Chciałem tylko pomóc, tak bardzo się starałam, nie zawiedź mnie, zrobiłem to dla ciebie, myślałam, że mnie kochasz – brzmi znajomo? Manipulacje w imię miłości są tak powszechne, że wielu przywykło uznawać je za normę, lekceważąc ich destrukcyjny wpływ na relacje. W imię opacznie pojętej przyjaźni, związku i intymności gotowi jesteśmy by przekraczano nasze granice, gotowi jesteśmy oszukiwać samych siebie i tkwić – czasami długimi latami – w toksycznej zależności.
Zaczyna się w dzieciństwie, gdy stawiamy pierwsze kroki w ludzkim świecie i uczymy się od rodziców, nauczycieli, rodzeństwa, trenerów i innych dorosłych tego czym jest miłość i jak powinna wyglądać. Pomijając nieliczną grupę szczęśliwych, którzy dorastali w bezpiecznej, spokojnej, wypełnionej wolnością i miłością przestrzeni – większość z nas otrzymała w trakcie tak zwanego wychowania konkretne instrukcje dotyczące związków. Tego, że na miłość trzeba zasłużyć lub zapracować, tego do czego prawo mają ci, którzy deklarują miłość, tego jak ukrywać swoje prawdziwe uczucia i myśli, by nie zranić tych, z którymi pozostajemy w bliskiej relacji. Jak rozpoznać nadużycia w imię miłości?
1. GDYBYŚ TYLKO MNIE KOCHAŁ(A)…
Zdanie wytrych, po którym pada określona lista oczekiwań lub wyrzutów. Gdybyś tylko mnie kochał wróciłbyś wcześniej, gdybyś tylko mnie kochała nie rozmawiałabyś z tym mężczyzną. Zazwyczaj jednak oczekiwania lub wyrzuty nie zostają wypowiedziane, ale obie strony doskonale czują ich siłę. Zostają wyrażone poprzez znaczące milczenie lub tak zwane ciche dni, wycofanie, złośliwości, krzyk i inne formy karania drugiej strony za to, że nie spełniła naszych pragnień. Wtedy niewypowiedziane zdania mogłyby brzmieć tak: gdybyś tylko mnie kochał starałbyś się bardziej, więcej zarabiał, domyślił się jak bardzo cię potrzebowałam. Albo: gdybyś tylko mnie kochała uprawiałabyś seks wtedy, gdy mam na to ochotę, nie żartowałabyś ze mnie w towarzystwie.
Pierwszym nadużyciem w imię miłości jest wywoływanie poczucia winy. Wiele osób nasiąkło w młodości przekazami dorosłych, którzy za dziecięcą niezależność i autonomiczne decyzje karali smutkiem, złością, opuszczeniem. Grozili, że jeśli nie przestaniemy zachowywać się w określony sposób to się rozchorują albo przynajmniej stracą cierpliwość, chęć bycia blisko (co dla dziecka oznacza – przestaną mnie kochać).
Wywoływanie poczucia winy jest formą wiązania, na którym opartych jest wiele związków. Lęk przed odrzuceniem i brak umiejętności wyrażenia wprost swoich potrzeb zaprasza do manipulowania drugą osobą – ta przychodzi łatwo zwłaszcza wtedy gdy drugą osobę znamy. Czasami wystarczą spuszczone oczy i smutna mina, czasami rzucone jedno z wyżej przytoczonych zdań. Poczucie winy wpływa na stale obniżającą się wiarę w siebie. Manipulacji poddają się ochoczo zwłaszcza ci, którzy przywykli bardziej wierzyć innym niż sobie, złaknieni miłości, karmieni w dzieciństwie jej ochłapami.
2. TO WSZYSTKO DLA CIEBIE
Mylenie miłości z poświęceniem jest bardzo popularnym zabiegiem, którego wiele osób nie jest świadomych. Kultura popularna, książki i filmy, ale też wielu niedoświadczonych coachów wynosi na piedestał związku tak zwane dowody miłości. Za taką postawą tkwi założenie, że prawdziwa miłość wymaga poświęcenia, rezygnowania z siebie, swojego czasu, swoich pasji, a nawet bliskich ludzi, jeśli ci odważyli się krytykować związek, w którym pozostajemy. Są pary, które ścigają się w przynoszeniu sobie kolejnych ofiar, zapominając, że ta gra nigdy się nie kończy, ponieważ prawdziwa miłość nie potrzebuje żadnego dowodu – sama w sobie jest wystarczająca.
