Do dziś zdarza mi się budzić sensację, gdy w obecności nowopoznanych osób wyjmuję z kieszeni mój archaiczny telefon komórkowy. To Nokia 100, pozbawiona dostępu do internetu, aparatu fotograficznego, a nawet możliwości odbierania MMS-ów.
Krótko mówiąc – dumbphone, czyli głupi telefon. Oglądając świetny serial „Shtisel” dowiedziałem się, że według ortodoksyjnych Żydów jest to aparat koszerny – pozwalający na podstawową komunikację, ale nie kuszący nowoczesnym, multimedialnym światem.
Czy naprawdę potrzebuję smartfona? Dumbphone daje poczucie swobody
Mój koszerny telefon kupiłem trochę przez przypadek. Osiem lat temu nagle, w środku dnia posłuszeństwa odmówił mój wysłużony pra-smartfon Blackberry (kto dziś pamięta tę markę?). Wszedłem do sklepu i kupiłem najtańszy telefon, jaki znalazłem, by mieć jakikolwiek kontakt ze światem. Potem miałem się na spokojnie zastanowić, jaki smartfon wybrać.
Mijały jednak kolejne miesiące, bo przekonałem się, że tak naprawdę nie potrzebuję telefonu z dostępem do internetu. Koszerny dumbphone w zupełności mi wystarczał do rozmów i ewentualnie SMS-ów. Gdy potrzebowałem dostępu do sieci, zawsze mogłem sięgnąć po służbowego iPada. Ale dzięki temu, że zostawiłem w nim tylko niezbędne aplikacje i wyłączyłem większość powiadomień, przestałem być „ciągle online”. I poczułem się z tym lepiej.
Niedawno przekonałem się, że moje podejście jest bardziej typowe dla amiszów niż ortodoksyjnych Żydów. O tych pierwszych pisze Natalia Hatalska w swej nowej książce „Wiek paradoksów. Czy technologia nas ocali?”. Okazuje się, że amisze – wbrew powszechnemu stereotypowi – wcale nie są technofobami.
Podejście amiszów do technologii – zawsze zastanawiamy się i testujemy
Zamiast wszystko odrzucać z góry, po prostu ostrożnie podchodzą do nowych technologii. Sprawdzają je i zastanawiają się, czy będą dobre dla nich – zarówno dla poszczególnych osób, jak i dla wspólnoty. Np. większość amiszów nie korzysta z elektryczności tak jak my, ale mają latarki czy radia na baterie.
Podobnie podchodzą do nowych technologii. „Według nich posiadanie jest uzależniające (…), a jedną z podstawowych zasad świata amiszów jest to, aby nie być uzależnionym od świata. Na tej samej zasadzie nie posiadają telefonów domowych. Według nich jest to ingerencja w prywatne życie rodziny (…). Część z nich korzysta jednak z telefonów i komputerów w miejscu pracy” – pisze Hatalska.
Taka strategia może przydać się nam wszystkim. Zamiast bezkrytycznie rzucać się na nowinki, powinniśmy najpierw się zastanowić. Czy na pewno potrzebuję nowego gadżetu, który za pół roku może wylądować w szufladzie? Czy na pewno przyda mi się modna aplikacja, która będzie zbierać moje dane i zajmować mi niepotrzebnie czas? W epoce przesytu informacyjnego i nadmiernej konsumpcji każdy z nas powinien być trochę amiszem.