Pierwszym “krionautą” (jak określa się osoby poddane krioprezerwacji) był James Hiram Bedford, profesor psychologii z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, który 12 stycznia 1967 r. zmarł w domu opieki na raka nerki. Przed śmiercią oficjalnie przekazał swoje ciało do Life Extension Society, grupy entuzjastów krioniki, która “zamroziła” go w sposób dość nieudolny. Godzinę po śmierci wstrzyknięto mu roztwór dimetylosulfotlenku, by zapobiec uszkodzeniom tkanek, ciało zapakowano w styropianowy pojemnik z suchym lodem, a na końcu zanurzono w ciekłym azocie. Zawirowania z firmami ubezpieczeniowymi i problemami finansowymi jego rodziny sprawiły, że pojemnik z ciałem Bedforda wielokrotnie był przenoszony. Kiedy w końcu trafił do Alcor Life Extension Foundation podjęto decyzję o przetransportowani go do bardziej zaawansowanego naczynia Dewara, w którym znajduje się do dziś, czekając na “wskrzeszenie”.
Raport z 1991 r., kiedy to dokonano oględzin ciała, jest przytłaczający. Skóra na szyi i górnej części tułowia wykazują stan zapalny, nos uległ zapadnięciu, a klatka piersiowa pękła. Obrażenia wewnętrzne są zapewne jeszcze poważniejsze – przede wszystkim mózgu – a to oznacza, że człowieka uważanego za pioniera krioniki będzie jeszcze trudniej “wskrzesić” niż innych krionautów.
Czytaj też: Biologiczna nieśmiertelność? U tego organizmu jest to na porządku dziennym
Od tego czasu wiele się zmieniło, zarówno pod kątem technik stosowanych do krioprezerwacji, jak i możliwości terapeutycznych samej medycyny. Z wieloma chorobami uważanymi za “nieuleczalne” dzisiaj radzimy sobie całkiem dobrze. Wystarczy spojrzeć na statystykę operacji kardiochirurgicznych, które w wielu przypadkach są przeprowadzane w sposób małoinwazyjny, niemalże rutynowo. Czy zatem osoba, dla której jedyną szansą na dłuższe życie było poddanie się ryzykownemu zabiegowi 50 lat temu, dzisiaj też podjęłaby taką decyzję? W świecie, w którym coraz lepiej potrafimy wycinać pojedyncze mutacje z genomu, przeprowadzamy operacje chirurgiczne na nienarodzonych dzieciach, a algorytmy sztucznej inteligencji czytają bezbłędnie zdjęcia radiologiczne, wydaje się, że są inne, skuteczniejsze sposoby przedłużenia życia. Ale krionika daja nadzieję na coś więcej, niż pokonanie starości. Obiecuje pokonanie ostatecznej granicy: śmierci.
“Zeszkleni”, nie zamrożeni
Krionauci z technicznego punktu widzenia nie są “zamrożeni”, a “zeszkleni”, czyli poddani procesowi witryfikacji. Tym terminem określa się przemianę kinetyczną ze stanu ciekłego w stan szklisty pod wpływem szybko dostarczonego lub usuniętego ciepła (czasami w obecności substancji wspomagających). Tak wyrabia się ceramikę, a w naturze powstają fulguryty po uderzeniu pioruna w piasek. Witryfikacja może dotyczyć także cieczy, np. wody. Od zwykłego zamarzania różni się tym, że nie powstają kryształy lodu, co ma ogromne znaczenie w kontekście ludzkich tkanek i preparatów biologicznych. Bez kryształów lodu większa szansa na zachowanie integralności strukturalnej tkanek.
Krionika przez długi czas nie była akceptowana przez środowisko naukowe, ale trudno się dziwić, bo jest zbudowana na marzeniach o nieśmiertelności i brakuje dowodów empirycznych na potwierdzenie wykonalności całej procedury. Osoby decydujące się na zabieg krioprezerwacji (całego ciała lub głowy) wierzą, że postęp medycyny pozwoli w przyszłości na przywrócenie ich do życia i ewentualne wyleczenie chorób, na które umarli. Na tę chwilę nie ma żadnych przesłanek, które mogłyby wskazywać, że tak faktycznie będzie. To tak samo, jak marzyć o tym, że kiedyś będziemy podróżować w czasie lub budować osiedla mieszkalne na Marsie. Największym pytaniem dotyczącym śmierci jest to, czy w ogóle można ją pokonać (zarówno w sensie fizycznym, jak i filozoficznym)?
