Kochają inaczej, rządzą jak wszyscy

Burmistrzem Berlina jest gej; mer Paryża publicznie opowiada o swoim homoseksualizmie; pogrążoną w kryzysie Islandię ratuje premier lesbijka. Politycy o odmiennej orientacji seksualnej zyskują coraz większy wpływ na życie publiczne i coraz częściej sięgają po władzę. Taki obraz wyłania się już nie tylko z plotek, ale z informacji na pierwszych stronach gazet. Czy to obraz prawdziwy?

Mnie to nie przeszkadza… – odpowiedział kanclerz Konrad Adenauer, gdy doniesiono mu, że jeden z jego najbliższych współpracowników, minister spraw zagranicznych Heinrich von Brentano, jest homoseksualistą – …dopóki nie dobiera się do mnie i nie robi tego publicznie – z typowym dla siebie sarkazmem zamknął temat.

Podobna postawa obowiązywała powszechnie w świecie wielkiej polityki. Homo- i biseksualiści pojawiali się w nim zawsze, ale niepisana umowa kazała otaczać ich życie intymne dyskrecją. Nie sposób określić, ilu ich było, bo piętnowani przez religie i karani przez państwo ukrywali swoje skłonności. Dopiero w ostatnich latach tabu zaczęło się kruszyć. Doszło do sytuacji paradoksalnej, gdyż więcej jest polityków, którzy dokonują tzw. comming outu (ujawnienia odmiennej orientacji), niż naukowców, którzy mają odwagę analizować to zjawisko. W efekcie opinia publiczna wciąż skazana jest na pogłoski i domysły.

Niemiecki tygodnik „Stern” zamieścił przed kilku laty tekst pod tytułem „Tajny klub parlamentarny”. Autorzy pisali: „We władzach miast i landów są dziesiątki polityków, tak kobiet, jak mężczyzn o skłonnościach homoseksualnych. W Bundestagu zasiada ich co najmniej dwudziestu”. Wybuchło zamieszanie, żaden socjolog czy seksuolog nie ustosunkował się do tych rewelacji, posłowie – z wyjątkiem deputowanego Partii Zielonych Volkera Becka – skwapliwie zaprzeczyli. Kto chciał, mógł więc do woli fantazjować o „tajnym klubie” czy potężnym lobby gejowskim.

Klaus Wowereit

Kandydując na burmistrza Berlina – powiedział: „jestem gejem i dobrze mi  z tym”. Wyborcy docenili szczerość i chociaż jego konkurent z partii chadeckiej wszędzie pokazywał się w towarzystwie żony, Wowereit w 2001 r. wygrał wybory. Rządzi Berlinem do dziś. Na zdjęciu po lewej burmistrza całuje anonimowy uczestnik parady gejowskiej w Zurychu (nazywanej tam Dniem Christopher Street, na pamiątkę zamieszek przy ulicy Christopher Street w Nowym Jorku w 1969 r.).

Pionierską próbę naukowej weryfikacji jego rzeczywistej siły podjął prof. Andrew Reynolds, politolog z Uniwersytetu Północnej Karoliny. W badaniach obejmujących lata 2000–2006 skupił się na parlamentarzystach i członkach rządów kilkudziesięciu państw na wszystkich kontynentach. Jak zaznacza w podsumowującym te badania raporcie, wyniki są oparte na osobistych deklaracjach ankietowanych, którzy mogli, ale nie musieli udzielać prawdziwych odpowiedzi.

HOMO-POSŁOWIE

Aż 72 proc. polityków, którzy przyznali się do skłonności homoseksualnych, przypadło na Europę Zachodnią. Nie oznacza to, że właśnie w tym regionie świata geje i lesbijki są wyjątkowo licznie reprezentowani w elitach władzy. Jest to raczej efekt otwartości i tolerancji tamtejszych społeczeństw, co zmniejsza obawy przed skutkami ujawnienia swej odmienności. W Holandii przyznało się do niej 5,3 proc. posłów, w Norwegii, Nowej Zelandii i Szwecji – ok. 3 proc.

Zdaniem prof. Reynoldsa te wyniki można uznać za najbardziej wiarygodne, gdyż politycy w wymienionych krajach nie mają powodów do mówienia nieprawdy. Inne sondaże wykazują bowiem, że dla większości wyborców (70–90 proc.) orientacja seksualna kandydatów do urzędów publicznych nie ma tam znaczenia.

