To jedno z najdłużej prowadzonych i najtajniejszych śledztw w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości. Prokuratura nie potwierdza nawet, czy postawiono komuś zarzuty, chociaż z nieoficjalnych informacji wynika, że usłyszał je b. szef Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski. Rzecz dotyczy tzw. transferu nadzwyczajnego, czyli przetrzymywania i torturowania na terytorium Polski Muhammada al-Nashiriego, członka Al-Kaidy, uprowadzonego przez CIA w 2002 roku. Wielokrotnie przedłużane śledztwo w tej sprawie, prowadzone obecnie przez prokuraturę w Krakowie, trwa ponad 5 lat. Z apelem o jego zakończenie do polskich władz zwracało się już Zgromadzenie Parlamentarne i komisarz Praw Człowieka Rady Europy Nils Muiżnieks. Jak dotąd – bezskutecznie.
W Polsce wiedza na temat transferów nadzwyczajnych jest niewielka. Wiele osób zadaje pytanie: dlaczego państwo ma się tłumaczyć z udziału w walce z terroryzmem? „Śledczy” postanowił zapytać o to samego pełnomocnika terrorysty, mecenasa Mikołaja Pietrzaka.
Śledczy: Muhammad al-Nashiri, nazywany „Morskim Księciem Al-Kaidy”, domaga się od państwa polskiego 300 tysięcy euro odszkodowania oraz ukarania pracowników CIA, którzy nielegalnie przewieźli go do Polski w ramach tzw. transferu nadzwyczajnego, przetrzymywali tu i torturowali, a także wszystkich, którzy pomagali w tym procederze. Dlaczego państwo powinno płacić odszkodowanie terroryście?
Mec. Pietrzak: W przypadku al-Nashiriego mamy do czynienia z tak fundamentalnym naruszeniem godności ludzkiej, praw i wolności oraz tak elementarnym sprzeniewierzeniem się przez państwo jego powinnościom wobec każdego człowieka, który podlega jego jurysdykcji, że żadna kwota tego nie zrekompensuje.
„Ś”: Jakie prawa zostały złamane przez Polskę w przypadku al-Nashiriego?
M.P.: Należałoby spytać, jakie nie zostały złamane. Prawo do ochrony życia – artykuł 2. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Wydano go bezprawnie z Polski do USA – kraju, w którym prawdopodobnie zostanie orzeczona wobec niego kara śmierci. Polski sąd nigdy by na to nie pozwolił – gdyby wiedział o planach ekstradycji. Artykuł 3. – zakaz tortur, okrutnego i poniżającego traktowania. To najbardziej widowiskowe naruszenie. W tajnym ośrodku CIA na Mazurach poddano go pręgierzowi, waterboardingowi, wychładzaniu organizmu, głodówce, rzucano jego nagim ciałem o ścianę, bito. Wykonywano nawet tortury, które wykraczają poza te określone jako dopuszczalne w regulaminach przesłuchań CIA, ponieważ dopuszczono się wobec niego w Polsce także symulowanej egzekucji i to dwukrotnie: za pomocą pistoletu oraz wiertarki elektrycznej, którą przystawiano do jego głowy, gdy miał zawiązane oczy.
Następne: prawo do wolności osobistej z art. 5 konwencji, które wyraża się w Polsce tym, że nie wolno nikogo przetrzymywać bez decyzji sądu dłużej niż 48 godzin. Tego człowieka przetrzymywano przez wiele miesięcy, a on nie miał żadnej możliwości złożenia zażalenia czy skargi. Nie miał w ogóle prawa do sądu i do obrony – artykuł 6. Został wydany do kraju, gdzie nie czeka go sprawiedliwy proces, bo proces przed komisją wojskową, służącą wyłącznie orzeczeniu kary, a nie ustaleniu winy, jest farsą. Prawo do poszanowania życia osobistego – art. 8. Lista jest ogromna. Do tego wszystkiego przyczyniła się Polska, co najmniej pozwalając, by takie rzeczy działy się na jej terytorium.
Naruszeniem praw człowieka jest także nieprzeprowadzenie w tej sprawie skutecznego śledztwa. Historia uczy, że nawet w najbardziej praworządnych krajach dochodzi czasem do zbrodni, popełnianych w imieniu państwa. Ale prawdziwym testem dla demokracji jest to, czy państwo potrafi się z tego rozliczyć.
„Ś”: Jest pan adwokatem al-Nashiriego od trzech lat. Dlaczego zdecydował się pan wziąć tę sprawę?
M.P.: To jest rzecz o charakterze historycznym. Mamy do czynienia z siatką państw, które postanowiły w sposób zaplanowany i systemowy porywać, torturować, bezprawnie przetrzymywać i przerzucać po świecie ludzi, którym nie postawiono żadnych zarzutów. Dlatego nie rozumiem, kiedy pytanie „dlaczego wziąłeś tę sprawę”? zadają mi moi koledzy po fachu.