Dennis Kowalski, CEO Cryonics Institute, mówi:
W krionice mamy takie powiedzenie: bycie zamrożonym to druga najgorsza rzecz, jaka może ci się przytrafić. Nie ma gwarancji, że będziesz mógł zostać przywrócony do życia, ale jest gwarancja, że jeśli zostaniesz pochowany lub skremowany, nigdy się o tym nie dowiesz.
Krionika w społeczeństwie często była mylona z kriobiologią, szanowaną dziedziną biologii, która bada wpływ niskich temperatur na organizmy żywe i materiały biologiczne. Towarzystwo Kriobiologiczne nawet zakazało swoim członkom angażowania się w krionikę w latach 80. ubiegłego wieku uważając ją za “bliższą oszustwa lub wiary niż nauki”. Ale w ostatnich 20 latach krionika zyskała na popularności, co zbiegło się w czasie z pojawieniem się wielu nietypowych start-upów biotechnologicznych związanych z przedłużaniem życia, nieśmiertelnością czy transferem świadomości.
Czytaj też: Wybudzanie ze śpiączki: zmartwychwstanie umysłu
Najważniejsze ośrodki zajmujące się krioniką na świecie to Alcor, Cryonics Instutute, Tomorrow Biostasis, Yinfeng Life Extension i KrioRus. Skupiają się one na długoterminowych możliwościach krioprezerwacji i otwarcie mówią, że pierwszych efektów nie poznamy wcześniej niż za 20-30 lat. Każdy z ośrodków ma swoje własne patenty i tajemnice, ale podstawy są mniej więcej te same. Kluczowe jest użycie krioprotektantów, które zapobiegają tworzeniu się kryształów lodu podczas ochładzania ciała, minimalizując ryzyko uszkodzenia tkanek. Ma to kolosalne znaczenie głównie w przypadku mózgu, który musi zostać zeszklony w sposób niemal perfekcyjny. Witryfikacja jest powszechnie stosowana w medycynie, m.in. komórek macierzystych, komórek krwi czy nasienia. Ale przywrócenie do życia całego człowieka z siecią skomplikowanych narządów to całkiem inna skala wyzwania. Nie wiemy, kiedy reanimacja krionautów będzie możliwa i czy kiedykolwiek będzie, ale powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by pacjenta jak najlepiej przygotować na taką ewentualność i jak najmniej “zepsuć”.
Ciepłe ciało to nie to samo co żywe ciało
Puśćmy wodze fantazji i załóżmy, że jesteśmy w stanie w idealny sposób zwitryfikować ludzkie ciało i w równie idealny sposób je ogrzać, przywracając krążenie. Co dalej? Czy przywrócenie funkcji życiowych automatycznie oznaczałoby “zmartwychwstanie”? To będzie tylko ciepłe ciało, a nie ten sam człowiek, który żył przed witryfikacją. Co ze świadomością? Czy ją też da się zamknąć w pojemniku z ciekłym azotem? To pytania bez odpowiedzi, bo pomysłów na przywrócenie do życia krionautów brak, choć na całym świecie jest ich ok. 500 (większość w Stanach Zjednoczonych), a kolejnych 4000 jest na listach oczekujących. Firma Tomorrow Biostasis pobiera przystępną cenowo składkę członkowską rzędu 31 euro miesięcznie, a 200 tys. euro jest płatne w momencie śmierci. To naprawdę droga nadzieja.
Naukowcy są zgodni, że zachowanie struktury mózgu nie oznacza zachowania jego funkcji. Uczeni z University of Minnesota wykazali, że wykorzystując wzbudzane radiowo nanocząsteczki tlenku żelaza, można ogrzewać próbki o średnicy 50 mm. Zespołowi udało się “rozmrozić” całe narządy szczurów w sposób, który zachowuje strukturę komórkową i jest nietoksyczny dla komórek – z myślą o przywróceniu funkcji narządu. Teraz trwają eksperymenty z udziałem świń. Uczeni z Yinfeng pracują z kolei nad usprawnieniem metod kriogenicznych w celu zachowania poszczególnych narządów ludzkich i amputowanych kończyn. Ale żaden z tych sukcesów nie prowadzi nas do ostatecznego celu jakim jest ożywienie człowieka.
