„Nikt ci nie uwierzy, póki tego nie doświadczy. Też kiedyś ze zdziwieniem odkryłem, że można czuć się zaspokojonym bez ejakulacji” – mówi Dawid Rzepecki, nauczyciel tantry. Czy to rzeczywiście możliwe? O co chodzi w tym orientalnym seksie?
Kosmiczny orgazm
Ludziom Zachodu słowo „tantra” kojarzy się przede wszystkim ze skomplikowanymi pozycjami, seksem powolnym, trwającym godzinami, i perwersją. Tymczasem tantra to zbiór mistycznych, ezoterycznych nauk pochodzących z Azji – przede wszystkim z hinduistycznych Indii, skąd trafiły do Tybetu, gdzie wzbogaciły się o elementy buddyzmu.
W sanskrycie słowo „tantra” oznacza „narzędzie do rozciągania (świadomości)”. To system filozoficzny o tradycji trwającej kilka tysięcy lat, zakładający że wszystko, co istnieje, jest przejawem jednego bytu. Praktyki tantryczne mają doprowadzić do powtórnego zjednoczenia przeciwstawnych sobie pierwiastków. Co to ma wspólnego z seksem? W hinduskiej mitologii stworzenie świata i ostateczne wyzwolenie wiąże się z parą bogów: Śiwą i Śakti. Gdy boscy małżonkowie przeżywają kosmiczny orgazm, przeciwstawne energie znów się łączą. W ten sposób seksualność staje się narzędziem duchowego oświecenia, a akt miłosny – świętym rytuałem.
„Dla mnie tantra jest sposobem na zaspokojenie najgłębszej potrzeby człowieka – potrzeby powrotu do raju, czyli do poczucia jedności ze światem i wewnętrznego spokoju, które są możliwe w przepływie miłości” – tłumaczy Dawid Rzepecki, który z żoną Zosią uczy współczesnej tantry. „To królewska droga rozwoju osobistego. Czasem zwana jogą miłości, jest ścieżką prowadzącą do pełniejszej świadomości życia. Kładzie nacisk na wyodrębnienie i wzmocnienie pierwiastków kobiecości i męskości, po czym łączy je w harmonijną całość” – piszą Rzepeccy na swojej stronie internetowej TantraLove.eu.
Warsztaty tantry są na Zachodzie modne od kilkudziesięciu lat, od kiedy zafascynowani mistyką i egzotyką Orientu hipisi zaczęli jeździć po nauki do hinduskich guru i buddyjskich nauczycieli. Mimo że europejscy i amerykańscy tantrycy nie czczą hinduskich bóstw, ze wschodniej tradycji zaczerpnęli wiarę w duchowy wymiar aktu seksualnego, przekonanie, że życie erotyczne jest potężnym źródłem energii, i wiedzę wielu pokoleń, które nauczyły się, jak doświadczać boskiej przyjemności, przez zachodnich seksuologów nazywanej wielokrotnym orgazmem.
Złota siódemka
Oto kilka wskazówek i przestróg od nauczycieli tantry:
- Nie bądźcie nastawieni na orgazm czy popis sprawności fizycznej, lecz na wymianę energii i wzajemne zasilanie.
- Nauczcie się rozmawiać z sobą w sposób nieoskarżający.
- Codziennie ćwiczcie mięśnie Kegla.
- Pamiętajcie, że tantra jest sztuką, dzięki praktyce osiągniecie z czasem doskonałość.
- Nie spieszcie się.
- Świadomie posługujcie się dłońmi.
- Jeśli to tylko możliwe, uprawiając seks, nie zamykajcie oczu.
(Źródło: Charles i Caroline Muir, „Tantra. Sztuka świadomego kochania”, Czarna Owca 2009)
Mało seksu w seksie
„W tradycji tantrycznej szczególnie cenne wydaje się postrzeganie seksualności i zbliżenia seksualnego nie tylko w kategoriach cielesnych, ale również duchowych” – podkreśla dr Aleksandra Jodko, psycholog i specjalista edukacji seksualnej ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Przyznaje, że choć współczesna seksuologia jako nauka medyczna opiera się raczej na twardych przesłankach, to zdarza się, że seksuolodzy, zalecając parom z problemami seksualnymi uatrakcyjnienie sztuki miłosnej, odwołują się m.in. do praktyk związanych z tantrą. I z całą pewnością nie postrzegają jej jako perwersji.
