Globalne ocieplenie odczuwamy coraz dotkliwiej. Każdy rok jest rekordowo gorący, a i tak będzie chłodniejszy od następnego (w ciągu ostatniej dekady był tylko jeden wyjątek od tej reguły). W Kanadzie padł właśnie rekord ciepła – 49,5 stopni Celsjusza odnotowano w Lytton, miejscowości położonej na podobnej szerokości geograficznej co Kraków czy Rzeszów.
Żeby Ziemia przestała się nagrzewać, powinniśmy natychmiast przestać spalać paliwa kopalne. Jednak mimo ambitnych planów wielu państw, nie ma szans, by świat szybko zrezygnował z ropy i węgla. I to mimo że poziom dwutlenku węgla w atmosferze jest rekordowo wysoki.
Dlatego naukowcy rozważają rozmaite sposoby usuwania go z atmosfery, np. poprzez przyspieszanie wietrzenia skał. Jeszcze innym sposobem jest nawożenie oceanów. Badacze uważają, że gdyby udało się w jakiś sposób pobudzić do wzrostu roślinny plankton, usuwałby więcej dwutlenku węgla niż obecnie.
Centrum Naprawy Klimatu chce nawozić oceany
Brytyjscy uczeni z Centrum Naprawy Klimatu działającego przy Uniwersytecie w Cambrigde planują wysłanie trzech statków w różne miejsca globu. Mają zrzucić do wody zawierający żelazo piasek. Będzie to naśladować naturalne procesy, jakie zachodzą na przykład wtedy, gdy pył z Sahary opada do Atlantyku. Zawarte w piasku żelazo pobudza do wzrostu plankton.
Chodzi o to, żeby ten naturalny proces przyspieszyć. Po śmierci mikroorganizmy opadają na dno morskie, co sprawia, że dwutlenek węgla znika z obiegu. Badacze z Cambridge szacują, że można by w ten sposób usunąć z atmosfery 10 do 30 miliardów ton dwutlenku węgla rocznie. To dużo, zważywszy że każdego roku ludzkość produkuje 50 mld ton tego gazu.
Są badania, które wskazują, że nawożenie żelazem jest skuteczne – zaobserwowano, że przynajmniej połowa planktonu opada wtedy na głębokość kilometra. Można zatem założyć, że trafia na dno oceanu i wiąże dwutlenek węgla na miliony lat.
Przy okazji więcej planktonu oznacza więcej pożywienia dla innych organizmów. To pozwoliłoby uratować przełowione łowiska ryb.
Czy nawożenie oceanów w ogóle działa?
Nawożenie oceanów nie jest nowym pomysłem. W ramach naukowych badań na świecie przeprowadzono już kilkanaście eksperymentów mających sprawdzić jego skuteczność. Zmierzenie tego, ile dwutlenku węgla można w ten sposób usunąć z atmosfery, okazało się jednak trudne. Nie udało się też oszacować, jak zwiększy to zagrożenie zakwitami sinic, które wytwarzają groźne toksyny.
– To nie jest jeszcze wiarygodna technologia. Mimo eksperymentów nie wiadomo, ile można usunąć w ten sposób dwutlenku węgla ani jak długo pozostaje na dnie oceanu. Najnowsze szacunki wskazują na mierne 1 do 3 miliardów ton rocznie – mówi tygodnikowi „New Scientist” Rob Bellamy z Uniwersytetu Manchesterskiego.
Nawożenie oceanów, czyli geoinżynieria pod ścisłym nadzorem
Bellamy i jego zespół wiedzą, co mówią. W lutym tego roku opublikowali pracę o technologiach usuwania dwutlenku węgla. Wszystkie łączy to, że budzą niechęć opinii społecznej – uważane są za kontrowersyjne i ryzykowne. Oprócz tego powodują wiele praktycznych trudności. Na przykład kto miałby procesem rozrzucania żelaza w oceanach zarządzać?
O tym, że nie jest to wydumany problem, dowodzi historia z 2012 r. George Ross rozrzucił wtedy wokół kanadyjskich wysp Haida Gwaii 100 ton siarczku żelaza. Ross jest biznesmenem, a jego pomysł na biznes polegał na tym, by dzięki większej ilości planktonu zwiększyć liczbę łososi w łowiskach. A jeśli eksperyment się powiedzie, sprzedawać prawa do emisji dwutlenku węgla.
Rok później nawożenie oceanów zostało objęte konwencją londyńską, która zakazuje zanieczyszczania wód międzynarodowych. Zgodnie z prawem oceany można nawozić tylko do celów ściśle naukowych. I chyba lepiej będzie, gdy eksperymenty prowadzić będzie Uniwersytet w Cambridge niż prywatny biznesmen.
– Jeśli eksperymenty się powiodą, a dowiemy się tego po czterech latach, będziemy musieli dokonać szczegółowej analizy, czy nie miały skutków negatywnych skutków – podkreśla David King z Centrum Naprawy Klimatu, były doradca naukowy brytyjskiego rządu.
Źródła: New Scientist, Nature