Od 1960 roku prezydent MKOl zwraca się do głowy państwa słowami: „Mam zaszczyt prosić o ogłoszenie otwarcia Igrzysk (tu pada kolejna liczba) Olimpiady ery nowożytnej, przywróconych przez barona Pierre’a de Coubertina”. Chociaż w każdej szanującej się encyklopedii, występuje hasło „Coubertin”, niewielu z kibiców wie coś więcej na temat tego niezwykłego Francuza.
Można go nazwać nie tyle twórcą, ile wskrzesicielem, a może nawet sprawcą pewnego cudu, człowiekiem, który wyczuwał zbliżającą się erę globalizmu, co potwierdza jego orędzie radiowe z 1935 roku: „Celebrowanie igrzysk olimpijskich jest powoływaniem się na Historię, która może najlepiej służyć sprawie zapewnienia pokoju. Wymagać od narodów, aby się nawzajem kochały, jest niedorzecznością. Żądanie od nich wzajemnego szacunku nie jest bynajmniej utopią, ale trzeba się najpierw poznać, żeby się szanować”.
Jan Chrzciciel olimpizmu
Coubertin postrzegał realizację hasła odrodzonego olimpizmu również w innym kontekście. W „Pedagogice sportowej” z 1922 roku postulował: „Na ogół panuje zgodny i powszechny pogląd, że nie można nie tylko rozwiązywać, ale nawet właściwie postawić problemów społecznych, dopóki nie zostanie zwalczony alkoholizm. Lecz wszystkie środki bezpośrednie, jakimi dysponujemy w tym zakresie, ustępują przed bronią pośrednią, którą jest sport. […] Tu niepotrzebne są przysięgi ani zaufanie czy też jego brak. Sportowca nikt nie zmusza, by nie pił – ale, jeżeli pije alkohol, przestaje być sportowcem. I to jest fakt bezsporny. […] Wielkim błędem społeczeństw, które chcą zwalczyć klęskę alkoholizmu, jest to, że nie rozumieją doniosłości tego faktu i nie opierają się w swej walce na sporcie”. Gdy weźmie się pod uwagę, że za symboliczną datę narodzin ruchu AA przyjmuje się 10 czerwca 1935 roku, było to jak na owe czasy podejście wyprzedzające epokę.
Baron okazał się wybornym strategiem i dyplomatą. Udało mu się wystąpić na Sorbonie podczas międzynarodowego kongresu 23 czerwca 1894 roku. W efekcie jego starań i porywającego przemówienia narodził się MKOl, który podjął decyzję o wskrzeszeniu igrzysk. W zamyśle Coubertina pierwsza olimpiada miała odbyć się w 1900 roku w Paryżu, poniekąd jako impreza towarzysząca Wystawie Światowej. Madziarzy z kolei namawiali, aby olimpiadę zorganizować w Budapeszcie dla uczczenia tysiąclecia istnienia ich państwa. Zwyciężyła jednak opcja, którą forsował przewodniczący MKOl Demetrios Vikelas: pierwsze nowożytne igrzyska muszą odbyć się w 1896 roku w Helladzie – miejscu narodzin olimpiady.
Historia zap(p)asów
Jednak Coubertin wcale nie był pierwszym, który wpadł na pomysł reaktywacji zawodów wzorowanych na antycznych zmaganiach. W konsternację wprawiły go słowa pewnej Amerykanki spotkanej już w Atenach: „A ja już widziałam raz igrzyska olimpijskie. W cyrku, w San Francisco. Było tam naprawdę pięknie”. Równie pięknie było już kiedyś w samej stolicy Grecji, a zadbał o to pewien mieszkaniec Bukaresztu.
Annały odnotowały jego nazwisko – to grecki biznesmen Evangelis Zappas, który już w 1858 roku przeznaczył 40 tysięcy drachm na igrzyska olimpijskie. Doszło do nich rok później, ale okazały się niewypałem. Zabrakło zawodników, a i publiczność nie dopisała. Bogaty kupiec zmarł w 1865 roku, a jego dzieło kontynuował nie brat – jak podaje większość opracowań – lecz kuzyn, Konstantinos Zappas. Druga impreza też skończyła się fiaskiem.
Dopiero panhelleńskie igrzyska w roku 1875 można uznać za sukces, gdyż ściągnęły 10 tysięcy kibiców na trybuny oraz… 24 zawodników na areny sportowe. Być może w przypadku tych drugich bodźcem okazały się nagrody, gdyż za pierwsze miejsce przysługiwało 150 drachm, czyli około 18 ówczesnych dolarów amerykańskich [taka kwota to odpowiednik dzisiejszych 400 dolarów – dop. red.], wicemistrzowi wypłacano sumę 50 drachm. Zdobywca trzeciego miejsca, pozostawał bez gotówki, musiał się zadowolić gałązką oliwną.
