Kiedy wymiar sprawiedliwości zawodzi. O wyniku tego procesu zadecydowała walka z oskarżonym

W okresie bożonarodzeniowym roku 1386 mieszkańcy Paryża mieli okazję obserwowania rzadkiej atrakcji -29 grudnia na polu turniejowym należącym do klasztoru św. Marcina Wśród Pól doszło do niebywałego starcia – pojedynku sądowego między dwoma szlachcicami z Normandii: Janem de Carrouges i Jakubem Le Grisem.
Kiedy wymiar sprawiedliwości zawodzi. O wyniku tego procesu zadecydowała walka z oskarżonym

Obaj mężczyźni stanęli w szranki, prosząc Boga, by poprzez udzielenie łaski zwycięstwa jednemu z nich, wskazał zwycięzcę ich sporu. A był on ogromnej wagi – de Carrouges oskarżał wroga o zgwałcenie swej żony i domagał się dlań kary śmierci, zaś Le Gris nie dość, że zarzucał sąsiadowi kłamstwo, to jeszcze żądał odeń monstrualnego odszkodowania za nadszarpnięcie dobrego imienia, którego wypłata zrujnowałaby Jana. Pojedynek sądowy, który miał się okazać ostatnim tego typu przedsięwzięciem w dziejach średniowiecznej Francji, stanowił być albo nie być nie tylko dla mężczyzn. Ich walkę z szafotu obserwowała żona de Carrougesa. Gdyby jej mąż zginął, uznano by ją za krzywoprzysiężczynię i spalono na stosie…

Sami swoi

Ród, z którego wywodził się mąż skrzywdzonej kobiety, należał do najstarszych w dolnej Normandii, a jego członkowie pełnili funkcję komendantów ważnej twierdzy Belleme, pozostając wasalami hrabiów Perche. Jan de Carrouges swoją karierę zaczynał na dworze hrabiego Roberta, gdy ten umarł bezdzietnie, jego włości przejął starszy brat – hrabia Alençon Piotr II – zwany Szlachetnym. Jak pokazać miały wydarzenia roku 1386, był to przydomek nadany mu mocno na wyrost.

Dla odmiany Le Grisowie do stanu szlacheckiego dostali się  niedawno i nie mogli poszczycić tak chwalebną historią, jak ich sąsiedzi. Jednakże mimo skromnych początków familia szybko pięła się w górę i gdy jej głową został Jakub Le Gris, należała już do najbogatszych w rejonie, zaś fakt, że przyszły gwałciciel należał do faworytów Piotra II, tylko sprzyjał kumulacji bogactw.

Biorąc pod uwagę, jak później potoczyły się ich losy, zaskakujące jest to, że Jan i Jakub, nim nienawiść zatruła krew pobratymczą, byli najlepszymi przyjaciółmi. O sile łączących ich więzi najlepiej świadczy fakt, że gdy pierwsza żona pana de Carrouges powiła syna, to właśnie Le Gris został ojcem chrzestnym dziecka. Warto zaś pamiętać, że w średniowieczu nie był to tytuł czysto symboliczny jak w czasach dzisiejszych – chrzestnych oficjalnie uznawano za członków rodziny, a ponadto trzymający dziecko do chrztu mężczyzna musiał złożyć oficjalną przysięgę zobowiązującą go do obrony chrześniaka przez pierwszych siedem lat  życia. Obu mężczyzn zbliżała też pozycja społeczna, przez długie lata pozostawali giermkami (co nie było znów takie dziwne) i pasy rycerskie otrzymali dopiero po pięćdziesiątce, kiedy dawna zażyłość pozostawała już tylko wspomnieniem, a ponadto służyli na dworze hrabiego Perche jako szambelanowie. Za młodych lat panowała między nimi taka bliska więź, że jeden byłby gotów bez mrugnięcia okiem  oddać życie za drugiego. W najgorszych snach nie przeczuwali, ze któregoś dnia staną przed zamarłym z przerażenia tłumem widzów, by próbować sobie wzajemnie owo życie odebrać.

Problemy zaczęły się po śmierci hrabiego Roberta. Gdy włości zmarłego przeszły w ręce władcy Alençon, na jego dworze w Argentnan hołd lenny złożyli zarówno de Carrouges z ojcem, jak i Le Gris. Niestety, hrabia Piotr w przeciwieństwie do młodszego brata, którego wasale zapamiętali jako człowieka szlachetnego, okazał się osobnikiem dość wątpliwej moralności. Prócz typowych zajęć ówczesnych arystokratów, takich jak udział w turniejach i polowaniach, szczególnie lubował się w uwodzeniu kobiet, w tym cudzych żon. Ów rys na charakterze spowodował, że Piotr II szybko znalazł wspólny język z jednym z szambelanów odziedziczonych po poprzedniku – Jakubie Le Grisie, którego również otaczała sława wielkiego kobieciarza. Giermek od tej pory stał się częstym uczestnikiem rozpustnych hulanek organizowanych przez seniora, w trakcie których podlizywał się mu tak sprawnie, że wkrótce  stał się ulubieńcem hrabiego, który obsypywał go zaszczytami. O wiele bardziej poważnie traktujący życie i wierny żonie de Carrouges stopniowo odsuwany był na boczny tor i wykluczany z najbliższego kręgu władcy. Jakub zaskarbił sobie też dodatkowe względy Piotra II, pożyczając mu ogromną sumę 3 000 franków, za co ten odwdzięczył mu się w rok później, nadając faworytowi piękny i przynoszący wielki dochód majątek ziemski Aunou-le-Faucon.

