Para nr 1: ona bankowiec, on –nauczyciel.
Byli idealną parą do momentu, w którym jemu zaproponowano posadę dyrektora liceum. Oboje pękali z dumy. Ona kupiła mu zegarek i urządziła imprezę. „Mój mądry mąż” – mówiła o nim. Przez kilka miesięcy układało się znakomicie, do momentu, kiedy ona powiedziała: „Będę pisać doktorat z rachunkowości”. „Nie rozśmieszaj mnie, przecież nienawidzisz siedzieć w bibliotekach” – powiedział on. Ale ona się uparła. Wracała późno do domu, w końcu musiała wyjechać za granicę, żeby zebrać materiały.
Doktorat obroniła śpiewająco. On jej gratulował, ale nie miał zbyt wesołych wiadomości, bo – niestety – odwołali go z funkcji dyrektora. Wrócił do nauczycielskiej pensji. Ona myślała o habilitacji. „Kiedy wracałam z dyżuru, widziałam moje notatki zrzucone z kuchennego stołu na ziemię. Twierdził, że jest w nich »zła energia«, która nie pozwala mu się skupić – wspomina ona. – Potem mi powiedział: »Twoja praca nie jest nic warta, ciągle to liczenie pieniędzy«. Odparowałam mu na to: »A ty w ogóle się nie rozwijasz. Ciągle to sprawdzanie klasówek«”.
Nie pomogły mediacje, wręcz utwierdziły ją w przekonaniu o zakończeniu związku. Rozwód był bolesny, ponieważ on wniósł o rozwód z orzeczeniem o winie i jako argument podał zaniedbywanie przez żonę i brak pożycia małżeńskiego. „I pomyśleć, że chciałam jedynie zrobić habilitację” – mówi ona. „Zapominamy często o czystej biologii, której nic nie jest w stanie zmienić. Kobiety, z którymi rozmawiam o ich związkach, często podkreślają: Nie lecę na kasę. A tu nawet nie chodzi o pieniądze mężczyzny, ale o jego skuteczność życiową, która pozwoli utrzymać rodzinę wtedy, kiedy kobieta jest w ciąży czy ma małe dziecko – mówi Małgorzata Liszyk-Kozłowska, psychoterapeutka. – Podobnie jak mężczyźni wybierają kobiety, o których mniemają, że będą w stanie urodzić i wykarmić dzieci”.
Rywalizacja czy rozwój
W związkach partnerskich z reguły dąży się do harmonii, do tego, żeby obie osoby były mniej więcej na jednakowym poziomie: emocjonalnym czy materialnym. Dlatego jeśli w pewnym momencie pojawia się brak równowagi, wszystkie siły są wkładane w to, żeby homeostazę utrzymać. Czyli ten, kto złapał wiatr w żagle, stara się pociągnąć za sobą tego, który osiadł na mieliźnie. I odwrotnie: osobę, której nie idzie, niepokoi rozwój partnera, bo czuje, że przestaje za nim nadążać.
Czasami, niestety, dzieje się tak kosztem jednego z partnerów, który jest dyskredytowany i krytykowany za brak rozwoju. Albo – właśnie za wytężony rozwój. Partnerzy nie zdają sobie sprawy z tego emocjonalnego sabotażu związku. Tłumaczą: „Chcę, żeby nam było dobrze, więc on/ona musi iść ze mną ramię w ramię. Powiem mu, żeby się zaczął rozwijać/przestał tak przeć do przodu. Przecież robię to we wspólnym interesie”. Niestety, żadna z tych postaw nie służy związkowi.
Dobrze jest, aby ludzie sobie uświadomili, że u podstaw ich emocjonalnego sabotażu leży rywalizacja. Być może wyniesiona z domu, w którym np. córka rywalizowała z matką o względy ojca (bez podtekstów seksualnych). U podstaw rywalizacji może też leżeć rys perfekcjonistyczny jednego z partnerów. Gorzej, jeżeli to dotyczy obojga partnerów. Wtedy oboje będą rozwijali się na wyścigi, bo żadne z nich nie pomyśli, że jest „wystarczająco dobry taki, jaki jest”.
Terapeuci pracujący z takimi rywalizującymi o rozwój partnerami chcą im przede wszystkim pokazać, że ich związek to jedna drużyna, w której grają przeciwko światu i nie muszą się nawzajem zwalczać. Jeżeli potrzebują rywalizacji – niech szukają jej poza związkiem, choćby w sporcie.
Zazdrość o korporację
Para nr 2: on – marketingowiec, ona – socjolog.
