Takie zdziwienie może wynikać w rzeczywistości z naszego przyzwyczajenia do pokonywania odległości na powierzchni Ziemi. W przestrzeni kosmicznej jednak obowiązują nieco inne zasady.
Aby w miarę szybko dostać się do Jowisza, a jednocześnie wykorzystać maksymalnie możliwie mało paliwa, trajektorię lotu sondy zaprojektowano tak, aby wykorzystała ona przyciąganie grawitacyjne ciał niebieskich Układu Słonecznego do zmiany prędkości.
Pierwszy manewr asysty grawitacyjnej w przypadku tej sondy będzie miał miejsce w dniach 19 i 20 sierpnia. Wtedy to sonda przeleci najpierw w pobliżu Księżyca, a następnie w pobliżu Ziemi. Warto tutaj jednak mieć na uwadze, że w przypadku tego manewru nie dojdzie do zwiększenia, a do zmniejszenia prędkości sondy kosmicznej. W ten sposób, będzie w stanie ona zacieśnić swoją orbitę wokół Słońca, zbliżyć się do Wenus i tam, podczas kolejnej asysty grawitacyjnej, nabierze nieco więcej prędkości.
Czytaj także: Sonda kosmiczna Juice leci do Jowisza. Dlaczego to tak długo trwa?
Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy sierpniowym manewrze. Samych manewrów asysty grawitacyjnej w historii podboju kosmosu było mnóstwo. Tym razem jednak będziemy mieli do czynienia z pierwszym w historii manewrem asysty grawitacyjnej ze strony układu dwóch ciał, czyli Ziemi i Księżyca. Inżynierowie wskazują, że jest to wyjątkowo trudny manewr do wykonania, bowiem nawet najmniejszy błąd sprawi, że sonda znajdzie się na nieprawidłowej orbicie i do żadnego Jowisza już nie doleci.
Jeżeli jednak wszystko pójdzie dobrze już w sierpniu 2025 roku sonda przeleci w pobliżu Wenus i zacznie stopniowo nabierać prędkości. Po wizycie u piekielnej bliźniaczki Ziemi, sonda kosmiczna przeleci jeszcze dwukrotnie w pobliżu Ziemi za każdym razem nabierając prędkości.
Jeżeli sonda teraz wyhamuje, to szybciej doleci do celu. Zaraz, co?
Tutaj warto przypomnieć, że teoretycznie można by było wysłać sondę bezpośrednio w kierunku Jowisza, tak aby dotarła tam jak najszybciej. Mieliśmy już wszak do czynienia z wysłaniem sondy właśnie w taki sposób. Sonda kosmiczna New Horizons, dla której celem był Pluton znajdujący się pięć miliardów kilometrów od Słońca nie korzystała z żadnych asyst grawitacyjnych i poleciała prosto do swojego celu. Problem jednak w tym, że sonda doleciała do Plutona z tak dużą prędkością, że miała szansę jedynie przelecieć w pobliżu, wykonać zdjęcia i polecieć dalej. O wejściu na orbitę wokół planety nie było mowy.
Tak samo byłoby z sondą wysłaną prosto w kierunku Jowisza. Zapewne doleciałaby tak szybko, ale nie byłaby w stanie wyhamować, aby wejść na orbitę. W tym celu sonda musiałaby mieć na pokładzie olbrzymie ilości paliwa, którego wyniesienie z Ziemi także byłoby problematyczne.
Czytaj także: Lecimy do lodowych księżyców Jowisza. Co nam powie sonda JUICE?
Z tego też powodu naukowcy precyzyjnie zaplanowali cały lot z Ziemi do Jowisza tak, aby sonda doleciała do największej planety Układu Słonecznego z dokładnie taką prędkością, jaką trzeba, aby wejść na orbitę i spokojnie badać planetę i jej księżyce.
Badacze zwracają także uwagę na fakt, że gdyby sonda teraz przeleciała w pobliżu Ziemi, ale z drugiej strony mogłaby już trochę przyspieszyć. Problem w tym, że w takim przypadku konieczna byłaby asysta grawitacyjna ze strony Marsa, do której doszłoby znacznie później i cały lot zająłby więcej czasu. Stąd też wyhamowanie teraz przy Ziemi i Księżycu gwarantuje w rzeczywistości szybsze dotarcie do celu.
Choć cała procedura została już precyzyjnie przygotowana, astronomowie będą w połowie sierpnia uważnie śledzić sondę pozostając z nią w stałym kontakcie od 17 do 22 sierpnia. Wszystkie stacje odbiorczo-nadawcze na powierzchni Ziemi są już przygotowane do tego wydarzenia.