Nawet dla wytrawnego poławiacza gąbek dziewięć minut pod wodą to bardzo dużo. Tyle wytrzymał Elias Stadiatis po zejściu w głąb zimnych wód Morza Egejskiego w 1900 roku. Wyczyn ten jednak się opłacił. Na głębokości ponad 40 metrów Stadiatis nieopodal brzegów małej kamienistej wysepki Antikythera, leżącej pomiędzy stałym lądem a Kretą, odkrył wrak antycznego frachtowca wypełniony amforami i posągami z brązu. Jednak najcenniejszym znaleziskiem okazała się nieforemna bryła pokryta grubą wapienną skorupą. Początkowo nikt nie zdawał sobie sprawy z wagi tego odkrycia i dzięki temu bezcenny przedmiot nie trafił natychmiast na miejscowy targ. Dopiero po roku, gdy wyschły jego drewniane elementy, ujawnił swą niezwykłość. Urządzenie wielkości pudełka po cygarach okazało się skomplikowanym mechanizmem zębatym.
ZABAWKA Z KOSMOSU?
Gdyby na wraku Titanica naukowcy znaleźli szczątki laptopa z nagrywarką DVD, ich zaskoczenie nie byłoby większe. Do naszych czasów nie przetrwał bowiem żaden antyczny relikt nawet w połowie tak zaawansowany technologicznie jak ten wydobyty z dna Morza Egejskiego. Na początku XX wieku nikt nie był w stanie określić jego przeznaczenia ani nawet dokładnie zbadać go, nie uszkadzając przy tym wierzchnich warstw. Naukowcy zadawali sobie pytanie, czy chodzi o zegar, czy o przyrząd nawigacyjny, a może po prostu o skomplikowaną zabawkę? Pojawiały się nawet fantastyczne teorie, że urządzenie pochodzi z kosmosu lub z innego wymiaru. Ponieważ nie udało się skonstruować żadnej wiarygodnej teorii, o znalezisku po jakimś czasie zapomniano. Spoczęło w jednej z wystawowych gablot Muzeum Narodowego w Atenach. Minęło aż pięć dziesięcioleci, nim ktoś odważył się podjąć dalsze badania. W 1958 roku profesor historii nauki z Uniwersytetu Yale Derek de Solla Price odwiedził muzeum w Atenach. Liczące sobie ponad 2 tysiące lat przekładnie zębate zrobiły na nim tak wielkie wrażenie, że odtąd poświęcił się im bez reszty. Na pierwsze efekty swojej pracy musiał czekać ponad 10 lat.W 1971 roku zdecydowano się zajrzeć do wnętrza urządzenia, jednak nie dosłownie, lecz za pomocą rentgenowskiej aparatury. Ze zdumieniem doliczono się wewnątrz 30 kół zębatych, a prawdziwy szok wywołało odkrycie mechanizmu różnicowego! Mechanizm taki w Europie dopiero w XIX wieku wszedł do powszechnego użycia. Po dokładnej analizie de Solla Price doszedł do wniosku, że mechanizm nie tylko funkcjonował, ale sądząc po stopniu zużycia niektórych kół, był wręcz bardzo często używany. Najlepsi eksperci od zegarów podjęli się rekonstrukcji. W maju 1994 r. jeden z nich, Steve Kramer, zaprezentował wyniki swojej pracy. Nadal jednak poruszano się w kręgu przypuszczeń. Z dna morza wydobyto bowiem tylko część urządzenia. W całości liczyło najpewniej aż 70 kół zębatych; na podstawie dostępnego materiału nie można też było ocenić, ile zębów mogły liczyć koła brakujące. Naukowcy musieli oprzeć się na swoich domysłach.