Admirał Jan de Vienne francuski bohater doby Wojny Stuletniej. To pod jego rozkazami przyszło nie raz stawać Janowi de Carrouges z bronią w ręku/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Tymczasem w roku 1378  Jana dosięgnęło osobiste nieszczęście – śmierć zabrała zarówno jego żonę jak i syna. Zrozpaczony mężczyzna porzucił rodzinne włości i ruszył szukać zapomnienia na wojnie, w nadziei, że utopi smutek w przelanej angielskiej krwi (trwała właśnie Wojna Stuletnia). Zgromadziwszy oddział zbrojnych, nasz bohater pociągnął z francuskim wojskiem przeciw najeźdźcy. Pod dowództwem admirała Jana de Vienne’a spędził na froncie prawie pół roku, tracąc przy tej okazji znaczną część ludzi ze swego oddziału. Kiedy w końcu działania wojenne zamarły, de Carrouges mógł zająć się zadaniem równie ważnym co obrona ojczyzny, owdowiawszy i straciwszy dziedzica, musiał zadbać o przedłużenie swego rodu, nad którym zawisła groźba wymarcia. Dlatego zaczął rozglądać się wśród szlachetnych familii normandzkich mających panny na wydaniu w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki na żonę. Ostatecznie jego serce zarówno niezwykłą urodą jak i wielkim posagiem (była jedynym dzieckiem swoich rodziców) zdobyła Małgorzata de Thibouville. Ślub z nią okazał się jednak przedsięwzięciem dość kłopotliwym, bo ojciec panny młodej – Robert de Thibouville cieszył się dość wątpliwą sławą. W chwili, gdy jego córka stawała na ślubnym kobiercu, zacny ów rycerz miał już na swoim koncie… dwukrotną zdradę francuskiej korony. Teść Jana  w różnych etapach Wojny Stuletniej dołączał do angielskich najeźdźców, co omal nie doprowadziło go do utraty zarówno majątku jak i głowy – z tarapatów, w które popadł przez swoją wątpliwą lojalność wobec Paryża, cudem uszedł z życiem i nienaruszonymi dobrami ziemskimi. Jak łatwo się domyślić, znaleźli się tacy, którzy odradzali Janowi ten ożenek, w tym jego matka, która nigdy nie polubiła synowej. De Carrouges był jednak nieugięty i dopiął swego, żeniąc się z piękną panną w roku 1380. Ślub z córką zdrajcy popsuł jeszcze bardziej już i tak napięte stosunki rycerza z seniorem – hrabia Piotr II był kuzynem króla i nie w smak były mu nowe koligacje wasala.

Małżeństwo z bogatą dziedziczką przyniosło Janowi sporo pieniędzy i nowych włości, ale wciąż było mu mało. Zazdrosnym okiem patrzył na powodzenie dawnego przyjaciela – Le Grisa. Ich stosunki ochładzały się z zatrważającą prędkością, aż w końcu osiągnęły temperaturę panującą w polarną noc pośrodku Antarktydy. Wkrótce doszło do ostatecznego zerwania – de Carrouges, nie mogąc znieść powodzenia Jakuba, postanowił trochę go przytemperować i odebrać dawnemu druhowi jego chlubę – majątek Aunou-le-Faucon. Pretekst do ataku znalazł bez problemu, włości te swego czasu stanowiły dziedzictwo rodu Thibouville i do rąk hrabiego Piotra trafiły dopiero w roku 1377, kiedy przyszły teść Jana sprzedał mu je za sumę 8 000 liwrów. Teraz Jan wystąpił na drogę sądową przeciw własnemu seniorowi, podając w wątpliwość legalność transakcji i żądając przekazania mu posiadłości jako należącej do majątku Małgorzaty. Pozwanie do sądu władcy, któremu przysięgało się wierność, było rzeczą nieprawdopodobną i hrabia się wściekł. Szlachcic zaś szybko przekonał się, że porwał się z motyką na słońce, Piotr II miał koneksje na dworze i był krewnym króla, więc z łatwością uzyskał pomyślny dla siebie werdykt, potwierdzony dodatkowo królewskim dekretem. Jedyne, co uzyskał nasz bohater, to obciążenie kosztami procesu, zszarpane nerwy i zrujnowana reputacja.

