Hubble fotografuje eksplozję supernowej ponad 600 milionów lat świetlnych od Ziemi. Prawie w centrum odległej galaktyki

Słońce ma już niemal 5 miliardów lat, ale wszystko wskazuje, że spokojnie będzie przepalać zapasy wodoru w swoim wnętrzu jeszcze przez kolejne 5-6 miliardów lat, po czym najpierw przejdzie w stadium czerwonego olbrzyma, a następnie pozbędzie się swoich zewnętrznych warstw i rozpocznie trwające biliony lat życie białego karła. Czasami jednak, gwiazdy podobne do Słońca kończą swoje życie w bardziej spektakularny sposób. Ten koniec jest na tyle spektakularny, że można go dostrzec nie tylko z otoczenia innej gwiazdy, ale nawet z bardzo odległej, zupełnie innej galaktyki.
Hubble fotografuje eksplozję supernowej ponad 600 milionów lat świetlnych od Ziemi. Prawie w centrum odległej galaktyki

Takie spektakularne wydarzenie na początku 2024 roku dostrzegł sędziwy już Kosmiczny Teleskop Hubble’a. Miejscem spektakularnej eksplozji była galaktyka LEDA 22057 odległa od nas o całe 650 milionów lat świetlnych, czyli naprawdę daleko.

LEDA 22057 to galaktyka spiralna znajdująca się w gwiazdozbiorze Bliźniąt. Eksplozję w jej sercu dostrzegł natomiast teleskop biorący udział w przeglądzie, w ramach którego co dwa dni fotografowane jest całe północne niebo. Warto tutaj wspomnieć, że w ramach tego przeglądu udało się już zidentyfikować i skatalogować ponad 10 000 eksplozji supernowych.

Czytaj także: Przypadkiem odkryli coś nowego w kosmosie. Milinowe to zupełnie nowy rodzaj kosmicznej eksplozji

Na opublikowanym właśnie zdjęciu eksplozja, o której mowa widoczna jest nieco w dół i na prawo od centrum kadru, w którym znajduje się centrum galaktyki LEDA 22057. Sama eksplozja została skatalogowana pod numerem SN 2024PI.

SN 2024PI. Źródło: ESA/Hubble & NASA, R. J. Foley (UC Santa Cruz)

Ale zaraz, zaraz. Przecież gwiazdy podobne do Słońca nie kończą swojego życia jako supernowe, tylko jako białe karły.

Tak też zresztą było i w tym wypadku. Gwiazda faktycznie najpierw wyczerpała zapasy wodoru w swoim wnętrzu, następnie przeszła w stadium czerwonego olbrzyma, odrzuciła zewnętrzne warstwy gazowe, które na chwilę utworzyły mgławicę planetarną, a ostatecznie zmieniła się w białego karła o temperaturze powierzchni rzędu 100 000 stopni Celsjusza. Co do zasady taki biały karzeł ma masę zbliżoną do masy Słońca oraz rozmiary Ziemi.

Gdyby gwiazda ta była gwiazdą samotną, zapewne pozostałaby w stadium białego karła jeszcze przez setki miliardów lat, ale tak nie było. Okazuje się bowiem, że gwiazda, po której pozostał biały karzeł, była składnikiem układu podwójnego. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem większość gwiazd w naszej galaktyce powstaje w układach wielokrotnych.

Czytaj także: Nowa supernowa tak szybko nie zniknie. Naukowcy wiedzą, ile czasu będzie widoczna na niebie

W tym przypadku wszystko wskazuje na to, że biały karzeł odzierał swojego gwiezdnego towarzysza z materii, która spiralnie opadała na jego powierzchnię. W pewnym momencie osiągnął on masę krytyczną, przy której doszło do reakcji fuzji jądrowej i do rozerwania białego karła w eksplozji supernowej typu Ia.

Na opublikowanym właśnie zdjęciu błękitna eksplozja jest wyraźnie widoczna na tle swojej galaktyki macierzystej. Warto jednak pamiętać, że jest to zdjęcie wykonane ponad miesiąc po eksplozji, kiedy blask supernowej SN 2024PI już istotnie zmalał.