Obraz – jak to było w zwyczaju – miał zostać powielony i rozesłany na sąsiednie dwory jako oficjalny wizerunek monarszego majestatu. Tak samo robią dziś prezydenccy specjaliści od PR-u, przekazując mediom oficjalne podobizny głowy państwa. Werner zlecenie przyjął. A jednak, czy to dała o sobie znać klątwa koronacyjna (Poniatowski był drugim monarchą, który zdradził Kraków i koronował się poza Wawelem), czy też Werner przeżywał gorszy okres twórczy, obraz nie spodobał się królowi. Rzeczywiście, trudno nie przyznać mu racji. Monarcha wygląda na wymizerowanego, ma wyraźny problem z utrzymaniem pionu. Poza tym kompozycja pozostawia wiele do życzenia.
Drugie zlecenie przyjął Marcello Bacciarelli. Utalentowany Włoch wywiązał się z obowiązku znakomicie – w zasadzie, myśląc dziś o królu, mamy przed oczyma właśnie jego obraz. Ponieważ między namalowaniem jednego a drugiego portretu minęło trochę czasu, król wykorzystał go do wprowadzenia pewnych zmian w koncepcji dzieła. Małe korekty na tyle zmieniły wizerunek króla, że kompozycja stała się hitem Pokoju Marmurowego – trzeciego ostatniego antichambre’u Sali Tronowej. Na tyle udaną i satysfakcjonującą samego króla, że Stanisław August – nie bacząc na przyszłość swoją i kraju – zamknął tym obrazem zgromadzoną w pokoju galerię królów Polski, sugerując (chyba nieświadomie): „po mnie choćby potop”.
Czym różnią się dwa obrazy przedstawiające monarchę w dniu koronacji? Poniatowski wybrał się na uroczystość w stroju tzw. hiszpańskim, składającym się z kaftana, spodni typu culotte, pończoch i butów wykonanych z materiału nawiązującego do pozostałych części garderoby. Strój ten oraz wyszywany w złocone orły i podbity sobolami płaszcz koronacyjny z czerwonego aksamitu to jedyne chyba podobieństwo na obu obrazach. Szczegóły zdradzają wolę nowelizacji programu propagandowego polskiego monarchy.