Potem miało być jeszcze gorzej. Gdy umarł ojciec Jana, ten był przekonany, że odziedziczy po nim komendanturę twierdzy Belleme. Obsadzenie stanowiska dowódcy fortecy znajdowało się co prawda w gestii seniora domeny, ale zwyczajowo przechodziło ono z ojca na syna. Tyle, że nie tym razem, bo obrażony na krnąbrnego wasala hrabia Piotr przekazał tę funkcję komuś innemu! Dla dobiegającego pięćdziesiątki giermka było to jak publiczny policzek. Niedługo potem Jan kupił od sąsiada majątek ziemski, jednak już po zawarciu transakcji doszło do interwencji hrabiego, który ją anulował, a rzeczone dobra zagarnął dla siebie na mocy przysługującego mu prawa pierwokupu. Tyle dobrze, że władca miał na tyle przyzwoitości, by zwrócić niedoszłemu kupcowi jego pieniądze!

Wszystkie te wydarzenia sprawiły, że nasz bohater pogrążył się w zgorzknieniu i rzadko już bywał na hrabiowskim dworze, gdzie zresztą niechętnie go widywano. Tymczasem kompan hulanek Piotra II – Jakub Le Gris obrastał w piórka. Senior dosłownie obsypywał faworyta zaszczytami, nadaniami ziemskimi i złotem, a nawet zabrał do Paryża, gdzie przedstawił go królowi Karolowi VI, który mianował mężczyznę królewskim giermkiem. Powodzenie dawnego przyjaciela coraz bardziej irytowała de Carrougesa. W końcu szlachcic doszedł do wniosku, że Jakub knuje za jego plecami na dworze i to on odpowiada ze wszelkie dotykające go nieszczęścia. Jan miotał się po zamku, rzucając obelgi na nuworysza, a tymczasem jego matka robiła wyrzuty Małgorzacie, uznając małżeństwo syna z córką zdrajcy za przyczynę stopniowego upadku ich rodu.

Małgorzata druga żona Jana de Carrouges była piękna, bogata i cnotliwa lecz pochodziła ze zhańbionego rodu. Tu żegna męża ruszającego na ubitą ziemię by walczyć w celu pomszczenia krzywd jakich zaznała od Jakuba Le Grisa/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

W roku 1384 napięcie między obydwoma sąsiadami sięgało już szczytu, na szczęście jesienią pojawiła się szansa na powrót spokoju. Jan i Małgorzata zostali zaproszeni do jednego z lokalnych szlachciców na chrzciny jego syna. W trakcie hucznej zabawy, odbywającej się w zamku gospodarzy, doszło do nagłego spotkania de Carrougesa i Le Grisa. Mężczyźni wpadli na siebie pośrodku wielkiej sali i długo mierzyli wzrokiem, aż w końcu podali sobie ręce. Jan przedstawił Jakuba swojej żonie i przykazał jej pocałować go na znak przyjaźni. Później miał gorzko pożałować tego gestu, bo gdy usta Małgorzaty i dawnego przyjaciela jej męża się zetknęły, w sercu tego drugiego zrodziła się nikczemna żądza…

Zbrodnia

Z nadejściem roku 1385 Jan postanowił spróbować wojennego szczęścia w nadziei, że zdobywszy wielkie łupy, podreperuje nadszarpnięte ostatnimi czasy finanse. Zebrawszy oddział dziewięciu giermków, zamustrował się pod chorągiew swego dawnego dowódcy – Jana de Vienne’a, który na czele korpusu ekspedycyjnego wyruszał do Szkocji, by tam, połączywszy się z miejscowymi, pociągnąć na północną Anglię i spustoszyć ją ogniem i mieczem. Małżonkę de Carrouges odwiózł do jej ojca, po czym wsiadł ze swymi ludźmi na okręt i ruszył w drogę.

Wyprawa na Wyspy Brytyjskie okazała się kosztowną klapą. Szkoci byli fatalnymi sojusznikami, którzy nie dość, że potrafili porzucić Francuzów samym sobie na dzień przed bitwą, to jeszcze kompletnie nie dbali o zaopatrzenie aliantów w żywność. Inwazja sprowokowała Anglików do przekroczenia szkockiej granicy i puszczenia z dymem Edynburga, a kampania zakończyła się dla francuskiej armii, gdy Szkoci przekazali Janowi De Vienne, że może robić, co chce i zostawili go w obliczu nadchodzącej zimy wśród torfowisk. Rozeźleni poddani Karola VI, wygłodzeni i trapieni przez choroby, załadowali się na statki i pożeglowali z powrotem do kraju.

De Carrouges w trakcie owych walk okazał się dzielnym żołnierzem, jednak wymarzonych łupów nie zdobył, co więcej, poniósł koszty przygotowania do walki i utrzymywania swojego oddziału, a pieniądze te najzupełniej dosłownie utonęły w szkockim błocie – z dziewięciu towarzyszących naszemu bohaterowi giermków do ojczyzny wróciło czterech. Co gorsza, Jan nabawił się jakiejś choroby i jeszcze przez rok trapić miały go okresowe napady gorączki. Cała awantura miała dlań tylko dwa, cytując klasyka, plusy dodatnie: w trakcie walk pięćdziesięcioletni giermek w końcu został pasowany na rycerza, otrzymując pas rycerski przed jedną z bitew. Po drugie, z racji uczestnictwa w kampanii należało mu się wynagrodzenie od Korony. By je otrzymać, musiał jednak udać się do Paryża.

