Jest tylko jeden doktor, do którego chcielibyście pójść – mówi prof. Michael Holick z Boston University, światowej sławy ekspert od witaminy D, rozpoczynając wykład, i wyświetla wielkie zdjęcie dr. House’a. “A on najprawdopodobniej powiedziałby do mnie: “Holick, ty idioto, cóż takiego możesz im powiedzieć o witaminie D, czego jeszcze by nie słyszeli?” – dodaje z uśmiechem.
Okazuje się jednak, że odkrycia naukowców mogłyby zaskoczyć samego House’a. Coraz częściej mówi się, że to nie witamina, lecz hormon, wpływający na mnóstwo procesów przebiegających w naszym organizmie. Co więcej, ludzkość od tysięcy lat zmaga się z niedoborem tej substancji.
Uzależnieni od UV
„Witamina D produkowana jest powszechnie w całym świecie ożywionym i wszystko wskazuje, że zawsze potrzebne są do tego promienie ultrafioletowe. Pozbycie się futra przed 3 mln lat i wyjście z cienia oznaczało, że cała skóra naszych sawannowych przodków stała się rodzajem ogromnego i rozproszonego gruczołu do produkcji tej witaminy. Odtąd człowiek stał się w wyjątkowym stopniu uzależniony od dostępności promieni słonecznych, których aktywnie poszukiwał, zamiast się przed nimi chować” – pisze dr Marcin Ryszkiewicz w książce „Homo sapiens. Meandry ewolucji”.
Jednak im dalej nasi przodkowie docierali na północ, tym większe mieli problemy z produkcją tej substancji. Słońca było coraz mniej – organizm zareagował na to, zmniejszając ilość barwnika zwanego melaniną w skórze, co ułatwiło produkcję witaminy i dało jaśniejszą karnację. Coraz niższe temperatury sprawiły, że ludzie zaczęli osłaniać ciało ubraniami i chronić się w jaskiniach. W ich diecie brakowało też ryb i owoców morza, bogatych źródeł witaminy D.
Skutki zaczęły pojawiać się na wielką skalę już 10 tys. lat temu i trwają do dziś. Witamina D jest niezbędna do prawidłowego rozwoju i utrzymania kości w dobrej formie przez całe życie. Jej niedobór w dzieciństwie prowadzi do rozwoju krzywicy – choroby wywołującej zniekształcenia szkieletu, z którymi zmagało się wielu naszych przodków. U dorosłych dochodzi do osteomalacji, sprzyjającej złamaniom kości.
Niedobór witaminy D upośledza również układ odpornościowy, wywołując osłabienie (słowo »rachityczne« pochodzi od greckiego rachitis oznaczającego krzywicę) i zwiększoną podatność na choroby. Dziś krzywica, o której niemal zapomnieliśmy, zaczyna powracać, a niedobory słonecznej witaminy gnębią nas nadal i sprawiają, że kolejne pokolenia stają się „rachityczne” – tylko w mniej rzucający się w oczy sposób.
Wielki kontroler genów
Aktywna forma witaminy D, zwana kalcytriolem, to tak naprawdę hormon – substancja, która “zdalnie” steruje komórkami organizmu. Robi to, wpływając na aktywność DNA. Według najnowszych badań ta jedna, pozornie prosta substancja, potrafi kontrolować ponad 500 różnych genów, czyli prawie 5 proc. naszego genomu. A gdy jej zabraknie, zaczynają się kłopoty.
Geny aktywowane przez witaminę D związane są w dużym stopniu z działaniem naszego układu odpornościowego. Pobudza ona produkcję białek zwalczających bakterie i zwiększa liczbę limfocytów T, broniących nas m.in. przed wirusami. Badania wykazały, że u osób przyjmujących 2000 IU (jednostek międzynarodowych) witaminy D dziennie liczba przeziębień spadła z 25 na mniej niż pięć rocznie. Niedobór tej substancji sprzyja także chorobom autoimmunologicznym, takim jak stwardnienie rozsiane, reumatoidalne zapalenie stawów, choroba Leśniowskiego-Crohna czy cukrzyca typu 1. Naukowcy uważają, że trzyma ona w ryzach nasz układ immunologiczny, powstrzymując go przed zbyt gwałtownymi reakcjami. Najbardziej dobitnym przykładem potęgi witaminy D jest jej wpływ na powstawanie i rozwój nowotworów.
Wystarczy codzienna dawka rzędu 1000 IU, by po czterech latach ryzyko choroby nowotworowej spadło o 70 proc. Osoby z jej niedoborami są bardziej narażone na raka piersi, prostaty i jelita grubego. A nawet gdy już zachorują, witamina D zwiększa ich szanse na wyzdrowienie. Jej niedobór ma związek także z zaburzeniami odporności, przewodnictwa nerwowo- mięśniowego, depresją, schizofrenią, astmą, nadciśnieniem, miażdżycą i otyłością. Trwają badania nad rolą witaminy D w chorobach Alzheimera i Parkinsona.
Skazani na suplementy
Im dłuższa staje się ta lista, tym ważniejsze jest pytanie – komu brakuje tej cennej substancji? “Prawie każdemu z nas!” – odpowiada prof. Michael Holick, który bada wpływ witaminy D na człowieka od ponad 40 lat.
To on odkrył jej aktywne formy i sposób, w jaki nasz organizm ją produkuje. I od lat bije na alarm, że współczesna cywilizacja wpędza nas w niedobór tej substancji – nie tak drastyczny, by skutkował krzywicą, ale i tak rujnujący zdrowie ponad miliarda ludzi na całym świecie. Także w Polsce niedobór witaminy D jest powszechny, a w grupie osób starszych sięga nawet 65–80 proc.! Dlaczego tak się dzieje? Teoretycznie wystarczy kilka razy w tygodniu wystawić skórę na działanie słońca przez 10–15 minut, by organizm sam wyprodukował całą potrzebną mu porcję witaminy D. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Produkcja w skórze zależy od pory roku i dnia, szerokości geograficznej, karnacji, zachmurzenia i zanieczyszczenia powietrza.
W Polsce odpowiednie warunki występują jedynie od kwietnia do września, między godz. 10 a 15 i tylko wtedy, gdy pozwolimy słońcu zadziałać bezpośrednio co najmniej na nasze ręce i nogi. Szyby, ubrania czy kremy z filtrami UV skutecznie zatrzymują ultrafiolet, niezbędny do wytwarzania witaminy. Nie możemy też liczyć na to, że dostarczy nam jej dieta – musielibyśmy prawie codziennie zjadać porcję tłustej ryby, takiej jak makrela czy łosoś, a to na dobrą sprawę niewykonalne.
Dlatego jesteśmy skazani na stosowanie suplementów, takich jak tran czy kapsułki witaminowe. Zdanie lekarzy w tej kwestii cały czas ewoluuje, co roku zalecają coraz większe dawki. Zdanie lekarzy w tej kwestii cały czas ewoluuje, co roku zalecają coraz większe dawki. Obecnie uważa się, że dorosły człowiek w kraju takim jak Polska powinien przyjmować 2000 IU witaminy D dziennie przez cały rok. Dawkę można zwiększyć w przypadku osób bardzo otyłych oraz tych, które często chorują, czują się zmęczone i przybite. Mogą to być bowiem objawy niedoboru witaminy, którą śmiało można dziś nazwać panaceum XXI wieku.