Focus: Od czego się właściwie zaczęło twoje projektowanie?
Kamil Łabanowicz: Od rysowania oczywiście. Najpierw szkicowałem ludzi, takie wielkie głowy z wystającymi rękami. Potem pojawiły się pierwsze obrazki aut. W końcu wylądowałem na kursie rysunku. Tyle że to mnie szybko zmęczyło, bo ja chciałem tworzyć samochody, a tu było ciągłe malowanie martwych natur. Dużo pracowałem więc w domu – lubiłem przerysowywać samochody ze zdjęć, choć prawdę mówiąc, słabo mi to wtedy wychodziło.
Focus: Później była architektura?
K.Ł.: Nie tak szybko! Nie miałem zielonego pojęcia, co i gdzie studiować, a wtedy nie było jeszcze internetu. Co prawda, o projektantach samochodów czytałem jakieś wzmianki w tygodniku „Motor ”. Zdecydowałem się jednak na architekturę na Politechnice Ślaskiej. W czasie studiów dużo rysowałem w domu, zacząłem też projektować pierwsze modele w 3D. To zasługa taty, który – gdy miałem 15–16 lat – przyniósł mi komputer. Przełom nastąpił w 2002 roku. Dowiedziałem się wtedy, że Wojtek Sierpowski (znany dziennikarz motoryzacyjny, juror konkursu „Car of the Year”) organizuje Design Forum, czyli taki konkurs i warsztaty dla rysowników amatorów. Udało mi się, wygrałem jeden z konkursów – „Sen o Warszawie” – chodziło o nowoczesną interpretację samochodu Warszawa. Pomyślałem, że nie jest ze mną najgorzej, i że trzeba iść za ciosem. Znalazłem konkurs międzynarodowy „Style Italiano Giovanni” na projekt włoskiego samochodu – zająłem trzecie miejsce. Potem był… kolejny konkurs na nową twarz Kia organizowany przez ludzi z ich ośrodka stylu. Zabawne, że w tym czasie jeździłem pierwszą Kią Rio.
Focus: Wygrałeś?
K.Ł.: Tak i dostałem się do szkoły na praktyki, na takie, powiedzmy, studia podyplomowe. Przerwałem naukę na architekturze na rok i w Mediolanie zacząłem się uczyć prawdziwego projektowania samochodów. Szkoła gwarantowała kontakt z designerami bezpośrednio z Volkswagena i Audi. Odbywałem m.in. spotkania z samym Walterem de Silvą (słynny włoski designer – przyp. red.). Po prezentacji dyplomów Audi zatrzymała dwóch z nas na praktyki – jednego człowieka do projektowania wnętrz i mnie do pracy nad tym, jak samochód wygląda z zewnątrz.
Focus: A jak to się stało, że zostałeś szefem jednej z komórek projektanckich w Audi?
K.Ł.: Już po praktykach dostałem propozycję pracy w Audi. Musiałem jednak wrócić do Polski, żeby podgonić dyplom i zdobyć oficjalne pozwolenie na pracę. W końcu spiąłem wszystko i pojechałem do Niemiec. Dziś mój zespół liczy cztery osoby. W sumie w całym studiu pracuje nas około trzydziestu. Przy projektowaniu wnętrz pracuje więcej, bo to jednak bardziej skomplikowane.
Focus: Ile trwa projektowanie nowego samochodu?
K.Ł.: Mniej więcej 5–6 lat od pierwszych rozmów i szkiców.
Focus: Wcześniej mówiłeś, że szokowało cię tempo projektowania?
K.Ł.: W Audi jesteśmy do bólu skrupulatni i dlatego ten proces jest tak długi. Sporo zabawy dostarcza też żonglerka z inżynierami. Nazywamy to po swojemu: masowaniem. W sumie nawet fajne porównanie, bo głównie pracujemy w glinie – „masujemy” ją, żeby dopieścić szczegóły i zbliżyć naszą wizję do wymagań konstruktorów. Cały samochód to siatka połączonych punktów, dodam – logicznie połączonych. Jak się coś zmienia z przodu, musi mieć to odzwierciedlenie także w tylnej części. Trzeba ją wtedy odpowiednio „domasować”.
Focus: Skupmy się na twoim stylu. Cenisz minimalizm?
K.Ł.: Tak. Dlatego właśnie lubię Audi z jego charakterystycznymi elementami, np. wyraźnym grillem czy światłami. Usiłuję oddać charakter auta. Im jednak prostsze formy, tym zadanie robi się trudniejsze. Minimalistyczny styl stosuję nie tylko w samochodach, ale również w architekturze. Równolegle bowiem pracuję nad projektem nowoczesnego domu o nazwie „EDOMI”. To pierwszy chyba na świecie przypadek, kiedy w tym samym czasie powstaje dom projektowany przez stylistę samochodowego oraz samochód projektowany przez architekta. I jest to ta sama osoba.
Focus: Który z twoich projektów lubisz najbardziej?
K.Ł.: Audi E-tron Quattro. Niedawno oglądałem ten wóz w normalnym świetle, a nie – jak wcześniej – w hali. Ciekawe do- świadczenie, bo grę świateł widać właśnie na ulicy. Projektujemy przecież nie na targi, ale dla ludzi! Podoba mi się tył i reflektory tego audi, są bardzo charakterystyczne. Może bym tylko przód jeszcze bardziej „domasował”? No, dobra, żartuję. To naprawdę ładne auto.
Focus: Skąd czerpiesz inspiracje?
K.Ł.: Między projektami architektonicznymi (jak mój koncept EDOMI) a projektami samochodów jest pewna żonglerka pomysłów. Jedne pomysły mogą działać inspirująco na drugie. Sam najchętniej szukam inspiracji w dynamice i lekkości. Mam skrzynkę na rysunki – dużo rysuję i jeszcze więcej tam odkładam. Ostatnio wystarczyło tylko tam sięgnąć, uaktualnić i miałem coś gotowego do pokazania. W mojej pracy są tacy, którzy długo dopracowują jeden szkic. Inni, jak ja, wolą zrobić 500 rysunków. Wszystkie są czarno-białe i dopiero gdy jestem czegoś pewny, kończę w kolorze.
Focus: Co denerwuje designera w obecnej motoryzacji?
K.Ł.: Superzachowawcze projekty firm, które mogą sobie pozwolić na rozwój, a tego nie robią. Przestaję już odróżniać kolejne modele, bo wszystkie wydają się takie same. Mówimy u nas, że to jest taki „generic design”, czyli że zostały wygenerowane przez komputer. Tymczasem w mojej firmie chcemy pamiętać o tradycji, która nas do czegoś zobowiązuje. Ci inni, którzy takich ambicji nie mają, stawiają na pospolity design, choć mogliby poszaleć. Kompletnie tego nie kupuję.
Rozmawiał: Rafał Jemielita/Playboy