Niewykluczone, że krionika zawsze będzie gonić własny ogon. Prawa fizyki wymagają, aby struktura ciała po śmierci uległa rozpadowi (zgodnie z drugą zasadą termodynamiki – wzrostem entropii), a osoby zajmujące się krioprezerwacją robią coś “wbrew przyrodzie”. Załóżmy, że twoje ciało pozostanie zeszklone do XXV w., a lekarze będą chcieli je ożywić. Psychiczne konsekwencje dostosowania się do świata po “ożywieniu” mogą być niemożliwe do przeskoczenia. Przeniesieni w czasie, wyobcowani ze społeczeństwa i zmagający się z pewnością, że wszyscy i wszystko, co kiedykolwiek znali, zostało bezpowrotnie utracone, ożywieni krionauci prawdopodobnie cierpieliby na objawy silnej traumy. Nie wspominając już o tym, że niektórzy mogą mieć do czynienia z zupełnie nowym ciałem, ponieważ zachowała się tylko ich głowa lub mózg (neuroprezerwacja). Jest to zgodne z koncepcjami transhumanizmu, które mówią, że w przyszłości będziemy w stanie stworzyć “nowe ciało” lub robota, w którym umieścimy naszą świadomość. Nawet dla kogoś wyjątkowo odpornego, potrzeba przystosowania się do nowego ciała, kultury i środowiska wydaje się niezwykle trudna. Ci ludzie byliby zmuszeni zadać sobie pytanie: “Kim tak naprawdę jestem?”
Czytaj też: To jeszcze nie wskrzeszenie, ale jesteśmy coraz bliżej. Narządy przywrócone do życia w ciałach martwych świń
Ale część ekspertów twierdzi, że psychologiczne reperkusje krioniki okażą się błahymi przeszkodami dla osób przywróconych do życia, dzięki lepszym formom terapii i silnej woli przetrwania człowieka. W końcu człowiek rodzi się bez “pytania o zgodę” w nieznanym świecie i z czasem przystosowuje się do dziwnych sytuacji, z którymi mierzy się całe życie. Ludzie mają zadziwiającą zdolność do adaptacji w różnych, często niekorzystnych warunkach – tak, jak osoby po wypadkach często mają wolę życia i przystosowują się do niesprzyjających okoliczności. Nie ma jednak wątpliwości, że “ożywienie” byłoby dla psychologów prawdopodobnie czymś zupełnie nowym. Trauma, podobnie jak depresja, może występować w różnych formach, więc trauma, którą może wywołać krionika, może być niepodobna do żadnej iteracji, którą widzieliśmy wcześniej.
A co jeżeli to zadziała?
Nieśmiertelność może być również powodem do niepokoju. Sama śmierć leży u podstaw świadomości, prawa normatywnego i ludzkiej egzystencji – jej utrata może radykalnie zmienić to, kim lub czym jest istota lub stworzenie. Nie ma też gwarancji, że ta “istota” będzie tą samą, na której rozpoczęto krioprezerwację. Można sobie zadać też pytanie, czy skopiowanie świadomości i wgranie jej w maszynę (proces będący podstawą transhumanizmu) to tak naprawdę ożywianie, czy tworzenie “nowej” istoty o tych samych cechach? Niezależnie od tego, kim lub czym okazałby się duch w maszynie, zaprogramowanie opcji cyfrowego samobójstwa prawdopodobnie byłoby konieczne – na wypadek, gdyby doświadczenie okazało się zbyt przytłaczające lub uciążliwe.
Chociaż szanse na nieśmiertelność mogą być niewielkie, każdego roku dziesiątki osób nadal oddają swoje ciała lub mózgi do organizacji zajmujących się krioniką. Jeśli ich szczątki nie zostaną źle zagospodarowane lub nie rozpadną się, a ich krewni nie upomną się o ciała, istnieje duża szansa, że pozostaną “zamrożeni” przez dziesięciolecia. Wyjdą z tego procesu “rozbici” na milion kawałków – jak rozsypane puzzle – a perspektywa ich ponownego złożenia może okazać się zadaniem z cyklu mission impossible.