Huawei P60 Pro – specyfikacja techniczna
Parametr | Wartość |
---|---|
Procesor | Qualcomm SM8475 Snapdragon 8+ Gen 1 4G, Octa-core (1 x 3,19 GHz Cortex-X2 & 3×2,75 GHz Cortex-A710 & 4×2,0 GHz Cortex-A510, 4 nm) |
GPU | Adreno 730 |
Ekran | 6,67″, 1220 x 2700 px, 20:9, 444 ppi, LTPO OLED 10 bit, do 120 Hz, HDR10+, Kunlun Glass |
Pamięć RAM | 8 GB / 12 GB |
Pamięć Flash | 256 GB / 512 GB + karta Nano Memory do 256 GB |
Aparat główny | – 48 Mpix, f/1.4-f/4, 25 mm (szerokokątny), PDAF, Laser AF, OIS – 48 Mpix, f/2.1, 90 mm (teleobiektyw peryskopowy), PDAF, OIS (sensor) – 13 Mpix, f/2.2, 13 mm (ultraszerokokątny), AF |
Aparat przedni | – 13 Mpix, f/2.4 |
Audio | stereo |
Łączność | LTE+, HSPA, Wi-Fi 6, Bluetooth 5.2, NFC, IR, USB-C 3.1 |
Lokalizacja | A-GPS Dual Band, GLONASS, GALILEO, BeiDou, QZSS, NavIC |
Akumulator | Li-Po 4815 mAh, szybkie ładowanie 88 W, szybkie ładowanie bezprzewodowe 50 W, bezprzewodowe ładowanie zwrotne |
Waga | 200 g |
Rozmiary | 161 x 74,5 x 8,3 mm |
Certyfikaty | – |
System operacyjny | Android 13, EMUI 13.1, HMS (bez usług Google) |
Cena | 8/256 – 5499 zł 12/512 – 6299 zł |
Huawei P60 Pro jest jedyny w swoim rodzaju
Huawei P60 Pro w sprzedaży dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych, czarnej i perłowej. O ile pierwszy wariant niczym szczególnym się (przynajmniej z zewnątrz) nie wyróżnia, to zupełnie inaczej jest w przypadku wersji perłowej. Przyczyną jest materiał, z jakiego wykonane zostały plecki smartfonu, czyli prawdziwa masa perłowa – z natury procesu produkcyjnego wynika, że nie da się wykonać dwóch identycznych egzemplarzy, każdy będzie wyglądał inaczej.
Tak, każdy perłowy Huawei P60 Pro jest unikalny, jak ręcznie robiona biżuteria i to porównanie naprawdę nie jest bez sensu – wiadomo, o gustach się nie dyskutuje, ale uważam, że jest to najlepiej wyglądający smartfon jaki kiedykolwiek powstał. Nie sposób go ominąć wzrokiem, tak jak nie sposób nie zauważyć naszyjnika z prawdziwych pereł. Kropka.
Ale macica perłowa ma też inne zalety poza wyglądem. Podczas testów wykończona nią powierzchnia okazała się całkowicie odporna na odciski palców, również drobinki kurzu przylegają do niej bardzo słabo – P60 Pro okazał się dzięki temu jednym z najłatwiejszych do sfotografowania urządzeń, z jakimi miałem do czynienia. Pomimo eksploatacji bez etui nie zauważyłem także żadnych rys, które by powstały w czasie testu.
Szkieletem smartfonu jest wąska po bokach i szersza na górze zaokrąglona stalowa ramka, wykończona na wysoki połysk. Tylny panel i ekran są zakrzywione po bokach i w nią elegancko wkomponowane – ma to znaczenie wyłącznie estetyczne, Huawei nie zdecydował się na wykorzystanie krawędzi do czegoś szczególnego.
Wyspa aparatów jest prostokątna, wykonana z mlecznego szkła wzmocnionego stalą, z lekko wystającą poza boczny obrys okrągłą wyspą głównego aparatu. Obiektywy wysunięte są też nad powierzchnię wyspy, a ich czarne wykończenie oczywiście doskonale współgra z tylną ścianką
Położenie wszystkich elementów kontrolnych na ramce jest bardzo tradycyjne – stereofoniczne głośniki na krótszych ramkach, przyciski na prawej ramce, gniazdo i slot na karty nanoSIM/NanoMemory na dole – tu się nie ma nad czym rozwodzić.
