Nie byłam jedyna – z badań TNS OBOP sprzed kilku lat wynika, że choć największą radość podczas świąt Bożego Narodzenia sprawia nam przebywanie z bliskimi (tak deklaruje 47 proc. respondentów), to zmorą tego okresu są kłótnie i stres (dla 45 proc. badanych stanowią wadę większą niż wydatki). Jeśli o mnie chodzi, sama myśl o świętach sprawiała, że dostawałam gęsiej skórki.
Szybko nauczyłam się, że najlepiej przyjechać do domu w ostatniej chwili, bo wtedy rosła szansa, że na dobre pokłócimy się dopiero pierwszego dnia świąt po południu. W przeciwnym razie podekscytowanie ustępowało zniecierpliwieniu i poirytowaniu już w trakcie lepienia uszek. Ponieważ nikt z naszej dziewięcioosobowej gromadki nie był przyzwyczajony do przebywania z resztą przez kilkadziesiąt godzin na stosunkowo małej przestrzeni, źle przyprawiona ryba czy nie taki repertuar kolęd mogły uruchomić lawinę wzajemnych uszczypliwości i pretensji. Gdy więc dochodziliśmy do wspólnego obiadu drugiego dnia świąt, rzadko kto potrafił go zjeść bez ściśniętego żołądka. Pierwszy dzień po powrocie do pracy witałam z ulgą.
Plan dla rodziny
Przełom nastąpił pięć lat temu. Razem z siostrą jeszcze jesienią wpadłyśmy na pomysł, by rodzinę namówić do wypełnienia „kwestionariusza Prousta”, czyli zestawu pytań, który ponad sto lat temu krążył po europejskich salonach. Pierwszą okazją do wspólnego spotkania były właśnie święta, parę dni wcześniej przygotowałyśmy więc plik kartek, które wręczyłyśmy sceptycznie nastawionej rodzinie. Myślałyśmy, że ze wszystkim uwiniemy się w pół godzinki, tymczasem dyskusja tak się przedłużyła, że ledwo zdążyliśmy na pasterkę. Nikt się nie spodziewał (zwłaszcza ciocia), że wujek za największe szczęście uważa wolność, a tata – ku zdumieniu mamy – za swoją największą wadę uznał to, że nie umie śpiewać. Kwestionariusz Prousta stał się przebojem, a gdy dwa lata temu wypełnialiśmy go ponownie, wprowadziliśmy utrudnienie: wszystkie odpowiedzi były anonimowe, a my mieliśmy za zadanie zgadywać, kto ich udzielił.
Ponieważ w kolejnych latach wszyscy żądali świątecznych quizów, gier i innych atrakcji, w mojej siostrze i we mnie obudziła się dusza kaowca. Co roku całą rodziną a to rozwiązujemy krzyżówkę, w której hasła związane są z nami, a to gramy w kalambury dotyczące tego, co dla nas charakterystyczne. Zastanawiam się, jak długo potrwa ta sielanka, bo nie dość, że powstał rytuał, to zaczynam czuć presję, żeby było coraz fajniej i coraz ciekawiej, a przynajmniej nie gorzej niż przed rokiem.
„Taka sytuacja jest typowa. Podczas świąt łatwo wpadamy w pułapkę oczekiwań swoich i innych” – pociesza mnie Urszula Sajewicz-Radtke, psycholog ze Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Przede wszystkim chcemy, żeby Wigilia była „taka jak kiedyś”, a najlepiej taka jak w dzieciństwie, co przy skłonności do idealizowania przeszłości jest zgubne. Porównujemy się także z tym, co serwuje nam popkultura, a potem mniej lub bardziej świadomie dziwimy się, że nasze święta nie przypominają tych z komedii romantycznej „To właśnie miłość” albo z reklamy wigilijnego barszczu w proszku. „To najgorsze podejście, jakie możemy mieć. Nie jest malkontenctwem nastawienie się, że nie wszystko pójdzie idealnie. Że z pewnością jakiś prezent nie spowoduje wybuchu entuzjazmu i że na pewno znajdzie się ktoś, kto do smaku zupy grzybowej będzie miał sporo zastrzeżeń i nie omieszka się nimi podzielić. Lepiej od razu wiedzieć, że nie ma w tym nic niezwykłego” – uśmiecha się Sajewicz-Radtke.
