Rewelacje naukowców zajmujących się kulisami kryzysu sprzed 66 milionów lat zostały niedawno opisane na łamach Nature Geoscience. Zgromadzone przez nich informacje sugerują, że źródłem katastrofalnych problemów, z jakimi musiały zmierzyć się dinozaury (ostatecznie to starcie przegrywając) faktycznie była planetoida. Konsekwencje jej uderzenia najprawdopodobniej wyglądały nieco inaczej od dotychczas kreślonych scenariuszy.
Czytaj też: Dwie nowe rafy koralowe odkryte! To jak wizyta w zupełnie innym świecie
Zacznijmy od początku. Szacuje się, iż około 66 milionów lat temu w naszą planetę uderzyła kosmiczna skała mająca około 10 kilometrów średnicy. Do bezpośredniej kolizji doszło na terenie współczesnego Jukatanu, tworzącego meksykańskie wybrzeże. W toku ostatnich ustaleń badacze stwierdzili, że “odwiedziny” kosmicznego gościa doprowadziły do wyrzucenia do atmosfery ogromnych ilości pyłu. W konsekwencji na powierzchni zapanowała względna ciemność.
Ograniczony dopływ światła słonecznego przełożył się na zatrzymanie fotosyntezy, co z kolei poważnie zaburzyło funkcjonowanie ówczesnego łańcucha pokarmowego. Cierpiały i rośliny i zwierzęta, zarówno te lądowe jak i morskie, choć oczywiście mieszkańcy lądu mieli najwięcej problemów z przystosowaniem się do nowej rzeczywistości.
W konsekwencji uderzenia planetoidy sprzed 66 milionów lat wyginęły wszystkie nielotne dinozaury i wiele innych organizmów. Nie było jasne, który czynnik w największym stopniu przesądził o takim wyniku
Autorzy ostatnich analiz wzięli pod uwagę 40 próbek osadu pobranych ze złoża o głębokości 1,3 metra. Obszar ten jest położony około 3000 kilometrów od krateru Chicxulub powstałego na skutek uderzenia. Stanowi on świetne źródło informacji na temat tego, jak cząstki wyrzucone w czasie kolizji rozprzestrzeniały się po całym świecie. Nowe badania są potencjalnie przełomowe, ponieważ opierają się na próbkach pochodzących ze znacznie większej głębokości niż miało to miejsce w przypadku wcześniejszych ekspertyz.
Zgromadzone dane zostały później wprowadzone do modeli komputerowych, dzięki czemu naukowcy chcieli przeprowadzić symulacje dotyczące wpływu na dostęp do światła słonecznego. Jak się okazało, drobny pył powstały na skutek uderzenia planetoidy, był wyjątkowo problematyczny. Badacze określają go wręcz mianem śmiercionośnego, ponieważ ciemność wywołana obecnością tego typu substancji w atmosferze mogła potrwać nawet dwa lata.
Czytaj też: To, co się wydarzyło w pogodzie między 2014 i 2016 rokiem przyspieszyło wzrost poziomu morza
Brzmi to jak scenariusz horroru i wydaje się, że było on jak najbardziej prawdziwy. Rośliny na dwa lata utraciły możliwość prowadzenia fotosyntezy, co miało katastrofalne konsekwencje dla całego łańcucha pokarmowego. Roślinożerne organizmy utraciły dostęp do pożywienia, a gdy zaczęły padać, to głód dopadł także polujących na nie mięsożerców. Zdaniem autorów obecność pyłu w atmosferze mogła potrwać nawet 15 lat, obniżając w tym czasie globalne temperatury o 15 stopni Celsjusza. Dodajmy do tego podwyższone stężenia siarki przechowywanej wcześniej pod skałami oraz wybuchy licznych pożarów, a otrzymamy wizję przywodzącą na myśl piekło, a nie życiodajną planetę, jaką przed kolizją była Ziemia.