Jak to możliwe, że państwo wyprzedzające Europę pod niemal każdym względem, nagle zupełnie przestało się liczyć w wyścigu cywilizacyjnym? – pytają od końca XIX w. chińskie elity. Wybitny amerykański sinolog John King Fairbank przeanalizował te rozważania i dostrzegł w nich powszechny lęk przed powtórzeniem sytuacji, gdy „chiński smok zamiast rosnąć, znów ugryzie się we własny ogon”. Na kompleksy wynikające z dziejowej porażki nakłada się jednak poczucie wielkości i wyjątkowości. Chińczycy doskonale wiedzą, że są jedynym mocarstwem, które przetrwało do dziś od starożytności.
– Gdy Anglicy, Francuzi, a pewnie i wy, Polacy, dopiero rodziliście się jako naród, my istnieliśmy już od trzech tysięcy lat – tłumaczył mi Hu Xue, student historii z Pekinu. – Dlaczego więc mielibyśmy się podporządkować waszym pomysłom, a nie temu, co sami tworzymy od czasów, gdy o was jeszcze nikt nie słyszał?
SŁABI WŁADCY, WIELCY MYŚLICIELE
Za założyciela swego państwa Chińczycy uważają Żółtego Cesarza – Huang Di, który według jednej z opowieści miał objąć rządy w roku 2750 p.n.e. Ten legendarny władca bywa również nazywany Nefrytowym Cesarzem, gdyż gromił wrogów bronią wykonaną z zielonego kamienia – nefrytu. Historycy nie są jednak pewni, czy ktoś taki w ogóle istniał. Podobnie jak czterech jego następców – Wielkich Władców i zapoczątkowana przez nich mityczna dynastia – Xia (czytaj także tekst o chińskich mitach s. 30).
Nie ma natomiast wątpliwości, że w XVIII w. p.n.e., a więc tysiąc lat przed narodzinami cywilizacji greckiej, władzę objęła pierwsza historyczna dynastia Shang. W czasie jej panowania Chińczycy dokonali epokowych wynalazków – opanowali sztukę odlewania naczyń i oręża z brązu, nauczyli się korzystać z siły pociągowej zwierząt, utrwalili na piśmie pierwsze słowa, wpadli na pomysł tkania odzieży z kokonów gąsienic, czyli wytwarzania jedwabiu.
Po siedmiu wiekach na cesarskim tronie zasiedli władcy z dynastii Zhou. Nie mieli łatwego życia – od północy ich posiadłości atakowali stepowi koczownicy, wewnątrz kraju trwały walki między samowładnymi książętami. Nikt nie czuł się bezpieczny, a atmosfera ciągłego strachu i niepewności skłaniała do refleksji nad ludzką naturą i sposobami jej okiełznania. Epoka Zhou to czas słabych władców i wielkich myślicieli, w tym tego największego – mistrza Kongfuzi, czyli Konfucjusza. Urodzony w roku 551 p.n.e. filozof stworzył system, który na zawsze zmienił oblicze Chin i mentalność ich mieszkańców.
Przez pewien czas Konfucjusz był „premierem” rodzinnego księstwa Lu, co pozwoliło mu gruntownie poznać meandry polityki. W żądzy władzy arystokratów, rozbuchanych ambicjach urzędników i krnąbrności chłopów dostrzegł główne przyczyny chaosu, w jakim pogrążało się chińskie cesarstwo. Chcąc zmienić ten stan, zrezygnował z kariery politycznej i poświęcił się kształceniu urzędników oraz wychowawców przyszłych pokoleń. Pozostawił po sobie wielotysięczną rzeszę uczniów, którzy spisali jego nauki i ponieśli do wszystkich zakątków kraju.
Najważniejszym pojęciem systemu konfucjańskiego jest harmonia, czyli ład i spokój na wszystkich szczeblach życia społecznego, od rodziny po państwo. Wyróżnił pięć podstawowych zależności: syn – ojciec, żona – mąż, młodszy brat – starszy brat, poddany – władca, przyjaciel – przyjaciel. Jeśli te relacje układają się poprawnie, w państwie dzieje się dobrze.