Ekran i co by tu z nim zrobić
Pod względem technicznym ekran Huawei P60 Pro jest jednym z lepszych dostępnych na rynku – podwyższona rozdzielczość, zdolność do odwzorowania ponad miliarda unikalnych odcieni, wsparcie HDR10+, wysoka jasność i odświeżanie regulowane w miarę potrzeb w zakresie od 1 Hz do 120 Hz. Także odwzorowanie kolorów stoi na bardzo dobrym poziomie – Huawei w P60 Pro zrezygnował ze sztywnego rozgraniczania przestrzeni sRGB i DCI-P3 i jeśli pozostawimy domyślny profil barwny (normalny) w ustawieniach, to reprodukcja kolorów będzie dopasowywana w miarę potrzeb do wyświetlanej zawartości. Drugi z profili na sztywno ustawia DCI-P3, ale do tego by było rzeczywiście dobrze wymaga także wybrania ciepłej temperatury bieli.
Jasność ekranu jest znakomita (warto pozostawić tryb automatyczny, w trybie ręcznym maksymalna jasność jest ograniczona), obraz bez problemu jest czytelny w słońcu. Z HDR jest trochę zabawy – niby jest, ale częściej go jednak nie ma. Wykraczam trochę poza tematykę rozdziału, ale by w pełni wykorzystać możliwości HDR ekranu niestety nie wystarczy to co domyślnie oferuje system operacyjny i trzeba sięgnąć po emulator GBox – tylko w ten sposób popularne serwisy VOD z Youtube włącznie będą w stanie z niego korzystać.
Android, EMUI i niekończąca się historia z usługami Google
Huawei po wprowadzeniu przez USA sankcji zmuszone zostało do opracowania systemu, w którym usługi Google zostały zastąpione własnym rozwiązaniem, zwanym HMS (Huawei Mobile Services). Oprogramowanie było lżejsze, szybsze i trochę nawet bardziej szanowało energię w akumulatorze, ale zmuszało użytkowników do szukania zamienników ulubionych rozwiązań.
Pół biedy, jeśli zamienniki były. Ale zawartość App Gallery długo była rozczarowaniem i średnio pomogło podłączenie sklepu do zewnętrznych wyszukiwarek, pozwalających na instalację oprogramowania spoza oficjalnych kanałów. Ręczna instalacja programów z plików APK też działała. Ale usługi Google załatwiały takie sprawy jak powiadomienia w tle i nawet jeśli program działał, to na co komu komunikator, gdy nie wiadomo, że ktoś wysłał wiadomość? Aplikacja bankowa z niedziałającą autoryzacją też nie jest najlepszym pomysłem, prawda?
Huawei robił wszystko, by lukę załatać. Zachęcał do tworzenia wersji aplikacji działających z HMS, poprawiał własne zamienniki, aż przestały przypominać wprawki programistów. Pojawiła się też emulacja, dzięki której smartfon jest w stanie dla usług Google wyglądać jak model, który nie został zablokowany. W przypadku P60 Pro tę rolę pełni program GBox. Dzięki niemu mogłem bez problemu korzystać z Netflixa i Youtube z HDR, a obok map Petal miałem Mapy Google. Dzięki GBox udało się też zainstalować potrzebne komunikatory i apki społecznościowe, ale tu wyszła słabość emulacji. Chociaż bowiem u mojego redakcyjnego kolegi Arka Dziermańskiego, który testował P60 Pro dla Chipa, wszystko działało bez problemu, to ja w żaden sposób nie byłem w stanie zmusić powiadomień by działały poprawnie. Nie pomagało zezwolenie na działanie GBoxa w tle, nie pomagało reinstalowanie aplikacji. Nie działały i do tej pory nie mają zamiaru działać. Gdyby Huawei P60 Pro był moim głównym telefonem, to problem byłby z kategorii dyskwalifikujących. A tak jest po prostu uciążliwy i najgorsze jest w sumie to, że za nic nie wiadomo, jak będzie to wyglądać za chwilę.
