Elon Musk przekonuje, że ludzkość nie ma wyboru i musi w najbliższym czasie polecieć i zamieszkać na Marsie. Wtedy, kiedy już staniemy się gatunkiem międzyplanetarnym, nawet jeżeli w Ziemię uderzy planetoida taka jak 65 milionów lat temu, to zawsze nasz gatunek przetrwa na drugiej planecie, której taka eksplozja w żaden sposób nie dotknie. Jest to z pewnością jakiś argument. Owszem, można mówić, że szansa na to, że do takiego uderzenia dojdzie, jest minimalna, ale trzeba pamiętać, że dinozaurów też żadna duża planetoida nie niepokoiła przez ponad 130 milionów lat. Kiedy już się pojawiła, było za późno na cokolwiek.
Patrząc jednak dalej w przyszłość, ewolucja naszej gwiazdy dziennej wskazuje na to, że już za 800 milionów lat na powierzchni Ziemi nie będzie już wody w stanie ciekłym i nasza planeta nie będzie nadawała się do zamieszkania. Jeżeli do tego czasu nie uciekniemy na dalsze planety, to nas po prostu nie będzie.
Czytaj także: Koniec życia naszej gwiazdy jest nieunikniony. Mamy miliard lat na znalezienie nowego domu
Spójrzmy jednak jeszcze dalej. Sześć miliardów lat od teraz skończy się także nasze Słońce. Najpierw przejdzie w etap czerwonego olbrzyma, powiększając swoje rozmiary do orbity Wenus, albo nawet dalej, praktycznie zamieniając planety skaliste w suche głazy, a następnie odrzuci swoje zewnętrzne warstwy, które utworzą mgławicę planetarną, a po samym Słońcu zostanie jedynie biały karzeł o masie Słońca a rozmiarach Ziemi. Na planecie krążącej wokół takiej gwiazdy, szanse na przeżycie będą zerowe. To z kolei oznacza, że za sześć miliardów lat, albo ludzkość będzie gatunkiem międzygwiezdnym, albo jej nie będzie.
Jak będzie wyglądała przyszłość naszego Słońca?
Astronomowie właśnie rozpoczęli obserwacje bardzo młodego białego karła, który jeszcze kilka miliardów lat temu był niemalże bliźniakiem naszego obecnego Słońca. Dzięki temu możemy zobaczyć, co czeka naszą gwiazdę w przyszłości.
Co do zasady, we wnętrzu białego karła nie zachodzą już procesy fuzji jądrowej, ale obiekt ten jest niezwykle gorący i przez długie miliardy lat stopniowo emituje swoje promieniowanie w przestrzeń kosmiczną tak, aby w przyszłości stać się chłodnym czarnym karłem.
Czytaj także: Słońce rozkręca się na całego. A będzie tylko gorzej
Bohaterem najnowszych badań jest znajdujący się w centrum mgławicy planetarnej bardzo młody biały karzeł, który jeszcze kilkaset tysięcy lat temu był czerwonym olbrzymem. Co jednak ważne, ów biały karzeł jest także elementem otwartej gromady gwiazd skatalogowanej pod numerem M37. Pomiary astronomiczne wskazują, że obiekt ten ma masę 85 proc. Słońca oraz temperaturę 15 razy wyższą od temperatury naszej gwiazdy.
Dzięki temu, że astronomowie znali nie tylko masę samego białego karła, ale także masę mgławicy planetarnej oraz wiek gromady otwartej udało się mniej więcej ustalić masę początkową gwiazdy, która zamieniła się w obserwowany obecnie obiekt.
Naukowcy zwracają uwagę, że w gromadach otwartych jak dotąd odkryto jedynie trzy mgławice planetarne. Są one niezwykle cenne, bowiem w takiej gromadzie wszystkie gwiazdy są w tym samym wieku, bowiem powstały z tego samego obłoku gazowo-pyłowego.
Szczegółowa analiza, która — warto tu zauważyć — jest pierwszą szczegółową analizą gwiazdy centralnej mgławicy planetarnej w gromadzie otwartej, pozwoliła ustalić, że pierwotnie badana gwiazda miała masę 2,8 razy większą od masy Słońca. To z kolei pozwoliło ustalić, że na etapie czerwonego olbrzyma, a następnie odrzucania zewnętrznych warstw gwiazda utraciła blisko 70 proc. swojej masy.
Badacze zwracają uwagę, że biały karzeł jest niezwykle młody, bowiem na jego powierzchni widoczny jest jeszcze węgiel i hel. Wkrótce, po zakończeniu procesu ustalania się warstw, węgiel wniknie do wnętrza, a dla nas obiekt ten stanie się typowym helowym białym karłem. Wszystko wskazuje, że tak samo będzie wyglądać odległa przyszłość Słońca.