Nie cierpi z powodu samotności. Zazwyczaj aktywnie jej szuka, bo w przypadku tego, czym się zajmuje, jest ona nie tylko nieunikniona, ale również niezbędna. „Czasem jednak poczucie osamotnienia – jak kwas wylewający się z butelki – może mimowolnie wyżreć ludzkie serce i w końcu je rozpuścić. Jest zatem mieczem obosiecznym”. Samotność chroni go, osamotnienie zaś wyżera od środka, właśnie dlatego narzucił sobie dyscyplinę, która pomaga mu utrzymać ciało i umysł w nieustannym ruchu. „Nie jest to akt woli, ale instynktowna reakcja”. Czy przebiegliście kiedyś jednego dnia sto kilometrów? Haruki Murakami przebiegł, w dodatku pisze książki, które sprzedały się już w kilkudziesięciu krajach w milionach egzemplarzy. A do tego potrzebna jest dyscyplina.
Jeden dzień w tygodniu odpoczywa, przez pozostałe sześć biega, codziennie 10 kilometrów, 240 kilometrów miesięcznie. Wstaje przed piątą rano, wraz ze słońcem, i kładzie się spać przed dziesiątą wieczorem, gdy robi się ciemno. Biega, potem w pełnej koncentracji pisze, następnie pracuje poza domem, załatwiając sprawy wymagające coraz mniejszego skupienia. Pod koniec dnia słucha muzyki, czyta, nie pracuje, odpoczywa – stara się nic nie robić. Ten model stosuje wraz ze swoją żoną od ponad trzydziestu lat. Nigdy nie dbał o to, czy pokona innych, ani o to, czy inni pokonają jego. Rywalizacja nie była motywacją. Najważniejsze było, czy zdoła osiągnąć wyznaczone cele. Dla maratończyka kluczowe jest pokonanie maratonu, a nie miejsce na mecie.
Usłysz natchnienie
Na początku Haruki Murakami prowadził klub jazzowy nieopodal Tokio. Małe miejsce z fortepianem i wciśniętym w rogu kwintetem. Za dnia serwował kawę, wieczorem otwierał bar, w weekendy odbywały się koncerty. Wielu przewidywało, że bar nie zarobi na siebie. Haruki postrzegał siebie bardziej jak konia pociągowego niż wyścigowego, dlatego doszedł do wniosku, że porażka nie wchodzi w grę. Prowadzeniu klubu poświęcił się całkowicie, pracując od rana do nocy. W końcu, zbliżając się do trzydziestki, mógł sobie pozwolić na zatrudnienie ludzi do pomocy. 1 kwietnia 1978 roku leżał na trawie przy stadionie baseballowym Jingu, pił piwo i przyglądał się grze. Gdy kij uderzył piłkę, pomyślał: „powinieneś napisać powieść”.
Na każdego z nas czasami spada natchnienie, wizja, pomysł. Jakiegokolwiek słowa użyjemy, potrafimy ten moment rozpoznać, towarzyszy mu palące wręcz pragnienie, poczucie, że to właśnie byłaby droga zgodna ze mną, z prawdziwym mną. Niewielu jednak potrafi owo natchnie-nie usłyszeć, a później oddać mu się całym sobą. „Coś spadło wówczas z przestworzy i cokolwiek to było, przyjąłem ten dar” – napisał. Jesienią skończył książkę, wiosną następnego roku odebrał telefon z wydawnictwa. Debiutował, zaczął biegać i rzucił palenie. Pierwszy maraton przebiegł w 1983 roku, pierwszy ultramaraton w 1996 roku, wystartował również w kilku triatlonach.
Gdy zdecydował o zamknięciu klubu i oddaniu się pisaniu, ponownie usłyszał od otaczających go ludzi, żeby sprawę przemyślał, że nie powiedzie mu się jako zawodowemu pisarzowi, żeby zostawił sobie bezpieczne źródło finansowe. „Z punktu widzenia świata miało to wielki sens (…). Ale nie mogłem się zastosować do ich rad. Jestem osobą, która musi poświęcić się całkowicie temu, co robi”. Zarówno prowadzenie klubu, bieganie, jak i pisanie książek stało się dla niego zajęciem przynoszącym nie tylko satysfakcję, ale również gratyfikację finansową. Uczynienie własnej filozofii i stanowiska jak najbardziej przejrzystymi i cierpliwe realizowanie ich bez względu na wszystko – to klucz do jego tajemnicy.
