Statek wywodzi się z czasów, kiedy na terenie Europy funkcjonowała tzw. Hanza, zwana również Związkiem Hanzeatyckim. Właśnie wtedy kupcy i miasta handlowe na terenie Starego Kontynentu postanowiły rozpocząć współpracę ekonomiczną. Dzięki temu przedsięwzięciu członkowie tej grupy zdominowali wody Morza Bałtyckiego i Północnego od XIII do XVII wieku.
Czytaj też: Rzymskie akwedukty były prawdziwymi cudami techniki. Wyniki poświęconych im badań zaskakują
Obszar, na którym znaleziono wrak cechuje się występowaniem skrajnie nieprzyjaznych dla archeologów warunków, ponieważ bardzo szybko postępuje tam gnicie. W efekcie na próżno szukać tam zazwyczaj wszelkiego rodzaju drewnianych pamiątek po naszych odległych przodkach. W tym przypadku można natomiast mówić o szczęściu w nieszczęściu, ponieważ wrak najprawdopodobniej został szybko pochłonięty przez wodę oraz osady. Powstała na nim warstwa drobnego błota niesionego przez rzekę Trave, która zakonserwowała to, co zatonęło.
Pierwsze informacje w tej sprawie zostały ujawnione w 2020 roku, kiedy to prowadzone były badania sonarowe koryta wspomnianej rzeki. Okazało się, iż statek spoczywa na głębokości około 11 metrów w stosunkowo słonej wodzie zewnętrznego odcinka rzeki. Łączy ona miasta Lubeka oraz Travemünde znajdujące się w pobliżu ujścia do Morza Bałtyckiego.
Potencjalna galera ma od 20 do 25 metrów długości. Ten powszechnie wykorzystywany jednomasztowy statek najprawdopodobniej został ochroniony przez muł przed Świdrakiem okrętowcem. Nazwa tego małża nie jest rzecz jasna przypadkowa i odnosi się do faktu, że mają one tendencję do błyskawicznego pochłaniania drewna. Gatunek ten jest inwazyjny i przyczynia się do szybkiego niszczenia drewnianych wraków w zachodnim regionie Bałtyku. Jednocześnie nie występuje on w zimniejszych wodach wschodniego Bałtyku, dlatego o ile wraki można spotkać na wschodzie, tak w zasadzie nie widuje się ich na zachodzie.
Na pokładzie i w okolicach wraku przetrwało około 150 świetnie zachowanych drewnianych beczek. Pozwala to sądzić, że załoga transportowała wapno palone będące kluczowym składnikiem zaprawy używanej w pracach kamieniarskich. Katastrofa z końca XVII wieku sprawiła jednak, iż transport nigdy nie dotarł tam, gdzie zakładano. Jeśli chodzi o miejsce pochodzenia oraz docelowe, to historycy wskazują Skandynawię jako miejsce produkcji wapna palonego. Z kolei Lubeka wydawała się destynacją, w stronę której kierował się kapitan.
Czytaj też: Starożytny chiński przepis odtworzony. Liczy 2300 lat
Jedną z potencjalnych dat dotyczących zatonięcia statku wydaje się grudzień 1680 roku. Właśnie z wtedy pochodzi list opisujący, jak baliw Travemünde prosił nieznanego adresata o odzyskanie ładunku galeonu, który osiadł na mieliźnie w rzece Trave. Treść ta pasuje do informacji zebranych jak do tej pory na temat opisywanego wraku. Wykorzystując dobrodziejstwa tzw. dendrochronologii archeolodzy doszli do wniosku, że drewno użyte do produkcji statku zostało pozyskane w połowie XVII wieku.