Hasło „cukier krzepi”, wymyślone przez Melchiora Wańkowicza, nabiera dziś gorzkiego posmaku. Nasz organizm potrzebuje węglowodanów, w tym także tych łatwoprzyswajalnych, które są znakomitym źródłem energii. Glukoza to dla nas podstawowa „waluta energetyczna” – potrafimy ją wyizolować z prawie każdego pokarmu, w tym z innych cukrów (np. z sacharozy, która jest połączeniem glukozy i fruktozy). Ale gdy tej energii mamy za dużo, zaczynamy gromadzić ją na zapas.Tak więc tak – cukier krzepi, ale tylko na chwilę, a potem trzeba radzić sobie z jego groźnymi konsekwencjami.
Oczywiście w postaci tłuszczu, którego potem trudno się pozbyć i który wpędza nas w choroby takie jak miażdżyca, nadciśnienie czy cukrzyca. „W tej dziedzinie fruktoza jest bezkonkurencyjna. Nasz organizm przerabia ją na tłuszcz z zadziwiającą szybkością, a gdy już zacznie, trudno ten proces spowolnić” – mówi dr Elizabeth Parks z University of Texas Southwestern Medical Center.
A przed fruktozą trudno dziś uciec. Możemy ją znaleźć (w formie sacharozy albo syropu glukozowo-fruktozowego) praktycznie wszędzie: w napojach gazowanych, cukierkach, ciastach, jogurtach, a nawet w chlebie, keczupie czy dressingu do sałatek. Z opublikowanego pięć lat temu raportu prof. Grażyny Cichosz z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie wynika, że obecnie przeciętny Polak zjada 50–70 kg cukru rocznie, czyli około dziesięciokrotnie więcej niż nasi dziadkowie.
Spis treści:
- Galopująca cukrzyca, czyli jak słodycze rujnują nasze zdrowie już od najmłodszych lat
- Syrop nas przestawia, czyli jak testowano cukier na zwierzętach
- A brzuch rośnie… Niebezpieczeństwa otyłości
- Woda zamiast soku – reklamy, które kłamią
- Fruktoza – portret zabójcy, czyli poznaj swojego wroga
- Nie słodzisz – pożyjesz, czyli zdrowe nawyki do wdrożenia
Galopująca cukrzyca
Słodycze weszły do naszego jadłospisu na stałe i są w nim obecne od najmłodszych lat. Tymczasem właśnie wtedy mogą wyrządzić najwięcej szkód. Dowiodły tego badania uczonych z University of Southern California w Los Angeles, którzy postanowili wziąć pod lupę otyłe dzieci pochodzenia latynoskiego. Najpierw odpytali je, co jadły i piły w ciągu ostatnich trzech dni. Następnie trafiły do uniwersyteckiego ośrodka badawczego, gdzie dostały obiad, potem wieczorną przekąskę i poszły spać. W ten sposób zostały odizolowane od słodkich pokus czyhających na nie w domu, które mogłoby zafałszować wyniki badań. Potem badacze wykonali u dzieci próbę obciążenia glukozą – badanie pokazujące, jak organizm radzi sobie z dużą ilością cukru.
Normalnie w takich warunkach komórki wysp trzustkowych produkują insulinę, pod której wpływem glukoza jest transportowana do komórek. Jednak u dzieci, które przyznały się do regularnego zjadania dużej ilości słodyczy, poziom tego hormonu był niepokojąco niski. Najgorzej wyglądało to w przypadku tych, które piły dużo słodzonych napojów gazowanych czy soków owocowych. Mechanizm biologiczny jest tu bardzo prosty. Im więcej słodyczy dostarczamy organizmowi, tym więcej nasza trzustka musi wytwarzać insuliny. Po pewnym czasie ta harówka tak ją wyczerpuje, że produkcja hormonu zaczyna spadać. To właśnie dzieje się w zaawansowanej cukrzycy typu 2.
Kalifornijscy naukowcy nie dociekali, z jakim rodzajem cukru miały do czynienia badane przez nich dzieci. Tymczasem ma to fundamentalne znaczenie, ponieważ wiele wskazuje na to, że mogło chodzić o fruktozę.
Syrop nas przestawia
Dowiedli tego uczeni z University of Cincinnati, którzy postanowili sprawdzić, jak słodzone napoje wpływają na laboratoryjne myszy. Część z nich oprócz normalnego jedzenia dostawała do picia wodę, druga grupa – wodę z fruktozą, zaś u trzeciej rolę słodzika pełnił syrop glukozowo-fruktozowy uzyskany z kukurydzy. Surowiec ten jest powszechnie stosowany w przemyśle spożywczym od ok. 30 lat – a wtedy właśnie mieszkańcy Zachodu zaczęli tyć na potęgę – i prawie w połowie składa się z czystej fruktozy.
Jak się okazało, zwierzaki pojone wodą z dodatkiem tego cukru tyły na potęgę i to nawet wtedy, gdy naukowcy zmniejszyli im znacznie porcje pożywienia. Pod koniec eksperymentu miały w swych ciałach o 90 proc. tłuszczu więcej niż te pijące czystą H2O. Dzieje się tak, ponieważ fruktoza „przestawia” cały metabolizm organizmu na produkcję tłuszczu. Z badań prowadzonych przez dr Elizabeth Parks z UT Southwestern Medical Center wynika, że jeśli rano wypijemy słodzony tym cukrem napój, nasz organizm przerobi na tkankę tłuszczową nie tylko pożywienie ze śniadania, ale i z obiadu, choć teoretycznie nie jest to konieczne!