SAMOTNOŚĆ/OSAMOTNIENIE
Podziel kartkę na pół. Po lewej stronie napisz „samotność”, po prawej „osamotnienie”. Zacznij od prawej części i wypisz wszystkie emocje i myśli, które do ciebie przychodzą podczas doświadczenia osamotnienia, opuszczenia, oczekiwania. Po lewej stronie wypisz wszystkie emocje i myśli, które do ciebie przychodzą podczas samotności, wolności, w przestrzeni, w której możesz tworzyć, ćwiczyć, pracować w skupieniu.
TERAZ ZADAJ SOBIE PONIŻSZE PYTANIA I ZAPISZ ODPOWIEDZI.
- Jakie moje zachowania i nastawienie zapraszają osamotnienie?
- Jakie moje zachowania i nastawienie zapraszają samotność?
- Ile czasu w ciągu tygodnia potrzebuję spędzić tylko ze sobą?
Odróżnij samotność od osamotnienia
Pisanie i bieganie to samotne zajęcia, ukończenie powieści oraz maratonu wymaga tej samej dyscypliny. Pierwszą jej składową jest umiejętność oddzielenia samotności od osamotnienia, zrozumienia różnicy między tą pierwszą, która chroni, i tym drugim – stanem, który „wyżera” i rozpuszcza serce.
Samotność wiąże się z wolnością, przynosi spokój i ukojenie, wytchnienie od przymusu, ale przede wszystkim stwarza przestrzeń do refleksji, analizy, twórczej pracy, zadawania pytań i wsłuchiwania się w odpowiedzi, które płyną tylko z wnętrza. Tak pojęta samotność sprzyja dokonywaniu świadomych wyborów. Ten proces oczywiście nie ma końca.
Osamotnienie boli, jest związane ze stanem oczekiwania na lepszy czas, na nowe relacje. Bywa wynikiem porzucenia lub straty ważnych osób. Niekiedy pustka osamotnienia pojawia się, ponieważ nie pojawił się ktoś wyimaginowany, kogo – czasami nieświadomie – hodujemy w wyobraźni od dawna, a na pewno od zobaczenia pierwszej komedii romantycznej. Radzenie sobie z osamotnieniem może się przyczynić do rozwoju dyscypliny, ale to samotność ją kształtuje. Bo dyscyplina nie jest niczym innym jak wyrazem miłości do samego siebie.
Ćwiczenie jogi, pływanie, malowanie obrazów, medytowanie czy właśnie bieganie lub pisanie może wydarzyć się jedynie wtedy, gdy wynegocjuję ze sobą odpowiednią ilość czasu. Te same decyzje podjęte ze względu na osamotnienie bywają kompensacją, mogą wybuchnąć namiętnym początkiem i równie szybko zgasnąć, gdy w wyniku zewnętrznych wydarzeń osamotnienie zniknie. To nie jest dyscyplina, tylko chwilowy zryw, impuls, w najlepszym wypadku zapowiedź dyscypliny, o ile podjęte działania będą przynosiły wyraźne i szybkie korzyści.
„Wewnętrzna dyscyplina prowadzi do realizacji celów, ale niekiedy chroni też przed przeżywaniem lęku” – komentuje Anna Wantuła, psychoterapeutka. „Część z nas, chcąc uzyskać akceptację i bliskość, stara się spełniać wypowiedziane lub tylko antycypowane oczekiwania innych, ważnych dla nas osób. Wówczas w zdyscyplinowany sposób podejmujemy wiele wysiłków, żeby na przykład dostawać dobre oceny, zdobywać tytuły naukowe, osiągać sukcesy sportowe czy artystyczne, aż w końcu zaczynamy gubić się w rozróżnieniu tego, co robimy, bo lubimy, od tego, co robimy, by poradzić sobie z osamotnieniem”. Pierwszym krokiem na drodze do budowania dyscypliny jest znalezienie źródła, na którym ona wyrasta, a do tego potrzeba chwili świadomej samotności – bez względu na to, czy czujemy się osamotnieni, czy nie.
TRYB ŻYCIA
Na kartce papieru wypisz wszystkie rutynowe działania, które podejmujesz w tygodniu. Niech nie będzie ich mniej niż dziesięć i więcej niż dwadzieścia. Nie śpiesz się.
