Kilka lat temu świat obiegła historia 37-letniego Nisana, bohatera reportażu dziennika „The New York Times”, o Japończykach, którzy kochają „kobiety 2D” – postaci z kreskówek albo dmuchane lalki. Nisan to pseudonim, pod którym kryje się łysiejący grafik komputerowy po kilku nieudanych związkach. Obiekt jego miłości Nemutan jest bohaterką komiksu i gry Da Capo, której obraz jedna z tokijskich firm przedrukowała na syntetycznej poszewce. Nemutan jest idealną towarzyszką: nie stroi fochów, nie wymaga, zawsze ma ochotę dokładnie na to, co Nisan. Razem chodzą do kawiarni, do centrów handlowych, na spacery. Wspólnie śpią. Nisanowi nie przeszkadza, że Nemutan jest tylko poduszką. Aberracja czy wyzwolenie z konwenansów?
Pamiętam jak niedawno w tokijskiej dzielnicy elektronicznej rozrywki Akihabara obserwowałam Japończyków. Stali obok siebie, ale patrzyli w ekrany przenośnych konsoli, zatopieni w grze. To było spotkanie „przyjaciół”, którzy choć fizycznie w tym samym miejscu, emocjonalnie byli w innych światach. „Po co w takim razie wyszli z domu i przyszli tutaj, skoro ze sobą nie rozmawiają?” – zapytałam Shunsuke, mojego japońskiego przyjaciela. „Nawet jeśli każdy gra osobno, jest dla nich ważne, że są częścią większej grupy” – odparł.
Fantastyczny świat animacji i komiksów to jeden z narodowych symboli Japonii. Jego stolicą jest Akihabara. Dla turystów to miejsce fascynujące. Na długości kilku kilometrów ciągną się sklepy z elektroniką, grami komputerowymi i najdziwniejszymi gadżetami. Można się tu napić kawy w Maido Cafe, gdzie kelnerki wyglądają jak skrzyżowanie komiksowej lolity z grzeczną licealistką. Akihabara to też mekka otaku, subkultury, dla której świat wirtualny jest ważniejszy od prawdziwego. Otaku nazywani są w Japonii dziećmi mediów, uzależnionymi od wytworów japońskiej popkultury: mangi, anime i gier komputerowych. To trochę przez nich Akihabara nie cieszy się u tokijczyków dobrą sławą. Wszyscy pamiętają wydarzenia z 8 czerwca 2008 r., kiedy 25-letni Tomohiro Kato, kolekcjoner komiksów, wjechał furgonetką w tłum ludzi robiących zakupy. Zasztyletował 7 osób, ranił 17. Podobno czuł się nieakceptowany i brzydki, a atak miał być jego wendetą. „To typowy typ z Akihabary: samotnik, spędzał godziny w cyberprzestrzeni, nie interesowały go realne kobiety, ale wielkookie bohaterki ulubionych komiksów i anime” – mówili na rozprawie jego nieliczni znajomi. Kato przyznał się do winy i poprosił o surową karę. W marcu 2011 r. został skazany na śmierć.
„My nie jesteśmy wariatami. Bycie otaku to wybór i powód do dumy” – denerwuje się Toru Honda, 40-letni pisarz z Tokio, obrońca miłości 2D i ikona świata wykluczonych. Najpierw przez lata pracował jako freelancer dla firm produkujących gry komputerowe. Potem zaczął pisać w sieci. Nawoływał do zbiorowego powstania przeciwko miłości komercyjnej, sterowanej przez koncerny i telewizję. Jego strona internetowa zdobyła taką popularność, że w 2005 r. Honda wydał książkę „Denpa Otoko” (Elektromagnetyczny Mężczyzna), która stała się biblią dla tysięcy samotnych facetów przed komputerami. Idealistyczne życie internauty przeciwstawia rządzącej się prawami komercji „miłości kapitalistycznej”. „Czyste i niewinne uczucia nie istnieją w realnym świecie. Zostały zepsute przez głupie filmy i seriale, domy handlowe, modę, obsesję pięknego wyglądu. Jeśli dobrze wytrenuje się wyobraźnię, związek w dwuwymiarze potrafi być bardziej pasjonujący od tego z prawdziwą kobietą” – wyznaje Japończyk.