Kobiety i mężczyźni niekiedy testują swoich wybranków sprawdzając jak dużo są gotowi poświęcić imię miłości, z czego gotowi są zrezygnować, wymagają tworzenia hierarchii najważniejszych osób, sprawdzając by samemu zajmować pierwsze miejsce. Gra w poświęcenie bywa ekscytująca zwłaszcza na początku związku – oto pojawił się ktoś, dla kogo znaczę więcej niż cały świat. Jednak tę grę uprawiają wyłącznie osoby o niskim poczuciu własnej wartości – domagają się od związku ratunku, wypełnienia dziecięcej pustki, której nie można zapełnić niczym poza akceptacją przeszłości.
3. MAM PRAWO DO TWOJEGO CIAŁA I TWOJEJ PRZESTRZENI
Trzecim nadużyciem jest uwewnętrznione przekonanie o prawie do ciała partnera, które kulturowo zdecydowanie częściej przyznają sobie mężczyźni i prawie do przestrzeni partnera, które przyznają sobie zarówno kobiety, jak i mężczyźni. „Czynny charakter miłości – poza elementem dawania – ujawnia się w tym, że zawsze występują w niej pewne podstawowe składniki wspólne dla wszystkich jej form. Są to troska, poczucie odpowiedzialności, poszanowanie i poznanie” – napisał Erich Fromm w książce „O sztuce miłości”. Wyjaśniał, że miłość jest czynnym zainteresowaniem się osobą, którą kochamy. „W akcie miłości, w akcie oddawania się, w akcie przenikania drugiego człowieka znajduję siebie, odkrywam nas oboje, odkrywam człowieka”. Może się to wydarzyć jedynie podczas seksu, na który obie strony wyrażają entuzjastyczną zgodę. Gdy nie wiem lub nie mam pewności czy druga osoba wyraża entuzjastyczną zgodę na seks, zawsze mogę zapytać. To bardzo proste. Entuzjazm podczas seksu jest kluczowy tak samo jak kluczowe jest zadanie pytania, jeśli chcemy otrzymać odpowiedź. Prawo do ciała lub przestrzeni drugiej osoby niektórzy nadali sobie wskutek zapożyczonych z kultury, religii lub wychowywania przekonań dotyczących tego czym jest miłość. Za każdym razem nadawanie sobie tego prawa jest nadużyciem. Gdy zbliżenie seksualne, wspólny sen czy wyjście do kina zostaje uznane za sprawę oczywistą lub powinność, za każdym razem staje w opozycji do miłości.
Za przekonaniem o prawie do ciała i przestrzeni drugiej osoby stoi zazwyczaj intencja zjednoczenia, uproszczona i roszczeniowa. Początkowa euforia zakochanych, która zaprasza ich do kupowania takich samych bluz i kubków, dzielenia się zawartością swojej skrzynki pocztowej i wiadomościami esemesowymi w końcu mija i prawie zawsze jest rozpaczliwą próbą odnalezienia w drugim człowieku nadwyżki emocjonalnej, która zapełni pustkę. Zjednoczenie z drugim człowiekiem, o którym pisał Fromm, może się wydarzać w obrębie związku, ale nigdy nie jest stanem permanentnym. Odrębny świat, inni ludzie, odmienne pasje, a nawet osobne sypialnie czy domy w żaden sposób nie są opowieścią o miłości lub jej braku. Kompulsywne dzielenie ze sobą wspólnej przestrzeni jest zabójcze dla miłości i za każdym razem jest opowieścią o braku wewnętrznej siły do stanowienia o sobie samym i spotykania się w miłości z drugą osobą, postrzeganą jako odrębna całość, z którą mam szansę, czasami, doświadczyć zjednoczenia.
4. SKORO KOCHAM, MUSZĘ CIĘ RATOWAĆ
Kolejnym nadużyciem w imię miłości jest przekonanie, że skoro kocham, muszę pozostawać w pełni dyspozycyjny/a jeśli osoba, którą kocham potrzebuje ratunku. Dzielenie się, troszczenie się o siebie nawzajem i wyrozumiałość są trwale wpisane w miłość. Nie tylko nie ma nic złego w pomaganiu sobie nawzajem, ale jest naturalnym przejawem kochania. Czymś zupełnie innym jest pozostawanie w trwałej, nasączonej uzależnieniem relacji, w której jedna ze stron konsekwentnie, od lat powtarza te same błędy. I nie ma znaczenia czy robi tak ze względu na chorobę alkoholową, traumatyczne dzieciństwo czy głupotę. Czasami wyrazem miłości do siebie i drugiej osoby jest rozstanie.