Małżonkowie połączyli się w zamku ojca Małgorzaty, jednak było to gorzkie powitanie, pani de Carrouges ze smutkiem musiała patrzeć na wychudzonego, wstrząsanego dreszczami męża. Ten, gdy lepiej się poczuł, oświadczył połowicy, że musi znów ją opuścić, by jechać do stolicy odebrać swój żołd. Nie chcąc nadwyrężać gościny teścia, przewiózł małżonkę do zamku swej matki w Capomesnil, po czym, pożegnawszy ją czule, ruszył z początkiem stycznia 1386 roku na królewski dwór. Po drodze jednak musiał jeszcze dopełnić jednej formalności – zgodnie z prawem feudalnym powinien zameldować się u swego seniora, by zgłosić mu powrót z wyprawy.

Gdy Jan pojawił się w zamku Piotra II, gospodarza niezbyt ucieszyła wiadomość, że najbardziej kłopotliwy z jego wasali nie został na wieczność pod warstwą angielskiej ziemi lub szkockiego torfu. Gdyby de Carrouges był tak uprzejmy i zginął, hrabia mógłby przejąć majątek jego rodziny, jako że Jan wciąż jeszcze nie doczekał się z Małgorzatą potomstwa i był ostatnim  męskim przedstawicielem swego rodu. Tymczasem trzeba było robić dobrą minę do złej gry. Rycerz z kolei, gdy tylko pojawił się na dworze seniora, zaczął zachowywać się z właściwym sobie wdziękiem słonia w składzie porcelany. Odnalazłszy wśród dworzan Le Grisa, uciął sobie z nim pogawędkę. Szczegóły nie dotrwały do naszych czasów, ale jak się zdaje, Jan powetował sobie wszystkie lata patrzenia na sukcesy dawnego przyjaciela, szydząc z niego, iż wolał siedzieć w pałacu i podlizywać się władcy, niż wybrać na wojnę. Całkiem możliwe, że padło nawet oskarżenie o tchórzostwo. W każdym razie, gdy de Carrouges wyjechał w dalszą drogę do Paryża, zostawił Jakuba z sercem przepełnionym nienawiścią i żądzą zemsty.

Jak pamiętamy, Le Gris był kobieciarzem i seryjnym uwodzicielem, co między innymi zapewniło mu łaskę w oczach mającego podobne gusta hrabiego Piotra. Teraz ten nikczemny człowiek postanowił zemścić się na mężczyźnie, który wygarnął mu nieco prawdy między oczy, uwodząc jego żonę. Problem polegał na tym, że o Małgorzacie powszechnie wiedziano, że była niewiastą cnotliwą i wierną, która nigdy nie zdradziłaby swego męża. Podły giermek poprzysiągł sobie w duchu, że i tak posiądzie tę kobietę niezależenie od tego, zali będzie musiał posłużyć się gładkimi słówkami czy przemocą.

Le Gris wezwał do siebie swego sługę zbrojnego – Adama Louvela – człowieka równie co on niegodziwego, który służył mu jako stręczyciel, wynajdując szlachcicowi kolejne kochanki. Teraz pan nakazał pilnie obserwować zameczek Capomesnil i donosić o wszystkim, co się tam dzieje. Wprowadził go w swoje ohydne plany i uzyskał obietnicę pomocy. Plugawe serce służącego radowało się myślą o szykowanym łajdactwie.  Knecht, który mieszkał niedaleko domostwa matki de Carrougesa, przyczaił się zatem i czekał. Wkrótce dowiedział się, że 18 stycznia pani domu musi wyjechać do pobliskiego miasteczka, by stawić się w lokalnym sądzie. Gdy doniósł o tym Le Grisowi, spiskowcy uznali to za odpowiedni moment, by uderzyć.

18 stycznia rankiem nestorka rodu opuściła domowe pielesze, zabierając ze sobą całą służbę i wszystkich stacjonujących w zamku zbrojnych. Możliwe, że tak liczny orszak miał ją chronić przed napaścią, przemierzane przez grasantów i dezerterów normandzkie drogi nie należały do bezpiecznych. Z jakichś tajemniczych powodów starsza pani nie wzięła jednak ze sobą synowej i Małgorzata została zupełnie sama. Tymczasem z ukrycia odjeżdżającą kawalkadę obserwowali Louvel i Le Gris.

