Od czasu do czasu chyba każdemu pracownikowi biurowemu zdarza się zamarzyć o życiu pełnym niebezpieczeństw: o przeprawach wartkimi górskimi strumieniami, kitesurfingu, skokach ze spadochronem czy na bungee. Zupełnie niepotrzebnie. Jak przekonują naukowcy, codziennie angażujemy się w jeden z najbardziej ekstremalnych sportów świata: siedzimy. Siedzimy długo, często nieprzerwanie. Podczas skoku na bungee do organizmu uwalniane są hormony stresu, adrenalina strzela pod sufit, a płuca i mózg zalewane są strugami krwi, co wywołuje wzrost ciśnienia w tętnicach. Gdy przeciążenie okaże się zbyt duże, może dojść do wylewu. A co z siedzeniem? Gdy tkwimy przywiązani do krzeseł, nasz metabolizm spada niemal do zera, zwalnia też praca enzymów trawiennych, a kręgosłup wygina się jak struna. Jeśli trwa to długo, może prowad zić do nadwag i, cukrzycy, wad układu krążenia i niektórych typów nowotworów. Zdrowie to jednak nie jedyny powód, dla którego korporacje zaczynają chodzić zamiast siedzieć.
Psychologia chodzenia
Gdy się nie rozsiadamy – mniej gadamy, a więcej działamy
„W końcu lat 90. spotkałem się z odprawami dla zarządów i top menedżerów, które prezesi zagranicznych korporacji prowadzili w trybie koktajlowym, na stojąco – na ścianach wisiały ścieżki krytyczne projektów, a my naklejaliśmy na nie żółte karteczki z uwagami. Pamiętam, że prof. Krzysztof Obłój wyjaśnił mi wtedy, że to zwyczaj, który wyszedł z GE, w myśl zasady less is more: gdy się nie rozsiadamy, mniej gadania oznacza więcej działania” – mówi Jacek Santorski, psycholog biznesu i dyrektor programowy Akademii Psychologii Przywództwa Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej. U progu tego milenium pojawiła się również moda na stojące biurka. Dziś stoją specjaliści takich gigantów jak Facebook, Google, AOL czy Secret Service. Co więcej, stanie ponoć uzależnia. „Siedząc za biurkiem lub na sali konferencyjnej, wpadamy w schemat »musimy coś wymyślić« i tak przymuszeni, nie wymyślamy nic. Kreatywność pojawia się wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy, zwłaszcza gdy ciało i umysł zajęte są czymś innym niż problem, który mamy rozwiązać, na przykład bieganiem, tańczeniem czy właśnie chodzeniem” – tłumaczy Izabela Kielczyk, psycholog biznesu.
Stojące biurka przysłużyły się pracownikom, którzy w pozycji wertykalnej odkryli w sobie nowe pokłady energii i pozbyli się mnóstwa przypadłości zdrowotnych. Jednak to wciąż za mało. Pracownicy korporacji to w dużej mierze więźniowie formalizacji, która sprawia, że do podjęcia nawet błahej decyzji czasem niezbędne są dziesiątki spotkań, na których człowiek ponownie zostaje przykuty do krzesła. Jak temu zaradzić? Można pójść śladem amerykańskiej firmy Salo, która kilka lat temu trafiła na czołówki gazet, gdy swoich specjalistów wyposażyła w bieżnie. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy od tej zmiany pracownicy Salo stracili łącznie 68 kg i sporo złego cholesterolu. Większość entuzjastów chodzonych spotkań zamiast bieżni wybiera jednak parki, korytarze albo przemieszczanie się w trybie koktajlowym, jak w GE (chociaż na Zachodzie nie brakuje i firm, w których pracownicy zabierają ze sobą do biura wygodne buty na zmianę). Jednak żeby zrozumieć korzyści płynące z wprowadzenia do korporacji spotkań chodzonych, posłużmy się przykładami krajowymi.