Przy każdym działaniu napisz TP, jeśli to są działania związane z trybem przeżycia, jeśli towarzyszy im obawa o przyszłość, zmartwienie, przymus, lub TR, jeśli związane są z trybem realizacji życia i towarzyszy im ekscytacja, zapał, chęć. Jedzenie to TP, ale gotowanie z przyjaciółmi to TR. Praca to TP, jeśli jej nie lubisz i marzysz o jej zmianie, nie robiąc nic, by ją zmienić, ale jeśli wykonujesz zadania, które cię rozwijają, sprawiają przyjemność, na które czekasz, to napisz TR.
Sprawdź proporcje TP i TR w twoim planie dnia. Czy chcesz coś zmienić?
Wejdź w tryb życia, nie przetrwania
Gdy w początkowym okresie życia człowiekowi brakuje poczucia bezpieczeństwa i stabilności, którego nie potrafi zagwarantować rodzina, w dorosłym życiu najważniejsze jest to, aby przetrwać. Cała energia życiowa lub jej większość zostaje wtedy zużyta do zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych: pożywienia, mieszkania, odzieży, prokreacji, bezpieczeństwa, zabezpieczenia przed chorobą, bezrobociem, utratą zdolności do pracy. „Zdarza się, że uczymy się takiego sposobu funkcjonowania i trwamy przy nim także wtedy, gdy możemy się już czuć bezpiecznie, jesteśmy dorośli i mamy wystarczające możliwości, by stabilnie żyć” – wyjaśnia Anna Wantuła i dodaje, że „mimo zaspokojonych podstawowych potrzeb, te wyższego rzędu, takie jak potrzeba przynależności, akceptacji, miłości czy przyjaźni, nie mogą dojść do głosu. Wówczas trudno o zdyscyplinowany styl życia, dokonywanie świadomych wyborów nastawionych na rozwój, realizację pragnień społecznych i interpersonalnych. Raczej brakuje nam energii do działania, poczucia sensu i motywacji. Jeśli powrócimy do definicji dyscypliny jako wyrazu miłości własnej, to łatwo zrozumieć, że nie sposób okazywać ją sobie samemu, gdy tak bardzo brakowało poczucia, że jest się kochanym na wcześniejszych etapach życia”.
Dyscyplina w dorosłym życiu to nie tylko realizacja prawa do przeżycia, ale przede wszystkim zdolność wybierania dróg, na których możemy osiągać sukcesy, doświadczać szacunku, prestiżu, uznania, poczucia samorealizacji, rozwijać siebie, swoje talenty, zainteresowania i poczucie własnej wartości. Podobnie jak w przypadku rozróżnienia samotności od osamotnienia i w tej sytuacji warto uczciwie zbadać swoje intencje. Czy wybieram określoną pracę i sposób, w jaki ją wykonuję, ze względu na lęk o przetrwanie, czy ze względu na potrzebę samorealizacji? Czy moje życie, tu i teraz, jest naprawdę zagrożone? Czy o mojej wartości świadczy liczba przyjaciół, pieniędzy i metrów kwadratowych, czy jakość relacji, osiągniętych celów i nastrojów towarzyszących mi na owych metrach kwadratowych?
Działanie w trybie „przetrwania”, gdy zagrożenie nie istnieje, czasami staje się nawykiem. Niedawno z ogromnym zdumieniem odkryłem możliwości, jakie oferuje mi własna pralka, której od dawna używałem stosując wyłącznie dwa programy.
Okazało się, że może być szybciej i równie czysto, przy okazji odrobinę ciszej, przyjemniej. Przestawienie się z trybu „przetrwania” na tryb „życia” wymaga dyscypliny nie tylko na początku każdego działania, ale również w jego trakcie. Warto sprawdzać, czy rozpędzając się w codzienności, przypadkiem nie pozwoliłem mojej przeszłości włączyć trybu „przetrwanie”. A wtedy te same zadania wykonuje się z przy-klejonym z tyłu głowy lękiem. Jest w nim presja, przymus i brak otwartości na nowe, niechęć do ryzyka. Oczywiście, mamy z pewnością więcej niż dwa programy. „Odwagą jest pokonywanie obaw, lęków czy ograniczeń, a nie ich brak” – dodaje Anna Wantuła.
