Na Czerwonej Liście zagrożo nych wyginięciem gatunków jest już ponad 8,5 tys. pozycji. Z raportu opublikowanego przez organizację WWF wynika, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat populacje zamieszkujących naszą planetę kręgowców – czyli ryb, płazów, gadów, ptaków i ssaków – skurczyły się o 58 proc. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że odbieramy zwierzętom ich naturalne siedliska, wycinając lasy i zakładając pola uprawne. Część z nich łowimy i zjadamy w takim tempie, że grozi to wyginięciem całych gatunków.
Jest jeszcze jeden powód postępującej zagłady świata zwierzęcego, być może najbardziej niepokojący. Nawet te zwierzęta, których ekosystemy nie zostały dotąd zniszczone przez człowieka, mają coraz większe problemy z doczekaniem się potomstwa. Także i w tym przypadku wina leży po stronie naszej cywilizacji. – W samych tylko lekach używamy tysięcy różnych związków chemicznych, które potem przedostają się do środowiska i wpływają na funkcjonowanie zwierząt. Możliwe, że to właśnie takie zanieczyszczenia ponoszą część winy za narastający kryzys ekologiczny – mówi dr Kathryn Arnold, specjalistka od ochrony przyrody z Uniwersytetu York.
TOKSYCZNA MIESZANKA
Niechlubną rolę odgrywają tu tworzywa sztuczne, a dokładniej dodatki do nich, takie jak polibromowe etery fenylowe (PBDEs), ftalany czy bisfenol A (BPA). Potrafią one zaburzyć funkcjonowanie organizmu na różne sposoby, od uszkodzenia poszczególnych narządów po zaburzenia hormonalne. A ponieważ plastikowych śmieci przybywa i na lądzie, i morzach, większość zwierząt jest narażona na działanie takich toksyn. Zakazy niewiele pomagają. Produkcja polichlorowanych bifenyli (PCB) – dodawanych do plastików substancji o silnym działaniu rakotwórczym – została wstrzymana w większości państw świata blisko 40 lat temu. Jednak do dziś substancje te wykrywane są w organizmach niedźwiedzi polarnych i waleni. A badania wykazują, że nawet niewielkie dawki PCB wywołują bezpłodność u różnych gatunków zwierząt.
Do ścieków dostają się też substancje o działaniu podobnym do hormonów płciowych takich jak żeńskie estrogeny. Gdy jest ich dużo, zaczynają wpływać na rozwój wodnych zwierząt. Zakazany 14 lat temu w Europie środek ochrony roślin o nazwie atrazyna chemicznie kastruje żaby – sprawia, ze samce i samice stają się bezpłodne. Amerykański biolog prof. Tyrone Hayes uważa, że stosowanie takich środków może być powodem wymierania płazów na całym świecie. Podobne zjawisko zachodzi u ryb narażonych na działanie toksycznych chemikaliów.
Naukowcy z Uniwersytetu Exeter zaobserwowali, że już co piąty rybi samiec zamieszkujący brytyjskie rzeki cierpi z tego powodu na zaburzenia hormonalne, uniemożliwiające
prawidłowe rozmnażanie się. Eksperymenty przeprowadzone w Kanadzie wykazały, że syntetyczne estrogeny z pigułek antykoncepcyjnych mogą doprowadzić do niemal cał-
kowitego wyginięcia w jeziorach niektórych gatunków, takich jak np. ryba zwana strzelbą grubogłową, którą żywią się pstrągi.
I PSY, I LUDZIE
Dojrzewanie płciowe zwierząt zakłócają także zmieniające się warunki klimatyczne. Od temperatury otoczenia zależy płeć potomstwa u wielu gatunków gadów.