Umówili się, że ona zostaje w domu. On w krótkim czasie awansował, stał się członkiem zarządu dużej korporacji. Ona zaczęła czuć się dla niego nieistotna. „Ważniejsze są dla ciebie pieniądze i ludzie z pracy” – wymawiała mu często. On czuł się bezradny, a kiedy przypomniał jej o umowie – po prostu trzasnęła drzwiami.
Daniel Cysarz, psycholog, seksuolog: „W dzisiejszych czasach są pary, które umawiają się np. na to, że on robi karierę i zarabia pieniądze, a ona – ogarnia rzeczywistość, jest w domu, zajmuje się dziećmi. Niestety, zdarza się tak, że mimo umowy jedna ze stron jest zazdrosna o rozwój tej drugiej. Ba, bywa, że korporacja staje się »trzecią osobą« w związku. Ponieważ jednak trudno tę »zazdrość o korporację« wypowiedzieć, wobec tego szafuje się hasłami w stylu: »zaniedbujesz mnie«, »korporacja cię wykorzystuje i pochłania«. O co tak naprawdę chodzi? W wielu przypadkach o niedosyt uwagi ze strony partnera. Gdyby się tym zająć głębiej, można by dostrzec zaszłości z dzieciństwa: w przeszłości ważna dla nas osoba (np. ojciec) zajmowała się alkoholem, innym związkiem czy pracą”.
Nie ma obowiązku robić kariery
Para nr 3: ona – fizjoterapeutka, on – serwisant sprzętu AGD.
Długo pracowała na swoją dobrą passę, ale kiedy już nabrała wiatru w żagle, trudno było ją zatrzymać. Kończyła kurs za kursem, zdobywała nowe kwalifikacje, klienci byli zadowoleni, była zapraszana nawet do telewizji. Zaczęła myśleć o otwarciu swojego własnego ośrodka. Pochłonięta nowymi wyzwaniami nie zauważyła (albo nie chciała), jak mąż traci swoich klientów.
„Zdarzało się, że przez cały dzień leżał z piwem przed telewizorem – opowiada. – Na moje delikatne sugestie, żeby się przekwalifikował albo zrobił jakiś dodatkowy kurs, odpowiadał wzruszeniem ramion. Okazało się, że niewiele nas łączy, nie mamy nawet o czym ze sobą rozmawiać”. Czy udałoby się uratować ten związek, gdyby on wcześniej zauważył zmiany u niej albo ona dała mu wyraźniejszy sygnał tego, co ją uwiera?
„W tej parze jedna ze stron wykonała ogromną pracę wewnętrzną po to, żeby wyjść na zewnątrz i zrobić karierę. Jej partner być może nie zdawał sobie sprawy z tego, co ona w tym swoim wewnętrznym świecie robiła – wyjaśnia Małgorzata Liszyk-Kozłowska, psychoterapeutka. – Niefortunne jest czynienie mu zarzutu z tego, że nie towarzyszył jej w wędrówce wewnętrznej. Jeżeli mówi mu po jakimś czasie: »Ale ty się nie rozwijasz!« ,będąc lata świetlne przed nim, nie może oczekiwać, że on nagle rzuci się w swój własny rozwój. Nie da się ukryć, że jest na straconej pozycji. Coś przegapił, czegoś nie zauważył. Ale możliwe, że nie dostał z drugiej strony wystarczających sygnałów. Kiedy ona mówi: »Teraz do mnie dołącz« – to w jaki właściwie sposób on ma to zrobić? Beata Kaczyńska, coach: „Dobra wiadomość jest taka, że na szczęście nie każdy musi robić karierę. W tym wypadku chodzi bardziej o »osobistą kompatybilność«, o dzielenie tego, co na danym etapie życia jest dla obu osób ważne. Jeśli bardzo rozmijamy się w swoich życiowych poczynaniach, to w pewnym momencie po prostu może nam być trudniej się spotkać: w działaniach, rozmowach, wreszcie – w zrozumieniu i drobiazgów codziennych, i kwestii fundamentalnych. Natomiast nikt nie powiedział, że jeżeli jedna strona się rozwija, to druga również ma obowiązek to zrobić. Bycie z drugim człowiekiem jest też lekcją szacunku dla jego odrębności – nawet wtedy (a może zwłaszcza wtedy), gdy nie podobają nam się jego decyzje, gdy stoją w sprzeczności z naszymi wyborami czy oczekiwaniami”.
Gdy druga strona nie zmienia się ani na jotę
Jaki mamy wpływ na rozwój drugiej osoby? Żaden albo niewielki. Dobrze jest mieć taką świadomość, gdyż zwalnia nas ona z obowiązku wymyślania sposobów na „odmienienie” naszych partnerów. Bo co właściwie można zrobić, by zmotywować drugą osobę? Podsunąć książkę, zachęcić do pójścia na jakiś kurs czy warsztaty?