Dane z Holandii i Skandynawii pokazują, że pod względem orientacji seksualnej struktura parlamentu nie różni się od przekroju społeczeństwa. Wciąż przywoływane wyniki słynnego Raportu Kinseya dowodzącego, że ok. 10 proc. dorosłych obywateli USA wykazuje skłonności homo- i biseksualne, zostały już dawno podważone przez naukowców stosujących bardziej precyzyjne metody pomiaru. Williams Institut on Sexual Orientation przeprowadził niedawno gruntowną analizę zachowań seksualnych Amerykanów. Okazało się, że osoby należące do grupy określanej jako GLBT (geje, lesbijki, biseksualiści, transseksualiści) stanowią 4,1 proc. ogółu społeczeństwa. Wskaźnik ten jest więc zbieżny z odsetkiem posłów o odmiennej orientacji w parlamentach państw, w których jej ujawnienie nie stanowi przeszkody w karierze politycznej.

Bertrand Delanoë

W 1998 r. jako senator ujawnił, że jest gejem. Nie przeszkodziło mu to w karierze – trzy lata później wygrał wybory na mera Paryża, w ubiegłym roku zwyciężył ponownie. Na zdjęciu obejmuje burmistrza Londynu Kena Livingstone’a

MORALNI HIPOKRYCI

 

Co ciekawe, w samych Stanach wygląda to inaczej. Z raportu Reynoldsa wynika bowiem, że w amerykańskim Kongresie geje i lesbijki stanowią niespełna 1 proc. Czy tak jest w rzeczywistości? Bardziej prawdopodobna wydaje się odpowiedź, że z obawy przed reakcją konserwatywnych wyborców politycy wolą ukrywać prawdę. Pośrednio potwierdzają to wydarzenia związane z ostatnią kampanią prezydencką, gdy propagandyści związani z Partią Republikańską podrzucili dziennikarzom informację, że na konwencji demokratów aż 12 proc. delegatów stanowią geje. Podtekst tego zabiegu był oczywisty, więc chcąc wytrącić rywalom oręż z ręki, demokraci przedstawili własne dane mówiące o zaledwie 5 proc., czyli odpowiadające średniej krajowej. Sam fakt posłużenia się „gejowskim argumentem” świadczy jednak o tym, że w USA orientacja seksualna polityka wciąż pozostaje tematem drażli-wym, a bardziej rozpowszechniona niż postawa Harveya Milka jest postawa prezentowana przez senatora Larry’ego Craiga.

Milk był pierwszym politykiem, który, nie ukrywając swej orientacji, odważył się walczyć o urząd publiczny i po pięciu latach starań został w 1977 r. wybrany do Rady Miejskiej San Francisco. Doprowadził m.in. do zniesienia zakazu zatrudniania gejów jako nauczycieli. Niespełna rok później został wraz z burmistrzem miasta zastrzelony przez innego radnego, Dana White’a.

Zbrodnia wynikała z osobistych problemów zamachowca i nie miała podłoża homofobicznego, mimo to Milk stał się ikoną i męczennikiem dla organizacji walczących o równouprawnienie gejów w USA. Jego dramatyczne losy przypomniał film „Obywatel Milk”, za który odtwórca tytułowej roli Sean Penn otrzymał tegorocznego Oscara.

Republikanin Larry Craig przez 17 lat reprezentował w Senacie stan Idaho i dał się poznać jako nieprzejednany przeciwnik „lobby gejowskiego”; szczególnie zawzięcie walczył przeciwko wprowadzeniu prawa umożliwiającego homoseksualistom zawieranie związków partnerskich  i małżeńskich. Ten zdeklarowany homofob w 2007 r. próbował w toalecie poderwać przystojnego mężczyznę, który na jego nieszczęście okazał się nie tylko heteroseksualistą, ale także policjantem. To zakończyło polityczną karierę Craiga.

Harvey Milk

Pierwszy mężczyzna otwarcie przyznający się do homoseksualizmu, który odniósł polityczny sukces w USA – został wybrany do rady San Francisco (w 1977 r.). Zastrzelony w roku 1978 przez innego członka rady.

Podobnych incydentów było ostatnio więcej. Ted Haggard, religijny doradca George’a Busha, głoszący publicznie, że „homoseksualizm to wołająca o pomstę do nieba obrzydliwość”, został przyłapany na płaceniu za usługi seksualne męskim prostytutkom; Bob Allen, deputowany z Florydy, głośno straszył zgubnymi skutkami „ofensywy osobników o nienaturalnych skłonnościach”, a w miejskim parku namawiał do seksu mężczyzn.