Samotna kobieta siedziała przed kominkiem, gdy dobiegł ją odgłos uderzeń o zamkową furtę. Zdziwiona, jednak nie przeczuwająca niebezpieczeństwa, poszła otworzyć. Ku jej zaskoczeniu na progu stał pokryty śniegiem Adam Louvel. Zbrojny wyjaśnił swoje przybycie, mówiąc, że chciał porozmawiać z młodą panią de Carrouges i prosić o ją wstawiennictwo u jej męża – jak twierdził, pożyczył mu on sporą sumę pieniędzy, której chwilowo nie mógł  zwrócić. Zaskoczona Małgorzata odrzekła, że nie wie nic o interesach męża, lecz wtedy niespodziewany gość nagle zmienił temat i oświadczył niewieście, że jego pan – Jakub Le Gris chce się z nią widzieć, albowiem kocha ją całym sercem. Zszokowana i przerażona pani de Carrouges krzyknęła na bezczelnego natręta, by się wynosił, lecz w tym samym momencie szczęknęła furtka w bramie, której nie zdążyła jeszcze zablokować i do środka wkroczył sam Le Gris! Z butną miną oświadczył gospodyni, iż jej pragnie i jest gotów dać jej wszystko, czego zechce, byleby tylko oddała mu się w łożu. Małgorzata, zdawszy sobie sprawę, do czego zaczyna zmierzać cała ta sytuacja, krzyknęła na mężczyzn, by poszli precz, w tym momencie jednak nikczemny szlachcic rzucił się na nieszczęsną. Kobieta walczyła jak lwica, ale Le Gris był wielkim i silnym mężczyzną, a do tego w szarpaninie mógł liczyć na pomoc sługi. W końcu, przycisnąwszy ręce ofiary do boków, zarzucił ją sobie na plecy i zaniósł do sypialni, gdzie rzucił na łoże. Małgorzata znów się zerwała, biła oprawcę pięściami i drapała paznokciami, była jednak bez szans. Napastnicy przydusili ja poduszką, przywiązali za ręce i nogi do ramy łóżka, po czym Jakub dokonał plugawego dzieła. Gdy skończył, powiedział swej roztrzęsionej ofierze, by pod groźbą śmierci nikomu nie mówiła o tym, co zaszło, po czym pogardliwym gestem rzucił jej mieszek z pieniędzmi. Dzielna kobieta jednak nie dała się złamać, odrzuciwszy sakiewkę, krzyknęła, iż zostanie pomszczona. Wtedy nikczemny Louvel zapytał swego pana, czy ma spoliczkować krnąbrną niewiastę, by ta lepiej zapamiętała sobie słowa gwałciciela. W odpowiedzi sam dostał w twarz od giermka, po czym mężczyźni opuścili zamek i co koń wyskoczy pomknęli ku zamkowi hrabiego Piotra.

Zamek rodu de Carrouges/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Teściowa Małgorzaty wróciła około południa. Kobieta do tego czasu przywróciła swój wygląd do porządku, ale nic nie powiedziała nielubiącej jej matce męża. Dopiero gdy trzy dni później powrócił Jan, nieszczęsna ofiara gwałtu opowiedziała o wszystkim, co się wydarzyło pod jego nieobecność. De Carrouges poczuł, jak gotuje się w nim krew. Knowania na dworze to jedno, ale Le Gris, skrzywdził jego żonę! Zbrodnia domagała się kary!

Chcemy sprawiedliwości!

Poznawszy z ust małżonki całą historię, Jan zwołał rodową radę, na której stawili się krewni i przyjaciele pary. Rycerz powiadomił ich o zajściu, a następnie Małgorzata dokładnie zrelacjonowała jego przebieg. Wszyscy byli oburzeni, równocześnie jednak zdawali sobie sprawę, że szanse na wygranie procesu, który wytoczyć należało Le Grisowi, były nikłe. Zgodnie z feudalnym prawem zatargi między wasalami rozsądzał ich senior, a dla nikogo nie było tajemnicą, że gwałciciel pozostaje faworytem hrabiego. By łajdak zapłacił za to, co uczynił, trzeba było wziąć go sposobem.

Wkrótce po Perche zaczęły krążyć wieści o postępku Le Grisa. Jan opowiedział o gwałcie kilku zaufanym rycerzom z poleceniem przekazania wieści dalej. Rychło informacje o oskarżeniach wysuwanych wobec jego ulubieńca dotarły do Piotra II. Hrabia zarządził więc zebranie trybunału, na którym miał rozsądzić sprawę. Jan i Małgorzata byli tak pewni, że przed hrabiowskim obliczem nie zaznają sprawiedliwości, że nawet nie stawili się w sądzie. Jak się okazało, mieli rację, bo suzeren ostatecznie uniewinnił Le Grisa, a w wyroku końcowym nakazał zapisać, że gwałt się ofierze… przyśnił. Jednakże De Carrouges od początku planował uderzyć do wyższej instancji. Wiosną udał się do Paryża i tam przed obliczem króla Karola VI poprosił o prawo do wyzwania przeciwnika na sądowy pojedynek. Już u końca XIV wieku walki takie uważano za anachronizm, prawnicy dostrzegali ich bezsensowność, a teolodzy nazywali kuszeniem Opatrzności. Główna idea polegała na tym, że skłóceni powodzi lub ich przedstawiciele stawali na ubitej ziemi i walczyli, niekiedy do śmierci, a gdy jedna ze stron zwyciężała, uznawano to za przejaw Bożej woli, która wspomogła tego, po czyjej stronie stała racja. Osiemdziesiąt lat wcześniej król Francji Filip IV Piękny oficjalnie zakazał ordaliów, ale dekret ten wywołał takie protesty, że monarcha musiał go cofnąć, jakkolwiek obwarował pojedynki sądowe taką liczbą ograniczeń, że w następnych dekadach prawie do nich nie dochodziło. Nie dość, że korzystać mogli z nich tylko szlachcice i to wyłącznie w sprawach kryminalnych, to każdorazowo na takie starcie wyrazić musiał zgodę Parlament Paryża. Postanowienia te ucywilizowały francuskie sądownictwo, choć i tak wciąż zdarzały się w nim procesy-rodzynki, kilkanaście lat przed przybyciem de Carrougesa do Paryża na placu przez Katedrą Notre Dame stoczony został w sprawie o morderstwo pojedynek między… domniemanym zabójcą, a psem ofiary. Dodać należy, że zakończył się on zwycięstwem tego ostatniego, zaś przegrany po tym, jak uwolniono go z uścisku psich szczęk, został powieszony.