W SŁUŻBIE ŻEGLARZY
Kolejną osobą, która przyczyniła się do wyświetlenia zagadki, był Michael Wright z londyńskiego Science Museum. Ponownie prześwietlił aparat, uściślił dalsze detale i doszedł do oszałamiających wniosków. Przyrząd stanowił małe przenośne… planetarium! Za jego pomocą określano położenie nie tylko Słońca i Księżyca, lecz także znanych ówczesnej nauce planet, czyli Merkurego, Wenus, Marsa, Jupitera i Saturna. Wright podjął się kolejnej rekonstrukcji, uwzględniając tym razem wiedzę, jaką dysponowali antyczni astronomowie: Hipparchos z Nikei (przypisuje mu się wynalezienie astrolabium) i Apollonios zwany Wielkim Geometrą. Udało się też poczynić pewne postępy, jeśli chodzi o określenie wieku instrumentu. Statek zatonął prawdopodobnie ok. 80 r. p.n.e. Był to rzymski frachtowiec, który wracał do macierzystego portu z Azji Mniejszej. Niewykluczone, że wiózł łupy zrabowane w Pergamonie po pierwszej wojnie Mitrydatesa VI Eupatora, króla Pontu, z rzymskim dyktatorem Sullą. Sam statek, jak wynikało z badań, był jeszcze starszy od urządzenia, być może nawet o sto lat. Prawdopodobnie jego zły stan techniczny, a być może fakt, że był przeładowany skarbami, doprowadziły do katastrofy. Jej datę potwierdziły późniejsze badania radiochemiczne.Badający wrak w 1986 r. Jacques Cousteau wydobył z niego pochodzące z Pergamonu i Efezu monety wybite ok. 86 r. p.n.e. Nadal trudno ze stuprocentową pewnością dać odpowiedź na pytanie, kto i w jakim celu skonstruował gwiezdny „komputer”. Teoria, że było to urządzenie nawigacyjne (w końcu odnaleziono je na pokładzie statku), nie znalazła uznania Michaela Wrighta. Uważał on, że żeglarze kursujący po Morzu Śródziemnym nie potrzebowali żadnych specjalnych urządzeń. Teoria, że należało ono do świątyni w Pergamonie, wydaje się bardziej prawdopodobna. Kapłani, którzy mogli przewidzieć pewne zjawiska astronomiczne, bardzo zyskiwali na znaczeniu jako ci, którzy przenikają przyszłość. W tym wypadku mechanizm byłby otoczony wielką tajemnicą i prawdopodobnie byłby jedynym egzemplarzem – w końcu żaden wróżbita nie zdradza źródła swojej „nadprzyrodzonej” wiedzy.
Zagadka w urwisku
Przed dwoma laty podjęty został kolejny projekt, służący rozszyfrowaniu antycznej zagadki. W przedsięwzięciu bierze udział jeden brytyjski i dwa greckie uniwersytety. W prace zaangażowali się: astronom Mike Edmunds i matematyk Tony Freeth (University of Cardiff), astronom Xenophon Moussas i fizyk Yanis Bitsakis (Uniwersytet Ateński), astronom John Seiradakis (Uniwersytet w Salonikach), ponadto filolog i paleograf Agamemnon Tselika. Za cel postawili sobie nie tylko w pełni przeniknąć strukturę instrumentu – także odcyfrować inskrypcje, których ślady odkryto na obudowie i poszczególnych zębatkach. Ponieważ delikatnego cudu techniki, liczącego ponad 2 tysiące lat, nie można ruszać z ateńskiego muzeum, naukowcy ściągnęli tam inny – współczesny – cud techniki: ważący 8 ton tomograf komputerowy o wiele mówiącej wielbicielom science fiction nazwie „Blade Runner”. Pomógł on uzyskać trójwymiarowy obraz urządzenia z dokładnością do dziesiątych części milimetra. Odczytano też niektóre napisy, m.in. egipski kalendarz w greckiej transkrypcji oraz – co jeszcze bardziej ekscytujące – rodzaj instrukcji użytkowania. Dokładnie wiadomo, jakie dane otrzymujemy, przesuwając poszczególne dźwignie lub przekręcając gałkę. Naukowcy wciąż marzą o tym, by wydobyć na powierzchnię brakującą część mechanizmu. Wiadomo, że wrak leży na skraju podwodnego urwiska, które mierzy setki metrów. Tak głęboko nie zejdzie żaden nurek, ale już sterowany zdalnie robot – tak. Jest zatem szansa, by wyświetlić zagadkę komputera z Antikythery do końca. Lub trafić na jeszcze większą.
Hanna Adamkowska