Okazuje się więc, że wielu polityków ciągle woli hipokryzję od ryzykownej prawdy. Widać to w USA, a zwłaszcza w krajach azjatyckich, muzułmańskich i postkomunistycznej Europy, gdzie – jak wynika z raportu prof. Reynoldsa – „w polityce nie ma w ogóle gejów i lesbijek”. Uwierzyć w to raczej trudno, bardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że po prostu nikt się tam nie przyznał do swojej odmiennej orientacji.

Na szczytach władzy

Corine Mauch – w marcu br. w pojedynku o fotel burmistrza Zurychu zmierzyły się dwie kobiety. Zwyciężyła, zdobywając 58 proc. głosów, 49-letnia socjaldemokratka, która nie ukrywała, że żyje w stałym związku lesbijskim. Corine Mauch jest pierwszym szwajcarskim politykiem, który przyznał się do orientacji homoseksualnej i objął tak prestiżowy urząd publiczny.Roger Karoutchi – 23 stycznia br. w wywiadzie dla AFP powiedział: „Mam tylko jedno życie. Nie chcę ani niczego udawać, ani z niczym się obnosić. Mówię to zwyczajnie: tak, mam przyjaciela i jestem z nim szczęśliwy, i nie widzę powodu, dla którego miałbym to ukrywać”. W tym momencie Roger Karoutchi, minister ds. kontaktów z parlamentem, został pierwszym w historii Francji członkiem rządu, który publicznie ujawnił, że jest gejem. Sarkozy wiedział o tym już wcześniej i zapraszał go na oficjalne przyjęcia z partnerem.Guido Westerwelle – od 8 lat kieruje niemiecką Partią Wolnych Demokratów (FDP). W 2004 r., na przyjęciu urodzinowym z okazji 50. urodzin Angeli Merkel, pojawił się w towarzystwie biznesmena Michaela Mronza. Przedstawił go jako swego partnera, informując, że jest gejem. FDP wielokrotnie tworzyła koalicje rządowe, jej przywódcy obejmowali teki ministrów gospodarki i spraw zagranicznych. Westerwelle nie ukrywa, że po następnych wyborach chce zostać szefem niemieckiej dyplomacji.Chris Carter – był ministrem w pięciu rządach Nowej Zelandii, w 2008 r. jego partia (lewicowa Labour Party) przegrała wybory, ale on zdobył mandat poselski i został jednym z liderów opozycji. 10 lutego 2007 r., po ponad 30 latach wspólnego życia, zawarł związek partnerski z Peterem Kaiserem – dyrektorem szkoły, w której pracował wcześniej

NIE TYLKO NA LEWICY

Każdy wie, że w elitach władzy dużo liczniej reprezentowani są mężczyźni niż kobiety. Bardziej zaskakuje informacja, że podobnie wygląda to wśród posłów o orientacji homoseksualnej. Z ustaleń prof. Reynoldsa wynika, że 78 proc. tej grupy stanowią geje, a 22 proc. lesbijki.

Amerykański naukowiec zweryfikował również powszechny stereotyp, który kojarzy mniejszości seksualne z ugrupowaniami lewicowymi. Jak się okazało, jest on w znacznej mierze prawdziwy. 54 proc. homoseksualnych posłów należy do partii socjalistycznych i socjaldemokratycznych, 11 proc. do radykalnej lewicy (Zieloni, komuniści).

Warto jednak zauważyć, że 20 proc. posłów gejów to konserwatyści i nacjonaliści. Skandale obyczajowe w USA dają powody do podejrzeń, że odsetek ten może być wyższy, gdyż wyborcy o poglądach prawicowych są przywiązani do tradycyjnych wartości, co zwiększa ryzyko odrzucenia przez nich polityka, który je w życiu prywatnym łamie. Nie jest to jednak żelazna reguła. Najdobitniej świadczy o tym kariera Pima Fortuyna, który ostentacyjnie obnosił się ze swym homoseksualizmem, a w roku 2002 wystartował w wyborach parlamentarnych pod hasłami obrony narodu holenderskiego przed imigrantami i islamem. „Jestem gejem, jestem nacjonalistą” – wykrzykiwał na wiecach. Zapowiadał, że kiedy zostanie pierwszym w świecie homo-premierem, przywróci Holendrom narodową dumę i tożsamość.

Pim Fortuyn

Profesor socjologii, polityk, gej. Zasłynął z poglądów wrogich wobec islamu i imigrantów. Pod tym względem bliski był skrajnej prawicy, choć sam się za prawicowca nie uważał. Został w 2002 roku zastrzelony przez lewicowego aktywistę.

