, na którym Pompadour siedzi w otoczeniu książek, m.in. tomów encyklopedii i dzieł Woltera. Prezentuje się więc jako osoba oświecona, wykształcona, przyjaciółka encyklopedystów. Inna sprawa, że w odróżnieniu od innych kolekcjonerów w ogóle nie interesowała się sztuką dawną ani zagraniczną. Wybierała modne obrazy i rzeźby, pozwalające na w miarę jednorodne urządzenie wnętrz.

Cała epoka związana z Ludwikiem XV bywa określana jako epoka Pompadour. Czy styl markizy był aż tak charakterystyczny?

– Styl Pompadour jest synonimem dojrzałego rokoka, ale już pod koniec XVIII wieku w środowisku artystów oznaczał coś kapryśnego, przestarzałego i niemodnego. Rewolucja odwoływała się bowiem do języka klasycznego, używając go zresztą do własnych propagandowych celów. Zmiany w sztuce następowały już za życia Madame Pompadour, ale ona nie była zainteresowana stylistyką à la greque. Podobały jej się za to rozmaite stylizacje wschodnie, nawiązujące np. do wzorów tureckich.

 

Czy powinniśmy więc mówić np. o meblach w stylu Ludwika czy Pompadour? Biografowie markizy uważają, że była dotąd niedoceniana.

– Niektórzy jednak próbują ten chór entuzjastów Pompadour nieco tonować, np. Donald Posner, amerykański historyk sztuki, które-go pierwszy krytyczny artykuł na temat mecenatu markizy ukazał się już w 1990 roku. Dowodził w nim, że jej rola w sztuce jest mocno przesadzona. Jego zdaniem Pompadour była oczywiście kobietą wpływową, wydała fortunę na urządzanie wnętrz, ale z jej nazwiskiem nie wiąże się żaden artystyczny przełom. Wywyższanie markizy odbywa się więc zbytnim kosztem Ludwika XV, który na jej tle wydaje się bezwolnym władcą, ulegającym jedynie kaprysom kochanki. W rzeczywistości król interesował się nauką i architekturą, a bez jego wsparcia nie doszłoby do realizacji wielu przedsięwzięć, które dziś zbyt pochopnie przypisujemy działaniu Madame Pompadour.

Kto stworzył wyidealizowany obraz markizy?

– Kluczowe znaczenie miały źródła pochodzące z XIX wieku, a przede wszystkim publikacja książki Edmonda i Jules’a de Goncourtów, wybitnych znawców XVIII wieku. Bracia sporo esejów poświęcili kobietom żyjącym w czasach Pompadour, również metresom królewskim. Byli przekonani, że głos kobiety był w XVIII-wiecznej Francji decydujący. Pisali nawet o pewnej zniewieściałości, charakterystycznej dla tej epoki, związanej właśnie z patronatem kobiet.

A jak pani ocenia markizę?

– Była kobietą ambitną. Fakt, że udało się jej utrzymać przez 19 lat w Wersalu, świadczy o jej wyjątkowych umiejętnościach. Z pewnością odniosła wiele sukcesów, tak na polu miłości, jak i polityki, ale nie odegrała jednak tak kulturotwórczej roli, aby mówić aż o „epoce Pompadour”. Niewątpliwie inspirowała i popierała wiele przedsięwzięć artystycznych, których owocem były dzieła sztuki najwyższej jakości. Paradoksalnie, zawdzięczamy je także tej tak później krytykowanej rozrzutności markizy.

Redakcja Focus.pl wybierze dla Ciebie najlepsze artykuły tygodnia. Zapisz się na nasz newsletter