Co można wychodzić
Kreatywność, efektywnosć, jakość zarządzania – o to chodzi
„Technikę chodzenia często wykorzystuję na treningach – proponuję handlowcom, by rozmawiali z klientem, chodząc, a nie siedząc w ciasnym boksie ze słuchawkami. Chodząc, wypowiadają się swobodniej, pewniej i wymyślają bardziej kreatywne rozwiązania. Szefom z kolei radzę, by chodząc, przygotowywali się na przykład do trudnej rozmowy z pracownikiem. Dzięki temu wpadają na niestandardowe pomysły rozwiązania trudnej sytuacji” – tłumaczy Izabela Kielczyk. To, że chodzenie rozwija k reaty wność, potwierdza przykład firmy, która żyje z produkcji pomysłów – K2, największej agencji interaktywnej w Polsce.
„Burze mózgów na siłowni czy bieżni jeszcze przed nami, ale faktycznie pracownicy jeśli tylko mogą, uciekają z sal konferencyjnych. Charakterystyczne dla K2 jest to, że praktycznie o każdej porze dnia można spotkać dwu-, trzyosobowe grupki spacerujące wokół biura, gestykulujące i głośno dyskutujące. To znak, że w K2 trwa spotkanie kreatywne. Nie da się tego co prawda zmierzyć, ale jestem pewien, że istnieje związek między ilością metrów przespacerowanych na takim spotkaniu a jakością wymyślonych pomysłów” – mówi Łukasz Lewandowski, dyrektor współzarządzający w K2.
Chodzone spotkania organizowane są także w firmach z branż, które mocno stąpają po ziemi. „Co prawda nie jest to efekt gonienia trendów ani nawet element kultury organizacyjnej, a często zwykła konieczność” – przyznaje Marcin Szpak, dyrektor Centrum Inwestycji Energa SA. „Zdarzają się sy tuacje, w k tór ych musi my być dosłow nie w dwóch miejscach naraz, a do tego z przygotowanym szkicem projektu albo wstępną koncepcją. W takich sytuacjach pomysły faktycznie rodzą się w drodze. W ruchu lepiej się myśli” – dodaje.
Szpak uważa też, że podczas chodzonych spotkań można lepiej poznać rozmówcę. „Gdy znikają bariery w postaci biurek, stołów i formalizacji, komunikacja staje się czystsza. W takich okolicznościach dobry menedżer ma szansę odkryć prawdziwy charakter swojego współpracownika – jego mocne strony. To z kolei ułatwia delegowanie obowiązków i ustalanie kompetencji” – dodaje. Okazuje się też, że chodzone spotkania już od dawna stanowią ważne narzędzie w sferze publicznej. „Od lat zdarza się, że ktoś nagle do mnie podchodzi, by zreferować jakiś pomysł. Takie spotkania mają wielką zaletę. Osoba, która mnie zaczepia, wie jedno: ma mało czasu, więc musi klarownie i szybko wyłożyć sprawę” – wyjaśnia Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska.
Powstanie biznesmenów
Czasem nie da się obyć bez stołu konferencyjnego
Chodzenie wychwalał już Arystoteles, akcentując znaczenie pieszych wędrówek dla innowacyjności. Przez całe tysiąclecia ludzie musieli przemierzać codziennie długie kilometry. Dopiero gdy za sprawą nowych technologii przestrzeń się skurczyła, siedliśmy na dobre. O rewolucji nie może być więc mowy – co najwyżej o powrocie do korzeni.
Jak jednak zauważa Marcin Szpak: „Chodzone spotkania biznesmenom mogą wyjść tylko na dobre, ale prowadzenie interesów bez konferencyjnego stołu nie jest możliwe. W przypadku spotkań, na których zapadają ważne ustalenia, niezbędny jest protokolant, sprzęt do wizualizacji, eksperci muszą mieć dostęp do internetu. W biznesie wymagane są określone standardy – proponowanie przedstawicielom inwestora spaceru nad morzem byłoby zwyczajnie nie na miejscu”. Podobnego zdania jest prezydent Adamowicz: „Niewątpliwą wadą chodzonych spotkań jest to, że nie można w ich trakcie sięgnąć na przykład po dokumenty. Pod tym względem o wiele lepsze są spotkania tradycyjne”. Mimo to chcąc dojść do czegoś kreatywnego, warto od czasu do czasu założyć wygodne buty i ruszyć w drogę.