Bezkrytycznie zasysamy z otoczenia gigabajty danych. Według magazynu „Time” 20 proc. Amerykanów sprawdza swój smartfon co 10 minut, 40 proc. robi to, siedząc na sedesie, a 10 proc. nawet w czasie seksu. Nie tuż przed albo zaraz po. My pewnie nie jesteśmy lepsi.
Wszystkie te informacje zajmują pamięć operacyjną naszej świadomości. A to ma swoje konsekwencje – odciąga uwagę od chwili obecnej, jedynej, która jest prawdziwa, i przykleja uwagę do myśli, opowieści, strzępków obrazów oraz tekstów, które całkowicie bezwładnie i swobodnie penetrują nasz organizm. Rzeźbią nieprzydatne ścieżki neuronowe w mózgu i wylewają hektolitry niepotrzebnego koktajlu hormonalnego do organizmu.
Zasysając bezkrytycznie informacje, marnujemy mózg, najcenniejszy znany nam organ, zdolny do generowania wielkich myśli, mistycznych przeżyć i nieograniczonej miłości. Tylko że nigdy nie zajmie się czymś takim, jeśli interesuje go, kto ze słynnych z kim właśnie zaczął się spotykać. Najprościej ujął to niedawno pewien dziennikarz sportowy, rzeczowo i jasno stwierdzając, że głupiejemy. Krzysztof Stanowski z serwisu Wrzuta.pl napisał, że na skutek odbieranych informacji staje się „zwykłym, zaściankowym tumanem”. Wie na przykład, że Perfekcyjna Pani Domu właśnie bierze rozwód, tylko nie wie, po co to wie. Nie orientuje się za to, kto rządzi Chinami. Martwi się, że bezkrytycznie wchłaniając medialną papkę, stał się idiotą.
Informacja czyni z nas głupców – gdyby ktoś postawił taką tezę w szkole półtora pokolenia temu, groziłaby mu dwója ze sprawowania za złe podejście do edukacji. Dzisiaj ta sama teza okazuje się prawdziwa, a przynajmniej prawdopodobna. Poddając się obróbce reklam, telenoweli i dyskusji kilkunastu oddelegowanych do mediów polityków, zamieniamy się w emocjonalnych idiotów, dla których świat mentalny nie wykracza poza samochód – który muszą mieć, bo z nim nabywają osobowość – czy też kolejną zdradę bohatera serialu. Idiotów o życiu wewnętrznym cieniutkim jak kartka papieru, na której pisze się scenariusze. Możemy jeszcze zidentyfikować się ze sportowcami albo uwierzyć, że to PO lub PiS nigdy nie ma racji. Kiepsko jak na możliwości naszego mózgu, z jego stu miliardami neuronów.
Mentalna higiena
Pewien rysunek z buddyjskiego czasopisma przedstawia ucznia rozmawiającego z mistrzem zen, który pije kawę i czyta gazetę. Uczeń (widzimy oburzenie na twarzy): „Mistrzu, przecież zawsze mówiłeś: kiedy rąbiesz drewno, po prostu rąb drewno. Kiedy pijesz kawę, po prostu pij kawę. A teraz widzę, że pijesz kawę i jednocześnie czytasz gazetę. Jak to?”. Na to mistrz: „Kiedy pijesz kawę i czytasz gazetę, po prostu pij kawę i czytaj gazetę”. Jest w tym obrazku mądrość potwierdzona przez współczesną psychologię – multitasking, wykonywanie jednocześnie wielu zadań, obniża sprawność ich wykonywania u 98 proc. ludzi. A robienie kilku rzeczy naraz to modus operandi pokolenia dzisiejszych 20-latków.
Najmocniejszą filozoficzną bronią przeciwko papkowemu spustoszeniu jest uważność
Najmocniejszą filozoficzną bronią przeciwko papkowemu spustoszeniu – nawet w świecie, w którym trudno wykonywać tylko jedną czynność naraz – jest uważność, skupienie na tym, co dzieje się tu i teraz. I to wcale nie wymysł rodem z Dalekiego Wschodu, choć w buddyzmie uważność jest kluczowa jako jeden z siedmiu czynników prowadzących do przebudzenia. Uważności domagali się stoicy parę wieków po Buddzie. Na przykład cesarz Marek Aureliusz w „Rozmyślaniach” pisał: „Przypomnij sobie, że nie gnębi cię ani przyszłość, ani przeszłość, ale zawsze teraźniejszość. A jej ciężar zmniejszy się, gdy ją w samej sobie zamkniesz, a umysł swój skarcisz, że nie masz siły zniesienia takiej oto drobnostki”.
Rzymski filozof i cesarz proponuje tu konkretne ćwiczenie duchowe nie po to, żeby uwznioślić duszę i przenieść ją w wymiar mistycznych odlotów, ale by zrzucić z siebie neurotyczną udrękę, której przyczyną są nieustanne opowieści, jakie tworzymy w głowie. Ta udręka karmi się informacjami dostarczanymi w postaci lekkostrawnych dramaturgicznie uproszczeń serialowych, politycznych lub celebryckich. Uważność to technika obronna do stosowania na co dzień – higiena umysłu, przydatna w drugim wieku naszej ery, a dzisiaj konieczna.
