A trzeba przyznać, że był to okres pełen napięć, ponieważ na mapie świata istniało dwóch potężnych graczy. Z jednej strony Stany Zjednoczone, natomiast z drugiej – Związek Radziecki. Broń jądrowa podsycała panikę w społeczeństwie, choć zarazem nietrudno odnieść wrażenie, iż stanowiła kluczowy gwarant bezpieczeństwa: żadna ze stron nie chciała zaryzykować rozpoczęcia konfliktu nuklearnego, który pochłonąłby miliony istnień.
Czytaj też: Aztekowie korzystali z tajemniczych gwizdków. Współczesna nauka zidentyfikowała ich wpływ na mózg
W takim kontekście mogłoby się wydawać, że kody zabezpieczające mityczne “atomowe walizki” powinny być wyjątkowo rozbudowane i trudne do odgadnięcia. Rzeczywistość była jednak zgoła odmienna, ponieważ w latach 80. do Pentagonu spłynęła nietypowa propozycja. Jej autor twierdził, iż kody nuklearne powinny być zapisane… w klatce piersiowej osoby towarzyszącej prezydentowi. Ten, jako głowa państwa, miał podejmować ostateczną decyzję co do wystrzelenia pocisków.
W takich okolicznościach prezydent musiałby więc dokonać czegoś naprawdę brutalnego, aby dostać się do kodów pozwalających na otwarcie atomowych walizek. Roger Fisher opisał ten pomysł ze szczegółami w 1981 roku, wyjaśniając, że takim żywym zabezpieczeniem mógłby być na przykład oficer marynarki wojennej towarzyszący prezydentowi.
Kody nuklearne były szczególnie gorącym tematem w okresie zimnej wojny. Pentagon szukał wtedy sposobów na ich jak najskuteczniejsze zabezpieczenie
W klatce piersiowej, w okolicach serca, miałaby mu zostać wszczepiona niewielkich rozmiarów kapsułka zawierająca hasło. Gdyby prezydent chciał podjąć decyzję o wykorzystaniu broni jądrowej, musiałby własnymi rękami zabić swojego współpracownika, aby dotrzeć do kapsułki i uzyskać dostęp do walizki atomowej. I choć ostatecznie rzekomo Pentagon nie zdecydował się na takie rozwiązanie, to podobno było ono objęte rozważaniami.
Jakie są więc obowiązujące procedury? Przede wszystkim, użycie broni jądrowej nie jest – jak łatwo się domyślić – prostą sprawą. Aby do tego doszło kluczowe jest zaangażowanie kilku różnych osób. Jednocześnie krążą pogłoski sugerujące, jakoby w pewnym momencie w okresie zimnej wojny kodem do odpalenia lądowego międzykontynentalnego pocisku balistycznego LGM-30 Minuteman było… osiem zer.
Czytaj też: Starożytna piramida ukryta pod meksykańską autostradą. Co kryje tajemnicza budowla?
Tak przynajmniej twierdzi Bruce Blair, choć oczywiście Pentagon całkowicie nie zgadza się z jego słowami. Bez względu na to, jaka jest prawda, możemy stwierdzić jedno: kody te nigdy nie musiały zostać wprowadzone w sytuacji, która prowadziłaby do wybuchu konfliktu na skalę światową. I miejmy nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się jak najdłużej – a najlepiej na zawsze.