Czytasz w Internecie bzdury na temat szczepień? Lekarze słyszą je na co dzień
Śledzenie ruchów dezinformacyjnych to część mojej pracy, ale też po części bardzo nietypowe hobby. Śledzę głównie ruchy osób walczących z sieciami komórkowymi, ale od nich do antyszczepionkowców jest praktycznie rzut beretem. W końcu 5G i szczepionka to dla wielu wspólny wróg. Wystarczy wejść na jedną z niezliczonych grup na Facebooku, kanałów na Telegramie czy kanałów na YouTubie, aby przenieść się do kompletnie innego świata. Świata, w którym rządzi fantastyka, ale przyznaję, że jest to dla mnie wyłącznie świat, jaki znam głównie z Internetu i ulicznych demonstracji. Dlatego też przyznaję, że nieco się zdziwiłem, bo jak się okazuje, lekarze z teoriami z sieci spotykają się na co dzień.
Do POZ przychodzą różni pacjenci, z różną wiedzą. Wiedza często pochodzi z Google. Wiele osób wierzy w to, co jest napisane w Internecie. Trudno jest odsiać rzeczy istotne od nieistotnych. W przypadku szczepień dzieci bardzo często powtarza się autyzm, utrata słuchu, lepiej, żeby przechorowało, zrobimy ospa party, nie szczepię, bo ja się nie szczepię, nie wierzę, nie chcę, w szczepionkach jest rtęć, abortowane płody… Szczepienia są odkładane na później, bo dziecko nie choruje, nie chodzi do żłobka, przedszkola. Szczepienia się odwlekane, bo może dziecko zachoruje i już nie będzie trzeba go szczepić. – wylicza Joanna Mieszalska, Centrum Medyczne warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Dla niektórych z nas mogą to być tylko niegroźni płaskoziemcy, ale taka jest codzienna rzeczywistość polskich lekarzy. Którzy z jednej strony zmagają się z powielanymi teoriami, z drugiej nie do końca mają narzędzia i umiejętności do walki z dezinformacją, z trzeciej nie mają odpowiedniego wsparcia ze strony państwa, a na koniec z czwartej, muszą się zmagać nierzadko groźbami karalnymi za to, że rzetelnie wykonują swoją pracę. Czyli szczepią dzieci.
Czytaj też: “Zrestartowali” narządy 300 osób. Serca nie pochodziły od żywych
Czy w Polsce jest aż tak źle z wiedzą na temat szczepień?
W zasadzie to nie. Jest gorzej. Udowadnia to raport Stosunek mieszkańców Polski do szczepień ochronnych z uwzględnieniem podziałów ekonomicznych, społecznych i gospodarczych stworzony w ramach programu Med vs Fake. Badanie przeprowadzono w 2021 roku wśród osób w wieku 15-39 lat. Wynika z niego m.in., że według ponad 31% badanych szczepionki dla dzieci nie są bezpieczne. Spośród nich 67% uważa, że szczepionki mogą wywoływać autyzm, 65%, że obniżają naturalną odporność dziecka, 62%, że szczepienia mogą wywołać powikłania, a według 63% dziecko powinno przechorować chorobę i wyjdzie na tym najlepiej. Skąd takie informacje? Oczywiście, że z Facebooka, w zdecydowanej większości.
Tutaj jednak jest pewna ciekawostka, bo badania pokazują, że antyszczepionkowcy paradoksalnie do końca wierzą w to, co czytają na Facebooku. Grupy dyskusyjne traktują często jako okazję wygadania się i wyrażenia własnych poglądów. Dzięki temu czują się wysłuchani.
Efekt jest taki, że w latach 2010-2020 pełna wyszczepialność dzieci spadła z 99 do 92%, ale dzisiaj są to bardzo nieaktualne dane, lecz niestety jedyne, jakimi dysponujemy. Z danych GIS wynika, że w 2018 roku niezaszczepionych zostało 38 416 dzieci. W 2022 roku już 68 789. To dramatyczne liczby, które stale rosną.
Czytaj też: Alergia na pyłki coraz groźniejsza. Jedna tabletka może nie wystarczyć
Jak walczyć z antyszczepionkową dezinformacją? Nie da się, ale można przekonać nieprzekonanych
Lekarze są zgodni co do tego, że próby przekonywania antyszczepionkowców są stratą czasu. Co potwierdzają specjaliści z zakresu psychologii, którzy brali udział w konferencji “Nauka jako remedium na dezinformację”. W tym przypadku jest to niewykonalne, bo z jednej strony mamy lekarza, który posługuje się wiedzą i faktami. Z drugiej mamy osobę, która posługuje się własnymi przekonaniami. Wiedza i fakty w starciu z przekonaniami nie mają najmniejszych szans. Zdaniem specjalistów wiara w teorie spiskowe nie podlega modyfikacji.