Wybitny francuski historyk filozofii Pierre Hadot twierdzi, że cała filozofia antyczna była w istocie taką mentalną higieną: „W starożytności filozofia była ćwiczeniem każdej chwili. Zachęcała do skupienia się na każdym momencie życia, do uświadomienia sobie nieskończonej wartości każdej chwili bieżącej, gdy ją przenieść w wymiar kosmosu”. Bądź tu i teraz – poucza św. Augustyn, jeden z najważniejszych myślicieli w historii Kościoła katolickiego. W jego „Wyznaniach” czytamy: „Lecz w jaki sposób może być długie albo krótkie to, czego w ogóle nie ma? Przeszłości przecież już nie ma, a przyszłości jeszcze nie ma”. Do stosowania w modlitwie, ale może bardziej jeszcze w łóżku, w kuchni i w toalecie.
Gdy się dokładniej przyjrzymy mentalnemu ju-jitsu, jakie stosują filozofowie-praktycy Wschodu i Zachodu, możemy podzielić techniki, które proponują, na dwie kategorie: uwagę poświęcaną doznaniom zmysłowym i uwagę poświęcaną myślom. Dla stoików, na przykład, dbanie o stan świadomości w każdej chwili rozbija się na panowanie nad wewnętrzną mową (prohairesis) oraz dostrojenie zmysłowe (prosoche). Bardziej wyrafinowany buddyzm wyróżnia cztery rodzaje zjawisk, na których możemy ćwiczyć uważność: ciało, odczucia, wszelkie obiekty umysłu (myśli, obrazy, emocje) i samą świadomość. Budda dbał o panowanie nad wewnętrzną mową. Odpowiedział kiedyś obrzucającemu go obelgami człowiekowi: „Twoje słowa nie są w stanie przykleić się do mojego umysłu”.
Oparte na uważności filozoficzne techniki obronne mogą się okazać skuteczne w zapobieganiu na przykład nomofobii (no mobile phone phobia), strachowi przed odcięciem od telefonu komórkowego. Dlaczego? Bo strach przed odcięciem od telefonu to tylko odmiana strachu przed samotnością, lęku przed niebyciem obiektem czyjejś uwagi, której ciągły głód odczuwamy często mocniej niż głód fizyczny. Głód samotności zaspokajamy, używając smartfonów średnio dwie godziny dziennie, w tym sprawdzając na nich pocztę średnio 35 razy w ciągu doby.
Zdrowe myślenie
Ale czy to wyrafinowane urządzenia są winne naszemu uzależnieniu? Budda, stoicy, teolodzy chrześcijańscy powiedzieliby, że nie. Winna jest skłonność naszego umysłu do identyfikowania się z różnymi obiektami. Połykamy zachłannie informacje, bo choć mogą się wydawać pozbawionymi smaku treściami, wyrażanymi w jednostkach zwanych bitami, to w naszej percepcji zawsze występują w postaci gotowego dania przyprawionego emocjami. To sam umysł dba o to, by pojawiały się na talerzu naszej uwagi w tej postaci. Informacje smakują nam tak bardzo, bo – według psychologii buddyjskiej – umysł lgnie do przyjemności zmysłowych, opinii, rytuałów i zwyczajów, a wreszcie do samej jaźni.
Napychamy się informacjami nie po to, żeby więcej wiedzieć, tylko po to, żeby lepiej się poczuć. Dlatego właśnie skuteczność technik z zakresu „zarządzania informacją” jest ograniczona. Porządkują one informacje, uczą, jak odróżniać kluczowe od nieważnych, ale nie dotykają istoty zjawiska – wrodzonej tendencji umysłu do przyklejania się emocjonalnego do obiektów. Co nie oznacza, że nie warto stosować prostych środków. Szybkie ćwiczenie, które wymyśliłem na własny użytek (patrz ramka), może się okazać bardzo skuteczne.
Napychamy się informacjami nie po to, żeby więcej wiedzieć, tylko po to, żeby lepiej się poczuć
Bardziej kompleksowa odpowiedź na niewolnictwo wobec informacji wymaga jednak popracowania z ukrytymi wartościami. Taką pracę proponuje choćby racjonalna terapia zachowania (RTZ), która dostarcza pięciu zasad zdrowego myślenia. Myśli są wtedy zdrowe, kiedy:
1) są oparte na oczywistych faktach,
2) chronią nasze życie i zdrowie,
3) pomagają osiągać bliższe i dalsze cele,
4) pomagają unikać najbardziej niepożądanych konfliktów z innymi lub je rozwiązać,
5) pomagają nam się czuć tak, jak chcemy się czuć, bez nadużywania leków, alkoholu czy innych substancji.