Znajdź swój rytm
I gdy jesteśmy już w tym miejscu, w trybie realizacji życia, a nie przetrwania, oraz z doświadczoną i zrozumiałą różnicą między samotnością a osamotnieniem, można się zabrać do kształtowania swojej dyscypliny. Kiedyś słowo „dyscyplina” oznaczało „rodzaj rózgi zakończonej kilkoma pasami rzemiennymi, używanej do wymierzania kar cielesnych, zwłaszcza w szkole” („Słownik języka polskiego”). Dziś wiążemy je raczej z dzielnością bycia. Nie działania, lecz właśnie bycia. Jeśli zaczynamy od działania, istnieje ryzyko, że okaże się dla nas rózgą, a nie silnym wsparciem w codzienności.
Dyscyplina to zbiór zasad i wartości połączony z praktycznym patentem na zmierzanie w obranym kierunku. I chociaż dyscyplina jest sprawą indywidualną, to składają się na nią pewne uniwersalne elementy. „Żeby wytrwać w czymkolwiek, trzeba utrzymać rytm (…). Kiedy ustali się tempo, reszta pójdzie jak z płatka. Problem polega na tym, by koło zamachowe obracało się z wyznaczoną prędkością, a dotarcie do takiego punktu wymaga całej naszej uwagi i wysiłku” – uważa Haruki Murakami. Wielu ludzi sukcesu oraz psychologów i coachów potwierdza te słowa, pisząc np. o dziesięciu tysiącach godzin, które trzeba poświęcić danej sprawie, by stać się w niej mistrzem, albo o wyznaczaniu sobie celów na nadchodzący rok, rysowaniu mapy marzeń i trzymaniu jej blisko miejsca pracy. Mniej ważna jest technika, którą wybierzemy, ważniejsza – konsekwencja i wytrwałość.
Rytm, o którym wspomina Murakami, musi być dosłowny, ustalony w czasie. Dla japońskiego pisarza są to regularne pobudki o wschodzie słońca i plan: pisanie, bieganie, załatwianie spraw poza domem, relaks. Chodzi o rozłożenie energii i sił na godziny, dni, być może lata. „Zdyscyplinowany tryb życia oznacza niewątpliwie zamianę pasywnego na aktywne, jest świadomym wyborem, autonomicznym życiem. Kiedy odnajduję to, co jest dla mnie ważne, konieczne, by czuć satysfakcję, lub co daje zwykłą codzienną radość czy dumę, w końcu gdy wiem, kiedy moi bliscy są bezpieczni i zadowoleni, zaczynam poruszać się po osobistej mapie” – komentuje Anna Wantuła.
Autorka scenariuszy seriali, m.in. „Na Wspólnej”, „Pierwsza miłość”, „Wszystko przed nami”, „Barwy szczęścia”. Poza tym odpowiada za koncepcję i organizację festiwalu Script Fiesta, który odbył się w tym roku po raz trzeci w Warszawie. „Dyscyplina mieszka w mózgu, a on jest narzędziem mojej pracy. Muszę go regularnie ćwiczyć” – mówi Agnieszka Kruk i dodaje: „Poza własną firmą i pisaniem mam na głowie jeszcze pro-wadzenie konsultacji, niedawno przetłumaczyłam książkę Lindy Aronson, do tego są przyjemności, takie jak nauka języka japońskiego czy zajęcia z improwizacji, i jeszcze czas na miłość, rodzinę, moje dzieci. Dyscyplina to dla mnie podstawa funkcjonowania, dzięki niej mogę pogodzić to, co muszę zrobić, i zrealizować swoje cele. Tata był pracownikiem naukowym i wojskowym, wzięłam od niego hierarchię, umiejętność planowania. Porządek musi być”.
Gdy miała osiemnaście lat, znała już angielski, miała licencję pilota wycieczek zagranicznych i prawo jazdy, mogła tłumaczyć książki, oprowadzać grupy. „Jestem chomikiem – zbieram doświadczenia” – komentuje ze śmiechem, a ja z fascynacją wpatruję się w jej białe dredy, idealnie komponujące się z kolorowymi ciuchami, zupełnie niepasujące do stereotypu osoby zdyscyplinowanej. „Dredy też wymagają dyscypliny. Muszę iść do fryzjera, nałożyć kolor, szydełkować co półtora miesiąca, suszyć po umyciu.