„Ś”: A zadają?
M.P.: Zadają. W przypadku al-Nashiriego nie jest z mojego punktu widzenia w ogóle istotne, czy był terrorystą i czy zarzuty postawione mu przed tym quasi-sądem w Guantanamo są trafne, czy nie. Ten człowiek, dopóki znajdował się na terytorium Polski, miał prawo oczekiwać, że pewne minima konstytucyjne będą tu wobec niego w każdych warunkach respektowane.
„Ś”: Konstytucja ma chronić terrorystów?
M.P.: Konstytucyjne prawa przysługują każdemu. Jeśli w przypadku al-Nashiriego postanowimy, że wolno nam było naruszać jego prawa i wolności, bo prawdopodobnie brał udział w zamachach, to ustanawiamy pewną granicę, za którą nie trzeba już niczego respektować. Będzie to przyzwolenie dla wszystkich służb specjalnych, by harcowały u nas bez żadnej obawy.
„Ś”: Sprawa al-Nashiriego budzi w panu emocje. Traktuje ją pan osobiście?
M.P.: Mojego dziadka gestapo zamordowało na Pawiaku, dopuszczając się wobec niego bardzo podobnych rzeczy. I nie jestem w stanie pojąć, jak w kraju o historii takiej jak Polska ludzie mogą być obojętni wobec tak potwornej zbrodni.
„Ś”: Stawia pan znak równości między tym, co działo się w Kiejkutach w 2002 roku, a tym co działo się w okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej lub w okresie stalinowskim?
M.P.: Bezwzględnie tak. Zdaję sobie sprawę, że narażam się tu na zarzut nadużycia słowa. Ale zanim doszło u nas do powstania więzień CIA, ostatnie znane mi przypadki systemowego torturowania ludzi w Polsce występowały 50 lat wcześniej – w okresie ciężkiego stalinizmu, kiedy bezceremonialnie zamykano ludzi w piwnicach i katowano.
„Ś”: Czy Amerykanie przeprowadzali podobne działania wobec podejrzanych o terroryzm na terytorium USA?
M.P.: Nie.
„Ś”: A w Guantanamo?
M.P.: W Guantanamo dzieją się różne okropności, ale nie te, jakich amerykańskie służby dopuszczały się w tajnych więzieniach poza USA. Amerykanie nie zrobili tego na własnym terytorium, bo doskonale wiedzieli, że dopuszczają się rzeczy niezgodnych … z prawem, które w USA są ścigane i karane.
„Ś”: We Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii CIA nie tworzyła tajnych ośrodków. Z czego to wynika?
M.P.: Z konstytucyjnego porządku i świadomości prawnej tych społeczeństw. Żaden polityk z tych krajów nie zaryzykowałby współpracy z CIA w takim wymiarze, bo skończyłby przed ich odpowiednikiem Trybunału Stanu lub przed sądem karnym. Spójrzmy jednak na sprawę al-Nashiriego z innej perspektywy..
„Ś”: A jest taka?
M.P.: Nazwijmy ją perspektywą skuteczności w zapewnianiu bezpieczeństwa. Żadna część władzy publicznej nie ma tak potężnego arsenału sił i środków jak służby specjalne. Mogą nas nagrywać, fotografować, gromadzić o nas dane, przekazywać je sobie, a w niektórych przypadkach ingerować w nasze życie w sposób bezpośredni. My im dajemy uprawnienia do działania w sposób tajny, co jest odstępstwem od zasady transparentności władzy publicznej. Ale po to, aby wspierały praworządność, walczyły o przestrzeganie prawa i chroniły nas przed nadużyciami – a nie po to, by działały na granicy prawa lub bezprawnie. W lutym tego roku, po 9 latach procesu, włoski sąd skazał na kary od 6 do 10 lat więzienia szefów i agentów wojskowego wywiadu SISMI, oskarżonych o pomoc w porwaniu mułły Abu Omara w Rzymie w lutym 2003 roku. Skazani zaocznie zostali również biorący udział w tej akcji agenci CIA. Rozesłano za nimi listy gończe… a szefowi placówki CIA w Mediolanie Robertowi Lady skonfiskowano posiadłość, którą kupił we Włoszech.
„Ś”: Dodatkowo Abu Omar i jego żona dostali 1,5 mln euro odszkodowania. Czy wyobraża pan sobie podobny scenariusz w Polsce?