„Każdy z nas jest niezależną istotą, każdy podejmuje niezawisłe decyzje. To, co dla jednych będzie »mentalnym zaśniedzeniem«, dla innych jest wystarczająco dobrym stanem. Przede wszystkim nie warto liczyć na to, że inni zaspokoją nasze oczekiwania – radzi Beata Kaczyńska, coach. – Warto za to odważnie zadać sobie pytanie: czy kocham tego człowieka i decyduję się być z nim takim, jaki on jest? Czy decyduję się pozostać w związku nawet wtedy, jeśli nie zmieni się ani na jotę?
Pytanie to wymaga odwagi, gdyż jeśli odpowiedzią jest »nie«, to być może – w jakiejś perspektywie – jest to zaproszenie do wyjścia z relacji. A to już bywa wyzwaniem. Paradoksalnie – wolimy niewygodną a dobrze znaną strefę komfortu, w której karmimy się iluzjami, niż realne decyzje i idące za nimi zmiany.
Zdaniem Małgorzaty Liszyk-Kozłowskiej możemy mieć niewielki wpływ na zmianę drugiej osoby. „Swoim zadowoleniem z życia i zachęcaniem (ale nie nakazywaniem) spowodować, że ten drugi człowiek (przy naszym wsparciu) zdecyduje się na zmianę kształtu swojego życia” – mówi psychoterapeutka. Daniel Cysarz: „Czasami jest tak, że ktoś się nie rozwija tylko dlatego, że druga strona bardzo chce, żeby się rozwijał. Kiedy odpuści – osoba w stagnacji nagle nabiera wiatru w żagle”.
Ten nieszczęsny seks
Para nr 4: ona – dziennikarka, on – inżynier.
Ona mówi: „Kiedyś mi imponowałeś, byłeś dla mnie wyzwaniem, a teraz cię przegoniłam. Pokaż mi więc teraz, że jesteś mężczyzną”. Gdy rozwój staje się problemem, zwykle odbija się to również na seksie danej pary. Zaburzenia libido u kobiet, przedwczesna erekcja u mężczyzn – to codzienność. „Praca i seks to dwa filary obecnej męskości. Jeżeli on jest na straconej pozycji w pracy i chce sprawność udowadniać w seksie – raczej się nie uda. Wchodzi do łóżka jak na egzamin, jest spięty – seks trwa bardzo krótko albo napięcie jest zbyt duże, aby nastąpiła erekcja” – mówi Daniel Cysarz.
Z kolei kobiety robiące karierę wchodzą i zatrzymują się w roli matki, decydującej starszej siostry, prymuski. „Bardzo trudno jest uprawiać seks z synem, młodszym bratem albo słabiej uczącym się szkolnym kolegą – mówi Daniel Cysarz. – Dobrze, jeżeli silna kobieta może się w łóżku poczuć słaba i po prostu zaufać facetowi. Deprecjonując go, trudno jej będzie poczuć się bezpiecznie, oddać odpowiedzialność.
Jak rozmawiać, żeby nie narażać związku
Psychoterapeuci podkreślają, że brak ambicji, zatrzymanie się w rozwoju to są niezwykle trudne sprawy. „Jeżeli człowiek mówi: »Ale ty się nie rozwijasz« – to jaki to jest komunikat dla drugiej strony? Właściwie żaden. Może lepiej powiedzieć: »Brakuje mi ciebie takiego/takiej w naszym związku«. I to jest wtedy zaproszenie do rozmowy, do dyskusji o koncepcji związku. Żeby o tym w ogóle zacząć mówić, potrzeba wielu dobrych słów. Jeżeli partner czuje, że druga strona wyraża troskę, a jednocześnie ma dużo wiary w jej umiejętności, może być to dobra platforma dogadania się. To nie może być pół na pół. Stwierdzenie: »Nie rozwijasz się« jest zarzutem, a nie troską. Zanim to komuś powiemy, zastanówmy się. Jeżeli mimo wszystko chcemy być z tym człowiekiem, trzeba używać właściwej formy, bo bardzo łatwo można go zranić. Poza tym należy mieć świadomość, że rozwój wymaga czasu, nie można wymagać od kogoś, żeby nagle się błyskawicznie rozwinął” – mówi Małgorzata Liszyk-Kozłowska.
Jak podkreśla Beata Kaczyńska, coach, rozwojowe kryzysy są bardzo dobrym zaproszeniem do tego, żeby dowiedzieć się czegoś więcej i o sobie samym, i o swoim partnerze/partnerce. „Zaciekawmy się tym »naszym powszednim« drugim człowiekiem, może dzieją się z nim historie, o których nie mamy pojęcia. Nie wykluczam, że kryzys może zakończyć relację. Ale równie dobrze można z niego wyjść rozwojowo”.