Mózg tego człowieka pokrojono na 2401 kawałków, czemu przyglądali się przez internet uczeni i miłośnicy nauki z całego świata. A było na co popatrzeć, bo operacja przeprowadzona na University of California w San Diego trwała 53 godziny. Każdy kawałek – grubości kartki papieru! – kompleksowo przebadano, a następnie zakonserwowano, tak aby mógł służyć nauce jeszcze przez wiele lat. Do kogo należał ten wyjątkowy mózg? Nie do uczonego, myśliciela ani pisarza. Jego „posiadacz”, za życia znany jako H.M., był najsłynniejszym w dziejach pacjentem z amnezją. Zmarł rok wcześniej, zapisując swe ciało na cele naukowe.
Badania z udziałem jego i setek innych ludzi wykazały, że to, co określamy potocznie mianem pamięci, wcale nie jest zjawiskiem tak prostym i oczywistym, jak korzystanie z niego. Okazało się, że wspomnienia przechowujemy w wielu różnych częściach mózgu, a proces ich odtwarzania może zostać zakłócony na bardzo wiele sposobów, zatem – ku przerażeniu uczonych – odmian amnezji jest mniej więcej tyle, ilu pacjentów z tą przypadłością. Ale elementy tej układanki zaczynają się już ze sobą łączyć w coraz bardziej zadziwiające odkrycia.
Życie w pięć minut
H.M. w rzeczywistości nazywał się Henry Gustav Molaison. W wieku dziewięciu lat został potrącony przez rower – doznał poważnego urazu głowy, czego skutkiem były bardzo silne ataki padaczkowe, uniemożliwiające mu codzienne życie. W 1953 r. trafił do Hartford Hospital, gdzie wykonano skomplikowaną operację: usunięcie hipokampa, zakrętu przyhipokampowego, ciała migdałowatego i kory mózgowej przylegającej do tych struktur. W owym czasie była to jedyna metoda leczenia ciężkiej padaczki. Operacja się udała – częstość napadów drgawkowych znacznie spadła – ale pacjent zaczął cierpieć na poważne zaniki pamięci.
Amnezja objęła nie tylko zdarzenia z okresu przed operacją (aż do czasów szkolnych!), ale także uniemożliwiła mu przyswajanie nowych informacji. Nie mógł zapamiętać, czy jego rodzice żyją, czy nie, ani utrzymać w pamięci najnowszych wydarzeń, o których czytał codziennie w gazetach albo które oglądał w telewizji. W ciągu 30 lat przyswoił sobie niewiele ponad to, jak wyglądał prezydent John Kennedy, i że został zamordowany. Nie wychodził z domu, bo zapominał drogi powrotnej. Nie spotykał się ze znajomymi, bo nie wiedział, kim są. Robiąc każdego dnia te same rzeczy, był święcie przekonany, że wykonuje je po raz pierwszy w życiu.
Współpracujący z nim badacze musieli na każdym kolejnym spotkaniu tłumaczyć mu cel wizyty. „Każdy dzień jest oddzielny, bez względu na to, co się przydarza” – mawiał Molaison. Mimo swej choroby był człowiekiem niezwykle uprzejmym i spokojnym, skłonnym do współpracy z naukowcami. Wiedział, że jego przypadek może wzbogacić medycynę i psychologię; był zadowolony, że może pomóc innym ludziom.
Henry Molaison zachował jednak pamięć krótkotrwałą. Rozumiał, co się do niego mówiło, i mógł prowadzić sensowną rozmowę – oczywiście o ile nie wymagała odwoływania się do informacji z przeszłości odleglejszej niż ta sprzed kilku minut. Pod tym względem przypominał ofiary zespołu Korsakowa, u których dochodzi do podobnego „oderwania od czasu” – tyle że najczęściej wskutek wieloletniego nadużywania alkoholu. Pacjenta z tym schorzeniem doskonale opisał Oliver Sacks w „Mężczyźnie, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”. Był to siwy już marynarz przekonany, że nadal jest młody. Przeżywał szok za każdym razem, kiedy spojrzał w lustro, ale – na szczęście – po paru minutach już tego nie pamiętał.
