Mam szczęście, że mieszkam na osiedlu, które tonie w zieleni. Po tygodniu pracy z przyjemnością rozkładam leżak na balkonie, zaparzam kawę i czytam książkę. Szum drzew, ptaków śpiew… bowiem weekendowi kosiarze, Otóż nie. Do akcji wkraczają którym wtórują osiedlowi ogrodnicy, maniakalnie zmieniający żywopłoty w kwadratowe klocki. Siedzę więc w domu przy szczelnie zamkniętych oknach. Nie jestem odosobniona – na osiedlowych forach jedni narzekają na hałasujące od świtu kosiarki, inni – że trawa odrasta i nikt z tym nic nie robi. Ci drudzy nie wskazują przy tym prawie żadnych argumentów – poza estetycznymi – które przemawiałyby za koszeniem.
Natomiast szkód, które w ten sposób się wyrządza, jest sporo. Po pierwsze razem z trawą pozbywamy się tzw. chwastów, czyli roślin, które uważamy za niepożądane. Jesteśmy na najlepszej drodze do zniszczenia swojej różnorodności biologicznej, tak jak zrobiły to inne metropolie w Europie – uważa dr Piotr Mędrzycki z Wyższej Szkoły Ekologii i Zarządzania. Gdy brytyjska organizacja Livingroofs zakładała zielone dachy w Londynie, liczyła, że rodzime rośliny szybko wysieją się same. Niestety, tak się nie stało, ponieważ było już za mało gatunków.
Po drugie obecność w naszych ogrodach roślin zza płotu zapewnia wędrówki zwierząt, które rozsiewają i zapylają kwiaty. Owady z kolei przyciągają ptaki – nie trzeba więc stosować oprysków, bo szkodniki są zwalczane w sposób naturalny. Odpada też częste podlewanie – krótko koszony trawnik potrzebuje więcej wody, podczas gdy na przykład łoboda tatarska podczas suszy odżywa, tworząc zielone kobierce. Zamieniając trawnik w łąkę, oszczędzamy więc czas i pieniądze, możemy napawać się pięknem i zapachem kwiatów oraz ciszą – wystarczy ją kosić dwa razy w roku! „Łąka kwietna jest jednym z najprostszych sposobów na
wprowadzenie natury do ogrodu. I wcale nie zawsze trzeba czegokolwiek wysiewać. Można po prostu pozwolić rosnąć temu, co samo wyrasta, można trawnik kosić trochę rzadziej i już zyska na tym przyroda” – mówi dr hab. Łukasz Łuczaj, prof. Instytutu Biotechnologii Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Po trzecie zachwaszczone trawniki lepiej wyłapują pyły i tłumią hałasy. Naszym uszom szkodzą jednak przede wszystkim kosiarki, podobnie jak dmuchawy, którymi usuwa się skoszoną trawę (a jesienią liście), wzbijając przy tym pył i kurz oraz emitując sporo spalin. By uciec od hałasu i zanieczyszczeń, coraz więcej osób przenosi się na przedmieścia, inni wyjeżdżają na działkę. I wpadają z deszczu pod rynnę, bo w cichej okolicy hałas urządzeń ogrodniczych jeszcze bardziej daje się we znaki.
Jestem w stanie zrozumieć koszenie trawy na boiskach, w miejscach piknikowych czy w ogródkach, po których biegają dzieci, ale w pozostałych przypadkach – jest dla mnie głupotą. W naturze trawniki nie występują.