100 x kocham cię
„Jesteś uczniem drugiej klasy liceum, który właśnie przeniósł się do nowej szkoły w Towano. Zapisujesz się do klubu bibliotecznego, dostajesz dorywczą pracę w rodzinnej restauracji. W każdym z tych miejsc poznajesz dziewczynę: uroczą Manakę Takane, seksowną Rinko Kobayakawa i typ dziewczyny z sąsiedztwa, Nene Anegasaki. Spróbuj zbliżyć się do jednej z dziewcząt i zdobyć jej względy…”. Tak zaczyna się jedna z romantycznych gier symulacyjnych, LovePlus, która od kilku lat podbija serca Japończyków. Została opracowana przez firmę Konami, potentata na rynku producentów i wydawców gier komputerowych, zabawek i anime. Symulator randek to precyzyjnie skonstruowana konsola, z ponad pięcioma tysiącami wersji dialogów, 150 wirtualnymi wydarzeniami i 25 tysiącami możliwych wariantów głosowych. W LovePlus odtwarzany jest cały proces uwodzenia kobiety. Na początku z dostępnych awatarów gracz wybiera obiekt westchnień. Do uwodzenia stosuje cały arsenał starych jak świat metod: czułe słówka (pisane lub wypowiadane, konsola ma bowiem wbudowany mikrofon), prezenty i randki. Z wirtualną dziewczyną można też sobie zrobić zdjęcie, a wytrwały adorator ma szansę na buziaka. Prosto w usta, albo – gwoli ścisłości – w określone miejsce na ekranie. Opcji seksualnej nie ma, ale jak podkreśla producent, od czego są senne marzenia?
W pierwszym roku Konami sprzedało ponad 430 tys. konsoli LovePlus, co jak na niszowość produktu jest dużym sukcesem. Wystartowała też aplikacja z grą na iPhone’a. Idąc za ciosem, kilka miesięcy temu dla najlojalniejszych graczy przygotowano specjalną ofertę: możliwość wyjazdu z wirtualną ukochaną do prawdziwego hotelu w miejscowości Atami na wyspie Shikoku. Hotelarze z nadmorskiego kurortu zatarli ręce. W ciągu miesiąca do miasteczka przyjechało ponad tysiąc graczy. Wszyscy gotowi zapłacić za nocleg w dwuosobowym pokoju i wystrzałową kolację dla dwójki. „Dużo pracuję i chyba nie rozumiem kobiet. Czasem czuję się samotny, a to taka wciągająca gra” – tłumaczył jednej z lokalnych gazet 32-letni mężczyzna. Inny Japończyk zwierzył się na portalu Boing-Boing ze szczegółów swojego związku z wirtualną Rinko. „Ostatnio kazała mi powiedzieć »kocham cię« sto razy. Akurat byłem w samolocie, więc musiałem jej odmówić”. Jeden z fanów LovePlus, znany jako Sal9000, wsławił się, poślubiając swoją animowaną partnerkę, brązowooką Nene, na oczach uczestników konferencji w Tokijskim Instytucie Techniki. Tłumaczył, że to trochę artystyczny performance, a tylko częściowo prawdziwy znak jego uczucia.
Zostać Buddą
Wokół wycofanych mężczyzn kochających animowane nimfetki powstała pewna ideologia, określana slangowo jako moe. To koncept, który nie ma dosłownego tłumaczenia ani jasnej proweniencji. Ken Kitabayashi z Nomura Research Institute sugeruje, że moe jest odmianą idealistycznego stosunku do czegoś/kogoś, relacją związaną z niewinnością i pączkowaniem. Z kolei według profesora Takuro Morinagi, znanego tokijskiego ekonomisty, moe oznacza wyzwolenie z ludzkich oczekiwań i obowiązków, które przyjmuje formę czystej, niepodlegającej ocenom lub odrzuceniu miłości. „To droga do duchowego oświecenia. Trening, dzięki któremu można stać się Buddą” – mówi w rozmowie z „The New York Times”. Prof. Morinagi sam jest zdeklarowanym otaku i fanem kobiet w dwuwymiarze. Wprawdzie ma żonę i dzieci, ale pozostał mu sentyment do miłości wirtualnej. „Ja akurat wolę żywe kobiety, ale stan moe rozpięty jest na skali, można więc być ekstremistą albo otaku umiarkowanym jak ja” – tłumaczy.