Następne i zarazem ostatnie igrzyska pod egidą Zappasów odbyły się w 1889 roku, ale to te z 1875 roku wypadałoby uznać za pierwsze igrzyska olimpijskie w dziejach nowożytnych, ze względu na większą liczbę zawodników i widzów. Coubertin nie był więc pionierem na tym polu, jednak zrealizował wizję, którą w tamtych czasach chyba tylko on pojmował.
Ale to znowu Grek musiał sięgnąć do prywatnej szkatuły, gdyż znajdujący się w stanie bankructwa skarb państwa nie mógł sobie pozwolić na wyasygnowanie na ten cel sumy równej 500 tysiącom drachm. Tym razem dobroczyńcą został mieszkający w Aleksandrii bankier Giorgios Averrof, który wspomógł ojczyznę kwotą miliona drachm.
Kłopoty finansowe mieli również Rosjanie – część z nich dojechała do Konstantynopola, ale na dalszą podróż nie starczyło funduszy. Problemy z gotówką nie omijały i innych ekip. Drużynie francuskiej rząd odmówił subwencji i eskapada miała charakter iście żebraczy.
Student Harwardu James B. Connolly wyjazd do Aten opłacił z własnej kieszeni, podobnie jak znakomity lekkoatleta Robert Garrett, który ponadto sponsorował czterech kolegów z Princeton.
W hołdzie żołnierzom
Nadszedł czas rozpoczęcia igrzysk. Niestety widzowie nie obejrzeli ceremonii zapalenia znicza od ognia przyniesionego z Olimpii przez sztafetę biegaczy. Tę tradycję zainicjowano dopiero w 1936 roku. Również zestaw i liczba dyscyplin znacznie różniły się zarówno od kanonów klasycznych, jak i tych igrzysk, których my jesteśmy świadkami. W oczach członków MKOl-u uznania nie znalazł m.in. krykiet, na którego turniej nalegali Anglicy [notabene był w programie igrzysk tylko raz – w Paryżu w 1900 roku – dop. red.].
Boks przestanie być traktowany jako „mało cywilizowany” sport dopiero osiem lat później. Z kolei za sprawą gospodarzy nie wprowadzono jazdy konnej, bo „Grecja nie miała własnej rasy konia” i hipodromu. Odmowę uzasadniano też brakiem fachowych sędziów do oceny tych zawodów.
O medale walczono natomiast w gimnastyce sportowej, kolarstwie, lekkiej atletyce, podnoszeniu ciężarów, pływaniu, strzelectwie, szermierce, tenisie i zapasach.
Coś było na rzeczy, gdy narzekano na brak sędziów, jeśli się weźmie pod uwagę to, co potem działo się na przykład na planszach szermierczych, gdzie arbitrem był król Grecji Jerzy I. Ponoć gdy nie zauważył czyjegoś trafienia, po prostu go nie zaliczano. Dziwnym trafem rzadko kiedy spotykało to jego rodaków. Już wtedy ściany i sędziowie sprzyjali gospodarzom.
W legendę od razu obrósł pierwszy bieg maratoński. Ciekawostką jest fakt, że odległość między miejscem słynnej bitwy a stolicą Grecji wynosi około 37 km, ale postanowiono „zaokrąglić” dystans do 40 km. Współczesna trasa biegu liczy 42,195 km dopiero od olimpiady w Londynie z 1908 roku, kiedy to metę przesunięto tak, aby znajdowała się na wysokości trybun, gdzie zasiadała królowa angielska Aleksandra (żona Edwarda VII).
Do zmagań przystąpiło 25 zawodników, w tym sześciu Hellenów, którzy uplasowali się w ścisłej czołówce (czwarty, a właściwie trzeci, bo później jego rywala za skorzystanie z podwózki zdyskwalifikowano, był Węgier Gyula Kellner). Najpierw na czoło stawki wysforowali się Amerykanin Artur Blade, Francuz Albin Lermusiaux i Australijczyk Edwin Flack. Pierwszy odpadł Blade, później wycofał się Francuz, ale na 36. kilometrze wciąż jeszcze prowadził Australijczyk. Publiczność na stadionie, do której docierały wieści z trasy maratonu, przeżywała prawdziwą huśtawkę nastrojów. Świadek wydarzeń Charalambos Anninos odnotował: „Posępny smutek maluje się na wszystkich twarzach i pogrążona w ciszy widownia przeżywa uczucie głębokiego zawodu, ale wyjaśnia się wkrótce, że była to pomyłka”. Okazało się, że Flack zasłabł i trafił pod opiekę lekarza.
