Szpicel, szczur, kapuś, menda, kabel… Trudno o bardziej obraźliwe epitety w języku polskim. Nacechowane wyjątkową pogardą, wręcz obrzydzeniem, odnoszą się do ludzi współpracujących z policją. W obowiązującym w świecie przestępczym kodeksie to jedno z najcięższych, jeśli nie najcięższe przestępstwo. Dlatego jest karane z wyszukanym okrucieństwem, które ma odstraszać potencjalnych informatorów organów bezpieczeństwa. Donosiciel ma umierać haniebnie, powoli i w najgorszych męczarniach – jego śmierć powinna przerażać i… integrować bandyckie związki. Nikt, nawet najbardziej zdemoralizowany i zwyrodniały oprych, nie chciałby skończyć z obciętymi genitaliami w ustach, dlatego układ z policją to ostatnia rzecz, która przychodzi do głowy gangsterowi. Mimo to konfidentów nie brak.
Co ich motywuje? Pieniądze, zemsta, obietnica złagodzenia wyroku? Pewnie tak, ale to nie cała prawda. Choć żadna policja na świecie nigdy nie przyzna się oficjalnie do tej metody werbunku konfidentów, to często kompromitujące zdjęcie lub podrzucony woreczek z kokainą bywają wstępem do długiej i owocnej współpracy obu stron.
Reguły wielkiej korporacji
Funkcjonariusze prawie nigdy nie podejmują gry z przestępcami, którzy zgłaszają się do nich sami, deklarując np. sympatię do służb mundurowych lub głęboki patriotyzm – doświadczenie uczy, że tacy ochotnicy nigdy nie będą pod pełną kontrolą, co prędzej czy później doprowadzi do dekonspiracji. Wszelkie zasady w kontaktach z agentami powinna ustalać policja, a w ich prowadzeniu muszą obowiązywać reguły podobne do tych, które obowiązują w… zarządzaniu personelem wielkich korporacji. Dr Stephen Mallory, instruktor policyjny z 25-letnią praktyką oraz były pracownik DEA i FBI, twierdzi, że informator, jak każdy inny pracownik, powinien mieć motywację, satysfakcję z wykonywanego zawodu oraz perspektywę awansu. W szczególnych zatem przypadkach pozwala się konfidentom decydować o kolejnych etapach prowadzenia śledztwa oraz dopuszcza ich do typowania obiektów operacji lub miejsc zatrzymania obserwowanych gangsterów. Inna szkoła uczy jednak, że informatorom pod żadnym pozorem nie wolno współdecydować o planach policyjnych akcji. Albowiem obie strony doskonale zdają sobie sprawę z tego, że margines zaufania jest minimalny, a brudne interesy, w których bierze zazwyczaj udział informator, mogą wziąć górę nad dobrem śledztwa. Statystyki amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości z 2005 roku pokazują, że 10 procent ówczesnych informatorów miało na sumieniu przestępstwa kryminalne popełnione w okresie współpracy.
Tony Warren został donosicielem amerykańskiej Secret Service w 2001 roku podczas rozpracowywania tzw. schematu nigeryjskiego. Ten rodzaj wyłudzeń polega na tym, że zupełnie obce osoby otrzymują propozycje uzyskania znacznych dochodów w zamian za pomoc w podjęciu spadku, wygranej na loterii lub oszczędności po zmarłej ciotce. Autor listu zazwyczaj prosi przy tym, powołując się na kłopoty osobiste, o drobną kwotę, potrzebną na niezbędne opłaty, prezenty, podatki… Na marginesie – ten biznes ciągle ma się dobrze, tym razem dzięki portalom społecznościowym, które dają nowe możliwości uwiarygadniania takich oszukańczych ofert. Warren walnie przyczynił się w USA do likwidacji nigeryjskich łańcuszków, sam jednak po zakończeniu śledztwa stworzył kolejny, który przyniósł mu setki tysięcy dolarów nielegalnych zysków. Z kolei Andy Garcia, boss narkotykowy, pomagał DEA i FBI w przechwyceniu 1,2 tony narkotyków, które miały dopłynąć na Florydę w łodzi podwodnej. Przy okazji, korzystając z przykrywki służb federalnych, próbował zarobić na sprzedaży 25 kilogramów kokainy. Te dwa przypadki znakomicie pokazują, że kontakty ze szpiclami – zwłaszcza tymi zajmującymi wysoką pozycję w strukturach mafijnych – są kontaktami wysokiego ryzyka i mogą wywołać wieloletnie skutki.
Szpicel za dwa miliony
Andrew Chambers ma niewinny wygląd wiejskiego pastora i pewnie temu zawdzięcza jedyny w swoim rodzaju sukces. Sukces, który do tej pory zapewnia mu niemałą sławę oraz całkiem wygodne życie. Ten niepozorny Afro-Amerykanin przez 16 lat był najważniejszym informatorem DEA (Drug Enforcement Agency), amerykańskiej agencji antynarkotykowej, a także Secret Service, Straży Granicznej, poczty USA, policji lokalnej i stanowej oraz wielu innych służb i agencji zaangażowanych w zwalczanie handlu narkotykami. Swoją działalność rozpoczął w 1984 roku. Do roku 2000, w którym został przez DEA „dezaktywowany”, przyczynił się do uwięzienia 446 dilerów oraz przechwycenia 1,5 tony kokainy i 6 mln dolarów w gotówce. Szczegóły jego kariery do tej pory są utajnione – zarówno DEA, jak i sam Chambers o wielu rzeczach woleliby nigdy nie mówić. Do tej pory podnoszone są wątpliwości, czy szpiegowska aktywność mieszkańca Saint Louis, prowadzona na terenie całych Stanów Zjednoczonych Ameryki, nie wiązała się ze zbyt dużą liczbą popełnionych przez niego w tym czasie przestępstw i nadmierną pobłażliwością DEA dla agenta.
