Kopać albo nie kopać

75 procent futbolu to czysta psychologia – mówi FRANCISZEK SMUDA, trener reprezentacji Polski w piłce nożnej.

Marcin Fabjański: W czerwcu  2012 roku, w czasie mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie, będzie pan ważniejszy dla Polaków niż prezydent i premier razem wzięci. Naród rozliczy pana z gry naszej reprezentacji. A tymczasem głowi się pan, jak poskładać układankę z wielu elementów: osobowości zawodników. Nie stresuje to pana?

Franciszek Smuda:  Nie, bo wiem, co mam robić. Przede wszystkim zwracam uwagę na umiejętności piłkarskie. To najważniejsze. Potem biorę pod uwagę zachowanie, profesjonalizm, podejście do sportu. Umiejętność bycia z innymi. To bardzo ważne – atmosfera wpływa na wynik. Trzeba umieć być z innymi.

M.F.:  Zdarzyło się panu zrezygnować z bardzo dobrego zawodnika, bo nie miał tych umiejętności?

F.S.:  Zdarzyło się. Nie podam nazwiska tego piłkarza. Trudno było go przekonać do profesjonalizmu, do tego, żeby zajął się poważnie piłką. Na tym zawodniku, przyznaję, poległem. A on sam nie skończył potem dobrze – znalazł się w więzieniu.

M.F. :  Czy to znaczy, że we współczesnym futbolu nie ma miejsca dla genialnych leni, takich jak George Best?

F.S. :  Znałem Besta bardzo dobrze. Graliśmy w jednej drużynie w Los Angeles. Znikał na trzy, cztery dni, urywał się, nikt nie wiedział, gdzie jest, ale wracał. Wystarczyły dwa, trzy treningi i grał. Pewnie, dziewięćdziesięciu minut nie wytrzymał, ale przez pół godziny albo 45 minut wygrywał mecz druż ynie. Potem schodzi ł z boi ska i padał.

M.F.:  Dzisiaj by tak nie mógł.  Trzydzieści parę lat później futbol jest inny.

F.S.: Dzisiaj miałby większe trudności. We współczesnym futbolu potrzebna jest optymalna wytrzymałość. Piłka jest tak szybka i dynamiczna, że nie da się prowadzić chuligańskiego życia i grać w dobrym klubie czy reprezentacji.

M.F.:  Czasem proszę uczestników moich warsztatów, żeby nie myśleli przez minutę, by pokazać im, że to niemożliwe. Im bardziej nie chcą myśleć, tym więcej myśli ich dopada. A tu czytam wywiad z Ireneuszem Jeleniem, który mówi, że przed meczem z Ukrainą zakazał pan piłkarzom myśleć, żeby się nie wystraszyli przeciwnika. Nie myśleli i dlatego wyszedł im bardzo dobry mecz. Tak po prostu każe pan umysłom zamilknąć? Jestem pod dużym wrażeniem. Jak pan to robi?

F.S.:  Jeleń trochę uprościł sprawę. Rozmawiam z piłkarzami w ten sposób: nie możecie myśleć, że wasz przeciwnik to wielki zespół, kiedy wychodzicie na boisko. Z najlepszymi gra się najłatwiej, wystarczy być dobrze przygotowanym taktycznie, fizycznie i mieć charakter. Ja wypracowuję charakter zespołu za pomocą gier treningowych – buduję agresję, waleczność, nieustępliwość. Niech mnie pan nie pyta jak. Nie powiem.

M.F.:  Czym charakteryzuje się pana reprezentacja? Wyobraźmy sobie, że jest jednym facetem. Jakie cechy ma ten gość?

F.S.:  Kompletny, waleczny, agresywny, zaangażowany, profesjonalny.

M.F.:  Naukowcy z University  of Liverpool twierdzą, że takie drużyny jak Polska mogą wygrać z najlepszymi zespołami europejskimi tylko przez przypadek. Polacy mogą przebiec tyle samo kilometrów, co ich koledzy z Zachodu, ale o tym, kto wygra, decyduje inny parametr. Nasi piłkarze nie są w stanie w ciągu 90 minut wykonać tyle samo sprintów, co ich koledzy z Anglii, Niemiec czy Hiszpanii. Piłkarz mobilizuje się do największego wysiłku średnio przez siedem minut w czasie meczu. Ale to minuty decydujące. Takie badania nie deprymują pana? Na mistrzostwach Europy zagramy z najlepszymi na kontynencie.

