Są tacy śmiałkowie, dla których zwykły skok ze spadochronem z kilku kilometrów to żadna sztuka. Podbili już niebo, teraz myślą o kosmosie… Być może ich marzenie już niedługo się ziści za sprawą dwóch weteranów amerykańskiego przemysłu kosmicznego. Rick Tumlinson, współzałożyciel fundacji finansującej badania nad podróżami w kosmosie, oraz lekarz NASA Jonathan Clark (jego żona zginęła w katastrofie promu Columbia) wpadli na karkołomny pomysł zrzucenia człowieka ze stu kilometrów.
STRÓJ NA ZABÓJ
Śmiałka, który zdecyduje się przetestować ich pomysł, trzeba będzie wyposażyć nie tylko w porządny spadochron. Podstawą jest skomplikowany kombinezon ciśnieniowy. Na wysokości stu kilometrów, gdzie panuje 90-stopniowy mróz, a atmosfery praktycznie nie ma, oddycha się tlenem z butli. Strój skoczka musi więc być nie tylko idealnie szczelny i mocny, ale też chronić przed skrajnymi temperaturami. Na początku ochotnik zostanie wyrzucony ze stacji (albo pokładu rakiety) przez katapultę, by uniknąć ryzyka zderzenia z pojazdem. Początkowa faza spadania okaże się dość zaskakująca – śmiałek nie poczuje, że leci, bo w niemal próżniowych warunkach nie ma oporu powietrza. Będzie jednak pędził jak szalony. 33 kilometry nad Ziemią osiągnie prędkość 4000 km/godz. Utrata kontroli nad lotem, choćby prosty korkociąg, może być w takiej sytuacji śmiertelna.
Dlatego kombinezon będzie wyposażony w mały spadochron stabilizujący i niewielkie silniczki odrzutowe wmontowane w rękawice. Przy zderzeniu z atmosferą kombinezon rozgrzeje się do temperatury 240°C. Przed śmiercią w płomieniach skoczka uratuje kombinezon wykonany z materiału o nazwie nomex. Tworzywo, wynalezione w laboratoriach DuPonta, jest bardzo odporne na temperatury, ścieranie i rozrywanie, a jednocześnie łatwo da się z niego uszyć ubranie. Ciało skoczka – niemal jak silnik samochodowy – będzie też dodatkowo izolowane układem chłodzenia cieczą. 10 km nad Ziemią opór atmosfery zredukuje prędkość opadania do ok. 200km/godz., a 1 km nad Ziemią śmiałek otworzy normalny spadochron i bezpiecznie wyląduje. Cały lot z kosmosu na Ziemię potrwa zaledwie 10 minut. I choć 100 km to kawał drogi, spadochroniarz nie musi się obawiać, że po drodze zgłodnieje albo zachce mu się siusiu.
BARIERA 30 KM
Pierwszy skok z kosmosu zaplanowano na 2011 rok. Dwa lata wcześniej odbędą się próbne skoki z balonu zawieszonego na wysokości 40 km. Ale nawet taka „niewielka” wysokość to dziś problem. Rekord wysokości skoku należy do Josepha Kittingera, który w sierpniu 1960 roku wyskoczył z balonu unoszącego się na wysokości 31,33 km. Podczas wznoszenia uszkodził sobie rękawicę od kombinezonu, ale nie przyznał się do tego, by nie odkładać przygody. Dłoń wystawiona na kontakt z lodowatą próżnią okropnie spuchła, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło –opuchlizna zatkała dziurę w rękawicy i wszystko dobrze się skończyło. Do tego amerykańskiego pilota należy zresztą też inny dość dramatyczny rekord. W listopadzie 1959 roku podczas skoku z23 km, na skutek awarii sprzętu, Kittinger wpadł w korkociąg i stracił przytomność. Obracał się120 razy na minutę, doznając podobno przeciążeń rzędu 22 g. Jego życiorys to zresztą temat na oddzielną opowieść – Kittinger został w 1972 roku zestrzelony nad Wietnamem i spędził 11miesięcy w piekle wietnamskiego obozu. I przeżył.