Ponieważ każdy już w momencie narodzin zajmuje określone miejsce w tej hierarchii, w imię wspólnego dobra powinien się z tym godzić. Bunt i dążenie do osobistej kariery burzy harmonię, jest więc działaniem szkodliwym dla wszystkich i musi zostać ukarane. Sprawiedliwość ma wymierzać sama wspólnota, gdyż to w nią najbardziej godzi zachowanie niepokornej jednostki.
PIERWSZA REWOLUCJA KULTURALNA
– Jak możesz pytać o bogów, skoro jeszcze nie poznałeś ludzi? – odpowiadał Konfucjusz pytany przez uczniów o stosunek do religii. Jako pragmatyk zainteresowany usprawnieniem państwa i zapewnieniem w nim spokoju unikał dywagacji na tematy nadprzyrodzone. Podobnie przez dwa tysiąclecia zachowywali się jego spadkobiercy. Gdy więc Europejczycy zetknęli się z cywilizacją chińską, uznali ją za ateistyczną. To jednak uproszczenie. Chińczycy od zawsze czcili zmarłych przodków, składali ofiary duchom i bardzo się ich bali. Jeszcze dziś przed wejściem do wielu urzędów czy centrów handlowych stawia się rozmaite murki i przepierzenia, by zablokować drogę złym mocom.
Nieba nie traktowano nigdy w Chinach jak tamten świat, lecz przedłużenie tego. Przeciętny Chińczyk nie dostrzegał w tym nic nadzwyczajnego. Dla niego niewidzialny był już nawet cesarz, w którego istnienie nikt przecież nie wątpił. Władca, noszący oficjalny tytuł Syna Nieba, rezydował za murami zakazanych miast, a gdy je opuszczał, poddani musieli przed jego orszakiem padać na twarz i zasłaniać oczy.
Zgodnie z naukami Konfucjusza nie wnikano w to, jak Niebo wygląda i co się w nim dzieje, gdyż naruszałoby to ideę powszechnej harmonii. Ten, kto znajduje się niżej w hierarchii, nie ma dyskutować o sprawach tych, którzy stoją wyżej, lecz okazywać im posłuszeństwo. Poniżej Nieba stali wszyscy, a jedyną osobą uprawnioną do kontaktowania się z nim był cesarz.
Konfucjanizm nie wywarłby zapewne aż tak potężnego wpływu na kraj, gdyby pod koniec III w. p.n.e. na scenę nie wkroczył książę Zheng. W ciągu kilku lat władca niewielkiego państewka Qin pokonał wszystkich sąsiadów i zjednoczył ich ziemie, tworząc pierwsze w historii scentralizowane chińskie imperium. W roku 221 p.n.e. zasiadł na tronie jako cesarz
Shi Huangdi, a imię jego dynastii – Qin – odczytywane przez Europejczyków jako „czin”, stało się używaną do dziś nazwą państwa. Shi Huangdi opanował obszar rozciągający się od Tybetu do Pacyfiku, wobec wrogów był bezlitosny, opornych kazał kastrować, zakopywać żywcem, ćwiartować na oczach rodzin. Po zakończeniu walk przystąpił do integrowania kraju, wprowadził jednolity system miar i wag, ujednolicił pismo, zorganizował wspólną administrację, pobudował drogi. Ale na tym nie poprzestał. By żadna „wywrotowa” idea nie osłabiała spoistości zjednoczonego państwa, nakazał spalenie wszystkich ksiąg!
Oszczędził jedynie traktaty dotyczące gospodarki i niektóre teksty spisane przez uczniów Konfucjusza, zwłaszcza te, które wspierały jego koncepcję rządów, czyli wszechwładzę Syna Nieba i absolutne posłuszeństwo poddanych. Niszcząc cały intelektualny dorobek poprzedników i jednocześnie tworząc niezwyciężone imperium, Shi Huangdi dał przykład licznym następcom. Jego gorącym wielbicielem był także komunista Mao Zedong, który w czasie rewolucji kulturalnej zaczytywał się w pracach historycznych poświęconych despocie sprzed dwóch tysiącleci. I gorliwie go naśladował. Cesarz Qin wysiedlił z miejsc zamieszkania i deportował na prowincję ponad 100 tysięcy rodzin związanych z poprzednimi władcami, Mao identycznie potraktował miliony rzeczywistych i domniemanych wrogów swego reżimu.