F.S.: Niby że jesteśmy słabsi niż oni? Nieprawda! Jemy co innego? Pijemy co innego? Trenujemy inaczej? Różnica między ligą angielską i polską jest taka, że oni mają pieniądze. I mogą nakupić sobie najlepszych zawodników na świecie, o najlepszej wydolności. I stworzyć im wyśmienite warunki. My tego nie potrafimy. Piłkarze lidera ekstraklasy z Białegostoku trenują na kartof lisku. Jesteśmy za biedni, to jedyna różnica. Ale pijemy tę samą wodę.

M.F.:  Pijemy też inne płyny – o czym świadczy wykluczenie z pana kadry kilku piłkarzy za alkohol. Tak ciężko im zrozumieć, że profesjonalny sportowiec pijący alkohol jest jak bolid formuły jeden zatankowany olejem napędowym?

F.S.:  Ten problem istnieje na całym świecie. Ale ja go rozwiązałem. To już wyczyszczone, w naszej reprezentacji nigdy się już nie zdarzy. Trzeba było odsunąć paru piłkarzy od kadry, to było jedyne rozwiązanie.

M.F.:  Kim pan jest dla piłkarzy: ojcem, szefem, kumplem?  

F.S.:  Czasem ojcem, czasem dyktatorem, czasem demokratą. To zależy od sytuacji. Mówiąc ogólnie – zawodnik musi czuć, że ktoś nim rządzi. Jeśli wyczuwa u trenera, że trener nie potrafi nim rządzić, zawsze kończy się to źle. Niektórzy trenerzy przychodzą do nowej drużyny i zaczynają od tego, że proszą piłkarzy, żeby napisali na karteczkach, kto ma być kapitanem. To pierwszy błąd. Ja wchodzę i mówię: ty jesteś kapitanem. Zawsze wyszło to mnie i klubowi na dobre. Ale ja jestem takim typem, że robię to, co sam chcę. Mówię szefowi klubu: chcesz mnie wywalić? W porządku, ja nie będę płakał, jestem zabezpieczony życiowo. Młodsi trenerzy tak nie robią. Ulegają, bo boją się stracić pracę.

M.F. :  Piłkarze zwykle chcą zmanipulować trenera?

F.S.:  Zawsze. Pierwszy trening,  a oni: trenerze, odpocznijmy od ćwiczeń. Może byśmy sobie zagrali na dwie bramki. To zagrajcie, mówi młody trener. I dla mnie może już pakować manatki. Nigdy z tym zespołem nic nie osiągnie.

M.F.:  Jak pan ocenia stan psychiczny zawodnika?

F.S.:  Patrzę. I widzę.

M.F.:  Co pan widzi?

F.S.: Na przykład to, jak piłkarze ruszają się w szatni. Jestem jak Cygan, czarodziej. Wyczuwam intencje i atmosferę. Wiele razy, tuż przed meczem, powiedziałem kolegom asystentom: słuchajcie, ten mecz to będzie kicha. I była.

M.F.:  „Trudności z koncentracją, skłonność do irytacji, wolniejsze reagowanie, nadpobudl iwość ruchowa, bóle brzucha i głowy, mdłości, wymiotowanie, biegunka, nadmierne pocenie się, suche usta, zesztywniałe mięśnie”. To opis reakcji piłkarza. W jakiej sytuacji?

F.S.:  Zawodnik, który spala się w szatni. Z niego nie będzie wielkiej korzyści. A jeszcze jak na boisku popełni jeden lub dwa błędy, można go od razu ściągać.

M.F.:  Badania norweskich naukowców dotyczące najważniejszych meczów futbolowych w latach 1972-2006 wykazały, że kiedy piłkarz ma strzelić gola z rzutu karnego, dzięki któremu jego drużyna wygra, to udaje mu się to w 92 proc. Gdy zaś niestrzelenie gola  oznacza odpadnięcie drużyny, zawodnicy trafiają tylko w wypadku 62 proc. karnych. Strach plącze im nogi?

F.S.:  Chodzi o wytrzymanie ciśnienia.  Przygotowanie psychiczne to najważniejsza część treningu piłkarza. Dlatego właśnie dzisiaj gramy z najsilniejszymi zespołami. Takie mecze hartują piłkarzy. Mógłbym sobie grać z Luksemburgiem czy Wyspami Owczymi i wygrywać po pięć do zera. Wszyscy by mi klaskali. Do mistrzostw, bo tam dostalibyśmy w dupę. Dzięki takiej strategii nie będzie tak, że na mistrzostwach Europy  wyjdziemy na mecz z Bułgarią, i będą nam dygotać łydki. 75 proc. piłki nożnej to czysta psychologia.