Ma ona patent na to, jak przy wigilijnym stole uniknąć kłótni i niepotrzebnych dyskusji. „Ponieważ zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał inne zdanie i będzie go bronił jak niepodległości, lepiej stłumić w za-rodku potencjalnie drażliwą dyskusję. Podczas Wigilii najlepiej sprawdzają się rozmowy o tym, co dobre w naszej rodzinie. Jeśli więc w ciągu ostatniego roku wydarzyło się coś ważnego, na przykład odbył się ślub czy urodziło dziecko, możemy namówić na podzielenie się podobnymi wspomnieniami przedstawicieli różnych pokoleń. To doświadczenie, które potem pamięta się latami” – zachęca psycholożka z Uniwersytetu SWPS.
Przestrzega jednak: „Nie możemy zakładać, że przygotowana przez nas wieczerza będzie jednym wielkim cudem, bo na pewno nie będzie”. I ma na to jedną podstawową radę: zredukować listę rzeczy do zrobienia o połowę i wrzucić na luz.
Limit prezentów
Planowanie świąt powinno się odbyć z miesięcznym wyprzedzeniem. „Wspólnie z rodziną warto się zastanowić, które potrawy wigilijne mają dla nas wyjątkowe znaczenie i naprawdę wszystkim smakują, a które przygotowujemy tylko dlatego, że taka jest tradycja. Poza tym nic się nie stanie, jeśli część jedzenia kupimy, zamiast spędzać całe dnie w kuchni tylko dlatego, że tak robiono w czasach, gdy życie codzienne wyglądało zupełnie inaczej” – radzi Urszula Sajewicz-Radtke. Podobnie jest z prezentami. „Zostawianie zakupów prezentów na ostatnią chwilę nieuchronnie kończy się koszmarem. Dużo lepiej gromadzić upominki dla bliskich stopniowo, gdy akurat znajdziemy coś, co sprawi im radość. Takie rzeczy spokojnie mogą poczekać na dnie szafy do 24 grudnia, a my unikniemy przeklinania wszystkiego i wszystkich podczas wielogodzinnych tournée po sklepach” – radzi psycholożka.
Przestrzega również przed zasypywaniem dzieciaków zabawkami. „Gdy kilkulatek nagle dostaje ich całą masę, nie wie tak naprawdę, co z nimi zrobić. Nie umie bawić się wszystkimi naraz, a to prowadzi do zgrzytów wśród obdarowujących dorosłych” – tłumaczy. Według Sajewicz-Radtke najlepiej zobaczyć, iloma rzeczami jednocześnie bawi się dziecko i ustalić wspólnie z rodziną, że na gwiazdkę dostanie nie więcej niż jeden prezent ponad liczbę zabawek, którymi zwykle się bawi. Ważne jest również nieorganizowanie dziecku ciągłych rozrywek. „Niech ma szansę się ponudzić, pobyć samodzielne. W dłuższej perspektywie największym prezentem dla niego będzie pozwolenie, by samo sobie zagospodarowało czas, nawet jeśli oznaczać to będzie wielogodzinne siedzenie przed komputerem czy telewizorem. Dzięki temu możemy zobaczyć, co nasze dziecko tak naprawdę lubi oglądać” – przekonuje Sajewicz-Radtke.
Nie zszywaj patchworku
Planowanie ze sporym wyprzedzeniem powinno dotyczyć także tego, kogo i kiedy odwiedzamy. To istotne zwłaszcza wtedy, gdy małżonkowie pochodzą z różnych miast. „Oczywiście najlepiej takie sprawy ustalić jeszcze przed ślubem, ale kilkumiesięczne wyprzedzenie też powinno wystarczyć. Najważniejsze, by decyzje nie zapadały dopiero wtedy, gdy ogarnął nas świąteczny nastrój, bo w takim wypadku sprzeczki mamy jak w banku” – mówi Sajewicz-Radtke. Opracowanie logistyki jest szczególnie trudne w przypadku tak zwanej rodziny patchworkowej, w której rozwiedzeni rodzice, którzy pozakładali nowe związki, oczekują, że to właśnie z ich rodziną dzieci powinny zasiąść przy wigilijnym stole.