M.P.: Ten scenariusz jest z wielu powodów nierealny. Z kilku, o których niestety nie mogę mówić, a które wynikają z akt sprawy, ale przyczyna jest również taka, że postępowanie „in absentia”, które było możliwe we Włoszech, ze względów procesowych nie jest możliwe w Polsce. Z czego akurat należy się cieszyć, bo mamy bardzo wysoki standard procesu karnego, i żaden polski sędzia nie zgodziłby się na przeprowadzenie postępowania pod nieobecność oskarżonych. Chociaż Polska z pewnością mogłaby oskarżyć tych funkcjonariuszy, którzy torturowali al-Nashiriego. Zależy to oczywiście od tego, czy prowadzący sprawę prokurator będzie w stanie ustalić ich tożsamość i przypisać im odpowiednią rolę w czynach.
„Ś”: W złożonych przez pana wnioskach dowodowych zostali wymienieni dwaj agenci CIA – Albert i Mike – przesłuchujący al-Nashiriego. Czy znamy ich nazwiska? Z nazwiska został wymieniony Michael Keith Winograd, szef placówki CIA w Tajlandii, skąd prawdopodobnie al-Nashiri był przewieziony do Polski, oraz dwaj amerykańscy psychologowie, pracujący w tajnym ośrodku CIA na Mazurach – James Mitchell i Bruce Jessen.
M.P.: Wszystkie nazwiska, które znaliśmy, podaliśmy. Jeśli chodzi o funkcjonariuszy CIA o imionach Albert i Mike, to liczę, że polski prokurator do nich dotrze. Jeśli chodzi o psychologów – to byli to wyjątkowo podli ludzie, ponieważ sprzeniewierzyli się standardom etycznym, jakie stawia się lekarzom, psychologom i prawnikom. To są trzy grupy zawodowe, które brały czynny udział w stworzeniu systemu tortur. Nikt nie poniósł do tej pory żadnej odpowiedzialności. Prawnik, który odpowiada za stworzenie systemu „wzmocnionych technik przesłuchań”, pan John Yoo, ma się dobrze i wykłada obecnie międzynarodowe prawo humanitarne na uniwersytecie w Berkeley.
„Ś”: Poddał pan polską prokuraturę ciężkiemu testowi. Jak pan ocenia dotychczasowe wyniki tego egzaminu?
M.P.: Ta sprawa pokaże, czy prokuratura jest niezależna od służb specjalnych i od władzy wykonawczej. Pozytywnie oceniam to, co zgromadził prokurator w aktach. Negatywnie, że w sprawie nic się nie dzieje. Mówię to przy ogromnym szacunku dla prokuratorów, to ludzie o najwyższych kompetencjach i ogromnym doświadczeniu. Ale śledztwo w tej sprawie trwa piąty rok i nic nie uzasadnia tak długotrwałego postępowania. I to właśnie sprawiło, że złożyliśmy skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
„Ś”: Jakich spodziewa się pan decyzji Trybunału?
M.P.: Trybunał zapowiedział, że prawdopodobnie w tej sprawie zostanie wyznaczona rozprawa. To jest absolutnie wyjątkowa sytuacja, ponieważ ogromna większość spraw strasburskich jest rozpatrywana wyłącznie pisemnie, bez obecności stron. Na rozprawy Trybunał kieruje wyłącznie sprawy o fundamentalnym znaczeniu dla rozwoju praw człowieka.
„Ś”: Jaką częścią materiału procesowego dysponuje Trybunał?
M.P.: Państwo polskie odmówiło de facto współpracy z Trybunałem, odmawiając mu udostępnienia materiałów ze śledztwa. Nie odpowiada nawet na pytania o zawartość akt. Państwo argumentowało, że materiały te objęte są tajnością. Ale ma prawo, a nawet obowiązek, odtajnienia ich, gdy w grę wchodzi kolizja z prawami człowieka. Nie zrobiło żadnej z tych rzeczy, argumentując swoje decyzje dobrem śledztwa i koniecznością zachowania tajemnic służb specjalnych. To jest niestety argumentacja, która do tej pory była przedkładana przed Trybunał wyłącznie przez Federację Rosyjską.
ADWOKAT MIKOŁAJ PIETRZAK
Najstarszy syn satyryka Jana Pietrzaka, obrońca w sprawach związanych z naruszeniem praw obywatelskich przez instytucje państwowe, np. w procesach lustracyjnych. Doprowadził m.in. do prawomocnego uniewinnienia z zarzutu korupcji b. posłanki Beaty Sawickiej, wobec której – jak orzekł sąd apelacyjny – Centralne Biuro Antykorupcyjne zastosowało niezgodnie z prawem inwigilację i prowokację, polegającą na wręczeniu łapówki. Wcześniej Pietrzak doprowadził do oczyszczenia z zarzutu płatnej protekcji Weroniki Marczuk, wobec której CBA również prowadziło operację specjalną. Jest przewodniczącym Komisji Praw Człowieka przy Naczelnej Radzie Adwokackiej.