Szkoda tym większa, że poza tym oprogramowanie Huawei jest bardzo sympatyczne i przyjazne. EMUI 13.1 jest mi bliskie choćby dlatego, że wzorowane jest na iPhone (używam prywatnie), zatem przeskakiwanie z telefonu na telefon jest bardzo intuicyjne. Tyle, że EMUI ma dużo większe możliwości dopasowywania wyglądu do potrzeb, czy to w postaci zmiany wyglądu pojedynczych elementów, czy też poprzez użycie gotowych stylów. Tego zawsze brakowało w jabłkach.
Mocne i słabe strony Huawei P60 Pro
Zacznijmy od tego, że jest szybko. A nawet bardzo szybko. Oszczędzę wam tu kolumn z wynikami benchmarków – kto chce i tak znajdzie je bez problemu. Płynność działania jest znakomita i dorównuje najlepszym, nawet mimo tego, że SoC Snapdragon 8+ Gen 1 nie jest już szczytem nowości i możliwości. Smartfon działa znakomicie, nic się nie zacina, a płynność działania interfejsu i aplikacji jest na najwyższym poziomie.
P60 Pro nie ma modemu 5G, zatem jeśli chodzi o łączność bezprzewodową ograniczeni jesteśmy do LTE+. W polskich warunkach oczywiście ma to znaczenie niewielkie, bo jest znaczna szansa, że za oknem tego 5G też nie będzie. Rząd od lat zabiera się za przetarg na częstotliwości niezbędne do funkcjonowania sieci piątej generacji tak, żeby przypadkiem się nie udało i jeśli nawet w tym roku się cokolwiek uda rozstrzygnąć, to do praktycznie działającej, naprawdę wydajnej sieci 5G droga i tak daleka.
Na otarcie łez Huawei P60 Pro ma jeden z najlepiej działających układów Wi-Fi 6, jakie widziałem w smartfonie. Pobieranie danych rozpędza się bez większych problemów do 1,7 Gb/s, czego z moim routerem nie był w stanie zrobić ani laptop, ani komputer stacjonarny z kartą bezprzewodową.
Mocną stroną P60 Pro jest dźwięk, choć z pewnym zastrzeżeniem. Układ przetworników z wyjściami „na boki” pozwala na zachowanie bardzo dobrej równowagi między kanałami stereo, okazuje się też, że da się z tak małej obudowy wycisnąć jaki taki bas. Jest naprawdę bardzo dobrze, muzyka brzmi doskonale, ale mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby smartfon dostał także wsparcie Dolby ATMOS. Jego brak oznacza choćby brak spatial audio w Apple Music i uboższy dźwięk w Netflixie czy Disney+ Szkoda, bo mam poczucie zmarnowania naprawdę dużego potencjału multimedialnego.
Kończąc temat mocnych i słabych stron parę słów o zabezpieczeniach biometrycznych. P60 Pro ma wbudowany podekranowy czytnik linii papilarnych i to powinna być główna metoda zabezpieczania urządzenia. Skaner działa szybko, pewnie, a jedyne do czego mógłbym się przyczepić to położenie aktywnej strefy trochę zbyt blisko dolnej krawędzi telefonu. Mam raczej spore dłonie i nieco wyższe położenie byłoby bardziej komfortowe. Drugą metodą zabezpieczania jest skan twarzy. P60 Pro nie ma układu 3D, który by do tego służył, zatem w użyciu jest prosty skan z kamery przedniej, który też działa bardzo szybko i – niestety – udało mi się go oszukać zdjęciem wyświetlonym na ekranie innego smartfonu. Wskazane jest zatem ograniczone zaufanie do tej metody.
Zasilanie
Huawei P60 Pro zasilany jest z wbudowanego akumulatora o pojemności 4815 mAh. Wystarcza to na cały dzień intensywnego używania (i jeszcze zostanie zapas) lub półtora dnia typowej pracy w cyklu mieszanym. W czasie testów realne było ładowanie co dwa dni, przy nieco bardziej oszczędnym używaniu.