Pierwszym historycznym zwycięzcą został Grek Spirydion Louis, o którym niewiele pewnego wiadomo oprócz tego, że już nigdy więcej nie wystartował. Według różnych wersji był listonoszem z podateńskiej wioski, pasterzem owiec, woziwodą albo podoficerem. Nie mamy nawet pewności, w jakim czasie przebiegł maraton, ponieważ spóźnili się stoperzy. Kawaleryjskie konie, których dosiadali, nie wytrzymały tempa biegaczy…
Źródła różnią się co do tego, ilu sportowców wystartowało w tej pierwszej oficjalnej olimpiadzie, ale z pewnością zaletą pierwszych olimpijczyków była wszechstronność. Nie zabrakło też incydentów komicznych. Dwukrotny mistrz olimpijski w tenisie John Pius Boland był angielskim turystą, który akurat w tym czasie zwiedzał stolicę Grecji. Drugi w szosowym wyścigu kolarskim Niemiec August Goedrich po kraksie dojechał na metę na rowerze… pożyczonym od widza.
Wszechstronni mistrzowie
Alfred Hajos, zwany „węgierskim delfinem”, wygrał 1200 m stylem dowolnym, choć… spóźnił się na start. Pomocna okazała się warstwa łoju grubości palca, którą wysmarował całe ciało, gdyż zawody odbywały się na pełnym morzu. Z powodu wysokiej fali Madziar stracił orientację i chciał już zrezygnować, ale w pobliżu nie było łodzi, na której mógłby odpocząć, więc chcąc nie chcąc popłynął dalej.
Gdy król Grecji zapytał go, gdzie nauczył się tak pływać, osiemnastolatek z prostotą Adama Małysza, który zawsze twierdził, że żeby wygrać konkurs trzeba oddać dwa dobre skoki, odrzekł: „W wodzie, Wasza Dostojność”.
Ponoć zwycięzca rzutu dyskiem Robert Garrett pierwszy raz wziął go do ręki w trakcie rejsu przez Atlantyk. Ba, wygrał również pchnięcie kulą, w skoku w dal zajął drugie miejsce, z trzecią lokatą zakończył konkurs skoku wzwyż. James Connolly, pierwszy w ogóle mistrz olimpijski (w trójskoku), w skoku wzwyż był drugi, a w skoku w dal uplasował się na trzecim miejscu.
Austriak Adolf Schmal zwyciężył w 12-godzinnym wyścigu na torze kolarskim, by potem zająć czwarte miejsce w… szabli. Jeszcze większym oryginałem był Duńczyk Viggo Jensen, triumfator podnoszenia ciężarów, drugi w strzelaniu z rewolweru, a tuż za podium (choć według innych źródeł nie został sklasyfikowany) w zwisie na tramie – przyrządzie gimnastycznym w kształcie poziomej belki.
Srebro niczym złoto
W czasie tak wielkiego wydarzenia, jakim stały się igrzyska, nie mogło zabraknąć biletowych spekulantów, czyli popularnych „koników”. Bilety sprzedawano po zawyżonych cenach przed olimpijskimi arenami. W przeciwieństwie do biletowych spekulantów wolne zrobili sobie ateńscy kieszonkowcy. W efekcie czego nie odnotowano żadnego zgłoszenia o obrabowaniu. Dla porównania w 1893 roku na Wystawie Światowej w Chicago – porównywalnej wielkością z igrzyskami – aresztowano 845 osób i udaremniono 860 kradzieży.
Czas wspomnieć o nagrodach. Triumfator maratonu – pod warunkiem, że zwycięży Grek – mógł liczyć na 20 tysięcy drachm, wóz z zaprzęgiem, stuletnie wino, tonę czekolady, na bezpłatne do końca życia usługi krawca, fryzjera i wikt w restauracji. Averoff zaoferował 100 tysięcy drachm i… rękę swojej córki. Z ożenku Spirydion Louis zrezygnował, ale nie zapomniał o swoim przyjacielu w więzieniu. Gdy król Grecji obiecał spełnić każde jego życzenie, Louis poprosił o darowanie przyjacielowi kary.
Co ciekawe, w Atenach nie wręczano złotych medali. Za pierwsze miejsce przysługiwał krążek srebrny, za drugie brązowy, a najniższe miejsce na podium było honorowane dyplomem. Wtedy jeszcze twórcy idei olimpijskiej zakładali, że najważniejsze nie jest zwycięstwo, ale „bycie obecnym” na igrzyskach – wielkim sportowym święcie. Sam udział należy uznawać za wielki sukces. Często o tym zapominamy wpatrzeni wyłącznie w triumfatorów i rekordzistów.