W takiej sytuacji do niedawna była Agnieszka, dla której trzy dni świąt zmieniały się w planowane z miesięcznym wyprzedzeniem przedsięwzięcie logistyczno-transportowe w celu objechania Polski naokoło w 80 godzin. „My z mężem pod Warszawą, teściowie w Gdyni, rozwiedzeni rodzice ze swoimi nowymi rodzinami w wielkopolskim Lesznie. Do obskoczenia mieliśmy 350 kilometrów w każdą ze stron” – opowiada, uśmiechając się, że święta przez wiele lat mijały jej na nieustannym, dyskretnym spoglądaniu na zegarek i tłumaczeniach, że „naprawdę posiedzielibyśmy jeszcze, ale tam już na nas czekają”. Przez lata wypracowała rozwiązania konieczne do zminimalizowania stresu: „Żeby nie prowokować ojca do złośliwych uwag, udajemy, że nigdzie się nam nie spieszy (»mamuśka pewnie już was wypatruje«) i jemy w miarę obficie (»no tak, mamuśka już tam pewnie się szykuje, żeby was utuczyć jak gęsi«).
Na szczęście dzieci sprawiają, że koncentrujemy się na zabawie kucykami, składaniu nowego toru dla wyścigówek i ratowaniu choinki przed stratowaniem. Wieczorem (dyskretnie nie odbierając kolejnych poganiających telefonów od mamy) przemieszczamy się do mamy, taty (ojczyma) i przyrodniego brata z drugiego małżeństwa mojej mamy. Tu już przy wejściu witają nas pełne wyrzutu spojrzenia (»nie chcieli was wypuścić«), a jeśli nasze już napchane żołądki odmawiają posłuszeństwa, możemy jeszcze usłyszeć »lepiej was karmili?«. Na szczęście na tym zwykle niedogodności się kończą, po kolacji tata wyciąga gitarę i czas do pasterki mija nam na kolędach.
Po śniadaniu pakujemy auto i razem z rodzicami odwiedzamy jeszcze siostrę mamy z rodziną i babcię. Po kawie i wymianie prezentów odpalamy auto i spędzamy resztę pierwszego święta w drodze do Gdyni. Drugie święto u babci i rodziców męża na szczęście odbywa się bez zbędnych wojaży – cała rodzina gromadzi się przy jednym stole, a święta z operacji logistycznej zmieniają się w dyplomatyczną z cyklu: o czym rozmawiać przy świątecznym stole, żeby wujek (klerykalna prawica) nie wdał się w zbyt gorącą dyskusję z moim antyklerykalnym lewicującym mężem. Po takich świętach potrzebujemy zwykle kilku dni, by odpocząć”.
Kilka lat temu, gdy urodziła im się córka, postanowili, że koniec ze świętami w samochodzie. „Stwierdziliśmy, że gra nie jest warta świeczki. Na szczęście od rodziców małego dziecka nikt już nie wymaga, by pojawiali się wszędzie, a wręcz dziadkowie, stęsknieni za wnuczką, chętniej mobilizują się, by to nas odwiedzić. Nasze zeszłe święta spędziliśmy we własnym nagrzanym kominkiem domu, w towarzystwie babci męża i mojej mamy z rodziną, która nadciągnęła w drugi dzień świąt. Ojca z rodziną odwiedziliśmy jeszcze w mikołajki, a teściów po Nowym Roku. Nigdzie się nie spieszyliśmy i wszędzie byliśmy co najmniej trzy dni. I o dziwo, tym razem wszyscy z takiego rozwiązania byli zadowoleni” – nie ma wątpliwości Agnieszka, która powtarza to, co radzi ekspertka z Uniwersytetu SWPS: nie warto się spinać.
Kwestionariusz Prousta
Wypełniamy co kilka lat z rodziną, a stare wersje przechowujemy i porównujemy.
1. Główna cecha mojego charakteru:
2. Cechy, których szukam u mężczyzny:
3. Cechy, których szukam u kobiety:
4. Co cenię u przyjaciół:
5. Moja główna wada:
6. Moje ulubione zajęcie:
7. Moje marzenie o szczęściu:
8. Co wzbudza we mnie obsesyjny lęk:
9. Kim chciałbym być, gdybym nie był tym, kim jestem:
10. Kiedy kłamię:
11. Słowa, których nadużywam:
12. Ulubieni bohaterowie literaccy:
13. Ulubieni bohaterowie życia codziennego:
14. Dar natury, który chciałbym posiadać:
15. Obecny stan mojego umysłu:
16. Błędy, które najłatwiej wybaczam: