W dyskusjach z różnej maści obrońcami politycznej tradycji sarmatyzmu zdarza mi się słyszeć argument, który ich zdaniem ostatecznie dowodzi siły oraz wartości ustroju I Rzeczypospolitej: Konstytucja 3 maja. Jest to manewr dość zabawny. Uznać, że Konstytucja 3 maja stanowiła owoc i zwieńczenie politycznych tradycji Rzeczypospolitej Obojga Narodów, to tak jak nazwać Okrągły Stół sukcesem PRL – bo przecież zorganizowała go Partia, która pod wpływem formacji opozycyjnych i krytycznych wobec reżimu dostrzegła konieczność gruntownych zmian. Obrady Okrągłego Stołu, podobnie jak Konstytucja 3 maja, były wydarzeniem o charakterze awangardowym i prekursorskim – oto kraj, który kiedyś wydał jedną z pierwszych nowoczesnych konstytucji, pod koniec wieku XX przetarł szlaki dla pokojowej transformacji całego regionu. Chwała Partii i Sarmatom!
Można poprawiać sobie samopoczucie, wierząc w tego rodzaju mity, ich historyczna wartość jest jednak mizerna. Trudno nazwać Konstytucję 3 maja triumfem sarmatyzmu, bo jej istotą było zniszczenie wszystkich ustrojowych fundamentów ancien regime’u. Znoszono liberum veto i liberum rumpo, wprowadzając zasadę większości (sam Sejm Wielki obradował pod laską konfederacji, aby uniknąć prób storpedowania reform przy użyciu tych dwóch arcysarmackich instrumentów politycznych). Konstytucja anulowała wolne elekcje, ustanawiając dziedziczność tronu. Samowola szlachty została ograniczona na wiele sposobów – poprzez wzmocnienie pozycji mieszczaństwa (w tym nadanie mieszczanom praw do posiadania własności ziemskiej, noszenia tytułów szlacheckich oraz otwarcie im dostępu do urzędów), poprawienie kondycji chłopów, zmianę zasad funkcjonowania sejmików, wprowadzenie trójpodziału władzy oraz last but not least oddanie dużej armii pod kontrolę władcy. Jak więc widać, nie było to żadne zwycięstwo sarmatyzmu, ale raczej kres jego politycznego życia.
Impuls do przeprowadzenia zmian i ich logika w małym stopniu wywodziły się z wnętrza kultury sarmackiej. W drugiej połowie XVIII wieku, po dwóch wiekach zachwytu nad polskimi tradycjami politycznymi, do głównego nurtu życia publicznego Rzeczypospolitej Obojga Narodów zaczęła coraz bardziej przebijać się świadomość, że demokracja szlachecka nie jest wcale źródłem wielkości i potęgi państwa polsko-litewskiego, ale główną przyczyną jego upadku. Inspiracji dla reform nie poszukiwano jednak w polskiej historii i tożsamości, bo poza pewnymi elementami ruchu egzekucyjnego z XVI wieku trudno byłoby tam cokolwiek znaleźć. Za wzór posłużyły systemy społeczno-polityczne świata zachodniego. Nie ma wątpliwości, że Konstytucja 3 maja jako dzieło par excellence nowoczesne oznaczała triumf myślenia oświeceniowego, a nie sarmackiego, i w tym sensie stanowi dowód importu obcych wzorów i rozwiązań – nie wielkości lokalnych tradycji. Oświeceniowe sympatie głównych protagonistów Sejmu Wielkiego, takich jak Hugo Kołłątaj czy Ignacy Potocki (mason, w latach 1781-1789 wielki mistrz Wielkiego Wschodu Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego), są powszechnie znane. Podobnie myśleli wcześniej konfederaci barscy, którzy swojego przedstawiciela Michała Wielhorskiego wysłali po radę nie do archiwów sarmackiej kultury, ale do francuskich filozofów.
Obrońcy sarmackiej świetności mają jeszcze asa w rękawie. Powiadają, że reformy Sejmu Wielkiego zyskały wsparcie około dwóch trzecich z ponad 100 sejmików, które w roku 1792 zebrały się, aby obradować nad poparciem dla Konstytucji 3 maja. To prawda, trzeba jednak wziąć pod uwagę okoliczności. Władze centralne przeprowadziły gigantyczną kampanię propagandową na rzecz Konstytucji, a nad państwem wisiało widmo zagłady – szczególnie zagrożenie ze strony Rosji. W tym kontekście nie dziwi, że Konstytucja spotkała się z najsilniejszym poparciem sejmików na wschodnich Kresach Rzeczypospolitej. Pamiętajmy również, że przyzwolenie to nie to samo, co wola, zwłaszcza jeśli stoi się przed gilotyną. Sarmackie rzesze, które same z siebie zmian takich jak te uchwalone 3 maja 1791 roku nigdy by nie wypracowały, przystały na nie pod presją dramatycznych okoliczności. Zresztą znów podobnie zachowały się partyjne elity PRL: porozumienia Okrągłego Stołu, rozmontowujące dawny porządek polityczny, zostały powszechnie poparte przez działaczy partyjnych niższych szczebli. Czy czyni to z nich nowoczesnych demokratów? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam neosarmatom.