Najnowsze badania przeprowadzone przez badaczy z Kalifornijskiego Instytutu Technologii wskazują, że faktycznie pod powierzchnią kaldery coś się dzieje, aczkolwiek aktywność ta wcale nie wskazuje na jakieś zagrożenie ze strony wulkanu. To akurat bardzo pocieszająca informacja, bowiem jak przypominają wulkanolodzy, podczas ostatniej erupcji, do której w skali geologicznej doszło stosunkowo niedawno, do atmosfery z wnętrza Ziemi wydostało się tyle materii, że sam pył pokrył obszar obecnego Los Angeles grubą na kilometr warstwą pyłu.
Teraz jednak wszystko wskazuje na to, że komora magmowa, która znajduje się kilkanaście kilometrów pod powierzchnią Ziemi w tym miejscu, stopniowo ochładza się, przygotowując się do długiego snu.
Czytaj także: Pod Yellowstone jest aż dwa razy więcej magmy, niż sądzono. Badacze są jednak dziwnie spokojni
Mniej lub bardziej delikatne wstrząsy sejsmiczne w tym rejonie notowane są już od niemal pół wieku. Pod koniec lat siedemdziesiątych odnotowano całą serię trzęsień ziemi, których źródło znajdowało się pod kalderą, czyli depresją powstałą wskutek zapadnięcia się opróżnionej w erupcji wulkanu komory magmowej.
Na przestrzeni ostatniego półwiecza pomruki dochodzące z wnętrza ziemi bezustannie powodowały okresy unoszenia się i opadania powierzchni kaldery.
Najnowsze badania wskazują jednak, że wbrew pozorom aktywność tego typu nie wskazuje na zbliżającą się kolejną supererupcję. Jest bowiem dokładnie odwrotnie. Naukowcy wskazują, że wszystkie wstrząsy są dowodem na ochładzanie się superwulkanu, a nie jego ogrzewanie. Jak się jednak okazuje, nawet w trakcie ochładzania z wnętrza komory magmowej uwalniana jest na tyle duża ilość gazu i cieczy, że może prowadzić do wstrząsów sejsmicznych i lokalnych erupcji takich jak np. trzęsienie ziemi o sile 6 magnitudo, do którego w Długiej Dolinie doszło w maju 1980 roku.
Wnioski zawarte w najnowszym artykule naukowym opierają się na danych zbieranych przy pomocy 100-kilometrowego światłowodu przecinającego dolinę, który jednocześnie zapewnia detekcję akustyczną wstrząsów.
Na przestrzeni osiemnastu miesięcy naukowcy wykorzystali ten system, który odpowiada rozmieszczeniu w dolinie 10 000 sejsmometrów, do zarejestrowania i skatalogowania ponad 2000 wstrząsów sejsmicznych, także takich, które były na tyle delikatne, że byłyby niewyczuwalne dla ludzi znajdujących się na powierzchni.
Wszystkie te punktowe dane zostały następnie wprowadzone jako dane wejściowe do algorytmów uczenia maszynowego. Na wyjściu otrzymano wysokiej rozdzielczości mapę kaldery i ukrytego pod jej powierzchnią wulkanu. Dane obejmują wszystko to, co znajduje się do głębokości nawet 30 kilometrów pod powierzchnią, przy czym pierwsze osiem kilometrów głębokości poznaliśmy w wyjątkowo wysokiej rozdzielczości.
Czytaj także: Popiół z erupcji Tonga to „najwyższa chmura, jaką kiedykolwiek widzieliśmy”. Czy doprowadzi do ochłodzenia klimatu?
Mapa wyraźnie pokazuje, że pomiędzy dużą komorą magmową skrywającą się dwanaście kilometrów pod powierzchnią, i płytkim układem hydrotermalnym znajdującym się znacznie wyżej istnieje wyraźna przerwa. Podczas gdy komora lawowa się ochładza, uwalniane są spore ilości gazów, które stopniowo przedostają się coraz wyżej i z czasem powodują wstrząsy sejsmiczne i odkształcanie powierzchni.
Z jednej strony wstrząsy sejsmiczne mogą wydawać się niepokojące, jednak sytuacja, w której to gazy odpowiadają za nie, jest znacznie lepsza, niż gdyby to magma z komory wulkanicznej przedostawała się w coraz wyższe warstwy skorupy ziemskiej, grożąc erupcją. Tutaj nie mamy z tym do czynienia, bowiem wszystko wskazuje na to, że górna część komory magmowej uległa już skrystalizowaniu, przez co stanowi już ostygłą, skalistą pokrywę, dla wolniej stygnącego wnętrza.