Rozładowany akumulator można szybko uzupełnić. P60 Pro obsługuje szybkie ładowanie z mocą 88 W – nie rekordową, ale i tak wystarczającą do tego, by wykonać pełne ładowanie w około 30-35 minut. Do tego mamy szybkie ładowanie bezprzewodowe, którego moc może wynosić nawet 50 W, czego jednak nie mogłem sprawdzić z powodu braku odpowiednio szybkiej ładowarki.
Huawei ma u mnie duży plus za swoją ładowarkę Supercharge. Raz, że w ogóle jest, a we flagowcach obserwuje się raczej trend do usuwania ich z pudełka, a dwa, że to bodaj pierwszy smartfon, który ma w zestawie dwuportową ładowarkę z gniazdem USB-A i USB-C – takie rozwiązanie było do tej pory domeną akcesoriów dodatkowych. Na obu wyjściach dostępna jest pełna moc (w zestawie z telefonem jest kabel A->C), nic nie stoi na przeszkodzie, by ładować jednocześnie laptop z USB-C Power Delivery i smartfon – moc jest dzielona wtedy pomiędzy kanały.
Zobacz także: Historia fotografii – od camera obscura do smartfonu (focus.pl)
Huawei P60 Pro to fotograficzna potęga
Zaraz po premierze Huawei P60 Pro wspiął się na szczyt rankingu DxO Mark i nie stało się to bez powodu. Huawei zrobił innowacyjny aparat po swojemu, nie poddając się megapikselowej wojnie.
– 48 Mpix, f/1.4-f/4, 25 mm (szerokokątny), PDAF, Laser AF, OIS
– 48 Mpix, f/2.1, 90 mm (teleobiektyw peryskopowy), PDAF, OIS (sensor)
– 13 Mpix, f/2.2, 13 mm (ultraszerokokątny), AF
Główny aparat posiada matrycę 48 Mpx z filtrem barwnym Bayera o rzadko spotykanym układzie RYYB. Sensor domyślnie pracuje z łączeniem pikseli, ale udostępnia też tryb Pro, w którym można użyć pełnej rozdzielczości i zapisywać zdjęcia w formacie RAW. Z matrycą współpracuje stabilizowany obiektyw, wyposażony w fizyczną, dziesięciostopniową przysłonę o zakresie pracy od f/1.4 do f/4. Przysłona ustawiana jest automatycznie w zależności od ilości światła i wykrytej sceny, lecz w trybie pro można przejąć sterowanie i ustawić pożądaną wartość ręcznie.
Jakość zdjęć z aparatu podstawowego jest znakomita. Szczegółowość stoi na doskonałym poziomie, mimo stosunkowo mało gęstej, jak na dzisiejsze standardy, matrycy. Kolory są poprawne, nieprzesadnie nasycone, HDR pracuje bardzo przekonująco, nie przekłamując nadmiernie tonalności. Dynamika zdjęć jest znakomita, poziom szumów bardzo niski, aparat świetnie poradził sobie w ciemnych wnętrzach zamku w Gołuchowie ani razu nie wspomagając się trybem nocnym.
Drugą nowością w P60 Pro jest aparat tele. Matryca 48 Mpix została tu połączona ze stabilizowanym obiektywem o stosunkowo krótkiej ogniskowej (ekwiwalent zaledwie 90 mm), lecz za to o wyjątkowo wysokiej jasności, wynoszącej aż f/2.1. Takie połączenie pozwoliło na uzyskanie wyjątkowo wysokiej jakości obrazu, do tego ogniskowa świetnie sprawdza się przy portretach, oferując naturalną perspektywę i rozmycie oraz przy zdjęciach makro, dzięki minimalnej odległości ostrzenia wynoszącej zaledwie 10 cm.