Pacjenci z zespołem Korsakowa mają też skłonność do zapełniania luk w swojej pamięci zmyślonymi na poczekaniu faktami – czyli do konfabulacji. Historyjki te są zazwyczaj barwne i bardzo szczegółowe. Ekstremalny przypadek konfabulacji opisali niedawno badacze z oddziału neurologii Szpitala Saint Antoine w Paryżu. Trafił do nich pacjent L.M., który potrafił szczegółowo odpowiedzieć na pytania w rodzaju: „co robiłeś 13 marca 1985 r.?”. Większość ludzi – także tych cierpiących na amnezję – odpowiedziałaby, że po prostu nie pamięta. L.M. twierdzi jednak, że tego dnia był na spacerze w parku i „pamięta” nawet, w co był ubrany. Stan ten uczeni nazwali hiperamnezją konfabulacyjną.
Bez wspomnień – bez fantazji
Najważniejszą rolę w powstawaniu amnezji odgrywa część mózgu zwana hipokampem. U Henry’ego Molaisona była niemal całkowicie zniszczona. Pacjenci z zespołem Korsakowa często mają wylewy krwi, niszczące ten obszar oraz połączone z nim ciała suteczkowate. Dlatego ulega u nich przerwaniu połączenie między pamięcią krótko- a długotrwałą, a ta ostatnia staje się niemal całkowicie niedostępna.
Ale hipokamp pełni bardziej uniwersalną funkcję, o czym przekonują badania nad wyobraźnią osób cierpiących na amnezję. Przeprowadziła je niedawno prof. Eleanor Maguire z University College London. Badani przez nią pacjenci mieli wyobrażać sobie ze szczegółami widoki różnych typowych miejsc – plaży, lasu, pubu itp. Nie potrafili – u większości doświadczenia zmysłowe były niekompletne. Jeden tak opisywał scenę na plaży: „Nie za bardzo potrafię coś dostrzec poza niebem… Widzę tylko kolor niebieski”. Podobne problemy wystąpiły, gdy pacjenci mieli wyobrazić sobie przyszłe sytuacje, takie jak przyjęcie urodzinowe czy spotkanie z przyjacielem. „Wszyscy badani mieli uszkodzone hipokampy. Wygląda na to, że wskutek tego nie potrafili połączyć różnych szczegółów w spójną całość” – wyjaśnia prof. Maguire. Dlatego amnezja często oznacza oderwanie także od przyszłości – chory naprawdę żyje tylko chwilą bieżącą.
„Pamięć i myślenie na temat przyszłości są ze sobą ściśle powiązane i pomagają wyjaśnić, dlaczego snucie planów na przyszłość może być niemożliwe bez wspomnień” – uważa Karl Szpunar z Washington University w Saint Louis. Aby sobie coś wyobrazić, musimy sięgnąć po dane z przeszłości i stworzyć z nich spójną całość – a z tym właśnie jest największy problem w amnezji. To zarazem kolejny dowód na to, że nasza pamięć wcale nie jest taka stabilna i niezmienna, jak sądzimy. Za każdym razem, gdy coś sobie przypominamy, nasz hipokamp „klei” obraz z różnych kawałków. A jeśli się przy tym pomyli, powstają wspomnienia podkolorowane, a nawet zupełnie fałszywe.
Hipokamp na wymarciu
Powszechnym powodem utraty pamięci są choroby powodujące otępienie, pojawiające się najczęściej u ludzi w podeszłym wieku. Postępująca amnezja to zwykle pierwszy zauważalny objaw. W przypadku choroby Alzheimera dochodzi – oczywiście w dużym uproszczeniu – do stopniowego obumierania neuronów m.in. w hipokampie (w zaawansowanym stadium może on zmniejszyć się nawet o 45 proc.!). Chory najpierw przestaje sobie radzić z przyswajaniem nowych informacji, później zapomina nazwy przedmiotów i ich funkcje, potem dochodzi do utraty większości wspomnień. W późniejszych fazach choroby pojawiają się trudności w rozpoznaniu otoczenia, bliskich osób, a nawet własnego odbicia w lustrze.
Google w twojej głowie
Takie badania mogą wkrótce położyć kres odwiecznej dyskusji w środowisku badaczy pamięci: na czym tak naprawdę polega zapominanie? Część uczonych twierdzi, że informacja po prostu znika z naszych mózgów – zmienia się układ synaps, komórki nerwowe obumierają i tracimy wspomnienie na zawsze. W przypadku amnezji wszystkie te procesy zachodzą na dużą skalę w krótkim przedziale czasu.