Dredy zawsze mi się podobały, były dla mnie seksowne. Nabrałam pewności siebie, nie muszę się przejmować tym, jak wyglądam, mogę sobie pozwolić na to, by ubierać się wygodnie, a nie tak jak powinnam” – mówi. Niedawno ktoś ją pochwalił, że robi tyle rzeczy naraz. Ale to nie jest prawda, Agnieszka robi jedną rzecz naraz, na niej się skupia, reszta wtedy nie istnieje. Potem może zabrać się za następne zadanie. „Każdą rzecz robię w innym momencie, nawet jeśli w ciągu godziny robię tych rzeczy kilka. Jestem geekiem, lubię technologię, szukam aplikacji, które porządkują życie, przypominają, wyznaczają ramy.
TRYB ŻYCIA
Zaplanuj siedem minut swojego życia, które w najbliższym tygodniu spędzisz w dyscyplinie. Siedem minut każdego dnia tygodnia. Zadbaj o to, by była to dokładanie ta sama pora dnia. Jeśli masz w zwyczaju wstawać o 8:00, nastaw budzik na 7:53. Tylko siedem minut! Pomyśl o celu, który chcesz osiągnąć (Przebiec maraton? Ukończyć kurs językowy? Znaleźć nową pracę?) i pierwszych krokach do niego prowadzących. Spędź siedem minut w zupełnym oddaniu i poświęceniu swojemu celowi, możesz w tym czasie medytować, ćwiczyć brzuszki, szukać w sklepie internetowym butów do biegania. Niech to będzie cokolwiek, byle było spójne z twoim celem.
Bądź wytrwały
Ma dwa tytuły magisterskie z literatury współczesnej, poza tym ukończyła scenopisarstwo, które wykłada. Jest współautorką ponad tysiąca wyemitowanych odcinków .
Eksperymentowałam z wieloma, ale nie ma nic lepsze-go od kartki i długopisu, do tego kalendarz. Ważne jest, by było dla mnie przejrzyście, by każdy zaangażowany w zespół wiedział, co robi. Lubię mieć czyste sytuacje, tak zawodowo, jak i prywatnie”.
Jej receptę na sukces streszcza japońskie przysłowie: „Trzy lata na kamieniu”. Mówi ono o tym, że nawet jak się usiądzie na najzimniejszym kamieniu, to gdy będzie się siedziało na nim przez trzy lata, w końcu zrobi się ciepły. „Jeśli za coś się zabierasz, warto poczekać trzy lata, by zobaczyć efekty” – podsumowuje Agnieszka, która właśnie kończy proces zdobywania licencji Art Coacha. Potem zostanie pierwszym w Polsce Script Coachem i powtarza raz jeszcze, że dyscyplina nie istnieje bez porządku. Ale to nie ma nic wspólnego z reżimem czy nudą. Dyscyplina jest twórcza, bo otwiera coraz więcej nowych drzwi.
Nie zapominaj o wyrozumiałości
Trudny moment w utrzymywaniu dyscypliny pojawia się wtedy, gdy nadchodzi czas na działanie, ale nie sposób znów zacząć. Bo jest wiele atrakcyjniejszych zajęć, bo jesteśmy zmęczeni, bo się nie chce, bo serial, rozmowa, internet. Szczególnie jeśli dotyczy to działań, które nie przynoszą natychmiastowych korzyści, a będą źródłem czegoś dobrego w przyszłości. „Ten moment wymaga właśnie dzielności bycia. Wtedy pomaga myśl o rozwoju, o satysfakcji, o szczęściu, o zwykłej ludzkiej życzliwości, trosce o innych, chęci samorealizacji, zaciekawieniu podobnym do dziecięcego pytania »dlaczego?«. To daje motywację do działania i gotowość do wyrzeczeń, bo przecież robimy coś, na czym nam zależy. W ten sposób znów wracamy do szacunku i miłości do siebie” – komentuje Anna Wantuła.
Przychodzą również takie chwile, gdy pojawiają się pokusy, by żyć radośnie i beztrosko, najlepiej już teraz, natychmiast, bez obowiązków, trudności. „Wtedy zatrzymuję się i zastanawiam nad tym, co mnie powstrzymuje od dotychczasowego realizowania swojej drogi. Być może inne ważne sprawy zajmują moje myśli, uczucia, energię wewnętrzną, jakieś konflikty stają się dominujące, problemy coraz bardziej uwierają. Wówczas daję sobie czas, by zająć się tym, co aktualne, utrzymując tylko minimalny poziom dotychczasowej dyscypliny. Staram się w takich momentach nie podejmować pochopnych decyzji, by czegoś ważnego nie zaprzepaścić, nie zniszczyć. Pozwalam sobie jednak na zatrzymanie, dlatego że działa-nie wbrew sobie, mocowanie się z sobą, kiedy brakuje nam energii, nie przyniesie dobrych rezultatów” – opowiada Anna Wantuła.