W średniowieczu korzystano z różnego rodzajów ordaliów. Oprócz tzw. “próby ciała” tj. pojedynku sądowego w użyciu była też m.in. “próba ognia” ukazana na powyższej ilustracji/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

W stolicy nasz bohater stanął przez obliczem siedemnastoletniego króla, składając tzw. aplikację, tj. prosząc z dobytym w pochwy mieczem w dłoni o zgodę na pojedynek sądowy z Le Grisem. Monarcha skierował sprawę przed Parlament, który rozważał ją na posiedzeniu z 9 lipca. Przesłuchano obie strony, w tym będącą w zaawansowanej ciąży Małgorzatę. Co ciekawe, faktu, że jest ona brzemienna, nie uważano za uprawdopodabniający to, że została zgwałcona. Średniowieczne autorytety medyczne twierdziły, że aby doszło do zapłodnienia, kobieta powinna czerpać ze zbliżenia rozkosz, a zatem brać w nim udział dobrowolnie. Dlatego nie brano pod uwagę, że ojcem dziecka mógłby być Le Gris, a nawet gdyby komuś w głowie zrodziłaby się taka myśl, to poddawałaby ona raczej w wątpliwość opowieść Małgorzaty o wymuszonym stosunku.

Jan przedstawił najwyższym sędziom królestwa całą historię krzywdy, jaka spotkała jego żonę, i swojego konfliktu z sąsiadem. Oprócz gwałtu oskarżał Jakuba też o inne przestępstwa, w tym kazirodztwo – jako ojciec chrzestny zmarłego syna de Carrougesa Le Gris pozostawał w średniowiecznym rozumieniu krewnym pozywającego go mężczyzny. Jeśli chodzi o oskarżonego, to opowiedział on zupełnie inną historię, wedle której swoją ofiarę widział tylko raz w życiu w 1384 roku, oskarżyciel zaś był pieniaczem, przemocowcem i człowiekiem niespełna rozumu. Sińce, jakie gwałt pozostawił na ciele Małgorzaty, miały być efektem pobicia przez męża, chcącego zmusić ją do wysunięcia fałszywego oskarżenia o gwałt. Co więcej, nie była to pierwsza tego typu historia, bo wedle Jakuba poprzednia małżonka jego dawnego przyjaciela Joanna zmarła wskutek pobicia, gdy odmówiła spełnienia analogicznych żądań de Carrougesa. Le Gris oświadczał, że zarzuty Jana są kłamliwe i zszargały mu honor, wysunął więc własny pozew, żądając rekompensaty w wysokości 40 000 sztuk złota. Wypłacenie takiej sumy całkowicie zrujnowałoby ród skarżącego się przed Parlamentem rycerza.

Obu szlachcicom zakazano opuszczania miasta, a Parlament zaczął długotrwałe obrady. W międzyczasie strony najęły prawników mających pomóc im przebrnąć przez gęstwinę procedur. Le Grisa reprezentował wybitny adwokat Jan Le Coq, który sporządził wyczerpujące notatki dotyczące całej sprawy. Początkowo zaproponował klientowi, który w młodości przyjął święcenia niższe, czyniące go klerykiem, by zażądał przeniesienia sprawy do sądu kościelnego, gdzie nie było możliwości rozstrzygnięcia sporu pojedynkiem. Jakub jednak odmówił. Z zapisków jurysty wynika, że choć początkowo wierzył w niewinność giermka, z czasem zaczęły narastać w nim wątpliwości, zwłaszcza gdy pewnego dnia klient desperacko zaczął się dopytywać prawnika, czy dowierza on jego wersji zdarzeń. Skołowany Le Coq w końcu napisał, że ustalenie tego, jak wyglądała prawda, przekracza możliwości ludzkiego poznania.