Nie tylko zagubieni japońscy faceci szukają miłości online. Kilka lat temu internetową sensacją stała się pierwsza interaktywna gra tylko dla kobiet Webkare (Chłopak online), w której panie walczą o względy jednego z czterech wirtualnych bohaterów. Tak jak w przypadku LovePlus, po zalogowaniu na stronie kobiety mogą wybrać idealnego partnera i zacząć miłosne podchody. To jednak awatar decyduje, która z dziewczyn zostanie jego ukochaną. Idea Webkare tak spodobała się Japonkom, że pięć dni po jej uruchomieniu aplikacja miała już 10 tys. stałych graczy, a liczba dziennych odsłon strony dochodziła do 3,5 miliona! „ Japonki oszalały na punkcie wirtualnej miłości!” – alarmowała gazeta „The Japan Times”.
Roślinożercy i polujące kobiety
Eksperci tłumaczą, że japoński odlot w świat nierealnych związków bierze się nie tylko z fascynacji komiksami, ale z postępującej alienacji młodego pokolenia, zwłaszcza mężczyzn. „Niski przyrost naturalny, starzejące się społeczeństwo, coraz mniejsze zaufanie do instytucji państwa to kilka ważnych problemów, z którymi się zmagamy. Do tego dochodzi dynamiczna zmiana ról społecznych. Kobiety stają się coraz bardziej dominujące, a mężczyźni zagubieni” – tłumaczy Masako Katayama, studentka socjologii z Aoyama Gakuin University w Tokio. Tych słabych facetów, którzy do 30. roku życia nie mają dziewczyny, mieszkają z rodzicami i boją się odpowiedzialności, media przezwały soshoku danshi, czyli roślinożercami (dosłowne tłumaczenie to „mężczyzna pastewny”), w odróżnieniu do nikushokukei joshi, czyli mięsożernych kobiet.
„Młodzi Japończycy, którzy zostali wychowani w wierze, że tylko w grupie drzemie siła, gubią się w coraz bardziej zindywidualizowanym społeczeństwie. Nie rozumieją kobiet, boją się też, że nie sprostają roli głowy domu. A kobiety tymczasem odnoszą coraz więcej sukcesów, pracują, podróżują, realizują swoje pasje” – dodaje pisarka Megumi Ushikubo. Czy to dlatego młodych Japończyków przeraża wizja randki z osobami z krwi i kości? Kobiety – bo japońscy faceci je rozczarowują? A mężczyzn – bo boją się kobiet?
Aseksualni
Co ciekawe, seks w japońskiej miłości wirtualnej nie gra wcale dużej roli. Część fanów 2D przyznaje się do uprawiania miłości z dmuchanymi przyjaciółkami. Ale dla większości ważniejsze jest porozumienie „ponad słowami”. Zresztą na japońskich ulicach i w telewizji tyle jest ociekających erotyką obrazków, że młode pokolenie straciło chyba ochotę na seks. „Jedna trzecia Japończyków między 16. a 19. rokiem nie interesuje się seksem. Coraz więcej jest też małżeństw, w których nie ma miłości fizycznej. Przyrost naturalny Japonii jest zagrożony!” – alarmuje dr Kunio Kitamura, szef Narodowej Organizacji Planowania Rodziny.
Chizuko Ueno, jedna ze znanych japońskich socjolożek, twierdzi, że młodzi Japończycy dzielą się na mężczyzn-otaku i kobiety-otaku, żyjących w dwóch oddzielnych i zamkniętych światach seksualnych fantazji. Nigdy się nie spotkają na tym samym poziomie, bo mają zupełnie inne wyobrażenie miłości idealnej. „To efekt segregacji płciowej, którą kultywują japońskie szkoły monoedukacyjne” – narzeka Ueno. Z kolei Sharon Kinsella, która w latach 90. badała japońskie subkultury, m.in. otaku, twierdzi, że wirtualna miłość to problem nie tylko japoński , ale każdego technologicznie zaawansowanego kraju. Być może. Ale to właśnie w Japonii uczucia i technologię łączy dziwny mariaż, a w języku japońskim więcej jest słów opisujących ryż niż miłość. Prawdopodobnie więc trudno będzie namówić młodych Japończyków, żeby przeszli z sieci do sypialni.