A brzuch rośnie…
Najgroźniejsze jest jednak to, że fruktozę przetwarzamy na najgorszy rodzaj tłuszczu – ten gromadzący się wokół narządów wewnętrznych. Wskazują na to eksperymenty Petera Havla z University of California w Davis. Wzięła w nich udział 33-osobowa grupa dorosłych cierpiących na nadwagę lub otyłość. Najpierw przez pół miesiąca karmiono ich zgodnie z zasadami zdrowego żywienia, a potem na 10 tygodni przestawiono na dietę, w której 25 proc. potrzebnej do życia energii pochodziło albo z glukozy, albo z fruktozy. Wszyscy badani utyli średnio półtora kilograma. Ale tylko ci, którzy byli „słodzeni” fruktozą, mieli niepokojące objawy: podwyższony poziom trójglicerydów we krwi (świadczy to o nadmiarze tłuszczów w organizmie), więcej tkanki tłuszczowej w obrębie brzucha, a także mniejszą wrażliwość tkanek na insulinę.
Co więcej, fruktoza powoduje też spadek wrażliwości organizmu na leptynę – jeden z hormonów sytości. Mówiąc w dużym uproszczeniu, im nasze ciało produkuje go więcej, tym mniej jemy, a nasza „zapasowa” tkanka tłuszczowa się kurczy. Badania naukowców z University of Florida wykazały, że odporność na leptynę u ssaków rozwija się właściwie niezauważalnie. Szczury karmione przez pół roku żywnością z dodatkiem fruktozy nie przytyły, miały za to wysoki poziom trójglicerydów we krwi. Po podaniu im dodatkowej leptyny, która powinna pozbawić je apetytu, jadły jak dawniej. Natomiast kiedy przestawiono je na wysokokaloryczną dietę, obżerały się o wiele bardziej niż szczury, które nie miały do czynienia z fruktozą. Naukowcy przypuszczają, że nadmiar trójglicerydów blokuje leptynie dostęp do mózgu, przez co ten nie wie, że powinien wysłać sygnał „przestajemy jeść”.
Woda zamiast soku!
W reklamach, a nawet współczesnych bajkach dla dzieci od lat przewija się hasło, jakoby soki owocowe były źródłem zdrowia i dobrego samopoczucia. Po części jest to prawda – szczególnie gdy soki są świeżo wyciskane. „Owoce zawierają naturalny cukier – fruktozę, która razem z innymi korzystnymi dla zdrowia składnikami podnosi ich kaloryczność, ale nie wywołuje u zdrowych dzieci żadnych szkód” – mówi doc. dr hab. med. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodnicząca Rady Promocji Zdrowego Żywienia Człowieka.
Gorzej, kiedy soki są dodatkowo sztucznie dosładzane sacharozą albo syropem glukozowo-fruktozowym. Ten ostatni można znaleźć w podanym drobnym druczkiem składzie większości napojów gazowanych. Jedna szklanka może wówczas zawierać ponad 20 proc. naszej dziennej dawki cukrów prostych, uznawanej za bezpieczną według obowiązujących norm. A przecież napoje to nie jedyne źródło cukru w diecie.
Dlatego specjaliści radzą, by zrezygnować ze słodzenia herbaty czy kawy, a także wszelkich słodkich napojów, batoników czy żelków. „Od małego trzeba uczyć dzieci niesłodzenia, dawać im do picia wody obojętne smakowo, najlepiej mineralne” – radzi dr Kozłowska-Wojciechowska. A słodkości? Nie zaszkodzą, póki będą deserem po obiedzie – nigdy jednak nie powinny zastępować jakiegokolwiek posiłku.
Fruktoza – portret zabójcy
Chemicznie cukier ten jest bardzo podobny do glukozy – ma taki sam wzór chemiczny (C6H12O6), ale inną strukturę. Dlatego ma odmienne właściwości, np. jest znacznie słodsza od innych naturalnie występujących cukrów (dwukrotnie w porównaniu z glukozą i 1,73 razy w porównaniu z sacharozą, czyli cukrem stołowym). Z tego powodu fruktoza często jest polecana jako „niskokaloryczny” słodzik dla cukrzyków czy osób odchudzających się.
Należy jednak pamiętać o tym, że ten cukier z łatwością jest zamieniany na tłuszcz przez enzymy wątrobowe, a na ten proces w żaden sposób nie wpływa insulina. Co więcej, duże ilości fruktozy mogą prowadzić do biegunki (wiedzą o tym rodzice dzieci, które piją dużo słodkich soków, np. jabłkowych). Dużo „czystej” fruktozy zawierają niektóre owoce (winogrona, jabłka, gruszki) oraz miód. W pozostałych słodkich pokarmach występuje ona w połączeniu z glukozą, czyli jako sacharoza. Ten dwucukier jest szybko trawiony i wchłaniany w górnym odcinku jelita cienkiego.
Nie słodzisz – pożyjesz
Choć glukoza jest paliwem napędowym naszego organizmu, wcale nie potrzebujemy jej dużo. Z badań wynika wręcz, że drastyczne ograniczenie spożycia tego cukru wydłuża życie. Tak było przynajmniej w przypadku nicieni Caenorhabditis elegans (ulubionych „królików doświadczalnych” biologów), którym taką dietę zafundował prof. Michael Ristow z Friedrich-Schiller-Universität w Jenie. Robaki, którym uczony podał substancję blokującą metabolizm glukozy, żyły o 20 proc. dłużej. Przy okazji prof. Ristow zauważył też, że w organizmach C. elegans powstawało wówczas więcej niż zazwyczaj szkodliwych wolnych rodników. Jednak robaki błyskawicznie neutralizowały to zagrożenie – zupełnie tak, jakby niedobór glukozy pobudzał je do walki.