Karol VI którego pokrzywdzony rycerz prosił o zgodę na walkę z oprawcą swej żony był jednym z najbardziej nieszczęśliwych królów Francji. Choć władał długo bo ponad trzy dekady to wkrótce po pojedynku de Carrouges kontra Le Gris zaczął zdradzać objawy poważnej choroby psychicznej/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

15 listopada Parlament ogłosił zgodę na przeprowadzenie ordaliów. Walka miała się odbyć 27 listopada 1386 roku, jednak na żądanie przebywającego we Flandrii króla, który chciał obejrzeć starcie, przesunięto ją na 29 grudnia. Wedle relacji Le Coqa, gdy najwyższy sąd królestwa ogłosił swój werdykt, Le Gris przeżył załamanie i ciężko się pochorował. Miał ku temu powody – jeśli był winny (a był), to wierzył, że walka ujawni jego zbrodnię, ściągając nań hańbę i śmierć, bo nawet jeśli ją przeżyje, natychmiast zostanie powieszony. Co więcej, jako że wielokrotnie przysięgał na Boga, iż mówi prawdę, a przysięgę tę miał powtórzyć jeszcze przed samym starciem, to wedle przekonań ludzi średniowiecza, które podzielał, jego dusza znalazłaby się w piekle. Sytuacja giermka była więc z jego punktu widzenia beznadziejna, choć co trzeźwiej myślący przyjaciele zapewne pocieszali go, dowodząc, iż wynik starcia bardziej zależny będzie od siły i umiejętności bojowych niż łaski Opatrzności. W międzyczasie Małgorzata powiła syna, któremu nadano imię Robert. Nad nieszczęsnym chłopcem wisiała zapowiedź ponurej przyszłości, jeśli de Carrouges uległby przeciwnikowi, jego żonę jako winną krzywoprzysięstwa spalono by na stosie i niemowlę straciłoby w jednym dniu oboje rodziców.

Wielki finał

Rankiem 29 grudnia 1386 roku wokół areny, zbudowanej na turniejowych błoniach klasztoru św. Marcina Wśród Pól pod Paryżem, zgromadziły się tysiące gapiów żądnych widowiska. Nie wszyscy znali przyczynę walki, jaka miała się odbyć, ale fakt, że jej uczestnicy ryzykowali życie, honor i zbawienie swoich dusz, pobudzał wyobraźnię plebsu. Widzowie o dostojniejszych korzeniach zasiedli na przygotowanej dla nich trybunie, gdzie pojedynkowi z miejsca honorowego przyglądać miał się sam monarcha.

Obaj wojownicy pojawili się na ubitej ziemi z końmi i zapasem żywności. Odziani w najlepsze zbroje, uzbrojeni byli w kopie, miecze dwu i jednoręczne, topory oraz sztylety i tarcze. Ku aplauzowi tłumu na błonia wjechał też powóz, z którego wysiadła odziana w czerń Małgorzata. Walkę obserwować miała z szafotu, gdzie w razie klęski męża natychmiast zaczęłaby się jej kaźń.

Wrogowie złożyli trzykrotne święte przysięgi, zaś na chwilę przed rozpoczęciem starcia Le Gris został pasowany na rycerza. Teraz już tylko od siły tego pięćdziesięciolatka zależało, czy dane będzie długo cieszyć mu się rycerskim pasem.

Początkowo walkę toczono na kopie. Przeciwnicy trzykrotnie na siebie szarżowali, usiłując wysadzić się z siodeł. Za trzecim razem ich drewniana broń poszła w drzazgi, dobyli więc toporów. Podjechawszy do siebie tak blisko, że konie stykały się bokami, zaczęli wzajemnie się okładać i parować ciosy. Na jakiś czas utknęli w klinczu, aż w końcu Jakub postanowił zagrać nieczysto i miast uderzyć w tarczę Jana zdzielił ostrzem topora szyję jego konia. Zwierzę kwiknęło przeraźliwie i padło na ziemię, rzucając się w przedśmiertnych konwulsjach. Obrońca czci swej żony szczęśliwie w porę wysunął się z siodła i mimo ciążących mu trzydziestu kilogramów pancerza sprawnie wycofał poza zasięg wierzgających kopyt ogiera. Jego sytuacja była teraz niełatwa, bo Le Gris zaszarżował na spieszonego rycerza, wymachując toporem, ten jednak zrobił unik i gdy wróg go mijał, wybił wieńczący topór kolec w brzuch wrażego wierzchowca, rozpruwając go i patrosząc nieszczęsnego rumaka. Teraz to Jakub musiał czym prędzej uchodzić ze grzbietu swego bucefała.

Obaj rycerze stali teraz naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem zza mających kształt psiego pyska zasłon hełmów. W rękach dzierżyli krótkie miecze jednoręczne, bowiem straszliwe dwuręczne ostrza przytroczone mieli do siodeł konających koni, skąd dobyć ich było niepodobna. Natarli na siebie z furą, okładając się bronią. W pewnym momencie Le Gris zadał przeciwnikowi cios w nogę, zagłębiając ostrze w udo. De Carrouges zachwiał się, lecz utrzymał na nogach. Gdyby Jakub pchnął jeszcze raz, zwycięstwo byłoby jego, jednak nierozważnie wysunął broń z rany i cofnął się o krok. I w tym momencie chyba rzeczywiście sama Opatrzność postanowiła dopomóc w zwycięstwie tej stronie sporu, po której stała racja, bo Le Gris poślizgnął się na zakrwawionym piasku areny i jak długi runął na plecy. Jego los był właściwie przesądzony, bo rycerz, który znalazł się tej pozycji, nie był już w stanie powstać z ziemi i był zdany na łaskę wroga. Jan stanął nad oprawcą swojej żony i zaczął dźgać go mieczem w hełm. Niestety, jako że gwałciciel był zamożny, mógł sobie pozwolić na pełną zbroję płytową, którą trudno było przebić, ponadto wił się jak piskorz, zaś de Carrouges słabł z upływu krwi. W końcu mąż Małgorzaty przestał bawić się w subtelności i z całej siły wyrżnął rękojeścią miecza w hełm nieprzyjaciela. Następnie, korzystając z chwilowego ogłuszenia wroga, z trudem manipulując odzianymi w pancerne rękawice dłońmi, zdjął mu zasłonę hełmu i zmierzył wzrokiem dawniej miłą mu, a dziś nienawistną twarz człowieka, który okrutnie skrzywdził jego towarzyszkę życia.