Zdrowe myślenie musi spełniać co najmniej trzy z tych warunków. Gdyby stosować się do tego wymogu, należałoby wyłączyć natychmiast każdą dyskusję polityków w studiu telewizyjnym i zignorować wszystkie teksty na portalach na temat nowych partnerów znanych aktorek. Taka pożywka dla mózgu jest odpowiednikiem karmienia ciała tłustymi hamburgerami z frytkami przypalonymi na nieświeżym tłuszczu.
Świadome życie
Naprawdę skuteczna obrona przed papką informacyjną w świecie, który nam jej nie szczędzi, wymaga ciągłego trenowania świadomości w obu dziedzinach wskazanych przez stoików – w uważności doznań i uważności myśli. Warto je wspierać ćwiczeniami w krytycznym myśleniu i medytacyjną pracą nad emocjami. I ćwiczyć uwrażliwienie na to, jak myśli wpływają na ciało: które z nich powodują napięcie, które przepływają swobodnie, które sprzyjają jakim nastrojom. Sokrates nazywał takie podejście świadomym życiem.
Nie musisz wiązać poczucia swojej wartości z tym, czy inni ludzie o tobie myślą
Świadome filozoficzne kształtowanie życia, nieustanny dialog z wydarzeniami, wymaga regularnego dociekania, co jest tego życia istotą. To praca typowo filozoficzna, prawie nieobecna w naszej kulturze. Refleksja nad obrazem wszechświata i miejscem człowieka w całości procesu życia. Pierre Hadot nie bez powodu pisał o „wartości każdej chwili bieżącej, gdy ją przenieść w wymiar kosmosu”. Tak działa ludzki mózg: musimy mieć obraz czegoś dużego, żeby trywialne informacje z życia celebrytów wróciły do swoich proporcji. Bo kiedy staną się wyłącznym przedmiotem naszej uwagi, rozrosną się do wielkich rozmiarów. Uwaga nadmuchuje przedmioty. Kurczy nas samych, kiedy jej nie mamy.
Jak jednak mówią niektórzy stoicy, nie musisz się obawiać braku uwagi. Nie musisz wiązać poczucia swojej wartości z tym, czy inni ludzie o tobie myślą. Bo w każdej chwili masz pełną uwagę całego wszechświata. Idea dostrojenia do procesu życia jest wspólna praktycznej filozofii Wschodu i Zachodu. Kiedy patrzymy na gwiazdy i zdajemy sobie sprawę z tego, jak mikroskopijnym fragmentem wielkiego kosmicznego procesu jesteśmy, odechciewa nam się pogoni za informacyjną papką. Tą prostą kontemplacją odbieramy jej całą siłę przyciągania..
Zrób użytek z telefonu
Przynajmniej co drugi raz, kiedy najdzie cię ochota, by sprawdzić coś w telefonie lub zadzwonić do kogoś bez potrzeby, zamiast używać jednej z funkcji tego niewielkiego przedmiotu, który trzymasz w dłoni, skorzystaj z jego fizycznej postaci.
Instrukcje
- Dotknij telefonu w kilku miejscach i poczuj, czy jest ciepły, czy zimny.
- Zważ go w dłoniach. Podnieś i opuść, żeby poczuć jego ciężar oraz to, jak siła grawitacji działa na twoje ciało.
- Poczuj fakturę powierzchni telefonu – przesuń opuszki palców po jego różnych powierzchniach: szkle ekranu, plastiku obudowy.
- Sprawdź, czy inaczej odczuwasz krawędzie, a inaczej płaskie miejsca.
- Nie zmuszaj się do tego ćwiczenia ani specjalnie nie koncentruj. Dopóki trzymasz telefon w dłoni, świadomość sama, bez wysiłku, rejestruje jego cechy. Pozwól tylko doznaniom swobodnie wpłynąć w pole twojej uwagi.
- Kiedy schowasz telefon, pozostań ze świeżo odzyskaną uważnością i przenieś ją na doznania dotyku innych przedmiotów, ciężar całego swojego ciała, odczuwanie siły grawitacji i swobodne rejestrowanie dźwięków otoczenia.
Uwagi
- Może się okazać, że to ćwiczenie sprawi ci więcej przyjemności niż aplikacje z grami – współczesne telefony są tak zaprojektowane, żeby się je przyjemnie trzymało.
- Ważenie jakiegoś przedmiotu w dłoni i świadome doznawanie jego temperatury to jedne z najszybszych sposobów rozluźnienia ciała i powrotu do wbudowanego w nas poczucia radości i harmonii. Nie da się zważyć w dłoni przedmiotu bez rozluźnienia mięśni.
- O ćwiczeniu może przypominać ci kojarząca się z nim mała nalepka na telefonie albo odpowiednio dobrana tapeta na wyświetlaczu.
ŚCIEŻKI ROZWOJU:
– Pierre Hadot „Filozofia jako ćwiczenie duchowe” Aletheia, Warszawa 2003
– Marcin Fabjański „Stoicyzm uliczny” Czarna Owca, Warszawa 2010
– www.selfoff.com Pod tym adresem znajdziecie więcej informacji o filozoficznym systemie filtrowania treści.