Do tej ostatniej kategorii należy Krater na Ziemi Wilkesa na Antarktydzie Wschodniej, którego na własne oczy nie sposób zobaczyć. Krater ten bowiem nie jest widoczny ani z powierzchni Ziemi, ani nawet na zdjęciach satelitarnych. Być może z tego powodu został on po raz pierwszy zidentyfikowany dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku, gdy naukowcy dostrzegli zaskakującą anomalię, swoiste wgniecenie w polu grawitacyjnym Ziemi nad Antarktydą Wschodnią. Już wtedy naukowcy analizujący tę nietypową cechę grawitacyjną doszli do wniosku, że jej przyczyną może być znajdujący się pod grubą warstwą lodu krater wydrążony w skalnym podłożu Antarktydy.
Wstępne badania sejsmiczne i grawitacyjne wskazywały, że mamy tam do czynienia z naprawdę imponującym kraterem, którego średnica może wynosić nawet 240 kilometrów. Wtedy jednak nie było wiadomo, co odpowiada za jego powstanie. Do odkrycia tej informacji trzeba było jeszcze kilkudziesięciu lat.
Czytaj także: Ten krater skrywa tajemnicę starszą niż dinozaury. Nowe fakty z Australii
Na przestrzeni dekad naukowcy tworzyli coraz precyzyjniejsze instrumenty pomiarowe i dopracowywali coraz bardziej zaawansowane techniki teledetekcji. To dzięki nim z czasem udało się ustalić, że krater wcale nie ma 240 kilometrów średnicy, a nawet 510 kilometrów. Można powiedzieć, że taka struktura powinna być widoczna nawet z przestrzeni kosmicznej. Problem w tym, że w tym przypadku mowa o Antarktydzie, a to oznacza, że cała struktura — niezależnie jak imponująca, skrywa się pod grubą na 1,6 kilometra warstwą lodu.
Mamy jednak XXI wiek, dzięki czemu naukowcom udało się ustalić charakterystykę tego fascynującego krateru. W toku badań okazało się, że w centrum krateru, jak to zwykle w przypadku krateru uderzeniowego, znajduje się centralne wypiętrzenie otoczone pierścieniowym zagłębieniem, które oczywiście wypełnione jest całkowicie lodem. Gdyby lodu na Antarktydzie nie było, krater wyglądałby jak swoisty odcisk pączka z dziurką o średnicy 510 kilometrów.
Badania przeprowadzone kilka lat temu dostarczyło nam także pewnej perspektywy na ruch płyt tektonicznych na powierzchni Ziemi. Naukowcy dostrzegli bowiem, że pewne cechy wskazują, iż do zderzenia, które odpowiada za powstanie krateru, doszło gdy jeszcze Australia połączona była z Antarktydą Wschodnią. Jak dzisiaj wiadomo, Australia oddzieliła się od Antarktydy dopiero 35 milionów lat temu, czyli stosunkowo niedawno.
Czytaj także: Ta gigantyczna struktura może być największym kraterem uderzeniowym na Ziemi. Nikt nie zwracał na niego uwagi
Pomiary wykazują wyraźne, że krater znajduje się dokładnie w centrum zaobserwowanej ponad pół wieku temu ujemnej anomalii grawitacyjnej. Co ciekawe, wiadomo teraz także, że w samym centrum krateru znajduje się także dodatnia anomalia grawitacyjna. Zagęszczenie masy w centrum krateru jest powszechnie kojarzone z uderzeniami kosmicznych skał. Wcześniej naukowcy rozważali jednak także inne opcje, takie jak chociażby pochodzenie wulkaniczne czy gigantyczna dolina, której wcześniej nie widzieliśmy. Od jakiegoś czasu jednak wszystkie zbierane informacje wskazują na to, że mamy do czynienia z uderzeniem naprawdę monstrualnej kosmicznej skały.
Jeżeli zatem Krater na Ziemi Wilkesa jest kraterem uderzeniowym, to śmiało możemy powiedzieć, że jest to absolutnie największy krater na powierzchni naszej planety. W ramach badań przeprowadzonych dekadę temu naukowcy przeanalizowali rozmiary skał kosmicznych, które mogłyby doprowadzić do powstania takiego krateru. Okazało się wtedy, że skały tak dużych rozmiarów przelatywały w pobliżu Ziemi i zderzały się z nią głównie 4,1-3,8 miliarda lat temu. Możliwe zatem, że to właśnie wtedy doszło do powstania tej spektakularnej formacji, która obecnie skrywa się pod grubą warstwą lodu.