Jednak więcej argumentów przemawia dziś za znacznie bardziej fascynującą hipotezą – wspomnienia zostają zapisane w mózgu, a my po prostu nie potrafimy ich odnaleźć. To trochę tak, jakbyśmy mieli w głowie wyszukiwarkę taką jak Google, która u pacjentów z amnezją po prostu przestaje „widzieć” informacje.
Ta koncepcja pasuje też do ogólnego obrazu pamięci, jaki wyłania się z prac naukowców. Nie mamy w głowie twardego dysku ani komputera, który precyzyjnie „wie”, co i gdzie zostało zapisane. Zamiast tego mamy pamięć kontekstową. „Wydobywamy zapisane w niej informacje posługując się kontekstem (wskazówkami), który pomaga nam znaleźć to, czego szukamy. W sprzyjających okolicznościach poszukiwany szczegół po prostu wpada nam do głowy ” – pisze Gary Marcus w książce „Prowizorka w mózgu”. Innymi słowy – jeśli wpiszemy do naszego Google’a właściwe słowa, odpowiedź jest na pierwszym miejscu listy wyników.
Niestety na razie nie potrafimy naprawić wyszukiwarki, która szwankuje w mózgach osób dotkniętych amnezją. Łatwiej jest nam zakłócić działanie tego mechanizmu – np. używając hipnozy. Dowiodły tego prace badaczy z izraelskiego Instytutu Nauki Weizmanna w Rehovot, którym kierował prof. Yadin Dudai. Uczeni pokazali badanym – zarówno podatnym, jak i odpornym na sugestie hipnotyczne – film dokumentalny. Tydzień później wprowadzili ich w trans hipnotyczny, nakazali zapomnieć o filmie, ale też podali wskazówkę umożliwiającą odzyskanie wspomnień. Po wybudzeniu z transu naukowcy pytali badanych, co zapamiętali – najpierw bez podpowiedzi, a potem po usłyszeniu wskazówki. Osoby podatne na hipnozę pamiętały znacznie mniej, a skanowanie ich mózgów wykazało, że sugestia zablokowała aktywność tych rejonów, które są odpowiedzialne za rozpoczęcie procesu „wyciągania” wspomnień z pamięci. Podobne zjawisko – tyle że trwałe – może zachodzić w przypadku amnezji.
Amnezja żołądkowa
Eksperymenty związane z zapominaniem dają niekiedy zadziwiające efekty. Jeden z nich opisano w książce „Komplikacje” dr. Atula Gawande. Prof. Paul Rozin dowiódł w nim, że można zapomnieć o jedzeniu – i to nie tak, jak się czasem nam zdarza, kiedy przez pół dnia nie mamy czasu na myślenie o posiłku. Badani przez niego pacjenci z amnezją przez trzy kolejne dni dostawali obiad według nietypowego schematu. Uśmiechnięta pielęgniarka przynosiła posiłek, który zjadali ze smakiem. Gdy poczuli się najedzeni, zabierała naczynia a pół godziny później przychodziła ponownie z drugą porcją. Pacjenci jedli, pielęgniarka sprzątała i tak do skutku. Ten nastąpił dopiero za czwartym (!) razem – badani odmówili, choć w sumie nie wiedzieli dlaczego. Badaczy bardziej jednak fascynowało to, że pacjenci zjedli trzy obiady pod rząd i nie poczuli, że mają pełne żołądki! Wystarczył sam kontekst – smaczny posiłek, miła pielęgniarka – by o tym zapomnieli i znów poczuli się głodni. Prawdopodobnie na jakąś specyficzną odmianę „żołądkowej” amnezji cierpią osoby chorobliwie otyłe, jedzące znacznie więcej, niż potrzebują ich organizmy.
Być może więc utrata pamięci jest zjawiskiem znacznie powszechniejszym, niż się do niedawna wydawało. Ba – każdy z nas doświadcza jej co najmniej raz w życiu! Przecież nikt nie pamięta okresu niemowlęcego – ani pierwszych słów, ani pierwszych kroków, ani pierwszego samodzielnie zjedzonego obiadu. O powstaniu tej niemożliwej do pokonania bariery ukrywającej doświadczenia z pierwszych kilku lat decyduje amnezja dziecięca – zjawisko nadal stanowiące dla nauki wielką zagadkę. Może kiedyś doczekamy się jej rozwiązania dzięki kolejnym pacjentom, takim jak Henry Molaison. Cześć jego (nie)pamięci!