Wróg nr 1: wygórowane oczekiwania
Miała być scena jak z reklamy. Wszyscy uśmiechnięci, opaleni, trzymają się za ręce. Dziecko beztrosko skacze przez kałużę. Jaką kałużę? Przecież pogoda też jest idealna, o żadnym deszczu nie ma mowy. Są jednak sprawy, na które nie mamy wpływu, a zadręczanie się, że „przecież inaczej to sobie wyobrażaliśmy” i „na zdjęciach wyglądało to lepiej” nie służy nikomu.
Dajmy sobie prawo do rozczarowania. Dlaczego go do siebie nie dopuścić? Może naprawdę nie mamy ochoty godzić się na czyjeś towarzystwo, może naprawdę nie smakuje nam jedzenie, może naprawdę pokój nie spełnia naszych standardów.
W założeniu, że z urlopu musimy być całkowicie zadowoleni, bo przecież tyle na niego czekaliśmy, tkwi nuta opresji. Urlop jest po to, żeby odpocząć. Niekoniecznie po to, by być na haju przez bite 14 dni. Nie jest przecież powiedziane, że w ramach tego odpoczynku nie spotykają nas rozczarowania. Jeśli niewielki zawód uznajemy za naszą klęskę, to mamy do czynienia z wygórowanymi oczekiwaniami.
Zastanówmy się, czy nie ulegamy zewnętrznej presji zadowolenia, czy nie postawiliśmy poprzeczki zbyt wysoko i czy jesteśmy gotowi na niespodziewane. Urlop warto wykorzystać jako okazję do samorozwoju. To może być świadomy trening umiejętności nieprzywiązywania zbyt dużej wagi do tego, że rzeczywistość czasem odbiega od naszych wyobrażeń. A to przyda się nie tylko w czasie wakacji.
Wróg nr 2: Zmiana trybu
Wiele osób upatruje relaksu w ucieczce od presji, obowiązków, procedur i z góry ustalonego porządku. Z drugiej strony ze zmianą trybu na „luźny” często nie radzimy sobie najlepiej. Stresujemy się, gdy coś nie idzie zgodnie ze scenariuszem, choć to od gotowego scenariusza chcieliśmy uciec. Ma to związek z naszym podejściem do zmian, a dokładniej z tym, jak elastycznie na nie reagujemy.
Taka zmiana obrotów to często szok dla organizmu, który najzwyczajniej potrzebuje czasu, by sobie z tym poradzić. – Jakkolwiek nasza zawodowa codzienność bywa męcząca, tworzy pewien porządek w naszym życiu. Na urlopie ten porządek znika, co daje poczucie wolności, ale może nas kosztować nieco poczucia bezpieczeństwa – wyjaśnia Artur Król, psycholog i coach z ChangeMakers w artykule „Relacje jadą na wakacje” (Coaching Extra 2/2014).
Jak sobie z tym poradzić? By mimo wszystko czerpać radość z urlopu, trzeba dać sobie prawo do tego emocjonalnego kryzysu, który jest naturalną konsekwencją porzucenia rutyny i nie robić sobie z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie obwiniać siebie ani okoliczności. Zrozumieć zmianę. Samo rozpoznanie wroga potrafi zdziałać cuda!
Wróg nr 3: praca w głowie
Niespodziewanie bolesna reakcja na zmianę trybu wiąże się z kolejnym wyzwaniem, któremu musimy stawić czoła podczas urlopu – nie umiemy odpoczywać.
Wyjeżdżamy na wakacje i ciągle pędzi nam w głowie pociąg zawodowych spraw. (Jak oni sobie beze mnie poradzą?!). Albo przeciwnie – uciekamy od pracy i już od pierwszych chwil laby martwimy się upływającym czasem i wizją powrotu do korporacyjnego kieratu. Koszmar!
Często po prostu sami nie pozwalamy sobie na oddech. Wychodzimy z błędnego założenia, że na odpoczynek trzeba zasłużyć i mamy poczucie, że jeszcze niewystarczająco dopracowaliśmy projekt A czy B. Karcimy się za to, że gdy nie dajemy z siebie 100 procent, omija nas coś ważnego. (Czyżby szansa na zdobycie świata?). Dopadają nas wyrzuty sumienia – podczas gdy my leżymy na basenie, nasza konkurencja zdobywa już zachodnie flanki sukcesu.
Poza tym zwyczajnie lubimy być zajęci – przynajmniej w oczach innych. – Bycie zajętym stało się wyznacznikiem statusu podobnie jak zegarek, samochód czy dom na przedmieściach – komentuje w artykule „Dlaczego lubimy być zajęci” Olga Woźniak, dziennikarka i popularyzatorka nauki.
Co z tym zrobić? Nawet jeśli kochamy pracę i efektywność, musimy dopuścić do głowy myśl, że odpoczynek to nie luksus, ale konieczność. Jak higiena. By kontynuować zdobywanie świata, mamy obowiązek robić przystanki. I dawać sobie w ich czasie mnóstwo wyrozumiałości.
Wróg nr 4: konflikt interesów. Dzieci vs. my
Wróćmy do rodzinnego obrazka. Choć wygląda słodko to właśnie o urlopach z dziećmi krążą najstraszniejsze legendy. Kolki, zatrucia, problemy z zaśnięciem, marudzenie i utyskiwania. Stop! Te przecież mogą zdarzyć się również w niewakacyjnych okolicznościach. Problem zaczyna się, gdy dzieci podrastają i ich wakacyjny interes niekoniecznie jest zbieżny z naszym.
