Możemy się tego dowiedzieć dzięki wynikom badań zamieszczonym w PLOS ONE. Ich autorzy, wywodzący się ze Stanford Graduate School of Business oraz Uniwersytetu w Tel Awiwie, opisują, jak kwestie językowe umożliwiły nazistom odczłowieczanie Żydów i utorowały drogę do przeprowadzenia Holokaustu. Co ciekawe, naukowcy podkreślają, iż wyciągnięte wnioski nie odnoszą się tylko do wydarzeń z okolic drugiej wojny światowej – można je powiązać także z bardziej współczesnymi problemami.
Czytaj też: Czy muzyka może pomóc na chorobę Alzheimera?
Łącznie członkowie zespołu wzięli pod lupę 140 elementów nazistowskiej propagandy, do której zaliczały się plakaty, pamflety, gazety czy stenogramy przemówień politycznych. Materiały te pochodziły z okresu od listopada 1927 roku do kwietnia 1945 roku i zawierały łącznie ponad 57 000 słów. Kolejny krok polegał na wykorzystaniu nowoczesnego narzędzia psycholingwistycznego do dogłębnego zbadania intencji kryjących się za wykorzystanym językiem.
Podstawą nazistowskiej propagandy było twierdzenie, że Żydom brakuje zdolności do doświadczania ludzkich emocji i wrażeń. Jest to rzecz jasna oczywisty przejaw dehumanizacji. Po rozpoczęciu Holokaustu jego ofiary przedstawiano w odczłowieczonej formie, choć jednocześnie Żydów uznawano za bardzo wpływowych i stanowiących zagrożenie dla narodu niemieckiego. Wróg był więc gorszym typem podczłowieka, który mimo swojej słabości stwarzał niebezpieczeństwo dla narodu niemieckiego.
Dehumanizujący Żydów język stanowił podstawę późniejszego Holokaustu
I choć dehumanizacja jest powszechnie uznawana za wstęp do realizowania przemocy na masową skalę, to brakowało konkretnych dowodów, które by to potwierdzały. Nowe badanie wypełnia tę lukę, pokazując, jak nikczemne były środki stosowane przez niemieckich propagandystów. Niestety, gdy mniejszość jest brutalnie prześladowana, język tworzy podwaliny dla tego, co ma nastąpić później. Za jego pośrednictwem dochodzi do odzierania ludzi z człowieczeństwa. Krwawym przykładem takiego podejścia było ludobójstwo w Rwandzie z 1994 roku, kiedy to większość przedstawicieli Hutu często określała mniejszość Tutsi mianem “karaluchów” w audycjach radiowych.
Czytaj też: Uchodźcy z polskim paszportem. Jak przyjmowano nas za granicą?
Faktem jest, że sprawcy ludobójstwa autentycznie wierzyli, że ich ofiary były złe do szpiku kości – tak złe, że wymagało to całkowitej eksterminacji wszystkich z nich, mężczyzn, kobiet i dzieci. Chociaż ludobójcza eksterminacja jest szczególnie skrajnym wynikiem, ten proces demonizowania naszych “wrogów” wydaje się być bardzo powszechnym aspektem konfliktu międzygrupowego. […] Myślę, że jedną z lekcji, którą możemy wyciągnąć z badań nad ludzką psychologią i historią jest rozpoznanie – i oparcie się – naszej tendencji do demonizowania tych, z którymi się nie zgadzamy lub uważamy, że wyznają wartości zagrażające naszym własnym. podsumowuje główny autor, Alexander Landry