 

Pięć dni przed wyborami został zastrzelony przez nawiedzonego lewaka, ale na założoną przez niego partię Lista Pima Fortuyna głosował co czwarty holenderski wyborca. Fortuyn był pierwszym przedstawicielem radykalnej prawicy, który dobrowolnie ujawnił swoje skłonności. Jeszcze ćwierć wieku temu na podobną szczerość nie zdobywali się nawet działacze skrajnej lewicy. A jak jest dziś?

Tylko w 19 państwach chociaż jeden poseł (lub posłanka) oświadczył publicznie, że jest gejem (lub lesbijką). Prof. Reynolds zwraca uwagę na zbieżność między gotowością homoseksualnych polityków do comming outu i dominującą religią. Aż w 13 krajach, gdzie się ujawnili, jest nią protestantyzm. Natomiast w krajach katolickich do odmiennej orientacji przyznało się zaledwie sześciu parlamentarzystów – trzech Włochów, jeden Belg, Francuz i Meksykanin. Listę uzupełnia jeden senator z Irlandii.

„W 36 państwach o ustabilizowanej demokracji, w tym tak znaczących jak Japonia, Hiszpania, Indie, nie ujawnił się nikt” – podsumowuje Reynolds.

Jeszcze większą dyskrecją otaczają swoje życie intymne członkowie rządów. Plotki, co znamy również z własnego podwórka, dotyczą wielu ministrów, ale jak dotąd publicznie i z własnej woli przynależność do GLBT potwierdzili tylko dwaj Brytyjczycy, Nowozelandczyk, Norweg, Francuz i Islandka. Do znamiennej sytuacji doszło w Anglii. Polityk, który już w 1984 r. na spotkaniu z wyborcami oznajmił „Dzień dobry, nazywam się Chris Smith, jestem laburzystowskim deputowanym z Islington South and Finsbury i jestem gejem”, przez dziewięć lat pełnił różne funkcje ministerialne, nie doznając żadnych przykrości. Jego kolega z rządu Ron Davis zaprzeczał pogłoskom pojawiającym się w bulwarowej prasie, a kiedy został okradziony przez męską prostytutkę i musiał się przyznać do biseksualizmu, natychmiast stracił stanowisko, odchodząc w niesławie.

Per-Kristian

Foss – w wieku 23 lat został szefem organizacji młodzieżowej Partii Konserwatywnej, w 2001 r. jako czołowy polityk norweskiej prawicy objął tekę ministra finansów. Rok później poślubił biznesmena Jana Erika Knarbakkema. Obrzęd odbył się w ambasadzie Norwegii w Sztokholmie.

Wbrew wciąż silnemu przekonaniu okazało się więc, że ujawnienie prawdy wcale nie jest bardziej ryzykowne niż trwanie w hipokryzji.

ANGIELSKA REWOLUCJA

Brytyjczycy, którzy doświadczyli tego na własnej skórze, wyciągnęli wnioski i – jak pokazuje raport Reynoldsa – najczęściej decydują się na comming out. W Izbie Gmin zrobiło to aż 8 deputowanych.

A przecież jeszcze niedawno Albion uchodził za ostoję purytańskiego konserwatyzmu. Jeden z twórców imperium, lord Cecil Rhodes, którego podejrzewano o intymne związki z mężczyznami, nigdy nawet nie wypowiedział słowa „seks”; marszałek Bernard Law Montgomery, najwybitniejszy dowódca czasów II wojny światowej, podczas dyskusji w parlamencie na temat legalizacji homoseksualizmu pokpiwał: „jestem za, pod warunkiem, że będzie to dotyczyło osób, które ukończyły 80 lat”. Dziś w tym samym gmachu zasiadają posłowie mówiący otwarcie już nie tylko o seksie, ale też o własnej odmiennej orientacji seksualnej. Nie wdarli się tam siłą, lecz weszli z woli wyborców, dla których ważniejsze od życia intymnego polityka okazują się jego kwalifikacje.

W sondażu prestiżowego Instytutu Mori do doświadczeń homoerotycznych przyznało się 6 proc. Brytyjczyków, ale aż 14 proc. absolwentów szkół prywatnych, kształcących oddzielnie chłopców i dziewczęta. Ponieważ z tych elitarnych placówek wywodzi się jedna trzecia studentów takich uczelni jak Oxford czy Cambridge, które są kuźnią kadr dla świata polityki, pojawiły się teorie o wyjątkowo licznej grupie gejów na szczytach władzy. Badania prof. Reynoldsa tego nie potwierdzają. Doświadczenia z czasów szkolnych nie przekładają się bowiem automatycznie na postawy w dorosłym życiu, a odsetek gejów w polityce jest podobny jak w całym społeczeństwie. Takie są prawa demokracji i statystyki.

