Stany Zjednoczone pamiętają dobrze huragan Katrina. Uderzył w południowe wybrzeże w 2005 roku. Rozciągał się od Florydy, przez Luizjanę, po Teksas – był największym huraganem, jeśli mierzyć średnicę. Okazał się też najbardziej kosztownym – zniszczenia szacowano na ponad 100 miliardów dolarów. W Nowym Orleanie do dziś widać jego ślady.
Dokładnie w jego rocznicę, 29 sierpnia, w wybrzeże Luizjany uderzył huragan Ida. Choć jest znacznie mniejszy, siłą dorównuje Katrinie. Najwyższa odnotowana prędkość wiatru (średnia z 10 minut) wyniosła nieco ponad 240 km/godz. Jeśli wzrosłaby o 10 km/godz., Ida byłaby huraganem kategorii piątej w skali Safira-Simpsona. – Kategorii szóstej nigdy nie wprowadzono, bo przy tak silnym wietrze nie ma to już sensu – wyjaśniał współtwórca skali Robert Simpson.
Siłę takiego żywiołu trudno sobie wyobrazić. Kilkusekundowe uderzenie wiatru o takiej prędkości jest w stanie zrównać z ziemią wszystko. Nawet solidne betonowe konstrukcje pozostają nienaruszone tylko gdy ich okna i dachy są odpowiednio zabezpieczone. – Jeśli wiatr o takiej sile dostanie się do wnętrza budynku, rozrywa klatki schodowe i szyby wind – mówił Simpson w 1999 r. na łamach „The Mariners Weather Log” (periodyku amerykańskiej National Weather Service).
Rekord wzrostu intensywności wśród huraganów
Na to, by Ida stała się huraganem kategorii piątej, już się nie zanosi – wiatr nad lądem zawsze słabnie. Co jednak zaskoczyło meteorologów, to jej niezwykle szybkie nasilenie. Jeszcze w sobotę, gdy Ida znajdowała się nad wodami Zatoki Meksykańskiej, prędkość wiatru wynosiła 136 km/godz. W ciągu nocy (czasu lokalnego) z soboty na niedzielę wzrosła do 240 km/godz..
To rekord wśród huraganów, jeśli chodzi o wzmożenie siły wiatru. Definicja “szybkiego wzrostu intensywności” huraganów to wzrost prędkości o 55 km/godz. w ciągu doby. Ida osiągnęła to w sześć godzin.
Część winy za tak szybki wzrost prędkości huraganowego wiatru można przypisać globalnemu ociepleniu. Huragany działają bowiem jak silniki cieplne – energię cieplną zamieniają na prędkość wiatru. Tymczasem nad oceanami, gdzie huragany powstają, temperatury przez ostatnie 40 lat bezustannie rosły. Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku szanse na „szybki wzrost intensywności” huraganu wynosiły 1 do 100. Obecnie to już 1 do 20.
Dlaczego sierpniowe huragany są najsilniejsze
W przypadku Idy nie bez znaczenia jest, że zawędrowała nad ląd w najcieplejszej porze roku, gdy wody są najbardziej nagrzane. To dlatego sierpniowe huragany należą do najsilniejszych (także te nadciągające znad Atlantyku). Pomiary po jej przejściu wykazały, że wody Zatoki Meksykańskiej miały 30 stopni Celsjusza.
– To na końcu skali, jeśli chodzi o temperaturę wody po przejściu huraganu – tłumaczy dr Joshua Wadler, z University of Miami i National Oceanic and Atmospheric Administration (NOAA). Huraganowe wiatry mieszają bowiem nagrzane wody powierzchniowe z chłodniejszymi, głębszymi. Przed przejściem Idy temperatura wody przy powierzchni musiała być jeszcze wyższa.
Ida podążała idealną drogą przez Zatokę dokładnie tam, gdzie woda jest najcieplejsza – potwierdza Chris Slocum z NOAA. To zapewniło jej mnóstwo energii cieplnej. – Można powiedzieć, że ziścił się najgorszy możliwy scenariusz. Jedyne co może zatrzymać taki proces, to wejście nad ląd.
Katrina również w 2005 roku napotkała na swojej drodze cieplejsze wody „Loop Current”, ciepłego prądu biegnącego od Jukatanu na północ ku Luizjanie i z powrotem na południe wzdłuż zachodnich wybrzeży Florydy. Jednak zanim uderzyła w ląd, napotkała wody chłodniejsze i osłabła do kategorii trzeciej.
Globalne ocieplenie to więcej silniejszych huraganów. Ale i katastrofalnych powodzi w Europie
Naukowcom trudno jest jednoznacznie przypisać rolę globalnego ocieplenia w procesie powstawania huraganów. Oczywiste jest, że gdyby nie ono, średnia temperatura oceanów byłaby statystycznie o jeden stopień Celsjusza niższa. Nie byłby też one nagrzane aż do takiej głębokości, jak obecnie i łatwiej też ulegałyby wychłodzeniu.
Na siłę huraganu mają jednak wpływ też inne czynniki. Wilgotność powietrza również rośnie wraz ze wzrostem temperatury wód, gdy łatwiej parują. Wilgotne powietrze jest lżejsze niż suche (przy tej samej temperaturze i ciśnieniu), bowiem woda ma mniejszą masę cząsteczkową niż tlen i azot. Łatwiej się unosi, a to unoszenie się mas powietrza napędza „silnik cieplny” – nie tylko huraganów, również tornad i burz.
Z modeli i analiz wynika, że globalne ocieplenie sprawia, iż huragany mają większą siłę i niosą więcej opadów. Przesuwają się przy tym wolniej, co oznacza większe powodzie i zniszczenia na danym obszarze. To samo dotyczy jednak przynoszących katastrofalne powodzie niżów w Europie. Ulewnych deszczy więcej i będą trwać dłużej.
Źródło: New York Times.