WETERYNARIA INSEMINACJA POD NARKOZĄ- JAK ZAPŁODNIĆ SŁONICĘ
Ratując zagrożone gatunki, uczeni z powodzeniem sięgają po techniki rozrodu wspomaganego
Czasami dzikim zwierzętom mającym – problem z doczekaniem się potomstwa pomagają terapie stosowane z powodzeniem w rolnictwie. Tak jest np. w przypadku słoni afrykańskich. W swym naturalnym środowisku są zagrożone wyginięciem, ale w niewoli też niechętnie się rozmnażają. W Europie żyje ich mniej niż 200, z czego tylko niewielka
część osiągnęła dojrzałość seksualną, a wśród tej grupki nierzadkie są przypadki bezpłodności czy impotencji. Ponieważ trudno sobie wyobrazić dowożenie europejskich słoni do każdej płodnej samicy (albo na odwrót), uczeni stosują u tych wielkich ssaków sztuczną inseminację. Bank słoniowej spermy znajduje się we Francji, a dawcami są z reguły dzikie osobniki z afrykańskich rezerwatów. Naukowcy zbierają spermę podczas rutynowych badań nad słoniami. Usypiają je z helikoptera, lądują i używają specjalnego wibratora, by doprowadzić zwierzę do wytrysku. Uzyskane w ten sposób nasienie – jednorazowo jest to 30–40 ml – należy zamrozić i przesłać do banku. Potem jest podawane samicy przez cewnik – rurkę mającą, podobnie jak słoniowy penis, ponad metr długości. Procedura jest na tyle stresująca dla zwierzęcia, że musi zostać skrępowane i dostaje leki znieczulające.
W przypadku morskich żółwi zielonych graniczną wartością jest 29,3 stopnia Celsjusza. Jeśli temperatura będzie wyższa, z jaj wyklują się wyłącznie samice. Badania pokazują, że tak dzieje się już na australijskich wybrzeżach. Problemy z płodnością nie ominęły też zwierząt udomowionych. Uczeni z Uniwersytetu Nottingham dowiedli tego, badając przez 26 lat grupę rasowych psów reproduktorów. Okazało się, że z biegiem lat spadała jakość ich nasienia. Szczeniaki coraz częściej miały problemy z układem rozrodczym, takie jak zaburzenia przy zstępowaniu jąder, które zamiast trafić do moszny, zostają w jamie brzusznej.
Naukowcy podejrzewają, że te same czynniki, które wpływają na zwierzęta, mogą też być przyczyną epidemii niepłodności dotykającej nasz gatunek. W Polsce problemy z doczekaniem się dzieci ma już 1,5 mln par. Badania pokazują, że w krajach rozwiniętych jakość nasienia mężczyzn spada od dziesięcioleci (np. liczba plemników w mililitrze spermy spadła o ponad 50 proc.) i nie widać w tej dziedzinie jakiejkolwiek poprawy.
– Mamy wiele dowodów na to, że zaburzenia płodności u ludzi wywołują chemikalia.
Dotyczy to przede wszystkim środków ochrony roślin, metali ciężkich i dodatków do tworzyw sztucznych – wyjaśnia dr Shanna Swan, ginekolog-położnik z nowojorskiego szpitala Mount Sinai. Jej zdaniem powinniśmy położyć nacisk na zastąpienie najbardziej szkodliwych substancji bezpieczniejszymi odpowiednikami. Inaczej Homo sapiens może dołączyć do listy gatunków narażonych na wymarcie.
PRZYSZŁOŚĆ NALEŻY DO MIESZAŃCÓW
To, że jedne gatunki giną, oznacza, że inne zajmują ich miejsce. Pojawiają się też nowe, nieznane dotąd stworzenia – m.in. wskutek działania hybrydyzacji. Polega ona na tym, że zwierzęta należące do różnych gatunków mogą krzyżować się ze sobą. Naukowcy znają wiele takich przypadków związanych także z wpływem człowieka na środowisko. Domowe psy krzyżują się z wilkami, a koty – ze żbikami. Nie jest jednak jasne, jak takie zjawisko wpłynie na ekosystemy. – Mieszańce mogą być bardziej odporne i to się sprawdza np. w rolnictwie. Ale w przyrodzie wygląda to inaczej, bo jeśli krzyżówka będzie większa i silniejsza od gatunku rodzimego, to dla niej samej będzie korzystne, ale zaburzy stan naturalny, zaszkodzi różnorodności innych gatunków – tłumaczy dr Wojciech Solarz z krakowskiego Instytutu Ochrony Przyrody PAN. I tak np. żyjące w Polsce orliki grubodziobe krzyżują się z orlikami krzykliwymi. Potomstwo tych ptaków lepiej radzi sobie w środowisku, ale zarazem wypiera z niego „oryginalne” orliki grubodziobe, którym grozi wyginięcie. Niestety, bardzo możliwe, że w niedalekiej przyszłości hybrydy będą jednymi z nielicznych gatunków zwierząt, które przetrwają na wolności.
Autor: Mateusz Kowalski, współpraca: Anna Maziuk