Jest to niewątpliwie najbardziej nowatorski i najciekawszy aparat w P60 Pro. Jakość zdjęć z niego stoi na bardzo wysokim poziomie. Obraz ma mniejszą szczegółowość niż głównego aparatu, gdyż mniejsze rozmiary matrycy wymuszają bardziej intensywne przetwarzanie sygnału, lecz znacząca różnica występuje w zasadzie tylko przy braku światła, głównie w nocy. Wnętrza zamku nie stanowiły większego wyzwania dla teleobiektywu. Jest to też świetny obiektyw makro, najprawdopodobniej najlepszy dostępny w smartfonie. Specjalny tryb wspomaga celowanie w makrofotografii, działa autofocus, a wyniki są naprawdę rewelacyjne.
Trzeci aparat jest dużo bardziej typowy – posiada klasyczną matrycę 13 Mpix, ultraszerokokątny obiektyw 13 mm o dobrej jasności f/2,2 i autofocus. Typowy nie oznacza jednak, że gorszy – przy ekwiwalencie ogniskowej 13 mm ma doskonale skorygowaną geometrię obiektywu, bardzo dobrą ostrość w centrum i dobrą na peryferiach, do tego dobrze radzi sobie w gorszym oświetleniu, poważniejsze (ale znowu nie tak bardzo) problemy z jakością mając w zasadzie wyłącznie po zmroku.
Osobne parę słów chciałbym poświęcić trybom portretowym. Aplikacja aparatu może tu wydać się nieco dezorientująca, są bowiem aż dwa tryby, które mogą do tego służyć. Pierwszy, nazwany zwyczajnie portret, działa z aparatem przednim i tylnym, posiada zestaw predefiniowanych filtrów efektowych zapewniających między innymi rozmycie i upiększanie.
Drugi nazywa się przysłona, działa tylko z aparatem tylnym, nie ma żadnych dodatkowych filtrów, lecz za to są dwa tryby pracy: z fizyczną przysłoną (działa tylko z aparatem szerokokątnym), w którym rozmycie jest uzyskiwane w sposób naturalny, wynikający ze sposobu pracy optyki obiektywu, oraz z przysłoną wirtualną, w której bokeh jest symulowany programowo w szerszym zakresie. Naturalny bokeh jest dość skromny, ale jest – i zawsze będzie poprawny i bez błędów. Ale symulacja rozmycia stoi na bardzo dobrym poziomie, bez błędów głębi i artefaktów na krawędziach.
Huawei P60 Pro, ocena końcowa
Niewątpliwie najmocniejszym punktem testowanego P60 Pro jest aparat fotograficzny, ba, być może jest to najlepszy smartfon fotograficzny na rynku. Jego zalety pod tym względem są oczywiste, mniej oczywiste są wady, gdyż dotyczą raczej zaawansowanych użytkowników, którzy mogą być zawiedzeni brakiem możliwości fotografowawania w trybie zbliżonym do Apple ProRAW czy Samsung ExpertRAW. Huawei jest znakomitym aparatem, lecz użytkownik jest zmuszony do niemal całkowitego zawierzenia automatyce i oprogramowaniu.
A co poza fotografią? Sprzęt jest świetny, znakomicie wykonany, szybki, ma bardzo dobry akumulator i jest po prostu piękny, nie mówiąc, że jak na najwyższą półkę ma całkiem rozsądną cenę. Tu nie mam żadnych wątpliwości, że jest bardzo dobrze.
Gorzej z oprogramowaniem, tu jest mniej różowo. Ekosystem aplikacji Huawei jest coraz lepszy i coraz mniej w nim braków, ale daleko mu do kompletności. W zależności od użytkownika i jego wymagań, brak usług Google może być poważnym problemem albo może się okazać zupełnie nieistotny. Zaawansowani i chętni do grzebania użytkownicy mogą spróbować emulacji, ale trzeba pamiętać, że jest to niepewne i zawodne, bowiem coś co dwa miesiące temu zadziałało u redakcyjnego kolegi u mnie działać już nie chciało i trzeba się z tym liczyć, że jest to raczej naturalne. Ostrożność jest w każdym razie wskazana, zakup warto dobrze przemyśleć pod kątem własnych potrzeb. Wybór Huawei P60 Pro z jego zaletami i wadami musi być po prostu świadomy, by uniknąć rozczarowania.