Pierwszą kulką jest źródło dźwięku, ostatnią – środek naszego ucha. Warunkiem rozchodzenia się dźwięku jest rząd kulek, czyli „coś”: gaz, ciecz albo ciało stałe. Jeżeli nie ma „nic”, nawet najgłośniejszy hałas nie będzie słyszany. W kosmicznej próżni panuje więc idealna cisza. Tak samo jak na globach pozbawionych atmosfery. W czasie nawet najbardziej zaciekłych galaktycznych wojen na orbitalnym polu bitwy nie będzie słychać eksplozji, zderzeń ani wystrzałów.
Wróćmy na Ziemię. Drgania rozchodzą się szybciej, gdy ośrodek jest gęstszy. W powietrzu dźwięk ma prędkość około 1,2 tys. km/godz. W wodzie prędkość ta jest prawie pięciokrotnie większa, a w stali aż 15 razy większa. W metalu o nazwie beryl oraz w kryształach diamentu dźwięk osiąga ponad 43 tys. km/godz.! Co się dzieje, gdy dźwięk dotrze do naszego ucha? Najpierw wprawia w drgania błonę bębenkową, która od wewnętrznej strony połączona jest z trzema maleńkimi kosteczkami słuchowymi: młoteczkiem, kowadełkiem i strzemiączkiem. One przenoszą drgania dalej i przy okazji wzmacniają je około 20-krotnie.
W ten sposób drgania docierają do ślimaka – zakręconego spiralnie kanału wypełnionego płynem. Część jego ściany pokryta jest komórkami zmysłowymi wrażliwymi na wibracje. To tu mechaniczne drgania zamieniane są na impulsy nerwowe. To, co dzieje się potem – rozpoznawanie dźwięków, melodii, rozróżnianie słów, nadawanie im znaczeń itd. – nie ma już nic wspólnego z uchem. Ono działa dokładnie tak samo, niezależnie od tego, czy rozumiemy dźwięki, które do nas docierają (bo ktoś mówi po polsku), czy nie (bo na swojej drodze spotkaliśmy Chińczyka). Impulsy elektryczne nerwami słuchowymi wędrują do odpowiednich części mózgu. Tam sygnały z ucha lewego i prawego są na siebie nakładane (dzięki temu słyszymy „przestrzennie”), a dane są przetwarzane i nadawane jest im znaczenie. Żyjemy zanurzeni w dźwiękach. Jest ich znacznie, znacznie więcej, niż możemy usłyszeć.
Ludzkie ucho – na całe szczęście – nie jest przystosowane do słyszenia wszystkich otaczających nas dźwięków. Co więcej, w czasie naszego życia zmienia się zakres tego, co odbiera. Z wiekiem delikatny mechanizm słuchu po prostu zaczyna działać coraz gorzej. Jeśli go przeciążamy hałasem czy zbyt głośnym słuchaniem muzyki, może się zepsuć znacznie wcześniej. Aż 37 proc. Polaków ma niedosłuch. W grupie 40-latków problem dotyczy co czwartego badanego, a u dzieci – co piątego.
Bezpieczna dla naszych uszu granica to dźwięk o natężeniu 70 decybeli (dB). Tymczasem poziom hałasu ulicznego w dużym mieście wynosi 85 dB – tyle wystarczy, by przy długotrwałym działaniu doszło do uszkodzenia słuchu. Dźwięki o natężeniu 140–150 dB (młot pneumatyczny, startujący samolot) powodują pęknięcie błony bębenkowej i zniszczenie precyzyjnego układu przekazującego drgania. Warto o tym pamiętać i dbać o uszy!
Zobacz odcinek wideobloga „Nauka. To lubię” pt. “Zobaczyć dźwięk”