– Przyznaj się! – krzyknął z całych sił Jan, choć zagłuszone przez hełm żądanie oprócz winowajcy usłyszeć mogło niewielu.

– Jestem niewinny! – ryknął tchórzliwy Le Gris i ten okrzyk przetoczył się nad areną jak grzmot.

De Carrouges już bez słowa wyrwał za pasa sztylet i wbił go Jakubowi w gardło. Z ust zbrodniarza wytrysnęła krew, przez chwilę gulgotał i rzucał się w konwulsjach, aż w końcu znieruchomiał. Jan De Carrouges pomścił lejącą teraz łzy szczęścia Małgorzatę i wymierzył sprawiedliwość. Zgromadzone wokół areny tłumy wybuchły radosnym okrzykiem.

Epilog

Rozradowani małżonkowie i ich przyjaciele natomiast po pojedynku udali się do Katedry Notre Dame, gdzie zwycięzca złożył na ołtarzu jako wotum pancerz pokonanego. W tym czasie bliscy Le Grisa musieli patrzeć, jak kat rzuca okrwawione zwłoki ich druha na swój wózek i transportuje na obrzeża miasta, gdzie wiesza je na wielkiej kamiennej szubienicy. Pokonany rycerz miał na niej zwisać jeszcze długie tygodnie, aż padlinożerne ptaki do końca oczyściły jego szkielet z ciała. To, co zeń zostało, wrzucono potem do wspólnego grobu, gdzie ostatni spoczynek znajdowali złodzieje i żebracy.

Zwycięstwo Jana de Carrouges wedle ilustracji średniowiecznego manuskryptu. W rzeczywistości rycerz nie obciął zabitemu przeciwnikowi głowy, ale zmarłemu niewiele to pomogło- jego ciało zostało po śmierci powieszone na szubienicy i wydane na żer padlinożercom/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Jan i Małgorzata przeżyli razem jeszcze dziesięć szczęśliwych lat. Zwycięski rycerz zaskarbił sobie łaski królewskiego dworu i zrobił na nim świetną karierę. Zginął w roku 1396 na Bałkanach w trakcie wielkiej wyprawy przeciwko Turkom. Większość dóbr odziedziczył po nim mały Robert. Gorzkim chichotem historii jest to, że mógł on być w rzeczywistości synem Le Grisa.

Krewni gwałciciela nigdy nie pogodzili się z wyrokiem ordaliów z 1386 roku. Zachowały się zapiski dotyczące darowizny na klasztor dokonanej przez syna Jakuba, który w zamian za określoną sumę zobowiązywał mnichów do modłów za duszę ojca. Biorąc pod uwagę, że powszechnie uważano, iż ten, kto poległ w trakcie pojedynku sądowego, zostaje potępiony, można założyć, że akt ten świadczy o silnym sprzeciwie wobec oficjalnej wersji wydarzeń. Le Grisowie zaskakująco długo starali się doprowadzić do rewizji wyroku, ostatni z nich kruszył kopie (na szczęście już tylko metaforycznie) o dobre imię swego przodka jeszcze w latach osiemdziesiątych… XIX wieku. Ponadto zwolennicy hrabiego Piotra II rozpuszczali różne krzywdzące de Carrougesów pogłoski, a nawet doprowadzili do tego, że kilku kronikarzy zapisało, iż Le Gris był niewinną ofiarą spisku lub pomyłki sądowej, zaś gwałtu w rzeczywistości dokonał ktoś inny. Ta wersja wydarzeń okazała się nadzwyczaj żywotna, święcie wierzył w nią w XVIII wieku Wolter, a w Encyklopedii Britannica można ją było znaleźć jeszcze w latach siedemdziesiątych zeszłego stulecia.

Opisane starcie było ostatnim pojedynkiem sądowym w dziejach. Wszystkie późniejsze apelacje były już przez Parlament odrzucane. Historia Jana, Jakuba i pięknej Małgorzaty miała fascynować ludzi przez kolejne sześć i pół wieku. W roku 2021 do kin wszedł film Ridleya Scotta  Ostatni pojedynek, w którym role zwaśnionych rycerzy zagrali Matt Damon i Adam Driver.