Shi Huangdi nigdy nie uzasadniał swych decyzji i wyroków. Tu również pomocny okazał się Konfucjusz, który sprzeciwiał się kodyfikowaniu prawa. – Jeśli lud pozna, jakie kary go czekają, straci szacunek dla władcy – przekonywał, gdy poinformowano go, że w jednym z księstw wyryto na żeliwnym trójnogu wykaz przestępstw i grożących za nie sankcji. – Ojciec nie musi spisywać kodeksów, by rządzić rodziną.
STAROŻYTNE FENG SHUI
Oprócz zjednoczonego imperium i modelu sprawowania władzy Shi Huangdi pozostawił po sobie dwa obiekty, które uczyniły jego imię nieśmiertelnym. To on rozpoczął budowę Wielkiego Muru i przygotował dla siebie pośmiertne lokum w postaci najbardziej niezwykłego grobowca w dziejach. Do tej pory odkryto jedynie przedsionek strzeżony przez słynną terakotową armię. Według historycznych zapisków ma on prowadzić do ukrytej pod ziemią miniatury cesarstwa, z nieprzebranymi skarbami, sklepieniem odbijającym rozgwieżdżone niebo i rzekami wypełnionymi rtęcią. Do wznoszenia tych monumentalnych budowli zagnano masy – historycy szacują, że tylko przy budowie grobowca w Xi’an pracowało 700 tysięcy ludzi.Terror i wyzysk rodziły niezadowolenie, ale dopóki żył groźny cesarz, nikt nie odważył się podnieść głowy. Gdy umarł, schedę przejął syn – Qin Er Shi, który nie miał charyzmy i autorytetu ojca. Zdesperowani chłopi odmówili posłuszeństwa, w wielu regionach wybuchły powstania, których władca nie był w stanie stłumić. Kraj pogrążył się w chaosie.Związani z opozycją filozofowie zaczęli przekonywać, że cesarz stracił zaufanie Nieba, więc to on odpowiada za naruszenie zbawiennej dla wszystkich konfucjańskiej harmonii. By ją przywrócić, lud ma prawo się zbuntować i odebrać mu władzę. Po kilku latach tron przejęła dynastia Han.Nowi władcy złagodzili represje, ale z drogi wytyczonej przez Konfucjusza i Shi Huangdi nie zeszli. Wręcz przeciwnie, przekształcili ją w twardy trakt, którym podążyło ponad 150 ich następców, aż po ostatniego cesarza Pu Yi, zmuszonego do abdykacji w roku 1912. Za panowania Hanów konfucjanizm został wyniesiony do rangi oficjalnej doktryny państwowej. Odtąd każdy kandydat na urzędnika musiał zdać egzamin z jego znajomości. Chiny tak nim przesiąkły, że nawet obcy najeźdźcy, którzy przejmowali władzę nad Państwem Środka, szybko ulegali jego wpływom.Konfucjusz wielokrotnie powtarzał, że sam niczego nie wymyślił, lecz jedynie uporządkował nauki dawnych mędrców. Oznaczało to, że wszystko, co dobre i mądre, pochodzi z przeszłości. Pogląd ten, w połączeniu z ideą społecznej harmonii, stanowił zarówno źródło siły, jak i słabości Chin. Z jednej strony gwarantował trwanie imperium, z drugiej prowadził do kostnienia państwa i jego struktur, gdyż w każdej ożywczej myśli widziano zagrożenie dla panującego ładu. Chińczycy dokonywali epokowych wynalazków, jednak nie wykorzystywali ich dla sławy, kariery czy bogacenia się. Proch służył do uświetniania rozmaitych ceremonii i odpędzania złych duchów, kompas – do wytyczania kierunków, by urządzać mieszkania i ogrody zgodnie z zasadami feng shui, porcelana – do uprzyjemniania konsumpcji.
W państwie rządzonym dobrze wstyd być biednym, w państwie rządzonym źle – bogatym.