Gdy uczyłem się medytacji, zapytałem mistrza zen, co mam zrobić, gdy nie mam siły, ochoty ani czasu, by siedzieć przez godzinę dziennie na poduszce bez ruchu. Powiedział, żebym siedział pół godziny. A co wtedy, gdy naprawdę nie mam czasu, i naprawdę wszystko wydaje mi się bezsensowne, również medytowanie, dopytywałem. Zamknij oczy na minutę – powiedział – tylko na minutę, zachowasz wtedy dyscyplinę. Łatwo zmęczyć się tymi samymi czynnościami, rytuałami powtarzanymi dzień za dniem. „Ludzkie życie opierające się tylko na codziennej rutynie jawi się jako pułap-ka. Nie chcemy tego widzieć, więc nie zwracamy na nią uwagi.
Rano wstajemy i jemy śniadanie, ale nie zwracamy uwagi na śniadanie. Szybko i nieuważnie pijemy kawę i idziemy do pracy. Ale kiedy nie zwracasz uwagi, będziesz jeść śniada-nie na oślep, będziesz iść do pracy na oślep, będziesz jechać samochodem na oślep, będziesz iść spać na oślep. W końcu będziesz mieć dosyć tej codziennej rutyny” – pisze Dainin Katagiri w książce „You have to say something”. Od codziennego życia nie można uciec, można przez chwilę próbować je ignorować, ale to droga donikąd. Zdaniem Katagiriego należy żyć z szacunkiem do dyscypliny, dokładnie pośrodku codziennej rutyny, bez niszczenia jej, ale również bez przywiązywania się do niej. „Kiedy jest czas, żeby wstawać – to wstań” – radzi. „Nawet jeśli nie chcesz – po prostu wstań. To, że wstaniesz, uwolni cię od faktu, że musisz wstać”.
Czterdzieści lat później
Gdy Haruki Murakami miał szesnaście lat i nikogo nie było w domu, rozebrał się do naga, stanął przed dużym lustrem i obejrzał się od stóp do czubka głowy. Sporządził na tej podstawie listę swoich niedoskonałości, na przykład: za gęste brwi, dziwny kształt paznokci. Gdy dotarł do dwudziestej siódmej wady, zrobiło mu się niedobrze i zrezygnował. Doszedł do wniosku, że kiedy zacznie przyglądać się bardziej skomplikowanym obszarom, takim jak charakter, inteligencja czy wytrzymałość, lista będzie nieskończenie długa. To doświadczenie stało się „smutnym arkuszem kalkulacyjnym mojego życia, ukazującym, jak bardzo straty przewyższa-ją zyski. Teraz, jakieś czterdzieści lat później, gdy stoję nad brzegiem morza w czarnej pływackiej piance, w okularach pływackich na głowie i czekam na start triatlonu, wracają do mnie niespodziewanie tamte wspomnienia. (…) Za kilka minut przepłynę tysiąc pięćset metrów, przejadę na rowerze czterdzieści kilometrów i przebiegnę dziesięć. Co chcę tym udowodnić? Czym to się różni od napełniania wodą starego wiadra z małą dziurką na dnie?”.
Murakami, jak każdy z nas, uczył się metodą prób i błędów osiągać cele, dostawać od życia to, czego się chce, i od-rzucać to, co zbędne, bolące. W końcu wypracował własną definicję dyscypliny, która pomaga mu pokonywać triatlony, pisać bestsellery i radzić sobie z codziennością. „Gdy zaczyna się rozpoznawać własne wady i godzić z faktem niemal nieskończonej liczby niedoskonałości, najlepiej zająć się swoimi mocnymi stronami i nauczyć żyć z tym, co się ma. (…) Mój czas, miejsce, które zajmuję, mój zewnętrzny wygląd – wszystko to ma drugorzędne znaczenie. Dla biegacza takie-go jak ja liczy się tylko osiąganie o własnych siłach celu, który przed sobą stawiam. Poświęcam temu wszystko, wytrzymuję to, co trzeba wytrzymać, i jestem w stanie odczuwać na swój własny sposób satysfakcję”.