Na tronie i w koronie

Homo- i biseksualiści nie pojawili się w wielkiej polityce ostatnio. Byli w niej zawsze, nawet jeśli oficjalnie nikt nie odważył się tego potwierdzić. Bywały okresy, gdy osoby o odmiennej orientacji seksualnej odgrywały znacznie większą rolę niż dziś.

Cesarze rzymscy – O Juliuszu Cezarze mawiano, że „jest mężem wszystkich kobiet  i żoną wszystkich mężczyzn”. Gdy wdał się w romans z władcą Bitynii Nikomedesem, pamfleciści kpili, że został „królową Bitynii”. Panujący w II w. n.e. Hadrian najgłębszym uczuciem darzył młodego Greka Antinousa. Gdy chłopak utonął w Nilu, władca pogrążył się w rozpaczy, następnie zaliczył zmarłego w poczet bogów, wzniósł mu kilka świątyń, w Egipcie założył miasto, które nazwał Antinoupolis. Cesarz Heliogabal podczas orgii występował w stroju kobiecym. Jednego z kochanków, Hieroklesa, mianował swym „mężem” i żądał od niego wymierzania chłosty za „zdrady małżeńskie”. Kommodus pokazywał się publicznie w towarzystwie kochanka Saoterosa; dla zachowania pozorów ożenił się z kobietą, ale oskarżył ją o spiskowanie i skazał na śmierć. Kaligula żenił się cztery razy, lecz utrzymywał też związki z mężczyznami, najgłośniejszy był jego romans z aktorem Mnesterem.Królowie Anglii – Panujący w XIV w. Edward II ostentacyjnie faworyzował swoich kochanków: Pierce’a Gavestone’a i Hugh Despensera. Gdy mimo żądania parlamentu nie usunął ich z dworu, wywołało to bunt. Obu kochanków poćwiartowano, Edwarda uwięziono i zamordowano. Zabójcy wymierzyli mu karę za „grzech sodomii”, wciskając w odbyt lejek, przez który wlali roztopiony ołów. O Jaku- bie I, następcy Elżbiety Wielkiej, mawiano, że „Elżbieta była królem, a Jakub jest królową”. Monarcha nie ukrywał swych skłonności; gdy związał się z Geor-ge’em Villiersem, oświadczył prowokacyjnie: „Chrystus miał swojego Jana, ja mam swojego George’a”. Po królowej Annie Stuart zachowała się korespondencja z lady Sarah Churchill i Anne Hill, świadcząca o łączącym je uczuciu. Skłonności homoseksualne przypisywano też Ryszardowi Lwie Serce, Wilhelmowi II  i Wilhelmowi III.Królowie Francji – Do dobrego dworskiego tonu należało posiadanie przez władców kochanek, natomiast homoseksualistów traktowano z pogardą. Dlatego monarchowie nie mogli sobie pozwolić na najmniejszą niedyskrecję. Mimo to zachowały się wzmianki o biseksualnych skłonnościach Filipa II Augusta i Ludwika XIII. Pierwszemu z nich przypisywano romans z królem Anglii Ryszardem Lwie Serce, drugiemu – z urodziwymi młodzieńcami, np. François de Baradasem.Królowie Polski – „Zbyt chuciom cielesnym podległy (…) nie porzucał wcale swych sprośnych i obrzydłych nałogów” – pisał Jan Długosz o Władysławie Warneńczyku. W zestawieniu z listem legata papieskiego zawierającym informację, że „noc przed bitwą (pod Warną – przyp. KP) król spędził z młodym muzułmaninem”, dało to podstawy do przypuszczeń, że owym „nałogiem” był homoseksualizm. Henryk III Walezy gorszył szlachtę – nosił pończochy, kolczyk w uchu, flakonik perfum pod szyją, od koni wolał małe pieski. We Francji otaczał się młodymi mężczyznami, nazywanymi przez dworzan „pieszczoszkami” (mignon), lubił pojawiać się w ich towarzystwie przebrany za kobietę. 18-letni Stanisław August Poniatowski rozpoczynał karierę polityczną pod okiem starszego o 24 lata angielskiego posła w Petersburgu i Dreźnie Charlesa Williamsa, uchodzącego za libertyna i  homoseksualistę. Dało to podstawy do pogłosek, że był jego kochankiem, co ze zrozumiałych względów stronnicy przyszłego króla dementowali jako polityczne oszczerstwo.