Chambers za swoje usługi otrzymał od agencji antynarkotykowej gratyfikacje w łącznej wysokości 2,2 mln dolarów. Dużo? W trakcie współpracy z nim w DEA obowiązywała regulacja, zgodnie z którą łączna wartość premii wypłaconych informatorowi nie mogła przekroczyć 200 tys. dolarów. Przepis ten jednak został zniesiony i Chambers mógł zainkasować 10 razy więcej. O jego wartości dla wymiaru ścigania niech świadczy fakt, że drugi najlepiej opłacany informator w ciągu całej swojej kariery otrzymał od DEA zaledwie 500 tys. dolarów. Niektóre źródła podają jednak, że Chambers mógł na kapowaniu zarobić ponad 4 mln dolarów, jednak trudno to ustalić jednoznacznie, zwłaszcza że sam zainteresowany w nielicznych wywiadach niechętnie o tym opowiada, podkreślając, że nie… liczył pieniędzy, bo wszystko, co robił, robił dla swoich dzieci. Jego wrogowie – a tych mu nigdy nie brakowało – utrzymują, że Chambers nie zasłużył ani na pieniądze, ani na chwałę, i oskarżają go o popełnienie w czasie obowiązywania układu z DEA licznych przestępstw i o krzywoprzysięstwo.
Andrew zawsze utrzymywał, że ma czystą kartotekę i nigdy nie zrobił nic złego, jednak reporterzy gazety „The Post-Dispatch” ustalili stosunkowo łatwo, że był aresztowany co najmniej siedmiokrotnie, a wśród zarzutów pojawiały się m.in.: stręczenie, podszywanie się pod agentów federalnych, podrabianie dokumentów i kradzieże. Większość oskarżeń została oddalona, przeważnie wskutek interwencji opiekunów DEA. Wśród nich bodaj najważniejszym była Michele Leonhart, młoda, energiczna funkcjonariuszka DEA, która od 1986 roku ściśle współdziałała z Chambersem i gorąco go broniła przed wszelkimi zarzutami. Niewątpliwie jego sukcesy przyczyniły się w znacznym stopniu do przyspieszenia jej kariery. Dzisiaj pani Leonhart jest na samym szczycie – 2 lutego 2010 r. została przez prezydenta Baracka Obamę nominowana na stanowisko szefa… DEA. „Życzliwi” natychmiast wyciągnęli stare sprawki, próbując po raz kolejny podważyć jej autorytet zastrzeżeniami do poczynań Chambersa. Bezskutecznie.
Brudne pieniądze na szczytny cel
Niezależnie od współczesnych metod inwigilacji elektronicznej oraz najnowszych osiągnięć kryminalistycznych z badaniami DNA na czele, tzw. osobowe źródła informacji są niezbędne w eliminacji największych zagrożeń porządku społecznego. Szczególne znaczenie mają informatorzy w przypadku przestępczości zorganizowanej, która – dysponując praktycznie nieograniczonymi środkami finansowymi – sięga po coraz bardziej wymyślne narzędzia łamania i obchodzenia prawa. Raporty informatorów pozwalają zatem zyskać na czasie i środkach, ułatwiają poznanie przestępczych mechanizmów, struktur, celów i kierunków rozwoju. Niektóre machinacje giełdowe, bankowe czy księgowe, mające na celu np. pranie brudnych pieniędzy lub oszukiwanie akcjonariuszy, do tej pory przynosiłyby korzyści kryjącym się za nimi mafiom, gdyby nie meldunki wewnętrznych świadków.
Zeznania Andrew Fastowa, głównego księgowego Enronu, pogrążyły szefa tego przedsiębiorstwa Kennetha Laya, który przez długie lata uprawiał kreatywną księgowość. Współpraca Trevora Grahama, znanego trenera lekkoatletycznego, przyczyniła się do wyjaśnienia afery dopingowej, która zakończyła karierę m.in. Marion Jones. Informacje lobbysty Jacka Abramoffa pozwoliły z kolei w 2006 roku wykryć mechanizm nielegalnego kształtowania zapisów prawnych na rzecz niektórych jego klientów. Konfidenci – przełamując zmowę milczenia, obowiązującą tradycyjnie nie tylko w środowisku włoskiej mafii – niszczą bandycką odporność, likwidują nowe przyczółki i zapobiegają odradzaniu się gangów. Służby państwowe kuszą ich statusem świadków koronnych, bezkarnością, pieniędzmi lub przysługami. W USA administracja rządowa co rok wydaje ponad 100 mln dolarów na informacje od przedstawicieli świata przestępczego. Niekiedy są to zawrotne sumy. Za szczegóły dotyczące Lockerbie, gdzie amerykański B-747 uległ katastrofie wskutek zamachu, FBI zapłaciło w sumie 4 mln dolarów. W Wielkiej Brytanii w roku 2008 policja wydała na informacje o przestępczości kryminalnej 6 mln funtów, przy czym większość jednostkowych wypłat zawiera się tam już od lat w przedziale 20–2000 funtów. Fachowcy podkreślają jednak, że prawdziwa suma funduszy jest dużo wyższa. Byli amerykańscy funkcjonariusze nieraz przyznawali, iż opłacali swoich informatorów pieniędzmi skonfiskowanymi podczas operacji antynarkotykowych lub wręcz skonfiskowanymi narkotykami. Przypuszczalnie takie praktyki stosowane są na całym świecie, choć nikt oficjalnie tego nie potwierdzi.