W takim razie, kogo przekonywać? Zdecydowanie osoby, które się wahają i tu pojawia się problem, bo trzeba wiedzieć, jak to zrobić. Lekarze mówią wprost, że brakuje im do tego umiejętności miękkich. Studia medyczne nie uczą ich tego, jak rozmawiać z ludźmi i przekazywać im posiadają wiedzę. Jednym z pomysłów podzieliła się w trakcie konferencji dr Paulina Mularczyk-Tomaszewska z warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Sama promocja szczepień to za mało. Nie wystarczy mówić, że szczepienia są dobre, bo są dobre i działają. Pacjenci potrzebują kompleksowej edukacji i warto im mówić, że u dziecka może faktycznie pojawić się coś takiego jak NOP (Niepożądany Odczyn Poszczepienny). Przy czym NOP NOP-owi nierówny. Jest nim choćby zaczerwienieni w miejscu ukłucia, czy podwyższona temperatura. Lekarz powinien poinformować rodziców przed szczepieniem, że taka reakcja może się pojawić, że takie rzeczy się zdarzają i poinstruować, jak należy się w takiej sytuacji zachować.
Inną metodą promocji szczepień jest pokazywanie skutków nieszczepienia dzieci. A to nie tylko choroby, które dziecko prawdopodobnie przejdzie o wiele poważniej, niż po szczepieniu. To też ryzyko przyniesienia choroby do domu. Zarażenia domowników, uziemienia rodziców na zwolnieniu lekarskim. Można też pójść na całość i wychodząc nieco naprzeciwko działaniom antyszczepionkowców, oprzeć kampanie informacyjne na strachu. Pokazać w nich jak wygląda np. przebieg choroby polio u dziecka. Zdaniem specjalistów taka kampania przyniesie skutek, ale będzie miała krótkoterminowe działanie, o ile nie będzie kontynuowana. Podczas konferencji padło ciekawe zdanie – aby kampania przyniosła długoterminowy skutek, trzeba cały czas, sukcesywnie podmieniać straszak.
Czytaj też: 5500 dzieci przez lata żyło w niewiedzy. Mają choroby genetyczne, jakich wcześniej nie znano
Taki straszak może zadziałać, co paradoksalnie pokazują dobitnie działania antyszczepionkowców w trakcie pandemii. Pamiętacie szczepienia przeciwko Covid-19? Jak ludzie mieli od nich masowo umierać, chorować i co tylko przyjdzie Wam do głowy? Z antynaukowego przekazu wynikało, że mówimy o ogromnych liczbach, więc zestawmy je z praktyką. W Polsce wykonano ponad 60 mln szczepień przeciwko Covid-19. Na 60 mln szczepień zgłoszono 18 tys. NOP-ów. Z czego 16 tys. to były NOP-y lekkie i wśród nich była np. podwyższona temperatura ciała, czyli normalna reakcja organizmu. Do końca 2022 roku do Rzecznika Praw Pacjenta wpłynęło ponad 1400 wniosków o odszkodowanie za powikłania po szczepieniu. A było po co się zgłaszać, bo do zgarnięcia były odszkodowania w wysokości 100 tys. złotych. Warunkiem była hospitalizacja trwająca co najmniej dwa tygodnie (łącznie, nie musiały to być dwa tygodnie ciągiem) lub wstrząs anafilaktyczny. Z owych 1400 wniosków ponad 75% w ogóle nie dotyczyło NOP-ów, a dolegliwości nie miały związku ze szczepieniem. Najczęściej dotyczyło to osób w wieku 61-70 lat. Z kolei zgłaszane wstrząsy anafilaktyczne były głównie wynikiem niedokładnej dokumentacji i mylono je np. z typowymi reakcjami stresowymi. Z pozostałej liczby najwięcej faktycznych powikłań stwierdzono u osób w wieku 31-40 lat, a u 22 osób stwierdzono zespół Guillaina-Barrego. Są to bardzo małe liczby na tle 60 mln szczepień u ponad 22 mln osób, a mimo wszystko antyszczepionkowcom udało się zbudować na nich ogromną kampanię dezinformacyjną.
Czy w takim razie na podobnej zasadzie straszaka da się zbudować pozytywną kampanię informacyjną? Na pewno warto spróbować, a za najlepsze podsumowanie konferencji niech posłuży zdanie wypowiedziane w trakcie trwania wydarzenia:
Potrafimy wydać potężne pieniądze na PR polityczny. Nie umiemy ich wydać na PR zdrowotny. – prof. dr hab. n. med. Bolesław Smoliński.