Pary z problemami, zmęczeni pracownicy wielkich korporacji, którzy po kilkunastu godzinach w open space na seks nie mają już ani czasu, ani siły, trafiają też na warsztaty prowadzone przez Rzepeckich. Szukają wsparcia w związkach, przełamania rutyny. Ci, którzy spodziewali się orgii, wyjadą rozczarowani. Rzepeccy uczą, jak komunikować swoje emocje bez agresji, jak rozluźnić ciało i pozwolić sobie na odczuwanie przyjemności. Jak na ludzi Zachodu przystało (w końcu on jest filozofem, a ona – psychologiem), odwołują się do osiągnięć współczesnej nauki, zwłaszcza Wilhelma Reicha, twórcy terapii psychosomatycznej, który twierdził, że zdrowy człowiek umie przeżyć doświadczenie orgazmiczne całym ciałem, nie tylko genitaliami, i psychoterapeuty Aleksandra Lowena. Jego zdaniem miłość to uczucie, którego doświadczamy, nawiązując kontakt z rzeczywistością. I na to właśnie, czyli na uczenie się bycia tu i teraz, nacisk kładą też Rzepeccy.
„Jeśli tylko przełączymy świadomość z potrzeby odreagowania napięcia przez jak najszybsze dążenia do wytrysku czy orgazmu – na przeżywanie chwili i skupienie na bliskości, to seks może trwać godzinami. Bo nie dążę do niczego, nie muszę się spieszyć, nie muszę się starać, by coś osiągnąć, przecież ja to już mam!” – tłumaczy Dawid Rzepecki. Tantryczny seks trwa długo, bywa nazywany tańcem tysiąca jeden ruchów (i nie chodzi o ruchy dłoni, lecz lędźwi). Nie znaczy to jednak, że musimy się do tej liczby ograniczać – mówią nauczyciele tantry. Kochankowie zapominają o czasie, zapamiętując się w pieszczotach. O ile do wielu kobiet te argumenty trafiają łatwo, o tyle mężczyznom nie wydają się przekonujące. Za mało tu dla nich seksu w seksie, zwłaszcza jeśli się dowiadują, że praktyki tantryczne zalecają mężczyznom powstrzymywanie wytrysku.
Chłopaki nie płaczą
Nawet niektórzy seksuologowie powstrzymywanie się od wytrysku kojarzą raczej z mało skutecznymi metodami antykoncepcji niż z drogą prowadzącą do raju. Tantrycy przekonują tymczasem, że także mężczyzna zdolny jest do przeżywania wielokrotnego orgazmu, jeśli tylko nauczy się gospodarować seksualną energią i nie będzie się spieszyć.
Starą hinduską mądrość potwierdza terapeutka i seksuolog Barbara Keesling. Przekonuje, że mężczyźni mogą doświadczać orgazmu bez ejakulacji, wielokrotnych wytrysków, tzw. opóźnionych drgań, mniej silnych niż pierwszy skurcz orgazmiczny, ale liczniejszych, a także orgazmu wstecznego (gdy nasienie zamiast na zewnątrz trafia do pęcherza moczowego).
W końcu zasada jest prosta: im silniejsze i liczniejsze skurcze, tym dłuższy i lepszy orgazm. Tylko jak to osiągnąć?
Praktykujący tantrę zalecają rozmaite techniki polegające m.in. na kontrolowaniu oddechu, uciskaniu moszny i ściskaniu wędzidełka (3 cm od czubka penisa), a przede wszystkim kładą nacisk na wyćwiczenie mięśnia łonowo-guzicznego (PC), kobietom znanego jako mięsień Kegla. Charles i Caroline Muirowie, autorzy podręcznika „Tantra. Sztuka świadomego kochania”, zalecają codzienne ćwiczenie mięśnia PC zarówno kobietom, jak i mężczyznom.
Amerykański seksuolog Ian Kerner zapewnia, że „regularne ćwiczenie tego mięśnia jest naturalną metodą przedłużania stosunku i pozwala mężczyźnie dostrzec różnicę między orgazmem a wytryskiem, prowadząc w efekcie do bardziej intensywnego szczytowania”. Aby się przekonać, o który mięsień chodzi, seksuolodzy radzą zacząć od prób zatrzymywania strumienia moczu. Kiedy już wiadomo, co napinać, trzeba regularnie ćwiczyć, stopniowo zwiększając liczbę powtórzeń i długość skurczu.
Wiedza, techniczna sprawność i żelazne mięśnie niezwykle się przydają, ale nie stworzą emocjonalnej więzi. „Przytomność emocjonalna, bardziej niż jakakolwiek technika czy pozycja, stanowi siłę wspaniałego seksu” – podkreśla Kerner w książce „Jego orgazm później”. Zarówno on, jak i nauczyciele tantry uczą kobiety, jak dotrzeć do męskiego serca. „Opresje kultury kobietom zamykają seksualność, co prowadzi do oziębłości, a mężczyznom – uczuciowość. W końcu od dzieciństwa słyszą, że chłopaki nie płaczą” – mówi Rzepecki.
Oboje mogą sobie pomóc: on jej w otwarciu się na doznania erotyczne, ona jemu w otwarciu serca. Ale nie powtarzając: powiedz, że mnie kochasz. Mężczyzna nie chce słyszeć oczekiwań. Potrzebuje pełnej akceptacji dla swojego istnienia. A jak pomóc kobiecie w otwarciu się na seksualność? Obdarować ją przestrzenią i czasem niezbędnym do odkrycia, co jej sprawia przyjemność.
Ona ma siłę
Rzepecki proponuje parom takie ćwiczenie: on leży i nie robi nic, ona siada na nim, i sprawdza, jakie ruchy ciała sprawiają jej największą przyjemność. On nie może jej stymulować. To ćwiczenie, nie seks, nie dążymy do spełnienia. On ćwiczy rozluźnianie w narastającym napięciu, ona uczy się znajdować przyjemność. On nie musi skończyć wytryskiem, nawet nie powinien, bo ona może jeszcze potrzebować czasu. Kobieta, która odkrywa swoją seksualność i otwiera się na doznania erotyczne, posiada – zdaniem tantryków – ogromną moc.
„Wbrew pozorom wielu mężczyzn boi się wyzwolonych seksualnie kobiet” – zaznacza Rzepecki. Silne pobudzenie punktu G (w tantrze nazywanego „świętym miejscem”) może prowadzić u kobiety do wytrysku. „Wydzielając amritę, kobieta przeżywa radosną eksplozję energii” – piszą Charles i Caroline Muirowie. W tantrycznych warsztatach mogą uczestniczyć i pary, i single. Tantrę – jak twierdzi wielu jej nauczycieli – ćwiczy się samemu z sobą, ale przede wszystkim to narzędzie do budowania intymności w stałym związku.
„To ścieżka do pogłębienia bliskości, poprawienia komunikacji, pogłębienia doznań seksualnych. Tantra prowadzi do przeżyć duchowych. W krótkich, przypadkowych związkach, gdy silnie działa przede wszystkim naturalna amfetamina, czyli fenyloetyloamina, nie da się wejść głębiej” – tłumaczy Dawid Rzepecki.
Tantryczne pary celebrują seks: wprowadzają do życia erotycznego rytuały, dbają o to, by pobudzać wszystkie zmysły, uczą się synchronizować oddech, często wspólnie medytują, praktykują też tzw. medytację zasilającą, czerpiąc energię z bliskości. Sposobem na pielęgnowanie bliskości i zaufania jest też uprawianie seksu z otwartymi oczami. Tantryczni kochankowie nie zamykają powiek i nie uciekają w głąb siebie, przeżywając orgazm. Przeciwnie, cały czas pozostają w kontakcie. Dla wielu osób to zdecydowanie trudniejsze niż wyrafinowana pozycja.