Zwłaszcza wtedy gdy jedna ze stron jedynie udaje pracę nad sobą i nie podejmuje realnych prób rozwiązania swoich problemów. Część osób odgrywa w związku rolę ratownika, ponieważ uważa, że tego właśnie wymaga od nich miłość – ślepego oddania, ukrywania przed światem problemów ukochanej osoby, tłumaczenia zadawanych przez nią krzywd. „Prawda jest taka, że człowiek nigdy nie zrobi niczego dobrze, jeżeli będzie starał się być taki, jak oczekują od niego inni ludzie” – napisała Alice Miller w książce „Bunt ciała” i dodała, że aby uwolnić się od toksycznych relacji i dowiedzieć kim naprawdę jesteśmy, ważne jest „abyśmy wreszcie uświadomili sobie emocje tkwiące w nas głęboko od dzieciństwa: strach, złość, oburzenie i przerażenie, a także spróbowali odkryć ich przyczynę. Nie uda nam się to jednak w żadnym razie, jeżeli nie rozpoznamy właściwie naszej obecnej sytuacji i nie wyciągniemy z niej wniosków. Jeżeli nie dostrzeżemy, że nadal ustawiamy się na pozycji zależnego, posłusznego dziecka, zdradzając w ten sposób samych siebie”.
5. MIŁOŚĆ NIE JEST POJEDYNCZA
Ostatnie nadużycie w imię miłości jest równie podstępne jak wszystkie wyżej opisane, ale sięga głębiej. Wiele osób uwierzyło w sen o doskonałej miłości, która rozwiązuje osobiste problemy, inni śnią o przeznaczeniu, wybranku lub wybrance życia, którą wystarczy odkryć, by życie nabrało właściwego smaku. Są też tacy, którzy nie śnią o rycerzu na białym koniu czy pięknej księżniczce, ale wierzą, że dopóki nie będą w związku, nie założą rodziny, nie zamieszkają we wspólnym domu, będą wybrakowani. Zdarza się, że osoby takie spędzają długie, samotne lata swojego życia czekając by zacząć żyć – w imię urojonej, wyobrażonej miłości.
W naszych czasach istnieje gotowy konstrukt miłości romantycznej i związku, w który łatwo wskoczyć. Innym sposobem jest rozpoznać własne pragnienia i oczekiwania, zrozumieć te, które zapożyczyliśmy od wychowawców, rodziców i przekazów społecznych i te, które pochodzą z nas samych. Głęboką miłość można przeżywać podczas spotkania z przyjacielem, kontaktu z naturą, samotnego spaceru po lesie, ćwiczenia jogi, leżenia na hamaku, kolacji z rodziną, medytacji, modlitwy, czytania i wszelkich aktów tworzenia – bez względu na to czy będzie to pieczenie chleba, śpiewanie, czy sadzenie krzewów w ogrodzie. Zafiksowanie się na określonej – zazwyczaj romantycznej – formie miłości, po pierwsze odbiera kontakt z teraźniejszością, po drugie tworzy oczekiwanie i roszczenia wobec osoby, której nawet nie poznaliśmy.
„Każdy twój kontakt z człowiekiem i przyrodą musi być określonym, odpowiadającym przedmiotowi twej woli przejawem twego rzeczywistego, indywidualnego życia. Jeśli kochasz, nie wzbudzając wzajemnej miłości, to znaczy jeśli twoja miłość nie wytwarza wzajemnej miłości, jeśli poprzez swój przejaw życia człowieka kochającego nie czynisz siebie człowiekiem kochanym, to miłość twoja jest bezsilna, jest nieszczęściem” – uważał Erich Fromm.
Największym nadużyciem wobec miłości jest zaprzeczenie miłości własnej – ta nie ma nic wspólnego z tanim wezwaniem do afirmowania własnego ego, samooszukiwania i wmawianiem sobie wyjątkowych cech, których nie posiadamy. Miłość własna oznacza miłość do pierwszej istoty, z którą spędzamy życie.