Konfucjusz
W miarę upływu czasu konfucjanizm stawał się dla Chińczyków tym, czym dla Europejczyków była scholastyka – zbiorem powtarzanych bez głębszego zrozumienia formułek, które uprzywilejowanym pozwalały na wygodne życie, a pozostałą część społeczeństwa utrzymywały w pokorze i posłuchu. W zapomnienie poszły zalecenia mistrza, by dążyć do wewnętrznego samodoskonalenia. Doskonale natomiast pamiętano o nakazach posłuszeństwa. By im nie uchybić, do monstrualnych rozmiarów rozbudowano etykietę: Chińczyk musiał nieustannie komuś się kłaniać, padać przed kimś na twarz, potakiwać. Nauczył się więc także perfekcyjnego ukrywania prawdziwych uczuć.
ŚWIĄTYNIA FENIKSA
Ten błogostan skończył się w XIX w., gdy imperium chińskie musiało się zmierzyć z kolonialnymi imperiami Europy. Najpierw Anglicy wymusili otwarcie rynku dla zwożonego z Indii… opium, by zrównoważyć deficyt w bilansie handlowym z głównym dostawcą herbaty. Przegrane wojny opiumowe wstrząsnęły Chinami, ale był to dopiero początek pasma upokarzających porażek. Po Brytyjczykach pojawili się Amerykanie, Niemcy, Portugalczycy… Lata 1894–1895 przyniosły klęskę w wojnie z Japonią i „niezwyciężone” cesarstwo przekształciło się w kraj półkolonialny, podzielony na strefy wpływów zagranicznych mocarstw.Konieczność zmian widział już nawet Syn Nieba. Guangxu, który został cesarzem w wieku 3 lat, po osiągnięciu pełnoletniości ogłosił program modernizacji. Zapowiedział przezbrojenie armii, reformę edukacji, wprowadzenie zachodnich technologii. Przyzwyczajona do rutynowych działań kasta urzędników dostrzegła w tym groźbę utraty przywilejów.Na czele przerażonych konserwatystów stanęła ciotka cesarza Cixi, która w czasie małoletniości Guangxu rządziła państwem jako regentka. Po zaledwie stu dniach reform, powołując się na niezadowolenie Nieba, osadziła władcę w areszcie domowym. Znów wszystko miało wrócić do konfucjańskiej harmonii. Ale tym razem nie wróciło.Wśród nowinek, które dotarły do Chin wraz z „zagranicznymi diabłami”, jak nazywano interwentów, znalazły się także dwie nowe, konkurencyjne wobec myśli Konfucjusza ideologie – nacjonalizm i komunizm. Dla ich wyznawców dalsze utrzymywanie feudalnych porządków było nie do zaakceptowania. W odpowiedzi na protesty, Cixi i jej dworacy zastosowali sprawdzony w przeszłości sposób walki z opozycją: skierowali przeciwko niej gniew ludu.Podburzani przez agitatorów chłopi niszczyli wszystko, co „budziło gniew Nieba” – linie kolejowe i telegraficzne, chrześcijańskie kościoły, zagraniczne książki. Wierząc w opowieści, że biali barbarzyńcy zawdzięczają swą mądrość pigułkom, które produkują z mózgów i oczu wyłupywanych Chińczykom, poddawali ofiary makabrycznym torturom, obdzierając schwytanych ludzi ze skóry, wyrywając im serca, obcinając wargi i nosy.Rewolta znana w Europie jako powstanie bokserów wymknęła się inspiratorom spod kontroli. W ciągu trzech lat rebelianci opanowali niemal całe północno-wschodnie Chiny i większość dzielnic Pekinu. Gdy zamordowali niemieckiego dyplomatę, mocarstwa europejskie zdecydowały się na zbrojną interwencję. 20-tysięczny korpus ekspedycyjny błyskawicznie rozbił chłopską armię i zmusił Cixi do podpisania traktatów pokojowych, sprowadzających jej kraj do roli wasala Europy i Japonii.