Przyjmijmy, że chcemy odpocząć, zrelaksować się, wyłączyć, tymczasem dzieci nie ustają w eksploracji świata i na wakacjach znajdują ku temu setki sposobności. Albo inaczej: jesteśmy zapalonymi globtroterami, uwielbiamy zwiedzać, poznawać nowe miejsca i słuchać o nich, a dzieci wolą basen i piasek. Jak to pożenić?
Przede wszystkim nie dajmy się zwariować. Dzieci są trochę skazane na rodziców i to jest oczywiste. – Sztuka działania w porozumieniu z dziećmi polega na włączaniu ich w swoje decyzje i plany, a nie na pozwalaniu, by to one ustalały porządek dnia – tłumaczy Jesper Juul w książce „Przestrzeń dla rodziny”.
Nie rezygnujmy ze swoich pasji, pod warunkiem, że będą bezpieczne dla dzieci i uwzględniają też ich tempo. Nie rozczarowujmy się, że dzieci nie chcą chodzić po muzeach, snują się ze znudzoną miną i dłubią w nosie albo są wściekłe, że po drugiej stronie jest Disneyland, a ich tam nie ma. Weźmy pod uwagę ich możliwości oraz prawdopodobieństwo, że w tym momencie w takim stopniu nie podzielają naszych zainteresowań.
Realizując własne pasje – w myśl zasady szczęśliwy rodzic-zadowolony rodzic – mamy szansę stworzyć naszym dzieciom okazję do rozwoju. Np. zwiedzanie, które jest z jednej strony hobby rodziców, z drugiej strony jest twórcze dla dzieci. Jeśli uda się podopiecznych zarazić pasją – wspaniale. Jeśli nie – nauczymy je czegoś innego, np. że warto próbować.
Wróg nr 5: zgrzyt jest w nas
Urlop to sprawdzian kompetencji interpersonalnych i papier lakmusowych naszych relacji. To tak jak ze świętami. Gdy między członkami rodziny wszystko gra, święta mogą być najcudowniejszym czasem, gdy pojawia się kłopot lub daje o sobie znać długo skrywana zadra, choćby wszystko było przygotowane perfekcyjnie, jesteśmy o krok od katastrofy.
Dzieje się tak, ponieważ na co dzień wiele problemów spychamy pod dywan, tłumacząc sobie, że nie mamy na nie czasu. W czasie urlopu ta wymówka przestaje działać. – Spędzamy więcej czasu z bliskimi, jest więc więcej okazji do wyrażania emocji – niekoniecznie dobrych. Jeśli coś »gotowało się« w rodzinie przed urlopem, to właśnie w trakcie urlopu będzie miało szansę wybuchnąć – mówi Artur Król.
Najlepszą radą jest tu profilaktyka. Jeśli jednak mierzymy się z problemem na gorąco, znów rozwiązaniem będzie postawienie na samorozwój. – Nie mamy nawyku brania pod uwagę przykrych uczuć. Nie wiemy, jak sobie z nimi radzić i jak o nich rozmawiać, więc albo je tłumimy, udając, że ich nie ma, albo gwałtownie wyrażamy – wyjaśnia mówi Zofia Aleksandra Schacht-Petersen, trenerka Porozumienia bez Przemocy.
Potraktujmy nasze przykre uczucia jako wskazówki. Za każdą złością kryje się bowiem jakaś niespełniona potrzeba, np. spokoju, wyzwań, bliskości. To wszystko związane jest z tym, kim jesteśmy i czego chcemy. – Paradoksalnie wakacyjny stres mógłby nas wiele nauczyć, przede wszystkim dialogu, czyli autentycznej rozmowy o nas, o naszej relacji, rodzinie – dodaje Schacht-Petersen.
Raz a dobrze czy po troszeczku?
Tu pojawia się pytanie: jaki urlop wybrać? Długi, kilkutygodniowy, który pozwala oczyścić głowę, zebrać nowe siły i zatęsknić za pracą czy kilka przedłużonych weekendów kilka razy w roku, tak być odetchnąć, ale nie wybić się z rytmu?
Jak zwykle zdania ekspertów są podzielone. Z jednej strony to właśnie długi wypoczynek pozwala na prawdziwą regenerację i naładowanie akumulatorów. Z drugiej – dzięki „mikrourlopom” powroty do pracy nie są aż tak dotkliwe, a higiena umysłu jest zachowywana na względnie stałym poziomie.
Okazuje się, że wszystko zależy od nas i naszych preferencji, a jedyna prawidłowa odpowiedź po prostu nie istnieje. Są osoby, które wypoczywają szybko, pozwalają im na to krótkie, intensywne wakacje, inni – przeciwnie. To już kwestia naszej osobowości, temperamentu, być może wykonywanego zawodu (są prace w których wystarczy krótki reset i takie w których dobrze robi dłuższe odcięcie).
Sztuka polega na tym, żeby się sobie przyglądać i być coraz bardziej świadomym własnych potrzeb. Następnie wybrać to, co jest dla nas dogodne i nie sugerować się zewnętrznymi nakazami.
Jeśli więc wakacyjny sen zaczyna zamieniać się w koszmar, zatrzymajmy się, przyjrzymy się temu, co dzieje się w środku, nazwijmy to i oswójmy. Wykorzystajmy okazję, by ujawnić siebie i dowiedzieć się czegoś o bliskich. Urlop nadaje się do tego idealnie!
Źródła:
Małgorzata Stańczyk, “Relacje jadą na wakacje”, Coaching Extra (2/14).
Olga Woźniak, „Dlaczego lubimy być zajęci”, Coaching Extra (2/14).