M.F.:  Drużyna przegrywa, kibice gwiżdżą, piłkarze spuścili głowy. Pan się wścieka, biegając przy linii bocznej: wrzeszczy, macha rękoma. To naprawdę może pomóc piłkarzom, czy raczej pomaga to panu? Co można zmienić z ławki?

F.S.: Dużo. Na przykład poprawić ustawienie zawodnika.

M.F.:  Na treningu nie da się wszystkiego przewidzieć?

F.S.: Nie da. Ale trening też wymaga  reagowania na sytuację, która się wydarza. Trening to też budowanie odporności psychicznej. Widzę, że piłkarzowi wychodzi dobrze ćwiczenie? Nie kończę go po piętnastu minutach, chociaż taki miałem zamiar. Niech poćwiczy jeszcze dziesięć minut, wtedy poczuje, że jest naprawdę dobry. Niech jeszcze bardziej zbliży się do perfekcji. Ale kiedy ćwiczenie zupełnie nie wychodzi – kończę. Żeby nie poczuł, że jest słaby. W takiej sytuacji nie komentuję tego ćwiczenia tego samego dnia. Dzień później mówię zawodnikowi, co może poprawić.

M.F.:  Niemiecki futbol, na którym często się pan wzoruje, korzysta z pomocy specjalistów od treningu mentalnego. Pan też mówi, że 75 proc. piłki nożnej to psychologia, ale nie chce pan takiego specjalisty w sztabie. Dlaczego?

F.S.: Uważam, że każdy trener powinien sam umieć coś w tym zakresie zrobić. Jak się umie grać w piłkę, ma się charakter, to nie trzeba treningu mentalnego. W latach 70. Werder Brema zatrudnił czterech psychologów. Omal nie spadli z ligi. Wyrzucili psychologów, wyniki zaraz się poprawiły. Jak moi piłkarze mają problemy, piję z nimi kawę i rozmawiam. Zawsze działa.

M.F.:  No i co im pan mówi?

F.S.:  To już moja tajemnica. Ważne jest nie tylko to, co im mówię, ale też moment rozmowy.

MF:  Najwybitniejszy amerykański trener koszykówki Phil Jackson opierał grę swoich zespołów – Chicago Bulls i Los Angeles Lakers – na duchowości: on akurat łączy wierzenia amerykańskich Indian i filozofię zen. A Pan uwzględnia fakt, że piłkarz to także istota religijna?

FS: Duchowość ma wielki wpływ na  piłkarza. Manuel Arboleda ma zawsze przy sobie ołtarzyk: obrazek z Matką Boską, Biblię i zdjęcie swojej siostry, która zmarła w wieku ośmiu lat. Zawsze przed meczem modli się do tego ołtarzyka. Jak potem wychodzi na boisko, jest silny, nieugięty. Nieugięty. Ale akurat w tej sferze trener nie może być dyktatorem. W Lechu piłkarze chcieli wspólnej modlitwy przed meczem. Mogę być grzesznikiem, ale jednak wierzę, więc to akceptowałem. Modliłem się z nimi w kółku. Czułem, że to dawało im wielki pozytywny impuls.


PIERWSZY COACH RP

Kto jest najważniejszym coachem w Polsce? Odpowiedź jest prosta: Franciszek Franz Smuda, coach reprezentacji Polski w piłce nożnej. Wydaliśmy miliardy na Euro 2012, które ma doprowadzić do skoku cywilizacyjnego naszego kraju i zmienić jego wizerunek w świecie. Pewnie się uda i bez piłkarzy, ale to, jak Polacy zagrają na mistrzostwach, będzie wisienką na torcie tego wielkiego wydarzenia. Rozmawialiśmy z Franciszkiem Smudą jak z coachem, kimś, kto wydobywa ze swoich ludzi to, co w nich najlepsze. Bo choć słowo coach zostało wzięte do coachingu ze sportu, to – jak podaje Wikipedia – zanim zadomowiło się na stadionach, było slangowym określeniem instruktora w Oxford University, „prowadzącego” studenta przez trudy egzaminu. Coach to samo oznacza choćby w life coachingu (jeśli przyjąć, że życie jest egzaminem).

MYŚLI DLA ZAWODNIKA

STOIKA Ataraksja – idealny stan wewnętrznej równowagi i doskonałego spokoju, do którego dążyli filozofowie greccy – była pierwotnie pojęciem militarnym. Oznaczała spokój w obliczu wroga. Może się przydać także na boisku, również tym biznesowym. Kiedy kibice gwiżdżą, potykasz się o własne nogi , nie masz siły, trener wścieka się na ciebie, a zwycięstwo wydaje się równie odległe jak Księżyc, pamiętaj, co mówili mędrcy (cytaty na następnych stronach).