Oto oferta dla tych, którzy po lekturze naszego chińskiego raportu odczuwać będą niedosyt wiedzy – książka „Wielki mur Chiński, Chiny kontra świat” autorstwa julii lovell to wspaniałe kompendium wiedzy o kraju środka. Oczywiście, gruntowne przedstawienie historii tego państwa na 400 stronach to zadanie karkołomne, ale autorka, zdając sobie sprawę, że pisze głównie do odbiorcy masowego, skoncentrowała się na wydarzeniach najważniejszych. Na tych, bez których trudno zrozumieć logikę chińskich dziejów. Lovell zastosowała atrakcyjną metodę „wykładu”: otóż poszczególne wydarzenia zilustrowała fragmentami dzieł, pochodzącymi z tamtych czasów, co sprawia, że historia zaczyna żyć. I łatwiej nam zrozumieć społeczeństwo, wplątane w wyjątkowo burzliwe dzieje
Godząc się na wszelkie żądania, Cixi utrzymała władzę. Przed śmiercią wyznaczyła na następcę 3-letniego Pu Yi. Chłopiec nie zdążył jednak dorosnąć i stać się prawdziwym cesarzem. Po 3 latach został zmuszony do abdykacji. Obalenie monarchy nie było niczym nowym w chińskiej historii, jednak tym razem zwycięzca nie zapoczątkował nowej dynastii. Przywódca rewolucji doktor Sun Jat-sen stanął na czele państwa jako pierwszy prezydent. Cesarstwo przestało istnieć, a Chiny zmieniły się w republikę.
Sun Jat-sen cieszył się takim autorytetem, że z obawy przed restauracją monarchii wspierali go nawet komuniści. Jednak po jego śmierci w 1925 r. sojusz natychmiast się rozpadł. Rozpoczęła się trwająca niemal ćwierć wieku wojna domowa, której nie przerwała nawet agresja Japonii. Obu walczącym stronom przewodziły potężne indywidualności, komunistom – Mao Zedong, nacjonalistom – Czang Kajszek. 1 października 1949 r. świat poznał zwycięzcę. Po zajęciu Pekinu Mao ogłosił utworzenie Chińskiej Republiki Ludowej.
Maoistowskie Chiny miały podążać zupełnie inną drogą niż ta wytyczona przez Konfucjusza i Shi Huangdi. Pozornie tak się działo, komuniści całkowicie odcięli się od przeszłości, zmienili wszystko – zakazali praktyk religijnych, zlikwidowali prywatną własność, wprowadzili nowe symbole narodowe, rytuały, stroje. Tę wyliczankę można by ciągnąć jeszcze długo, ale czy rzeczywiście Wielki Sternik tak bardzo różnił się od tych Synów Nieba, którzy zaczynali wszystko od nowa, a potem wpadali w utarte koleiny? Jego wola była prawem, partyjni bossowie niczym mandaryni gięli przed nim kark i odreagowywali pokorę bezwzględnością wobec stojących niżej. Chłopi jak zawsze harowali, przymierali głodem i bili pokłony.
Chińscy historycy obliczyli, że w imię „nieodwracalnych zmian” świątynię Konfucjusza w jego rodzinnym mieście Qufu niszczono i odbudowywano 60 razy. Po raz ostatni zburzono ją w czasie maoistowskiej rewolucji kulturalnej. Dziś już znów stoi. Trudno o bardziej wymowny symbol trwałości drogi, którą od trzech tysiącleci podążają Chińczycy. I równie trudno wyobrazić sobie, że zboczą z niej, by pójść naszym śladem.
Dla polskich czytelników wychowanych w tradycji niepodległościowej, wiadomość o tym, że w Chinach donosicielstwo nigdy nie było potępiane, może być informacją szokującą! O tym i innych zaskakujących dla zachodniego czytelnika zjawiskach dotyczących kultury chińskiej pisze wybitny sinolog, wieloletni kierownik zakładu sinologii UW Mieczysław Künstler. Autor analizuje i przybliża zjawiska i tendencje, które od wieków kształtują cywilizację chińską – m.in. buddyzm, konfucjanizm, pismo kaligraficzne, język. Wskazuje i wyjaśnia pojęcia, które prowadzą do niezrozumienia tej odległej kultury. „Dzieje kultury chińskiej” to obowiązkowa lektura dla wszystkich tych, którym nie wystarczają obiegowe opinie i powielane stereotypy na temat kraju środka – kontrowersyjnego organizatora tegorocznej olimpiady.